Truposze nie umierają (2019)

Reż. Jim Jarmusch

Data premiery: 26 lipca 2019

Jadwiga Mostowska

Oh, the dead don’t die
Any more than you or I
They’re just ghosts inside a dream
Of a life that we don’t own
They walk around sometimes
Never payin’ any mind
To the silly lives we lead
Or the reaping we’ve all sown
(…)
There’ll be old friends walking ’round
In a somewhat-familiar town
That you saw once when you looked up from your phone
Nobody bothers saying „hi”
And you can save all your goodbyes
Stop trying to pretend that we’re all not alone
(…)
The Dead Don’t Die, Sturgill Simpson

W sennym, amerykańskim Centerville o populacji przekraczającej 700 osób, miasteczku reklamującym się na tablicy powitalnej przy wjeździe jako A real nice place (Naprawdę miłe miejsce), zaczyna dziać się coś niezwykłego. Widno jest nawet wtedy, gdy już powinien zapaść zmrok, innym razem ciemno robi się nadspodziewanie szybko. Elektronika i łączność nie działają, zwierzęta zaczynają zachowywać się dziwnie. Z mediów płyną niepokojące doniesienia o tym, iż eksploatacja złóż na biegunie mogła doprowadzić do wytrącenia Ziemi z jej naturalnej orbity i do globalnej katastrofy. Naukowcy ostrzegają, urzędnicy oraz politycy uspokajają, jednak, jak mówi jeden z bohaterów filmu: This is not going to end well (To nie skończy się dobrze). Owym bohaterem jest Ronnie Peterson (Adam Driver), jeden z trójki policjantów, którzy pilnują porządku w Centerville i będą musieli, podobnie jak pozostali mieszkańcy miasteczka, zmierzyć się z atakiem zombie, które powstały z grobów w wyniku wzmiankowanego zachwiania równowagi Ziemi.

Owo małe, amerykańskie miasteczko, w którym wszyscy znają się od urodzenia, a biały w czerwonej czapeczce z napisem Keep America White Again (nieco bezsensowne, a przez to zabawne nawiązanie do sloganu z lat 80., którym w swojej kampanii posługiwał się niedawno Donald Trump) najspokojniej w świecie rozmawia sobie przy kawie w lokalnym diner z czarnoskórym sąsiadem, to oczywiście metafora. Podobnie jak zombie, które po wstaniu z grobów podążają w kierunku tego, co najbardziej przyciągało ich za życia (chardonnay, kawa, Wi-Fi), są uosobieniem współczesnego amerykańskiego (i nie tylko) społeczeństwa. Jest ono niczym owe żywe trupy – odurzone przez konsumpcję, omamione przez przekazy medialne i politykówniezdolne do prawdziwej, świadomej egzystencji. Owa diagnoza współczesności, dająca się niezwykle łatwo odczytać z najnowszego filmu Jarmuscha Truposze nie umierają (The Dead Don’t Die), to niestety najsłabszy element tego obrazu. Amerykański twórca podaje nam ją w sposób tak prosty (by nie powiedzieć prostacki) i oczywisty, że praktycznie nie pozostawia widzom przestrzeni na to, aby sami podjęli jakąś własną, pogłębioną refleksję na ten temat. Co więcej, abyśmy na pewno pojęli „co autor ma na myśli”, Jarmusch serwuje nam wprost swoje przesłanie (okraszając je dodatkowo cytatami z Hermana Melville’a) za sprawą jednej z postaci (w tej roli Tom Waits), będącej swego rodzaju outsiderem w małej społeczności Centerville, a co za tym idzie jednym (ale nie jedynym!) z obserwatorów rozgrywających się wydarzeń i ich swego rodzaju komentatorem. Nawet uznając diagnozy i przesłanie Jarmuscha za trafne, trudno nie mieć reżyserowi za złe, iż podaje nam je na tacy gotowe do konsumpcji niczym amerykański z ducha fast food.

Oczywiście konwencja filmu (horror komediowy) oraz odwołanie się do kina klasy B i motywu (a zarazem metafory) zombie poniekąd wymusza (nie tylko fabularne) uproszczenia. Truposze nie umierają są dzięki temu jednym z bardziej przystępnych filmów Jarmuscha i trafić mogą do szerszego grona odbiorców (także więc do starszej młodzieży, dla której obraz ten może stać się punktem wyjścia do rozmowy o podejmowanych tu i wyłożonych w nader czytelny sposób zagadnieniach oraz pierwszym spotkaniem z twórczością tego reżysera). Jednak ci, którzy znają kino Amerykanina, wiedzą, że stać go na więcej i potrafi, nie stroniąc od ironii, humoru oraz odwołań do rozmaitych kulturowych motywów, budować metafory oraz stawiać diagnozy o wiele subtelniejsze, pozostawiając widzom szersze pole do własnej refleksji oraz interpretacji. Znakomitym przykładem jest film Tylko kochankowie przeżyją z 2013 roku, którego bohaterami są wszak wampiry obserwujące współczesny upadek cywilizacji. Znamienne wydaje się przy tym, iż o ile wyrazicielami smutnych refleksji na temat tego, jak zmienił się świat we wcześniejszym filmie były wampiry, swego rodzaju arystokracja wśród nieumarłych – wrażliwi, wykształceni, oczytani, w Truposze nie umierają mamy już tylko zombie – pozbawione emocji i zdolności myślenia niczym kukły, wiedzione jedynie instynktem oraz rządzą krwi. I to właśnie one uosabiają współczesne społeczeństwo, o którym ze smutkiem oraz pogardą mówili onegdaj, pamiętający poprzednie stulecia kochankowie Adam i Eve.

Truposze podobną subtelnością nie grzeszą, podobnie jak proponowany w filmie humor, który bywa niekiedy mało wyszukany (np. żarcik z nazwą firmy spedycyjnej – w roli kuriera raper i aktor RZA). Wyraźnie widać także niedostatki scenariuszowe i brak pomysłu na rozwiązanie niektórych wątków (trzeba zarazem przyznać, że inne zakończone zostają w sposób iście brawurowy – mam tu na myśli zwłaszcza ten związany z postacią nowoprzybyłej do miasteczka właścicielki domu pogrzebowego – w tej roli Tilda Swinton).

Czy zatem fani Jarmuscha, i szerzej – kinomani, nie znajdą w Truposze nie umierają niczego interesującego? Przeciwnie, jest tu kilka naprawdę udanych, zabawnych scen (jak choćby ta ze znalezieniem zwłok w lokalnym diner). Co więcej, film ten ma jeden zasadniczy atut, a jest nim zabawa (ale bez wchodzenia zbyt głęboko) konwencją horroru zombie oraz szereg kinofilskich i popkulturowych smaczków, których odkrywanie może być dla wielu widzów prawdziwą przyjemnością. Nie zdradzając zbyt wiele i pozwalając tym, którzy seans Truposzy mają jeszcze przed sobą, na własne poszukiwania, trzeba tu wskazać dość oczywiste tropy (twórczość George’a Romero, Samuela Fullera czy też Roberta Blocha), bliższe i dalsze nawiązania do innych filmów Jarmuscha (także poprzez udział całej plejady gwiazd występującej we wcześniejszych jego obrazach – nie zabrakło m.in. Billa Murraya, Steve’a Buscemi czy Iggy’ego Popa pojawiającego się w zabawnym epizodzie). Warto również zwrócić uwagę na napisaną specjalnie na potrzeby filmu przez muzyka country i laureata Grammy Sturgilla Simpsona piosenką The Dead Don’t Die (co ciekawe, muzyk pojawia się na chwilę na ekranie jako jeden z zombie)[1]. Z piosnką tą, będącą głównym motywem muzycznym filmu, wiąże się także jeszcze inny ciekawy zabieg, który może spodobać się wielu kinomanom. A mianowicie (uwaga spoiler!) podkreślana na każdym kroku fikcyjność i umowność świata przedstawionego Truposzy oraz wyrażana wprost świadomość bohaterów (aktorów) co do tego, iż grają w filmie, uczestniczą w fikcji rozgrywającej się według scenariusza i wedle woli reżysera. Nie ma zatem nic dziwnego w fatalistycznym stwierdzeniu Ronniego This is not going to end well – wszak tak było napisane w scenariuszu i tylko nie wszyscy dostali go do przeczytania w całości. 🙂

[1] Poza utworem Simpsona mamy tu także muzykę autorstwa formacji SQÜRL (Jim Jarmusch, Carter Logan).

tytuł: Truposze nie umierają
tytuł oryginalny: The Dead Don’t Die
rodzaj/gatunek: horror, komedia
reżyseria: Jim Jarmusch
scenariusz: Jim Jarmusch
zdjęcia: Frederick Elmes
muzyka: SQÜRL (Jim Jarmusch, Carter Logan)
obsada:
Bill Murray, Adam Driver, Tilda Swinton, Chloë Sevigny
produkcja: USA
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: United International Pictures Sp z o.o.
czas trwania: 103 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 15/ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania