Improwizacja pod okiem dyrygenta
„Whiplash” Damiena Chazelle’a
Bartosz Zając
Słowo „whiplash” nie pochodzi ze słownika terminów muzycznych. Oznacza ono uraz szyi, często będący efektem wypadku samochodowego, przemocy fizycznej lub innego zdarzenia. Czasami stosuje się go po prostu jako synonim skręcenia karku. Negatywne konotacje tytułu filmu Damiena Chazelle’a zdają się sugerować, że historia Andrew, młodego perkusisty jazzowego, który w Konserwatorium Shaffera trafia do klasy dyrygenta-tyrana, ukazana została przez reżysera z krytycznej perspektywy. W trakcie seansu widz raz po raz odbiera jednak sprzeczne komunikaty.
Wielu recenzentów wskazywało na podobieństwa pomiędzy postacią dyrygenta a sadystycznym sierżantem Hartmanem z filmu Stanley Kubricka „Full Metal Jacket” (1987). Skojarzenia pojawiają się już na poziomie wizualnym. Wejście Fletchera do klasy pełnej studentów poprzedza ujęcie zegara odmierzającego sekundy do godziny zajęć. Przywodzi to na myśl raczej pobudkę w koszarach, niż ducha panującego w artystycznej uczelni. Kiedy dyrygent przekracza próg sali, wszyscy muzycy wstają, jakby za chwilę mieli mu zasalutować. W kadrze pojawiają się najpierw wypastowane na błysk buty Fletchera, maszerującego w stronę pulpitu, a następnie widzimy jego muskularną sylwetkę i gładko ogoloną głowę. W tej krótkiej scenie kilkoma ujęciami i zbliżeniami na detale Chazelle buduje charakterystykę postaci dyrygenta – autorytetu, perfekcjonisty, człowieka charyzmatycznego i bardzo wymagającego. Ten zarys postaci dopełnia jedna z wcześniejszych scen, w której widzimy jak Fletcher bez pardonu przerywa zajęcia innego nauczyciela, prosząc jego uczniów, by ci kolejno dali próbkę swoich umiejętności. Dyrygentowi wystarczy ułamek sekundy, aby ocenić, czy ktoś ma talent. Jednocześnie kiedy decyduje się przyjąć do swojej klasy perkusistę, nie mówi wprost, którego ucznia ma na myśli. Muzyk siedzący przy bębnach uśmiecha się i wstaje tylko po to, by sekundę później usłyszeć, że przyjęty został jego kolega. Takie małe i większe upokorzenia będą podstawą metody nauczania stosowanej przez Fletchera. Jego „szkoła” polega na rozbudzaniu pragnienia akceptacji przez muzyków. Dzieje się tak dlatego, że w murach szkoły Fletcher urasta do rangi żywego symbolu, postaci niemal mitycznej. Podkreślają to wspomniane detale i sposób filmowania dyrygenta. Fletcher jest prawdziwym autorytetem, patriarchą, człowiekiem wyrastającym ponad przeciętność i ostatecznie kuszącym muzyków możliwością udziału we własnej wyjątkowości. Zyskać w jego oczach, to stać się wybitnym muzykiem jazzowym. Studenci konserwatorium godzą się na wojskowy dryl, obelgi, przeciągające się do późnych godzin nocnych próby, wierząc, że z tym poświęceniem idzie w parze szansa na wielkość. Czy tak jest w istocie? Zdaniem Jakuba Sochy za niekonwencjonalną metodą dydaktyczną Fletchera kryje się „fantazja o tym, że trzeba dostać mocno w skórę, żeby osiągnąć doskonałość” [1]. Ta nagroda majaczącą w oddali jest, zdaniem Sochy, iluzją, mitem, pozwalającym nie tylko podporządkować się tyranowi, ale wręcz go pokochać. Podobne odczucia może mieć w trakcie seansu widz, który dostrzega z pewnością przekraczanie granic przez dyrygenta, ale równolegle identyfikuje się z pasją głównego bohatera, który poddaje się kolejnym drastycznym próbom i upokorzeniom, ponieważ mają one charakter niejako rytualny, są rodzajem inicjacji w świat, w który zwykli śmiertelnicy wkroczyć nie mogą.
„This is a man’s world”
Świat przedstawiony w filmie Chazelle’a zamieszkiwany jest przez mężczyzn i rządzi się ustalanymi przez nich prawami. Role kobiece są tu epizodyczne i w gruncie rzeczy służą dookreśleniu postaci męskich, pomagają wybrzmieć problemom, na których Chazelle pragnie skoncentrować naszą uwagę. Nie są to postaci z krwi i kości, a jedynie tło dla dramatu rozgrywającego się między prawdziwymi protagonistami – mężczyznami.
Podczas prób, prowadzonych przez Fletchera, panuje nerwowa atmosfera. Z jednej strony dyrygent rzuca pod adresem muzyków wulgarne epitety, ale też sami muzycy, pod nieobecność Fletchera, posługują się językiem pełnym agresji i seksualnych odniesień. W grupie panuje hierarchia odzwierciedlająca się w sposobie, w jaki muzycy zwracają się do siebie. Ten sposób komunikacji narzucony jest oczywiście przez Fletchera, który jasno daje do zrozumienia, że miejsca w jego zespole są ograniczone, i że każdy może zostać wyrzucony. Nie jest to model edukacji oparty na eliminacji stresu, ale jego odwrotność – szkoła, w której stres, lęk, nieustanne zagrożenie stanowią podstawę nauczania. Socha mówi wręcz, że jest to średniowieczny model edukacji, oparty na przemocy fizycznej i psychicznej. Metody Fletchera nie są też uczciwe. W jednej ze scen dyrygent zauważa, że ktoś gra nieczysto, po czym domaga się od muzyków, by ten, który zagrał nieczysto przyznał się. Kiedy nikt się nie zgłasza, Fletcher podchodzi do muzyka, który ze strachu spuścił wzrok. Wyczuwa jego słabość i niepewność i ostatecznie zmusza, by ten się przyznał. Po serii upokorzeń i usunięciu chłopaka z sekcji, Fletcher oznajmia studentom, że to nie on fałszował, ale to nawet gorzej, skoro o tym nie wiedział. Zachowanie dyrygenta ma niewiele wspólnego z edukacją. To sadyzm w czystej postaci. Fletcher poszukuje słabości wśród swoich podopiecznych, a następnie wykorzystuje tę wiedzę w najmniej spodziewanym momencie. Jego zdaniem jest to rodzaj próby, który pozwala wyłonić niezwykłą osobowość muzyczną.
Głównym bohaterem filmu, czy może raczej przeciwnikiem w grze prowadzonej przez despotycznego dyrygenta, jest Andrew. Młody perkusista trafia do zespołu Fletchera już na pierwszym roku. Przez chwilę wydaje mu się, że właśnie spełnia się jego sen. Kiedy zostaje wybrany, dyrygent mówi mu, żeby się wyluzował, nie przejmował opiniami innych i dobrze się bawił. W tej samie rozmowie Fletcher opowiada jednak chłopakowi o Charliem Parkerze, który nie zostałby genialnym muzykiem jazzowym, gdyby Joe Jones nie cisnął w niego talerzem od perkusji. Chwilę później Andrew podbudowany rozmową z mentorem wchodzi do sali prób. Dyrygent zachęca go, by grając, puścił wodze wyobraźni. Chwali go, porównując jego talent do Buddy’ego Richa, jednak tylko po to, by po chwili upokorzyć go, wykorzystując informacje z jego życia osobistego, które chłopak w zaufaniu wyjawił Fletcherowi.
Dyrygent zastawił na Andrew sidła, ale być może są to również sidła na widza myślącego o jazzie tylko w kategoriach wolnej improwizacji i dobrej zabawy muzyków grających wspólnie w nocnych lokalach. Podczas rozmowy przy rodzinnym stole Andrew chwali się swoimi ostatnimi sukcesami. Mówi o miejscu w zespole Fletchera i konkursach jazzowych, w których startuje. Jeden z kuzynów, sportowiec, pyta chłopaka skąd wiadomo, kto wygrał. Jego zdaniem wartość muzyki jest subiektywna. Nie funkcjonują w niej sztywne kryteria techniczne. W pokoju chłopaka wisi tymczasem plakat z mottem Buddy’ego Richa: „Kiepscy muzycy kończą, grając rocka”. W ten sposób swój pogląd na temat tego, jak rodzi się wyjątkowa muzyka jazzowa, wyraża nie tylko Fletcher i zafascynowany nim Andrew, ale również sam reżyser. Widz odnosi wrażenie, że Chazelle mówi swoim filmem, że jazz to przede wszystkim piekielnie ciężka praca, doskonałość warsztatowa, opanowanie techniki, a dopiero potem wolność i improwizacja. Być może dlatego w filmie nie widzimy właściwie jazzowej bohemy, nocnych klubów, w których gra się w oparach dymu i alkoholu. Andrew ćwiczy sam, nie ma przyjaciół, a po krytycznej tyradzie Fletchera decyduje się zerwać z dziewczyną, która mogłaby stanąć na jego drodze do wielkości.
Potrzeba autorytetu
Zgoda chłopaka na metody stosowane przez Fletchera wiąże się nie tylko z jego marzeniem o karierze muzycznej, ale też z potrzebą znalezienia autorytetu. Tej roli nie pełni jego ojciec. W klasycznej psychoanalizie figura ojca wiąże się z rywalizacją o względy matki. Ojciec narzuca jednak surowe prawa i zakazy. Podporządkowanie się im pozwala narodzić się normalnej jednostce społecznej. Normalnej, a więc takiej, która wciela w życie odwieczne reguły i normy społeczne, a także buduje model własnej osobowości na wzorze przejętym od ojca. Tymczasem ojciec Andrew przedstawiany jest w filmie jako postać pasywna, pozbawiona charyzmy. Owszem, w pełni wspiera syna, ale w oczach dyrygenta takie „klepanie po plecach” i mówienie „dobra robota”, to najgorsze, co może się nam przytrafić, ponieważ zatrzymuje nas w miejscu, zapewnia, że dodatkowy wysiłek nie jest potrzebny. To dlatego silna osobowość Fletchera tak bardzo imponuje chłopakowi. Fletcher pcha go do przodu, przekracza granice i zmusza, by chłopak uczynił to samo. Fletcher wypiera fakt, że jego drastyczne metody mogą prowadzić do odwrotnych skutków niż zamierzone. W rozmowie z Andrew przyznaje co prawda, że nie wykształcił nigdy kolejnego Charliego Parkera, ale przynajmniej próbował. Zataja jednak fakt, że ten radykalny system pracy z młodymi muzykami doprowadził jednego z nich do depresji, a wreszcie do samobójstwa.
Środki filmowe i doskonale budowana dramaturgia filmu Chazelle’a sprawiają, że dajemy się uwieść historii opowiadanej w filmie, a nawet – jak pisał w swojej recenzji Jakub Socha – pokochać tyrana, który jest przecież fałszywym autorytetem. Za jego radykalną metodą nie stoją żadne sukcesy, nic, co potwierdzałoby zasadność stosowania przez niego przemocy i upokarzania uczniów. Fletcher wypiera prawdę o samobójczej śmierci swojego studenta, co dyskredytuje go jako autorytet, silną postać uczciwie konfrontującą się z rzeczywistością. Niemalże doprowadza też do śmierci Andrew. Rozbudza w nim nadzieję, obłaskawia, po czym zrzuca pogardliwie z piedestału, na który go wyniósł, doprowadzając chłopaka na skraj szaleństwa. Metody jego pracy zdaje się natomiast potwierdzać finał filmu, ale tylko pozornie.
Narodziny indywidualności z ducha buntu?
W trakcie filmu widzimy jak Andrew, na przemian doceniany i krytykowany przez Fletchera, zmienia swój stosunek do mentora i przechodzi od bezkrytycznego zapatrzenia do coraz to śmielszych konfrontacji. Punktem granicznym jest konkurs, na którym chłopak atakuje dyrygenta, gdy ten oznajmia mu, że właśnie został wyrzucony z konserwatorium. W tym miejscu mógłby w filmie nastąpić moment ostatecznego rozpoznania. Andrew mógłby dostrzec, że Fletcher nie jest autorytetem, ale megalomanem i sadystą. Mógłby też dostrzec, że podporządkowując się jego radykalnym metodom stracił bliską mu osobę i trzeźwy osąd rzeczywistości. Tymczasem w filmie dokonuje się jeszcze jedna wolta dramaturgiczna. Chłopak odchodzi z uczelni, decydując się w geście rezygnacji, donieść na nauczyciela. Kilka miesięcy później trafia na niego przypadkiem i raz jeszcze wpada w jego pułapkę. Fletcher zwolniony z uczelni, wydaje się nie chować urazy za awanturę podczas konkursu. Co więcej, zaprasza Andrew by ten zagrał w jego zespole podczas występu w Carnegie Hall. Dopiero na scenie przed koncertem wyjawia chłopakowi, że od początku wiedział, że to on na niego doniósł, przygotowując chłopaka na swoją zemstę. Młody perkusista jako jedyny w zespole nie dostaje nut. Próbuje improwizować, ale plącze się i ostatecznie ponosi porażkę. Złamany schodzi ze sceny i pada w objęcia ojca, który go pociesza.
W pamięci mamy oczywiście słowa Fletchera: „nie ma gorszych słów, które można by usłyszeć niż «nic się nie stało, dobra robota»”. Andrew wraca na scenę i wbrew dyrygentowi daje swój popisowy numer: „Whiplash”, który opanował do perfekcji. Kiedy utwór się kończy, zamiast przestać, Andrew gra dalej – improwizuje, dając tym samym świadectwo swoim umiejętnościom, ale również buntując się przeciw woli Fletchera. Dyrygent jest jednak skonfundowany tylko przez chwilę. W jego oczach widać kolejny triumf – Andrew potwierdził, że metody jego pracy okazały się skuteczne, że ostatecznie było warto. Dyrygent prowadzi improwizację chłopaka, mężczyźni wymieniają spojrzenia. Na twarzy Fletchera maluje się aprobata. Kiedy dostrzega to Andrew, z jego oblicza znika bunt i pojawia się radość z akceptacji. W finale okazuje się więc, że stawką w tej grze nie była jego indywidualność – jako człowieka i jako muzyka, indywidualność, która rodzi się w konsekwencji przekroczenia reguł i zakazów narzucanych przez mistrzów, autorytety czy inne „figury ojca”. Prawdziwym celem okazało się być jego uznanie.
Film Chazelle’a, niezależnie od sprzecznych komunikatów jakie raz po raz wysyła widzowi, niesie ze sobą kilka bardzo ciekawych obserwacji. Po pierwsze, pokazuje widzom oblicze jazzu, z jakim dotąd w kinie się nie spotkaliśmy. Przedstawia jazz jako muzykę wymagającą warsztatowej doskonałości, tylko pozornie „wolną”. „Whiplash” skrywa też potencjał krytyczny, jakkolwiek trudno ocenić, na ile jest to intencja samego reżysera; metoda Fletchera jest zbyt radykalna, nie rodzi genialnych muzyków, nie jest katalizatorem rodzących się w jazzie indywidualności, to fantazja, sublimowany sadyzm. Do wielkości z pewnością potrzebna jest ciężka praca, transgresja, przekraczanie norm, ale niekoniecznie przemoc jaką stosuje Fletcher, niekoniecznie bezkrytyczne podporządkowanie się autorytetowi. Konflikt w muzyce, w sztuce w ogóle jest oczywiście potrzebny. Mówi o tym Andrew w jednej ze scen, kiedy przypadkiem spotyka Fletchera. Kiedy dyrygent próbuje usprawiedliwić swoje działania, chłopak pyta go, czy nie sądzi, że przekroczył granice, że swoimi metodami nauczania zniechęcił być może kolejnego Charlie Parkera. Fletcher oczywiście nie przyjmuje tego do wiadomości.
Pytania pomocne w dydaktyce
1. Przedstaw biografię wybranego muzyka jazzowego.
2. Przedstaw argumenty krytyczne, podnoszone przez recenzentów i komentatorów filmu Chazella.
3. Czy twoim zdaniem „Whiplash” broni się jako film o jazzie?
4. Czy „Whiplash” zmienił twoje wyobrażenie o muzyce i muzykach jazzowych? Jeśli tak, w jaki sposób?
Bibliografia
Jakub Socha, „Wilk i owieczka”, „Dwutygodnik”
(dostęp online: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5643-wilk-i-owieczka.html)
„Stawka większa niż jazz. Rozmowa z Michałem Urbaniakiem wokół filmu „Whiplash”, „Kultura Liberalna” 2015, nr 5 (317). Dostęp online: http://kulturaliberalna.pl/2015/02/03/stawka-wieksza-niz-jazz-rozmowa-michalem-urbaniakiem-wokol-filmu-whiplash/
Przypisy
[1] Jakub Socha, „Wilk i owieczka”, „Dwutygodnik”
(dostęp online: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5643-wilk-i-owieczka.html)