Wicher. Dzikie konie (2017)
Reż. Katja von Garnier
Data premiery: 23 lutego 2018
Wojciech Świdziński
W nurcie kina familijnego istnieje podgatunek, który można określić mianem „filmu o koniach”, albo lepiej „filmu stajennego”. Ma on swój specyficzny schemat fabularny: bohaterka lub grupa bohaterek (zazwyczaj są to nastoletnie dziewczęta) ratują z opresji pięknego konia, który objawia niewyzyskane wcześniej zadatki na czempiona i w gonitwie – stanowiącej kulminację opowieści – odnosi spektakularne zwycięstwo. W międzyczasie bohaterki – wytrwale pracując w boksach stajennych lub zażywając rekreacyjnych przejażdżek – wyzbywają się kompleksów, odnajdują prawdziwe przyjaźnie, nawiązują pierwsze romantyczne miłości.
Do tego podgatunku należy zapoczątkowany w 2013 r. niemiecki cykl Ostwind, znany w Polsce pod tytułem Wicher. Jego trzecia odsłona – o podtytule Dzikie konie – trafia właśnie na nasze ekrany. Wspomniany wyżej schemat fabularny uległ tu rozmaitym modyfikacjom, gdyż wyeksploatowany został w już poprzednich częściach. Tym razem główna bohaterka – rudowłosa Mika – za sprawą wcześniejszych przygód oraz tajemniczej zdolności nawiązywania więzi z końmi, jest postacią znaną wśród miłośników zwierząt. Popularność nie przynosi jej jednak satysfakcji, czuje także, że jej wspaniały dzianet o imieniu Wicher nie jest szczęśliwy. Postanawia wyruszyć do hiszpańskiej Andaluzji, aby odnaleźć tam jego przeszłość i dowiedzieć się więcej o sobie samej. Na miejscu poznaje historię tabunu dziko żyjących koni, które znalazły się w tarapatach za sprawą interesów miejscowych hodowców. Sprawę może rozwiązać tylko… finałowa gonitwa.
W tego rodzaju filmach ogromne znaczenie ma dobór scenerii oraz jakość zdjęć. W Wichrze zdjęcia cyfrowe naśladują chwyty wypracowane przez operatorów i montażystów filmów przyrodniczych. Mamy więc tu zbliżenia o różnej dynamice, zdjęcia zwolnione, wykonywane pod światło zachodzącego słońca itd. Charakterystyczne są także fragmenty, w których więź człowieka z koniem jest romantyzowana dzięki wpisanym w ścieżkę dźwiękową pop-rockowym balladom. W efekcie nie powstaje jednak obraz quasi-przyrodniczy, lecz ożywiony kalendarz ze zdjęciami pięknych koni. Ten niewątpliwy kicz nie wydaje się mimo to nazbyt szkodliwy, czy przekraczający normy przewidziane dla kina młodzieżowego. Realizatorzy zadbali, by estetyzacja miała rozmach, ale i granice, a sceny podniosłe były kontrapunktowane wyważonym – choć nie zawsze równie lotnym – humorem.
Jeśli miałbym wskazywać generalne mankamenty filmu, to wiązałyby się one raczej z cechami całego podgatunku „filmu stajennego”. Po pierwsze, Wicher schematycznie odnosi się do grupy docelowej, którą rzecz jasna są nastoletnie dziewczęta. Nie byłoby w tym niczego nagannego, gdyby nie fakt, że uzyskiwane jest to za pomocą specyficznego klucza estetycznego i problemowego, konotowanego jako „typowo dziewczęcy”. Mamy tu więc długie, rozpuszczone włosy bohaterki, która w swoich poczynaniach kieruje się przede wszystkim uczuciami i przeczuciami, opiekuńczego, czułego i wyrozumiałego chłopaka, czy wreszcie karego ogiera ze srebrnymi pasemkami w grzywie.
Na marginesie warto zauważyć, jak szybko – w ciągu kilkudziesięciu, a może nawet kilkunastu ostatnich lat – jazda konna stała się atrybutem typowo kobiecym (co bezbłędnie wykrywają chłopcy już w wieku przedszkolnym – poza niewielką grupą końskich pasjonatów), całkowicie przyćmiewając „męską” tradycję kawaleryjską czy chociażby westernową.
Przyglądając się kwestii publiczności, warto podkreślić wartościową tendencję, która polega na tym, że bohaterowie filmu są nieco starsi od głównej części zakładanej grupy docelowej. Jestem przekonany, że Wicher najpełniej trafi do serc dzieci i młodzieży w wieku 9-14 lat, podczas gdy główna bohaterka, grana przez Hannę Binke, ma lat 17 czy 18. Wynika to rzecz jasna z praw rządzących cyklami filmowymi, jednakże sprawia przy okazji, że pozytywne wzorce zachowań lepiej trafiają do publiczności. Dla młodzieży bezkonkurencyjnym wzorem do naśladowania jest przecież nie rówieśnik, lecz „rówieśnik o kilka lat starszy”.
Drugim problemem wpisanym w „film stajenny” jest sposób pokazywania w nim zwierząt, który z pewnością powinien zainteresować badaczy z kręgu animal studies. Choć konie są tu wręcz fetyszyzowane, a wszystkie działania ludzkich bohaterów ich właśnie dotyczą, nie ulega wątpliwości, że jednocześnie traktowane są przedmiotowo. Stanowią zazwyczaj jedynie bierne ujście dla emocji bohaterek oraz ich fizyczne przedłużenie. Czasem są także poddawane jawnej antropomorfizacji.
W trzeciej części Wichra schemat ten został do pewnego stopnia zakwestionowany, dzięki postawieniu pytania o prawo zwierzęcia do dokonywania wyboru w sprawie własnej wolności. Oczywiście, w świecie tego rodzaju filmu odpowiedź może być tylko jedna. Tuż za tym idealistycznym pytaniem stawiane jest jednak kolejne, trudniejsze. Czy zwierzę hodowane i od tysięcy lat kształtowane przez człowieka może bezpiecznie powrócić do stanu dzikiego? To kwestia, która może posłużyć za temat poważnej i niejednoznacznej dyskusji, dotyczącej relacji człowieka z otaczającym go światem. Kwestia ta nie jest niestety w filmie szerzej rozwinięta. Finałowa gonitwa, w której Mika kieruje Wichrem niczym postacią z gry komputerowej, podważa wręcz ten niebanalny wątek.
Sumowanie wszelkich – do pewnego stopnia nieuchronnych – mankamentów nie sprawi jednak, że można łatwo zakwestionować wartość trzeciej odsłony cyklu o Wichrze. Przeciwnie, w swojej kategorii jest to film udany, a przy tym na tyle spektakularny, że polski dystrybutor zaryzykował wyświetlanie go na wielkim ekranie, na co nie zdecydował się w przypadku poprzednich części. Jego wartość zwielokrotnia także fakt, że w naszych kinach nie ma zróżnicowanej oferty adresowanych wprost do dzieci i młodzieży w wieku 9-14 lat, gdyż segment ten zdominowały amerykańskie produkcje fantasy i science-fiction. Nie jestem jednak pewien, czy rekomendowałbym organizowanie grupowych wyjść na Wichra. Wydaje się, że niektóre uniesienia młodości mogą lepiej rezonować w samotności czy w najbardziej zaufanym kręgu przyjaciół. Wicher powinien bez większych kłopotów sam trafić do właściwych odbiorców, wspierając kształtowanie ich empatii, altruizmu, nonkonformizmu i wrażliwości na los zwierząt.
gatunek: familijny, przygodowy