Filmowy obraz przeszłości — Wołyń (2016) Smarzowskiego filmowym pomnikiem pamięci
Arkadiusz Walczak
W nowożytnej i najnowszej historii Polaków i Ukraińców nie brakuje wydarzeń dramatycznych. Oba narody dotknęły klęski związane z utworzeniem bądź obroną własnej państwowości, a w wieku XX okrutne represje reżimu nazistowskiego i komunistycznego, przy czym te drugie przez wiele lat starano się wymazać z pamięci społecznej. Nie można było oddać należnego szacunku ofiarom tak wielkich zbrodni, jak mord na polskich oficerach w Katyniu czy Wielki Głód z lat 30., w czasie którego zagłodzono trzy miliony ukraińskich chłopów. Kwestie te pomijały także szkolne programy nauczania historii. W konsekwencji, pamięć o zakazanych tematach kultywowano przede wszystkim w rodzinnym gronie lub lokalnej wspólnocie, nieufnie i bardzo krytycznie patrząc na ustalenia oraz twierdzenia oficjalnej historiografii. Dopiero od upadku komunizmu i Polacy, i Ukraińcy mogą otwarcie mówić o swojej przeszłości. Próbując nadrobić zaległości, historycy z obu państw, uwolnieni z więzów cenzury i ideologicznej zależności, siłą rzeczy poruszają też niełatwą problematykę stosunków polsko-ukraińskich, w których szczególnie tragicznie zapisał się okres II wojny światowej i pierwszych lat powojennych. W polskiej świadomości historycznej tkwi pamięć o masowych mordach na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej popełnionych w latach 1943–1945 przez banderowską frakcję Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię. Z kolei dla Ukraińców traumatycznym doświadczeniem była operacja „Wisła”, czyli przymusowe wysiedlenia Ukraińców z południowo-wschodniej Polski w 1947 r. i takie ich rozmieszczenie na ziemiach zachodnich, by łatwo ulegli asymilacji i polonizacji. W ciągu ostatnich 25 lat mieliśmy do czynienia z poszerzeniem wiedzy na temat stosunków polsko-ukraińskich w okresie 1943–1947. Dzięki wielkiemu wysiłkowi polskich i ukraińskich badaczy, zawodowych historyków, ale także osób zajmujących się tą problematyką nieprofesjonalnie, opublikowano dziesiątki książek i artykułów oraz setki dokumentów i relacji. Przez prasę przetoczyły się dyskusje i spory. Trudno zatem zgodzić się z poglądem, że konflikt polsko-ukraiński był i jest obecnie tematem przemilczanym, pozostającym białą plamą polsko-ukraińskiej historii. Inna rzecz, że w ocenach tych wydarzeń możemy zauważyć często diametralne różnice między historykami, przy czym linia podziału nierzadko przebiega według narodowego klucza, a ustalenia badaczy w ograniczonym stopniu przenikają do świadomości społecznej. Ihor Iljuszyn, ukraiński historyk, autor monografii UPA i AK, konflikt w Zachodniej Ukrainie 1939–1945 napisał: „Mimo że od opisywanych wydarzeń upłynęło ponad 60 lat, wielu Ukraińców i Polaków wciąż nie może wybaczyć krzywd zadanych sobie podczas ostatniej wojny światowej”[1]. Masakry Polaków zaczęły się na masową skalę na początku 1943 r. i trwały do 1945 r. Prowadzili je — w sposób zorganizowany — partyzanci z UPA, na rozkaz dowództwa i często ze wsparciem miejscowej ludności. Ich kulminacja na Wołyniu nastąpiła podczas krwawej niedzieli 11 VII 1943 r., gdy UPA zaatakowała prawie sto polskich wsi i miasteczek. Polscy historycy szacują, że na Wołyniu zginęło 60 tys. Polaków, w Galicji Wschodniej 30–40 tys. oraz 6–8 tys. na terenie Lubelszczyzny i Podkarpacia. Ukraińskie ataki doprowadziły do kontrakcji polskiego podziemia: aby powstrzymać UPA — a czasem też, by dokonać zwykłego odwetu — Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie prowadziły w latach 1944–45 uderzenia na ukraińskie wsie, zabijając również cywilów. Liczbę ukraińskich ofiar cywilnych (także potem z rąk żołnierzy ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego) szacuje się na ok. 10 tys. Do dziś znaczna część polskich ofiar rzezi spoczywa w nieoznaczonych mogiłach. Instytut Pamięci Narodowej szacuje, że grobów ze szczątkami wymordowanych Polaków może być około 2 tysięcy, a tylko 180 z nich zostało upamiętnionych.
„Tragizm sytuacji [na Wołyniu — przyp. A.W.] — pisze Iljuszyn — polega przede wszystkim na tym, że antypolska akcja, początkowo pozornie całkowicie uzasadniona z punktu widzenia ukraińskich interesów narodowych, bardzo szybko nabrała niespotykanego tempa i rozmiarów oraz nadzwyczaj krwawego charakteru, że przeprowadzona była przy udziale mieszkańców wsi uzbrojonych w to, co mieli pod ręką i że dotknęła niewinnych ludzi, w tym starców, kobiety i dzieci. Można powiedzieć, że polskiej ludności z Wołynia, a później również Galicji Wschodniej, przyszło z naddatkiem zapłacić zarówno za przedwojenną, błędną politykę II RP wobec Ukraińców, jak i za własne wyobrażenia i poglądy odnośnie tej polityki (…). W stosunku do polskiej ludności cywilnej (…) zastosowano metody odpowiedzialności zbiorowej. Były one sprzeczne z wszelkimi międzynarodowymi regulacjami prawnymi”[2].
Grzegorz Motyka — najwybitniejszy polski badacz zajmujący się problematyką relacji polsko-ukraińskich w XX w. — pytany o to, co chce osiągnąć swoimi publikacjami, odpowiedział: „Chciałbym przekonać Ukraińców, że mordowanie ludności polskiej na Wołyniu było faktem, a Polaków, że akcja „Wisła” nie była konieczna. Od dawna stoję na stanowisku, iż nigdy, w żadnych okolicznościach, nie można usprawiedliwiać zadawania cierpień ludności cywilnej, jakiejkolwiek by ona była narodowości. (…) Nie jest, moim zdaniem, możliwe trwałe pojednanie polsko-ukraińskie bez pełnego zaakceptowania trudnej przeszłości i nazywania po imieniu wszelkiego zła, które dokonało się pomiędzy Polakami i Ukraińcami w czasie wojny i po jej zakończeniu”[3]. Podobne stanowisko zajął Wojciech Smarzowski, reżyser i scenarzysta filmu Wołyń.
Siła kina
Mnogość publikacji i wspomnień, dotyczących trudnych relacji polsko-ukraińskich, nie zawsze docierała do szerokiego kręgu odbiorców. Tylko kwestią czasu było sięgnięcie po ten temat przez filmowców. Badacze zajmujący się problematyką Holokaustu zgodnie podkreślają znaczenie serialu amerykańskiej telewizji NBC Holokaust z 1978 r. oraz filmu Stevena Spielberga Lista Schindlera z 1993 r. w popularyzacji wiedzy na temat zagłady europejskich Żydów. Kino niejeden raz udowadniało, że posiada siłę upowszechniania informacji o wydarzeniach historycznych, o jakiej twórcy najlepszych nawet monografii naukowych i popularnonaukowych oraz kuratorzy wystaw w muzeach mogą tylko marzyć.
Wojciech Smarzowski pytany, dlaczego zajął się bardzo trudnym tematem relacji polsko-ukraińskich, wskazywał właśnie na brak wiedzy: „nie rozumiałem tego bestialstwa (…). Dzikość idzie nie ze Wschodu, ale z człowieka, gdy się go wyposaży w pewną ideologię. Nie interesuje mnie zrobienie historii czarno-białej. Gdy zdecydowałem, że będę robił film, to wiedziałem, że będę musiał przedstawić racje strony ukraińskiej. Dla Ukraińców będzie ich za mało. Nie nakręciłem jednak podręcznika historii, lecz film o miłości w czasach nieludzkich, bo to ludzie wywołują wojny. Żeby okropne wydarzenia zrównoważyć, musiałem mieć bardzo mocną historię miłosną, mocną postać jak Zosia Skiba z domu Głowacka. Dlatego historia miłosna w filmie jest bardzo ważna w zderzeniu z tym tematem”[4]. Dalej reżyser tłumaczył, że miał świadomość, że nie można zrobić filmu, który zadowoli wszystkich: „Mam swoją prawdę — mówił — swoją opcję i jej się trzymam. Jestem Polakiem i robię film z polskiej perspektywy (…). Konsultowałem ten film z wieloma środowiskami i już nie stać mnie na wątpliwości. (…) Chcę zrobić film odważny. Film, który nazwie, nauczy, odda hołd, ale przede wszystkim film, który wzruszy, poruszy i trzepnie po sercu i po głowie. Film, który sponiewiera, ale również zmusi do refleksji. Być może do części widzów dotrze, że czasy, w których przyszło nam żyć, nie są najgorsze. Wrócą do domów, żeby przytulić dzieci. Zrobię ten film najuczciwiej, jak potrafię”— deklarował Smarzowski. Dalej przekonywał: „Czasem robię filmy lepsze, czasem gorsze, ale staram się nie robić filmów błahych. To nie będzie łatwy film w odbiorze, ale jest potrzebny, zwłaszcza teraz, kiedy tyle się mówi o pojednaniu między Polską a Ukrainą. Nie można zatajać prawdy o zbrodni, bo to może generować kolejne zbrodnie”[5].
Zatem zdaniem reżysera film Wołyń „to opowieść o miłości ponad podziałami. Jeżeli spowoduję, że historycy polscy i ukraińscy wrócą na nowo do pracy, zderzą ze sobą dowody, przeprowadzą na nowo ekshumacje, to będziemy mieli początek nowej relacji. To film zrobiony z dużą wiarą w człowieka, wymierzony przeciwko skrajnemu nacjonalizmowi. (…) Potrzebujemy dobrych relacji z Ukraińcami, a Ukraińcy z nami. To wszystko jest oczywiste. (…) Wydaje mi się, że po jakimś czasie ten film będzie pracował na oczyszczenie tych naszych relacji”[6]. W ocenie reżysera, atutem filmu są dobrze wyważone proporcje. W Wołyniu przedstawieni zostali zarówno źli Ukraińcy, jak i dobrzy, którzy pomagali Polakom. Są też dobrzy i źli Polacy. Wśród bohaterów są mieszane małżeństwa polsko-ukraińskie. W filmie, oprócz ukazania rzezi przeprowadzonej na Polakach przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej i miejscową ludność ukraińską, pokazana została akcja odwetowa Polaków na Ukraińcach[7].
Twórca miał świadomość wagi tematu: „Jeszcze nie robiłem filmu, żebym tak bardzo uważał, (…) bo wiem, że ten temat jest więcej niż delikatny — powiedział w jednym z wywiadów — cała tajemnica jest w wyważeniu proporcji. Z tej naszej, polskiej strony są one wyważone, myślę, dobrze. Ze strony ukraińskiej… oni to widzą inaczej. Ten film oczywiście ma pobudzić emocje. Po pierwszym okresie, kiedy te emocje opadną, (…) politycy powinni stworzyć dobry klimat do pracy dla historyków i polskich, i ukraińskich. Historycy polscy i ukraińscy powinni dostać czas, powinni skonfrontować dowody”[8] — powiedział reżyser. Krytycy filmowi i publicyści wskazywali na trzy możliwe perspektywy odczytania i interpretacji filmu Wołyń. Pierwsza z nich to optyka uniwersalnej opowieści o ludzkiej naturze skłonnej do bezgranicznej ofiarności i miłosierdzia oraz niewyobrażalnego okrucieństwa, której można dopatrzeć się też we wcześniejszych dziełach Smarzowskiego, np. Róży. W polskiej, ale także ukraińskiej dyskusji po premierze filmu, konteksty artystyczne zeszły na drugi plan wobec podkreślanej wymowy ideologicznej filmu, prezentując często skrajne spojrzenia na dzieło Smarzowskiego.
Po co nam dzisiaj film o Wołyniu?
Dla pierwszej grupy krytyków w obrazie Smarzowskiego szczególnie istotny jest moralny wydźwięk filmu. Heroiczna dziewczyna, przedzierająca się wraz z dzieckiem na ręku przez historyczny zamęt, jest w tym filmie moralnym zwycięzcą. To ona pozostaje ikonicznym obrazem całego Wołynia.[9] Smarzowski kreśli wieloetniczną i wieloreligijną panoramę Wołynia. Pojawiają się nacjonalistyczne akcenty, agitacja komunistyczna, ujawniają konflikty klasowe („Polak pan, a Ukrainiec cham”), wspólne sąsiedztwo pokazane zostaje bez mitologizowania Kresów. Mimo że w filmie nie pojawiają się napisy objaśniające historyczne tło — zdaniem recenzentów — łatwo zrozumieć z kontekstów przywołanych przez reżysera, dlaczego po wybuchu wojny Ukraińcy dezerterują z polskiej armii i spoglądają z nadzieją w stronę Hitlera. Nic jednak nie zapowiada pandemonium, które eksploduje latem 1943 r. Smarzowski stopniuje napięcie. Na początku grozę umieszcza gdzieś daleko poza kadrem. Chętniej niż samą przemoc pokazuje jej krwawe pokłosie. Inspirując się zbiorem opowiadań pt. Nienawiść Stanisława Srokowskiego, wspomnieniami świadków oraz pracami historyków, odtwarza gęstniejący klimat nacjonalizmu i wzajemnej wrogości. Do tego dochodzi kontekst religijny, najmocniej obecny w montowanej równolegle i bardzo wymownej scenie trzech kazań wygłaszanych w kościołach dwóch różnych obrządków. Choć Smarzowski nie ma wątpliwości, że ostateczny rozrachunek krzywd obciąża przede wszystkim ukraińskich nacjonalistów, w filmie zamieszcza również scenę krwawego odwetu, który jest udziałem Polaków. Na przykładzie rodzin mieszanych najostrzej widać tępy bezsens tej przemocy i wielkiej historii, która niszczy życie jednostek.[10] Zdaniem większości polskich recenzentów film uczciwie pokazuje historię z wielu perspektyw i jest uniwersalnym ostrzeżeniem przed nacjonalizmem.[11] Doceniając warsztat reżysera, epickie, nagrodzone zdjęcia Piotra Sobocińskiego juniora, pieczołowite odtworzenie realiów wsi wołyńskiej przez Marka Zawieruchę, dynamiczny montaż Pawła Laskowskiego, przejmującą muzykę Mikołaja Trzaski, niektórzy recenzenci zarzucali filmowi zmarnowanie szansy na stworzenie dzieła wybitnego, uniwersalnego w swym przesłaniu.
Rozrywanie końmi, obdzieranie ze skóry, rozpruwanie kobiecych łon, ucinanie głów — mimo tych zmasowanych okropności Wołyń nie jest tylko rekonstrukcją zbrodni ani też zawieszoną w próżni medytacją nad naturą zła w człowieku. Mnogość wspomnianych odniesień lokalnych na pewno film wzbogaca, choć jednocześnie widzowi niezorientowanemu w historii „skrwawionych ziem” odbiera możliwość pełnego zaangażowania. Dlatego Wołyń — zdaniem np. recenzentki „Tygodnika Powszechnego” — nie będzie filmem na miarę dużo wcześniejszego Idź i patrz Elema Klimowa, uznawanego za arcydzieło kina wojennego. Pozostanie filmem ważnym tylko dla Polaków.[12]
Inni widzą w Wołyniu przede wszystkim kontynuację wcześniejszych wątków z twórczości Smarzowskiego. Reżyser Domu złego ostrożnie rozkłada w Wołyniu racje i opowiada swoją historię językiem bardziej klasycznym niż w swych wcześniejszych filmach.
Najbliżej temu filmowi do Róży, która też osadzona była w latach 40. XX w. i pokazywała podobny, skomplikowany splot historycznych, społecznych i etnicznych relacji. Film ten był, zdaniem krytyki, przedsięwzięciem znacznie skromniejszym, ale też formalnie odważniejszym niż historyczny, epicki fresk, jakim jest Wołyń. W obu dziełach na pierwszym planie znalazły się kobiety, które pośród wojennej zawieruchy stają po stronie życia. Bohaterka Róży ukazana została przede wszystkim jako ofiara, seksualny łup wojenny, ostaniec pośród wypędzanych i przesiedlanych.[13] Podobnie Zosia z Wołynia, która prowadzi widza przez kolejne kręgi wołyńskiego piekła. Oba filmy to dzieła o trudnej polskiej historii, ludzkich wyborach i postawach, nie zawsze szlachetnych i zgodnych z potoczną wiedzą na temat postaw Polaków podczas wojny. Oba filmy to także uniwersalne opowieści o niszczycielskim żywiole — wojnie, demoralizacji, przemocy, prymitywnych instynktach. Gwałt i zbrodnia zostały pokazane jako wyzwolenie drzemiącej w człowieku zwierzęcej agresji, forma zemsty, odwieczne prawo zwycięzców. Podstawową osią obu dzieł jest opowieść o miłości, trudnej i na gruzach, miłości w czasach nieludzkich. Wreszcie i Różę, i Wołyń można rozpatrywać jako filozoficzne dyskursy o istocie człowieczeństwa, z najważniejszym pytaniem: ile gwałtu zniesie dobro? Szczególnie jest to widoczne w zakończeniach obu filmów, bardzo zbliżonych w swojej estetyce i wymowie.
Zdecydowanie najmocniej po premierze wybrzmiały głosy odnoszące się do kontekstów związanych z szeroko rozumianą polityką historyczną i uwarunkowaniami ideologicznymi. Polscy publicyści widzieli w tym filmie wiarygodne świadectwo martyrologii Polaków na Kresach, ale także cały czas aktualne ostrzeżenie przed nienawiścią na tle etnicznym, religijnym czy ekonomicznym. Ich zdaniem Smarzowski przedstawia historię rzezi wołyńskiej, sięgając głęboko do motywacji sprawców, ukazując związek przyczyno-skutkowy, gdzie — niczym w greckiej tragedii — wszystko zmierza ku wielkiej katastrofie. Ukrainiec prowadzący polityczną agitację przy kieliszku wódki nad weselnym stołem, opowiadający o złych polskich panach wieszających za nogi ukraińskie dziewczyny w kwiecistych spódnicach zostaje zderzony z roześmianym granatowym policjantem, przedstawicielem tej znienawidzonej władzy, który rozparty na ławie wlewa w siebie kolejne pięćdziesiątki baczewskiego. Buzujących w Ukraińcach emocji nie jest w stanie uspokoić lekceważący je polski ksiądz proboszcz, który na zarzuty, że Polacy zamykają po kolei prawosławne cerkwie, odpowiada lekceważąco, iż słyszał tylko o zamykaniu nieczynnych od dawna świątyń. Polsko-ukraińskie wesele przedstawione na początku filmu jest alegorią dobrosąsiedzkich stosunków obu narodów, stosunków układanych od pokoleń, nawet jeśli podszytych nutą wzajemnej niechęci, ufundowanych na awersji do Żydów, to jednak wypracowanych. Wrogiem dla Ukraińców może być polska administracja, urzędnicy, policjanci, nawet osadnicy z centralnej Polski otrzymujący morgi z niesprawiedliwego nadania. Ale nie polscy sąsiedzi. Tama zatrzymująca napór nienawiści pęka wraz z wybuchem wojny, czemu Smarzowski daje wyraz w scenie złożenia do grobu biało-czerwonej flagi, wojskowej czapki z orzełkiem i metalowej tablicy z orłem. Symboliczny pogrzeb Rzeczpospolitej, podobnie jak ceremonia święcenia w cerkwi siekier, toporów, kos i sierpów to ostateczne przypieczętowanie losu nieświadomych jeszcze swojego przeznaczenia ofiar i ich katów. Bandyci, sprawcy, mordercy to tylko tło, na którym wybija się znacznie ważniejsze, uniwersalne przesłanie — ocalenie człowieczeństwa. Twórca Wołynia pokazuje przede wszystkim, że masowe morderstwa Polaków to nie był wyraz ludowego buntu, lecz szczegółowo zaplanowana akcja, w której UPA i OUN miały tylko posłużyć się chłopskimi siekierami.[14] Po drugie, i tu docieramy do sedna przesłania, nie wszyscy Ukraińcy chcieli mordować Polaków i nie wszyscy godzili się na to, kiedy nawet już ruszali z motłochem na krwawe żniwa. Zbrodnia, z którą nie da się dyskutować, może stać się wspólnym mianownikiem dla obu stron, punktem wyjścia do porozumienia, zrozumienia i pojednania.[15]
Oczywiście, sprzeciw nielicznych sprawiedliwych był niczym wobec bezmiaru zbrodni, ale na tym większy szacunek zasługują. Jeden za wahanie przy egzekucji polskiego kolegi płaci życiem, inny udaje, że nie widzi ukrywającej się kilka kroków od niego w wysokiej trawie dziewczyny, a po wszystkim wraca po nią, i wynosi ją z pola usłanego trupami. Pojawia się też Ukrainiec postawiony przed najtrudniejszym wyborem — zabić swoją żonę Polkę czy należącego do UPA starszego brata namawiającego go do tej zbrodni. Na tych postawach i podkreślając takie wzorce, powinno się — zdaniem wielu publicystów — rozpoczynać budowę polsko-ukraińskich relacji opartych na wspólnej historii. Niełatwej, pełnej niedopowiedzeń, przeinaczeń i błędów popełnianych po obu stronach. Krwawej, ale wspólnej. Temu przede wszystkim powinien służyć film Smarzowskiego.[16]
Zdaniem części polskich publicystów Wołyń zaboli każdego. Smarzowski bez litości rozmontowuje fikcję dialogu polsko-ukraińskiego, staje się jasne, że ponad ćwierć wieku po upadku komunizmu w dialogu historycznym z Ukraińcami jesteśmy w punkcie wyjścia. Salonowe gesty, deklaracje kolejnych prezydentów i debaty historyków są bezbronne wobec siły rażenia dzikości zła, które wylewa się z ekranu. Reżyser bowiem nie zajmuje się elitami, ale odwołuje się do pamięci ofiar i ich potomków. Tam, gdzie tkwi prawdziwa emocja, którą tak naprawdę nikt się do tej pory nie interesował. Gdzie schowany jest realny resentyment wobec Ukraińców. Film jest argumentem dla tych Polaków, którzy w internetowych komentarzach odnoszących się do współczesnych problemów Ukrainy — protestów społecznych, aneksji Krymu i wojny z Rosją — deklarowali swoją niechęć wobec współczesnych „banderowców, morderców i skorumpowanych złodziei, których powinno pochłonąć rosyjskie piekło” i zastanawiali się, dlaczego państwo polskie pomaga oprawcom. Wołyń zdetonuje minę, która powinna była być zdetonowana już dawno. Uruchomi popkulturowe rozliczenia z historią, których finału nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Ten film zaboli każdego. Ukraińców, bo w filmie stają się bestiami, a w najlepszym razie kolaborantami, którzy potulnie współpracują najpierw z Lachami, później z Sowietami i hitlerowskimi Niemcami. Polaków, bo Smarzowski pokazuje żołnierzy AK jako pięknoduchów, którzy w czasach apokalipsy skupiają się na czytaniu książek i nie potrafią skutecznie bronić swoich. Dowodem na to ma być scena, w której kapitan-poeta na rozmowy z banderowcami przebiera się w mundur galowy i oddaje swoim żołnierzom broń. Bo rząd w Londynie ustalił, że na rozmowach ma jej nie być. Żydów zaboli z kolei rola współpracowników nowego reżimu, którzy dali się zwieść sowieckiej wizji nowego, wspaniałego świata. Są w końcu Rosjanie i Niemcy, którzy całe to piekło sprowokowali i rozpoczęli. Siłą Smarzowskiego jest właśnie ta polifonia i dygresyjność. Pierwsza, obecna w równoległych kazaniach dwóch duchownych obrządku wschodniego, z których tuż przed kulminacją masakry jeden nawołuje do panowania nad demonami nienawiści, a drugi wzywa do wypełnienia obowiązków wobec narodu i krwawej rozprawy z jego wrogami. Druga, w scenie ucieczki Zosi, która chroni się przed śmiercią, maszerując w kolumnie niemieckich żołnierzy, będących dla niej jedyną gwarancją bezpieczeństwa.[17]
Zdaniem wielu polskich publicystów Wołyń jest tak wierny prawdzie, jak wierne prawdzie może być skończone i pełne dzieło dojrzałego twórcy. Pojawiały się nawet opinie, że to prawdopodobnie najlepszy film w karierze tego reżysera i jeden z najlepszych filmów o historii, jakie kiedykolwiek w Polsce zrobiono. Oczywiście, jest w Wołyniu okrucieństwo. Musi być, bo stanowiło część historii i niepokazywanie go oznaczałoby jej fałszowanie. Jednak — zwłaszcza w kontekście wcześniejszych filmów reżysera — potworności w filmie są względnie stonowane. Najdrastyczniejsze sceny są pokazane z dystansu albo kręcone z ręki, szybkimi ujęciami, co sprawia, że pozostaje nam „w oku” raczej symbol tego, co się stało, niż sama scena. Nie zmienia to faktu, że niektórzy widzowie mogą ciężko znieść kilka najgorszych pod tym względem momentów filmowych. Ważne jednak, że Wołyń nie okazał się na tyle drastyczny, aby przykryło to inne jego walory. Zwłaszcza ten, że jest to film na wskroś uczciwy. Można by rzec — boleśnie uczciwy. Smarzowski osiągnął to między innymi poprzez uniknięcie historycznej publicystyki, pokazał historię z punktu widzenia wplątanej w nią jednostki, a nie narad na szczycie, gabinetowych sporów i ważnych dokumentów. Smarzowskiemu udało się to, co nie udaje się wielu reżyserom w podobnych sytuacjach: ograniczając perspektywę widzenia sytuacji przez zwykłego człowieka, nie zgubił zarazem autentyzmu i balansu zdarzeń. Mordercy to również ludzie wplątani w wielką politykę, zmanipulowani, namówieni cynicznie do bestialstwa, lecz zarazem zbyt słabi, by się tej manipulacji przeciwstawić. Zdaniem prawicowych publicystów nie ulega wątpliwości, że Wołyń wpłynie na relacje Polski z Ukrainą, może być także wykorzystany przez Rosję do podgrzewania antagonizmu polsko-ukraińskiego, na pewno wywoła skrajne emocje w Polsce. Z czego nie można tu czynić zarzutu reżyserowi. Smarzowski, ich zdaniem, sprawdził się jako twórca filmowy i jako człowiek, robiąc obraz ze wszech miar uczciwy, ale i profesjonalny. Film byłby na pewno słabszy, gdyby Smarzowski miał odpowiadać na jakieś polityczne zamówienia i dbać o spełnianie czyichś oczekiwań. To nie jest rola twórcy, a efekty takiego podejścia mogą być opłakane.[18]
W polskiej debacie po premierze filmu Wołyń dominowały głosy bardzo pozytywnie oceniające film, choć pojawiały się także głosy krytyczne. Podkreślano, że Smarzowski epatuje niepotrzebnymi scenami okrucieństwa i to w skrajnie naturalistycznej formie, zarzucano również autorowi fascynację ludzką brutalnością. Zauważano, że film nie zbliża do zrozumienia historii, ale powiela i ożywia negatywne stereotypy z okresu PRL, polaryzując społeczeństwo. Idealizuje życie na Kresach, bo np. ukazane w filmie jako codzienność małżeństwa polsko-ukraińskie były na Wołyniu rzadkością.[19]
Nie tylko film dla Polaków
W Wołyniu obok aktorów polskich wystąpiło ok. 30 aktorów ukraińskich, wśród nich Wasilij Wasilik, wcielający się w ukochanego głównej bohaterki. Wasilik przyznał na konferencji podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, że decyzja, aby wystąpić w tym filmie, była dla niego trudna. Aktor opowiadał, że jeszcze przed propozycją zagrania w filmie Smarzowskiego czytał publikacje o zbrodni wołyńskiej. Według Wasilika konkluzja, do której dojdą widzowie po obejrzeniu Wołynia, będzie taka: „Wszystko zależy od tego, co produkujemy: miłość czy nienawiść. Bo jeżeli produkujemy nienawiść, mamy wtedy śmierć i trupy. Jeśli produkujemy miłość, mamy miłość. To sprawa nie tylko wojny — zaznaczył ukraiński aktor. — To jest także kwestia walki, która trwa w środku każdego człowieka, walki pomiędzy nienawiścią a miłością. Chciałbym, żeby ludzie znaleźli w sobie siłę, aby przeprosić jeden drugiego i mogli żyć dalej”[20]. Z drugiej strony media informowały o ukraińskich aktorach, którzy otrzymali propozycję zagrania w filmie i mimo gorących sympatii dla Polaków, po przeczytaniu scenariusza odmówili udziału. Wkrótce po premierze Wołyń stał się jednym z ważnych tematów w ukraińskich mediach i w sieciach społecznościowych. Szybko pojawiły się komentarze i recenzje, w większości bardzo krytyczne.
Andrij Lubka, pisarz z Ukrainy, stwierdził, że „po tym filmie w stosunkach polsko-ukraińskich cofniemy się o 10 lat. Jestem przeciwko politycznemu czy ideologicznemu traktowaniu sztuki, artysta ma prawo pracować ze wszystkimi tematami. Ale kiedy zmieniła się władza na Ukrainie, mamy bardzo propolski rząd, lepiej było użyć kanałów dyplomatycznych, że Polak oczekuje przeprosin od Ukrainy za Wołyń, większej aktywności w budowaniu pomników, porządkowaniu cmentarzy. Wszystko to byście dostali. Po filmie to będzie niemożliwe, zacznie się sezon nowych oskarżeń z każdej strony, zniechęci to ludność na Wołyniu (bo ich dziadków będzie uważać się za zbrodniarzy), więc sami wieśniacy nie pozwolą budować pomników pomordowanym. Władza centralna nie będzie mogła nic zrobić, bo zacznie się kampania do wyborów samorządowych. Film może być genialny, ale teraz tematowi Wołynia zrobi tylko źle. Raczej młodych Polaków przekona, że nigdy nie wolno przyjaźnić się z rówieśnikami z Ukrainy, a nie wspólnie działać — czy to w kwestiach wsparcia Majdanu, czy porządkowania cmentarzy. Smarzowski wbije starą siekierę pomiędzy nowe pokolenie, które zaczęło się sobą interesować”[21]. W ukraińskiej historiografii wydarzenia z lat 40. na Wołyniu traktowane są jako element walki o niepodległość Ukrainy, stąd gloryfikacja działań UPA, podkreślanie ich oporu wobec Armii Czerwonej. Żołnierze Bandery i sam dowódca traktowani są jak bohaterowie. Zdaniem krytyki ukraińskiej Wołyń to niezbyt świeży i oryginalny, po prostu banalny, pełen stereotypów i uprzedzeń zbiór klisz funkcjonujących w potocznej pamięci Polaków na temat Ukraińców. Doceniano co prawda lakoniczną, prawie surową manierę budowania scen, realizm, a nawet naturalizm opowieści. Ostatecznie jednak ta ciekawa forma skrywa treściową pustkę, brak samodzielnej ekspresji i autorskiej wizji całości. Zamiast tego Smarzowski pokazuje ciąg obrazów układających się w katalog propagandowych plakatów. Wszystko jest tu podporządkowane ideologicznej wymowie filmu. Tylko główna bohaterka, cnotliwa i dobra, wie o zbliżaniu się strasznych wydarzeń, podczas gdy inni dla kontrastu muszą pełnić rolę naiwnych optymistów. Ukraińcy to dziwna sekta, która pali w lasach ognie i odczytuje zaklęcia, zaadresowane do boga zemsty i zła. Nawet Holokaust — zdaniem ukraińskich publicystów — został w Wołyniu zinstrumentalizowany na potrzeby gatunku. Morderstwa Żydów też zostały wepchnięte do filmu tylko jako forma przejrzystej aluzji do nieszczęścia, które czeka głównych, polskich bohaterów. Uważni widzowie mogą dokładnie policzyć, ile razy w trakcie filmu ukraińskie postacie są prezentowane jako bestie, a ile razy jako ludzie i ile razy to samo dotyczy polskich bohaterów, by odpowiedzieć na pytanie, czy Smarzowski buduje opowieść, w której racje obu stron mają szansę wybrzmieć. Zdaniem ukraińskiej krytyki to pytanie retoryczne, wszak Polacy z reguły są w filmie dobrze ubrani, wyglądają normalnie i po ludzku, Ukraińcy w większości mają charakterystyczne, zdegradowane twarze i wybałuszone oczy — nie są to twarze, a pyski. Polacy wiedzą, co to honor i odwaga, Ukraińcy natomiast przejawiają czysto zwierzęce reakcje — dążenie do przetrwania i dziką agresję. Reżyser niby starał się zrównoważyć negatywy i pozytywy, ale wszystkie pozytywne ukraińskie postacie stanowią wyjątek, a nie regułę, w przeciwieństwie do polskich. Jest to zatem polski film, nakręcony dla polskiej publiczności i nie ma podstaw, by żądać od niego jakiegoś szczególnego wyważenia i obiektywizmu, gdy idzie o obraz Ukraińców i ich racje. Reżyserowi zarzucano — odnosząc się do jego wypowiedzi — że deklaruje wprost indywidualne spojrzenie na wydarzenia wołyńskie. Smarzowski podkreślał, że nie tworzył przecież podręcznika do nauczania historii i jednocześnie uwypuklał znaczenie subiektywnego przesłania filmu oraz swoje osobiste starania o to, by społecznie istotne wnioski dotarły do szerokiej publiczności.[22]
Pomnik pamięci
Wołyń rozpoczyna się cytatem z Jana Zaleskiego: „Kresowian zabito dwukrotnie, raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie. A ta druga śmierć jest gorsza od tej pierwszej”. To zdanie wprost wskazuje na przesłanie Smarzowskiego, który chciał swoim filmem przywrócić pamięć polskim ofiarom rzezi wołyńskiej. Temu podporządkowana została cała struktura filmowej opowieści. Piękny wołyński mit, ukazany poprzez sekwencję uroczystości weselnej, został bezpowrotnie unicestwiony, nie tylko fizycznie, co symbolizuje jedna z końcowych scen, obcięcia głowy dawnej pannie młodej i zagłady jej rodziny, ale także mentalnie. Główna bohaterka wraz ze swoją wyśnioną rodziną przekracza ów symboliczny polsko-ukraiński Styks. My, żywi, zmarłych możemy odtąd jedynie wspominać. Wojciech Smarzowski nie chce nas uczyć historii, chce nam tylko pomóc wspominać, nawet jeśli owe wspomnienia nie będą dla nas przyjemne.
Nota biograficzna:
Wojciech Smarzowski urodził się 18 stycznia 1963 r. w Korczynie koło Krosna. Jest absolwentem Wydziału Operatorskiego i Realizacji Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. Studiował także filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Początkowo zajmował się filmem dokumentalnym, reklamowym i teledyskami (np.: w 1998 otrzymał nagrodę Fryderyka za teledysk zespołu Myslovitz do utworu To nie był film). Do najważniejszych dzieł reżysera należy zaliczyć między innymi filmy fabularne: Wesele (2004), Dom zły (2009), Róża (2011), Drogówka (2013), Pod Mocnym Aniołem (2014), Wołyń (2016). Ksiądz (2017). Ma też na swoim koncie realizacje telewizyjne — reżyserował część odcinków następujących seriali: Brzydula (2008–2009), Londyńczycy 2 (2009), Bez tajemnic (2013).
Pytania pomocne w dydaktyce:
- Na podstawie filmu Wołyń scharakteryzuj przyczyny konfliktu polsko-ukraińskiego w okresie dwudziestolecia międzywojennego i czasach II wojny światowej.
- Wskaż przyczyny pośrednie i bezpośrednie, które doprowadziły do eksterminacji ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1945.
- Dokonaj interpretacji i wyjaśnienia wypowiedzi Jana Zaleskiego, która otwiera film, jaką funkcję pełni?
- Na podstawie filmu, a także wiedzy pozafilmowej wyjaśnij, dlaczego zbrodnia wołyńska była przemilczana po 1945 r.
- Film Smarzowskiego spina klamra, scena obcięcia warkocza i scena odcięcia głowy jednej z bohaterek, jakie funkcje pełnią te sceny? Dokonaj ich interpretacji.
- Zinterpretuj zakończenie filmu? Uzasadnij, czy ma ono charakter realistyczny, czy symboliczny?
Bibliografia:
- Ihor Iljuszyn, UPA i AK, konflikt w Zachodniej Ukrainie 1939–1945, Związek Ukraińców w Polsce, Warszawa 2009.
- Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.
- „Wołyń”. Historia pewnego filmu, pod red. Macieja Roberta, Wydawnictwo Galapagos 2016.
[1] I. Iljuszyn, UPA i AK, konflikt w Zachodniej Ukrainie 1939-1945, Związek Ukraińców w Polsce, Warszawa 2009, ss. 11–13.
[2] Tamże.
[3] G. Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 7.
[4] M. Kozubal, http://www.rp.pl/Gdynia-2016-/160929675-Recenzja-filmu-Wolyn-Wojciecha-Smarzowskiego.html#ap-1
[5] J. Tomczuk, http://www.newsweek.pl/polska/wolyn-film-wojciecha-smarzowskiego-o-rzezi-na-ukrainie-premiera-zwiastun,artykuly,350066,1.html
[6]http://www.polskieradio.pl/7/5347/Artykul/1672138,Wojciech-Smarzowski-film-Wolyn-ma-byc-mostem
[7] Tamże.
[8]http://wiadomosci.onet.pl/kraj/wojciech-smarzowski-o-wolyniu-to-film-przeciwko-skrajnemu-nacjonalizmowi/gwwkr6
[9] A. Piotrowska, Matka Polka Wołyńska, https://www.tygodnikpowszechny.pl/matka-polka-wolynska-35972
[10] Tamże.
[11] T. Sobolewski: „Wołyń” to wielki film. Zło jak namalowane, wyborcza.pl
[12] A. Piotrowska, op. cit.
[13] Tamże.
[14] M. Nowik, 362 sposoby na zabicie Lacha. Recenzja „Wołynia” http://wiadomosci.dziennik.pl/historia/ aktualnosci/artykuly/532649,362-sposoby-na-zabicie-lacha-recenzja-wolynia-wolyn-smarzowskiego- -rzez-wolynska.html
[15] J. Majmurek, „Wołyń”: Kino w wojnie pamięci, krytykapolityczna.pl
[16] P. Lisicki, „Wołyń” — siła pamięci, opinie.wp.pl
[17] Z. Parafinowicz, http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/531587,film-wolyn-wojciecha-smarzowskiego-zabije-pojednanie-ktorego-nigdy-nie-bylo.html
[18] Ł. Warzecha, http://wpolityce.pl/kultura/309473-wolyn-czyli-opus-magnum-wojciechasmarzowskiego-to-film-bolesnie-uczciwy-recenzja
[19] Kicz zła. Recenzja filmu „Wołyń”, Kultura Liberalna
[20]http://wiadomosci.onet.pl/kraj/wojciech-smarzowski-o-wolyniu-to-film-przeciwko-skrajnemu-nacjonalizmowi/gwwkr6
[21] J. Tomczuk, op. cit.
[22] A. Bondarenko, http://wschodnik.pl/publicystyka/item/11029-z-ukrainskiej-perspektywy-wolyn-wojciecha-smarzowskiego.html
tytuł: „Wołyń”
gatunek: dramat, wojenny
reżyseria: Wojciech Smarzowski
scenariusz: Wojciech Smarzowski
muzyka: Mikołaj Trzaska
zdjęcia: Piotr Sobociński
obsada: Michalina Łabacz, Wasyl Wasyłyk, Arkadiusz Jakubik, Adrian Zaremba
produkcja: Polska
rok prod.: 2016
czas trwania: 150 min.