Wielkie oczy (2014)
Anna Kołodziejczak
Reż. Tim Burton
Każdy nowy, nieobejrzany jeszcze przeze mnie film Tima Burtona, to szansa na zagłębienie się w barwny, fantasmagoryczny, znany mi dobrze świat. Niczym Alicja, ta z Krainy Czarów, myślę o możliwości zanurzenia się w swoistym, rozpoznawalnym Burtonowskim imaginarium, pełnym magii i grozy, zawieszonym pomiędzy jawą a snem. (Więcej na temat kina tego autora można znaleźć na naszej stronie przy okazji tekstów na temat filmu „Alicja w Krainie Czarów”. Publikujemy scenariusz lekcji, analizę oraz opracowanie.) „Wielkie oczy” to film nie od razu rozpoznawalny jako dzieło tego autora. Jest bardziej oszczędny jeśli chodzi o środki wyrazu, nie tak jawnie groteskowy, nie gra w nim Johnny Depp, jednak po obejrzeniu całości, jestem usatysfakcjonowana jako widz kina Burtona.
„Wielkie oczy” to film biograficzny, jasno deklarujący swoje związki z autentyczną historią Margaret i Waltera Keane’ów. Końcówkę filmu wypełniają autentyczne zdjęcia bohaterów oraz informacje o ich dalszych losach w latach późniejszych, wykraczających poza fabułę filmu. Dowiadujemy się, że Walter zmarł w roku 2000, zgorzkniały i niemal bez grosza, natomiast Margaret, obecnie osiemdziesięciosiedmioletnia artystka, tworzy nadal. Zafascynowani jej historią scenarzyści przez blisko dziesięć lat starali się oddać całe zniuansowanie, dramatyzm, ale i groteskowość sytuacji, w jakiej się znalazła. Margaret Keane bardzo aktywnie włączała się w ten proces, a twórcy filmu dołożyli wszelkich starań, aby przedstawiona historia była wyrazista jak osobista podróż sentymentalna w tamte czasy. Czasy, które istnieją obecnie tylko w pamięci bohaterki, które przybrały kolory jej wspomnień i dawno zapomnianych emocji. A przecież to wszystko jednak się wydarzyło… i to na określonym tle społecznym, politycznym i kulturowym.
Przełom lat 50. i 60. XX w., USA. Margaret, żona przy mężu, matka kilkuletniej dziewczynki, poczatkująca malarka, postanawia zerwać ze swoim dotychczasowym życiem. Odchodzi od męża i próbuje utrzymać siebie i córkę. Szybko okazuje się, że ówczesne Stany nie są przyjaznym środowiskiem dla kobiety o takich aspiracjach. Właściwie jakich? Żyć własnym życiem, samodzielnie decydować, zarabiać, tworzyć… To raczej podstawowe potrzeby, niż szczególne aspiracje. Margaret ma problemy z otrzymaniem pracy, próbuje dorabiać, malując portrety w pasażu artystów. Wkrótce zaczyna się obawiać, że nie poradzi sobie sama bez opieki mężczyzny, że patriarchalne społeczeństwo amerykańskie nie jest przygotowane na obecność kobiet takich, jak ona. Były mąż grozi jej odebraniem córki, dlatego malarka spontanicznie decyduje się na kolejny związek – z dopiero poznanym malarzem i agentem nieruchomości Walterem Keanem. Związek ten z początku wydaje się być bardzo udanym: dwoje artystów rozkochanych w paryskich klimatach, marzących o karierze i wolności. Z czasem okazuje się gruntem, na którym coraz bardziej blaknąca, nieobecna Margaret oraz jej rozchwytywane obrazy stają się pożywką dla niemających granic ambicji finansowych i artystycznych jej męża.
Duet Keane & Keane odnosi wielki sukces komercyjny dzięki charakterystycznym malowidłom autorstwa Margaret. Postaciom, przede wszystkim, dzieci o ogromnych oczach – głębokich, smutnych, wypełnionych lękiem, niezrozumieniem i zdziwionych otaczającym je światem. Każdy następny obraz jest portretem kolejnego stanu emocjonalnego Margaret, jej wrażliwości i rozczarowania – układami społecznymi, związkiem, a także własnym postępowaniem. Im mniej stanowcza, bardziej zagubiona, rozmyta – także wizualnie, często w bielach, z mało wyrazistym makijażem – okazuje się malarka, tym silniejszy staje się Walter, osiągając z czasem (w trakcie procesu sądowego) monstrualną postać zidiociałego geniusza komercji. Korzystając z delikatności i niezdecydowania żony, zaczyna firmować swoim nazwiskiem jej prace. Rzekomo tak jest wygodniej i zapewne mężczyźni chętniej kupią prace autorstwa malarza, a nie malarki. Na prawdę Walter jest artystą–szarlatanem, któremu trudno jest uwierzyć, że jego wybitny talent polega raczej na umiejętności sprzedaży i manipulacji ludźmi. To, że Walter nie potrafi malować, żona odkryje dopiero po wielu latach, a on sam, zrośnięty ze stworzoną przez siebie fałszywą tożsamością, będzie czuł się artystą do końca. To on przecież sprzedaje obrazy namalowane przez Margaret, wpada na genialne pomysły promocyjne, jest twórcą ich sławy i sukcesu finansowego. Niestety, także autorem rozpadu ich małżeństwa, bliskiej relacji matki i córki, groteskowych szantaży i kabotyńskich wystąpień w mediach.
W momentach kryzysów emocjonalnych, kiedy osobista busola wskazuje, że Margaret znowu zgodziła się na groźną dla siebie, niezdrową sytuację, niepewna swego artystka poszukuje odpowiedzi u autorytetów. Podczas specyficznej spowiedzi prosi księdza o wsparcie/opinię na temat jej sytuacji życiowej. On jednak sankcjonuje istniejący porządek – radzi, powołując się na Pismo, aby poddała się woli męża. Dopiero kontakt ze Świadkami Jehowy powoduje, że Margaret decyduje się podjąć walkę o autorstwo swoich obrazów i własną niezależność. Warto dodać, że malarka, podobnie jak wiele postaci z filmów Burtona, nie rozumie i nie radzi sobie z otaczającą ją rzeczywistością oraz problemami dotyczącymi normalnego życia. Jest istotą wyobcowaną, jedyną w swoim rodzaju, po prostu inną. Ma tylko jedną przyjaciółkę DeeAnn, która przebywając w świecie realnym, nie może przebić się do hermetycznego świata Margaret. Mimo starań, nie jest w stanie pomóc głównej bohaterce.
Tim Burton w wielu wywiadach mówił, że cierpi na bezsenność. W jego filmach rozgrywających się na granicy złudzenia i rzeczywistości, występują często postacie z podkrążonymi oczami, podobne do tych z portretów Margaret (np. „Edward Nożycoręki”, „Miasteczko Halloween”, „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street”, „Gnijąca panna młoda”, „Alicja w Krainie Czarów”, „Mroczne cienie”). Także nie po raz pierwszy w swojej karierze Burton zmierzył się z tematem biograficznym. W 1994 r. zrealizował „Eda Wooda” film o losach najgorszego reżysera wszechczasów, twórcy tandetnych niskobudżetowych horrorów i filmów science fiction. Filmy te świadczą o tym, że reżyser dobrze się czuje w estetyce lat 50. i 60. ubiegłego wieku, umiejętnie wykorzystując pewną „cukierkową sztuczność” i umowność charakterystyczną dla tamtych lat.
Kino światowe przeżywa obecnie kolejny okres zainteresowania filmami biograficznymi. Zapewne wychodząc z założenia, że żadne wymyślone historie nie są tak pasjonujące, jak te napisane przez życie. Dodatkowo, kolejna epoka tworzy własną mitologię, a historia Margaret Keane koresponduje z popularnym obecnie tematami: równouprawnieniem płci, rewizją społeczeństwa patriarchalnego (przy omawianiu filmu pod takim kątem można sięgną także po „Żony ze Stepfordu” Franka Oza).
W działaniach dydaktycznych można polecić omawiany film przede wszystkim na IV etapie edukacji, ale sprawdzi się także na lekcjach z dojrzałą młodzieżą z klasy II–III gimnazjum. Po obejrzeniu „Wielkich oczu” można rozmawiać z uczniami na temat roli i pozycji artysty w społeczeństwie, o osobistych kosztach bycia artystą (zestawiając np. z „Amadeuszem” Milosa Formana, „Fridą” Julie Taymor, „Fortepianem” Jane Campion, „Tiną” Briana Gibsona, „The Jacksons: An American Dream” Karen Arthur), o kulturze popularnej i jej wyznacznikach (a także o pop-arcie i twórczości Warhola), o promocji sztuki oraz roli krytyków i mecenasów, miejscu twórczości w społeczeństwie konsumpcyjnym. Podczas lekcji wychowawczych, a jeszcze lepiej podczas zajęć z psychologiem, można wykorzystać film jako przyczynek do rozmowy na temat poszukiwania własnej tożsamości i odpowiedniej drogi zawodowej. Na temat potrzeby znalezienia oparcia w społecznie akceptowanych autorytetach (rodzina, kościół, nauczyciele) oraz obecnej kondycji tych instytucji. Można podjąć temat manipulacji i gier społecznych (zestawiając z „Miasteczkiem Pleasantville” Gary’ego Rossa, „Truman Show” Petera Weira).