Zabij to i wyjedź z tego miasta (2019)

Reż. Mariusz Wilczyński

Data premiery: 5 marca 2021

Grzegorz Nadgrodkiewicz

Długo wyczekiwana i ze względu na kolejne fale pandemii kilkakrotnie przekładana premiera pełnometrażowego debiutu Mariusza Wilczyńskiego nareszcie zaspokaja ciekawość widzów – szczególnie tych, którzy wiedzieli, że ten znany i ceniony animator oraz performer od kilkunastu lat tworzy autobiograficzną, bardzo osobistą opowieść. Prace nad nią trwały ponad dekadę, co może samo w sobie nie jest wyjątkowe, jeśli zważyć przypadki innych artystów zmagających się z wielkim tematem – opowiadających rozległe, wielowątkowe historie, latami poszukujących środków na sfilmowanie arcydzieła rozpoznanego ex post, usiłujących autoterapeutycznie okiełznać demony własnej przeszłości czy po prostu żmudnie cyzelujących wysmakowaną koncepcją artystyczną. Każdy z tych aspektów w pewnym zakresie dotyczy też debiutu Wilczyńskiego, ale co ciekawe, bezprecedensowość jego dzieła dopełnia się również w tym sensie, że jest to film animowany, który jako pierwszy w historii otrzymał nagrodę Złotych Lwów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2020). W szeregu najważniejszych twórców polskiej animacji stawia jednak Mariusza Wilczyńskiego nie sama ta nagroda (czy szereg innych zagranicznych, które film zdążył już zdobyć), ale ranga artystyczna jego filmu, zarówno w wymiarze estetycznym, jak i intelektualnym.

W Zabij to… Wilczyński wraca (i jest to słowo klucz w tym filmie) do czasów swego dzieciństwa w Łodzi – szarej, brudnej, peerelowskiej, dymiącej fabrycznymi kominami – ale wizyjnie sięga jeszcze dalej – do chwil, gdy poznali się i zakochali w sobie jego rodzice. Jest to więc w pewnym sensie podróż sentymentalna i nostalgiczna, choć raczej bez tych pozytywnych, uwznioślających akcentów, które nasza pamięć zazwyczaj dopisuje chwilom minionym. Zatapiając się w surrealną, oniryczną aurę tego filmu, którą potęguje także łzawo-deszczowa kolorystyka samej animacji, mamy bowiem szansę zasmakować częściej w czymś gorzkim i smutnym niż radosnym albo pokrzepiającym. Wilczyński w charakterystycznym dla siebie stylu (z brudną, jakby schematyczną kreską, momentami pokrewną atramentowym bazgrołom, innym razem precyzyjną i uwypuklającą detale rysunku) wykreował niezwykłe imaginarium – świat osób mu bliskich, mających swe pierwowzory w rzeczywistości (jak rodzice czy jego największy przyjaciel Tadeusz Nalepa), ale też postaci fikcyjnych (jak choćby bohaterowie Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa) czy symboli spleenu, przemijania i rozpadu (krople deszczu, patroszone ryby).

Ducha przeszłości dodatkowo tchnął w te wszystkie elementy dzięki – trudno nazwać to inaczej – genialnej obsadzie aktorskiej. Animowanym postaciom swych głosów użyczyli bowiem, pośród innych znakomitych: Krystyna Janda jako zahukana pracownica prosektorium, Anna Dymna i Marek Kondrat jako czuli, młodzi rodzice Mariuszka, niezrównana i przejmująca w swym wycofaniu, duchowym „skuleniu” Barbara Krafftówna jako jego umierająca matka, Daniel Olbrychski jako złowieszczy Bułhakowowski Behemot, Gustaw Holoubek (alter ego Mariusza zdradzające najgłębszy sens przyjaźni), Irena Kwiatkowska (przewrotnie disnejowska staruszka z pociągu) czy Andrzej Wajda (także po mistrzowsku naśladowany przez Marka Kondrata – jako stary powstaniec z pociągu). W jednym z niedawnych wywiadów radiowych[1] Wilczyński zdradzał, że część z tych postaci „zdobył” do swojego filmu niemal w ostatniej chwili, u schyłku ich życia lub wręcz niejako z zaświatów (jak głos Gustawa Holoubka zaczerpnięty z filmu dokumentalnego Słońce i cień). Ten duchowy, międzypokoleniowy transfer jest w filmie doskonale wyczuwalny. Nadaje animowanym postaciom zaskakującą wiarygodność, ale zarazem unosi je w sferę niepokojącego oniryzmu, w nadrealno-industrialny łódzki mikroświat, gdzie po staremu dzwoniące tramwaje przecinają senną tkankę miasta, pokurczone staruszki szukają swoich zagubionych piesków, sklepowe z rybnego marzą o estradzie, wyrodne, zmęczone pracą matki pastwią się nad swoimi dziećmi i skąd wreszcie Mariuszek/Mariusz ucieka, by zanurzony gdzieś w morskich wodach, jako olbrzym przenikać chwile uniesień swych rodziców.

Co ważne, ta opowieść o przeszłości nie domaga się odbioru racjonalizującego. Wręcz przeciwnie – Wilczyński rozmyślnie gubi pewne wątki i miesza plany czasowe, by tym silniej umocować widza w sennej zaprzeszłości. Zabij to… nie jest więc filmem, który mógłby łatwo się poddać recenzenckiemu uporządkowaniu i zwyczajowemu zrekonstruowaniu fabuły. Więcej nawet, w tym przypadku jest to po prostu zbędne, podobnie jak zaspokojenie pokusy odcyfrowania ewidentnych w tym filmie sygnałów autobiograficznych. Wspomniany już Tadeusz Nalepa – bratnia dusza i przyjaciel reżysera – pojawia się w Zabij to… jako postać animowana, ale istotniejsze jest chyba to, że patronuje filmowi muzycznie, nadając mu smutno-bluesowy charakter i niejako programując nastroje odbiorcze. Także matka Mariusza jest w filmie kilkakrotnie ukazana, choćby w osamotnieniu tuż przed śmiercią, ale przecież nie idzie tu o to, by odszukać w rzeczywistości ślad po tej staruszce czy wartościować oschłość jej syna (Wilczyński przyznawał zresztą, że film pełnił dla niego funkcję terapeutyzującą w tej właśnie mierze[2]). Ważniejsze wydaje się rozpoznanie pewnego modelu radzenia sobie z przeszłością, pojmowania rzeczy dawniej niezrozumiałych bądź dokonywania czynów zaniechanych, które teraz – artystycznie przepracowane – uwierają mniej. Takiemu oswajaniu przeszłości niewątpliwie służą też rozsiane po filmie akcenty humorystyczne – czy to po prostu wpisane w dialogi, czy to zamknięte w warstwie obrazowej (by przywołać choćby rozliczne, erotyzujące „przerysowania” dotyczące cielesnych walorów postaci lub zbliżeń między nimi).

W swym artystycznym całokształcie Zabij to… przemawia do widza jako opowieść o odchodzeniu, samotności, o umiejętności powiedzenia bliskim zmarłym tych słów, których szczędziliśmy im za życia, wreszcie o sposobach, w jakie nasza pamięć utrwala rzeczy ulotne (jak czułość i miłość rodziców czy zapach morza), ale również te jak najbardziej dotykalne (migawki „pamiętające” tatuaż na ramieniu ojca, markę kultowego radioodbiornika albo rzutnika slajdów z bajkami). Młodzi widzowie filmu Wilczyńskiego mogą zatem ikoniczny plan tej opowieści traktować jako dziennik z podróży w nieznaną im przeszłość. Dobrze temu posłuży przygotowany przez portal Culture.pl Przewodnik po pamięci[3], który nie tylko kreśli swoistą mentalno-filmową mapę reżysera, ale także odsyła do nieznanej już młodym rzeczywistości PRL-u. Szczególnym wyzwaniem interpretacyjnym w dyskusji po filmie – pozwalającym wykorzystać wiedzę zdobytą choćby podczas lekcji języka polskiego – może zaś być próba odkodowania wplecionego w to dzieło szyfru bułhakowowskiego i dopisania szerszego kontekstu słowom wypowiadanym przez Behemota do pracownicy prosektorium. W tej obrazowo-literackiej szaradzie kryje się przecież klucz, pozwalający reżyserowi otworzyć drzwi do przeszłości i wrócić stamtąd żywym. Być może uda się wtedy odgadnąć, kim byłby ów tajemny imperatyw nakazujący Wilczyńskiemu to, o czym literalnie mówi tytuł filmu, a co jako dewiza twórcza przyjęło dla niego postać zgoła odwrotną i na wskroś animacyjną: ożyw to i wróć do tego miasta!

[1] A. Szydłowska, D. Masłowska, Emocje złożone w darze. Mariusz Wilczyński, https://newonce.net/epizod/emocje-zlozone-w-darze-mariusz-wilczynski (dostęp: 27.02.2021).

[2] Tamże.

[3] Zob. https://culture.pl/pl/superartykul/zabij-to-i-wyjedz-z-tego-miasta-przewodnik-po-pamieci (dostęp: 27.02.2021).

tytuł: Zabij to i wyjedź z tego miasta
gatunek: animacja, (auto)biograficzny
reżyseria: Mariusz Wilczyński
scenariusz: Mariusz Wilczyński
animacja: Mariusz Wilczyński, Agata Gorządek, Jakub Wroński
muzyka: Tadeusz Nalepa
obsada: Krystyna Janda, Andrzej Wajda, Marek Kondrat, Daniel Olbrychski, Anna Dymna, Andrzej Chyra, Magdalena Cielecka, Małgorzata Kożuchowska, Gustaw Holoubek
produkcja: Polska
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Gutek Film
czas trwania: 88 min
odbiorca/etap edukacji: ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania