Toy Story 4 (2019)
Reż. Josh Cooley
Maciej Dowgiel
Ponadpokoleniowa lojalność fanów
Maciek: Toy Story 4 to opowieść o przemijaniu, odrzuceniu, nieszczęśliwej miłości, a w konsekwencji trudnych życiowych wyborach pomiędzy własnym szczęściem a poświęceniem siebie na rzecz innej istoty. To zaprezentowana w formie familijnej, doskonałej animacji rozprawa o wolności, przywiązaniu i poczuciu misyjności, w końcu – o możliwości, o ile taka w ogóle istnieje, połączenia różnych wartości, a tym samym odnalezieniu swego miejsca w świecie. Wiadomo przecież, że nie jest to proste. Problem dotyczy także najmłodszych ludzi, a więc trudno się dziwić, że podobne wątki przenikają także do opowieści dla dzieci. I choć, oczywiście, jest to z założenia film przede wszystkim dla maluchów, opiera się na bardzo dobrze znanych dorosłym schematach melodramatycznych. Dlatego właśnie historia podróży zabawek i ich opiekunów, spodoba się zapewne nie tylko dzieciakom, ale także ich rodzicom.
Mamy tu do czynienia z pewnym przełomem pokoleniowym, a właściwie dość naturalną kontynuacją. Dzisiejsi trzydziestolatkowie (rodzice) mają szansę zabrać do kina swe dzieci na kontynuację filmu, na którym sami bawili się jako kilkulatkowie. Bowiem od premiery pierwszej części, będącej niekwestionowanym sukcesem, zwieńczonym zresztą specjalnym Oscarem dla Johna Lassetera za opracowanie i inspirujące zastosowanie technik umożliwiających powstanie pierwszego filmu pełnometrażowego przy użyciu animacji komputerowej, minęły już 24 lata. To właśnie wtedy zaczęła kiełkować zabawkowa miłość Szeryfa Chudego i pastereczki Bo Peep, która w najnowszej odsłonie ewoluuje do pełnokrwistego, dramatycznego romansu. Na próbę zostaje też wystawiona ponad dwudziestoletnia przyjaźń głównego bohatera i jego druha Buzza. O sentymencie dla bohaterów serii świadczy też nietypowy przekrój wiekowy uczestników seansu, w którym miałem okazję uczestniczyć – od rodzin z kilkulatkami, przez młodych nastolatków, po dorosłe pary w wieku 20+. Tak oto docelowi użytkownicy pierwszych gadżetów i zabawek z systemu rozrywkowego Toy Story kupują dziś swym pociechom analogiczne do tych, jakimi sami się bawili, kulturowe produkty, tylko może nieco nowocześniejsze.
Lojalność zabawek
Czym jest dziś lojalność? Odpowiedź udzielona w filmie przez Chudego jest tyleż prosta, co oderwana nieco od realnego świata. O ile bowiem łatwo wyobrazić sobie zabawkowego kowboja, który poświęca się bezgranicznie dla szczęścia swojej człowieczej opiekunki, o tyle trudno znaleźć w rzeczywistym świecie człowieka, który bezgranicznie poświęca się dla dobra innych/innego. Szczególnie dziś, w czasach bądź co bądź nastawionych na autorealizację i święcącego triumfy „cnotliwego egoizmu” – jakby to pewnie powiedziała Ayn Rand. Tego typu relacja może co najwyżej występować na linii rodzic–dziecko. Jeżeli mówimy o innego typu związkach, mamy do czynienia z jednostkami takimi jak Janusz Korczak albo nielicznymi osobami zapisanymi w panteonie różnych świętych.
Kowboj Chudy to taki trochę niewspółczesny, nadopiekuńczy rodzic, który nie może zrozumieć, że przez określone życiowe sytuacje dziecko musi przejść samo. Najstarsi górale znają przecież wychowawczą mądrość – jak się nie przewróci, to się nie nauczy – a obecnie tendencje do stawiania wyzwań pociechom, nastawiania ich na sukces i samodzielność są coraz silniejsze. Rodzice, tak jak ci filmowi, doskonale rozumieją, że w różnych trudnych sytuacjach dziecko musi poradzić sobie samo, a do tego dostosować się do narzuconych mu regulaminów i zasad. Chudy inaczej jednak pojmuje wychowawczą lojalność… Według niego to bycie z dzieckiem zawsze, wszędzie i pomaganie mu na każdym kroku. Dla niego owa lojalność, to bycie dla Bonnie, wbrew i ponad wszelkimi ograniczeniami.
Absurdalnie byłoby opowiadać o relacjach szmacianego kowboja i analizować jego zachowanie pod względem psychologicznego lub pedagogicznego podejścia do dziecka. Warto jednak na jego przykładzie opowiedzieć dzieciom po projekcji o podstawowych zasadach panujących w świecie kilkulatka, czyli np. w przedszkolu. Dzięki temu zrozumieją lepiej, dlaczego muszą pozostawać w nim bez ukochanych rodziców lub opiekunów, dlaczego nie można codziennie przynosić tam zabawek, w końcu także to, że uczestnictwo w codziennych zajęciach nie jest tylko przykrym obowiązkiem, ale i szansą na nową przygodę oraz odkrycie swych zdolności. Przy czym, moim zdaniem, w tych rozmowach nie można być zbyt kategorycznym. Wiele maluchów w różnych życiowych sytuacjach potrzebuje przyjaciela, choćby szmacianego lub nawet wyimaginowanego. Kogoś, z kim porozmawia „we własnej głowie”, kogo zapyta o poradę, od kogo otrzyma wsparcie, kto będzie z nim na dobre i na złe. Taki zabawkowy lub wymyślony przyjaciel zawsze jest lojalny, bowiem został on stworzony przez samego zainteresowanego – dziecko. A skoro jest jego tworem, trudno aby był nielojalny wobec swojego kreatora. Pamiętajmy również o tym, że problemy dzieci, choć dla nas banalne i mało znaczące, dla nich samych maja wagę najwyższą. Pozostawienie ich z tymi problemami samych, byłoby po prostu mało humanitarne, a na pewno niezdrowe dla ich psychiki.
Miłość porcelanowej lalki i szmacianego kowboja
Jak z najmłodszymi rozmawiać o miłości? Miłości, na którą składają się przecież i lojalność, i poświęcenie, i oddanie, i zaufanie, i… samorealizacja, kompromis oraz spełnienie. W zasadzie miłość to kwestia serii trudnych wyborów pomiędzy pełnią siebie a szczęściem partnera lub partnerki. Jeżeli do tego dochodzi jeszcze dziecko, sprawa okazuje się splątana jak węzeł gordyjski. Jak bardzo są to trudne decyzje, przekonał się w Toy Story 4 Chudy. W końcu jest to film właśnie o emocjonalnych wyborach pomiędzy szczęściem dziecka – człowieczego opiekuna i zarazem podopiecznego oraz spełnieniem swej życiowej misji u jego boku – a szczęściem własnym przy pięknej pastereczce Bo Peep. Tym samym staje się to rozprawa o przebywaniu w „niewoli” miłości lub wolności u boku ukochanej.
Kowboj kocha najmocniej! Co jednak zrobić, kiedy prawdziwy facet, choć maskotka, musi wybierać pomiędzy dwiema kobietami? Problem staje się tym poważniejszy, im większym altruistą jest ów zakochany nieszczęśnik. A Chudy kocha podwójnie, po pierwsze – miłością podobną do rodzicielskiej swą opiekunkę i podopieczną Bonnie, po drugie – uczuciem kochanka nieziemsko piękną Bo Peep. Co jednak z tego, że zabawka pamięta, jest pełna empatii i lojalności, świetnie odgrywa przypisaną jej rolę wobec swojej małej właścicielki, gdy ta odpłaca mu zapomnieniem, odrzuceniem i skazywaniem go na smutny los w ciemnej szafie? Tak to czasem jest, że ta druga strona bywa bezlitosna. Gdy kocha, jest wszystko OK, gdy się znudzi, odrzuca jak zbędnego śmiecia. Ta nieco pokrętna relacja Chudego i Bonnie to tak naprawdę metafora każdego związku zbudowanego z drugą osobą. Związku jednostronnego, gdy fascynacja wygasa u partnera czy partnerki.
Z drugiej strony Chudy ma przecież szansę na spełnienie. Na swej drodze spotyka przecież ukochaną Pastereczkę, która wcześniej, odrzucona przez Bonnie, trafiła w ręce nowego właściciela, by skończyć na zakurzonej półce antykwariatu. Tam czuje się samotna, pozostawiona sama sobie i odrzucona przez wszystkich, choć w sklepie ze starzyzną takich „przedmiotów” jak ona jest wiele. Tylko że to właśnie Bo Peep nie zgadza się na swój los. Ucieka ze sklepu, zyskując tym samym status „zagubionej”. Wiedzie życie małej anarchistki, przewodząc podobnym sobie zabawkom. Jest wolna, ale w swej wolności jakby nie do końca spełniona. Pewnie dlatego, że szczęście w życiu, przynajmniej zgodnie z przesłaniem twórców filmu, polega na byciu dla innych. I w końcu pojawia się szansa na spełnienie! Jej ukochany Kowboj powraca. Bynajmniej jednak nie po to, aby porwać ją w swe ramiona, nie po to, aby żyli długo i szczęśliwie w zabawkowym świecie. Robi to, by uzyskać jej pomoc w uszczęśliwieniu swej ludzkiej opiekunki… To właśnie dla niej Chudy poświęca swe życie, szczęście i wielką zabawkową miłość.
Choć relacje miłosne w tym filmie są dość skomplikowane, choćby ze względu na pomieszanie porządków miłości zakochanych i miłości zabawkowej (na kształt tacierzyńskiej), Toy Story 4 otwiera szerokie pole do rozmowy z najmłodszymi o tym, czym właściwie są uczucia, o konieczności dokonywania różnych życiowych wyborów, w końcu o rozsądnej granicy pomiędzy działaniem na rzecz innych a tym, co pewnie współcześni coachowie nazwaliby samorealizacją.
Kultura widza
Jedno jeszcze zjawisko zaskoczyło mnie podczas uczestnictwa w seansie Toy Stoy 4. Nie będę tu pisał, że w dobrym tonie jest wysiedzenie w fotelu do końca „listy płac” – choćby z szacunku dla twórców dzieła, które dostarczyło nam rozrywki. Ten zwyczaj już dość dawno niestety odszedł do lamusa. Jednak pamiętajcie choćby o tym, aby wysiedzieć w kinie do momentu, gdy na sali zapali się światło. Film, o którym dziś mowa, zawiera kilka przezabawnych scen wyświetlanych w trakcie napisów. To takie wisienki na animowanym torcie. Aby się nimi delektować, wystarczy poczekać kilka, może kilkanaście sekund po pierwszych napisach. Wytrwajcie! Nie wyprowadzajcie przed tymi scenami dzieci z kina. Bez nich Toy Story 4 nie będzie całkiem kompletne, a poczucie humoru twórców, nie będzie miało szansy wystarczająco wybrzmieć.