Ciało i dusza.

Tamte dni, tamte noce (2017)

Luki Guadagnino

Elwira Rewińska

„Film ma wydobywać ekstatyczną prawdę ukrytą
za kotarą codzienności i banalnych faktów”.
Werner Herzog

Lato 1983 r., gdzieś na północy Włoch… Siedemnastoletni Elio spędza kolejne wakacje w otoczonym sadem domu należącym do jego inteligenckiej żydowskiej rodziny od XVI wieku. W domu, który rozbrzmiewa wieloma językami. Czas płynie leniwie, wakacyjnie, z rówieśnikami, wśród książek i z muzyką. Gościnny dom rodziców Elio, jak każdego lata, przyjmuje na staż studenta z Ameryki. Oliver, dwudziestoczteroletni student, pod kierunkiem ojca Elio, profesora archeologii, obcuje z kulturą antyczną, pomagając mu w jego pracach. Wśród bujnej, pięknej natury Elio eksploruje świat, a zwłaszcza siebie. Odkrywa też własną seksualność. Flirt, pierwszy seks z dziewczyną, autoerotyzm to jego pierwsze doświadczenia. Ale to dzięki spotkaniu z Oliverem doświadcza niezwykłości przeżyć duchowych i zmysłowych. Obaj przeżywają najważniejszą formę bliskości, nie tylko erotycznej. Otoczony miłością, przyjazną łagodnością świata i ludzi, dzięki temu jedynemu doświadczeniu, Elio dojrzewa, dorasta.

ELIO

„Młodość ma prawo do niefrasobliwego, melodyjnego rytmu życia”.
Stefan Zweig

Elio, nastolatek o delikatnej budowie efeba i urodzie Dawida Michała Anioła, uwolniony w czasie wakacji od rygorów i obowiązków zwykłego, codziennego życia, spędza czas beztrosko i przyjemnie. Gra z rówieśnikami w siatkówkę, kąpie się w basenie, wieczorami uczestniczy w potańcówkach, flirtuje… Lubi też spędzać czas sam – z książkami, muzyką. A także z rodzicami, co nie jest takie oczywiste w tym wieku. Jego rozmowy z ojcem i matką są swobodne, niewymuszone. Ta rodzina lubi swoje towarzystwo, uczucia okazuje sobie naturalnie, spontanicznie, w zwykłych, prostych gestach. Chłopiec przeżywa czas „burzy i naporu”, aczkolwiek jego „kłótnie z ciałem”, a także ewentualny bunt przeciwko rodzicom nie uzewnętrzniają się. Zresztą otoczenie, środowisko – piękno krajobrazu, zrozumienie, przyjaźń i miłość bliskich – nie skłaniają do typowych zachowań. Przeciwnie, wzrastający w otoczeniu książek i obrazów, w domu, w którym wszyscy czują się wygodnie i swobodnie, wśród serdecznych, a czasem mądrych rozmów, może rozwijać się, a także pogłębiać swoje pasje. Ten wrażliwy młodzieniec odczuwający właściwe swojemu wiekowi dziwne uczucie obcości i osobności – w stosunku do własnego, zmieniającego się ciała i w przekomponowujących się relacjach ze światem, w gwałtownie zaburzonej równowadze wieku dziecięcego (zaczyna dostrzegać także innych, nie jest w centrum świata) – poszukuje własnego „ja”. Temu odkrywaniu towarzyszy nie tylko niepokój ciała, ale także pytania o sens istnienia – w ogóle i własnego. Gorzko-słodkie doznania i pogłębione refleksje. Proces dojrzewania Elio przebiega dość łagodnie dzięki jego mądrym, liberalnym rodzicom, a pojawienie się Olivera pozwoli chłopcu na spojrzenie na siebie niejako z zewnątrz i „stworzenie się” od nowa.

OLIVER

„Cudownie mądra beztroska istnienia”.
Stefan Zweig

Oliver, piękny jak młody bóg, wysiada z taksówki… Z perspektywy Elio wyglądającego przez okno zjawia się niemal jak współczesna wersja deus ex machina. To żartobliwe skojarzenie znajdzie jednak potwierdzenie w roli, jaką przyjdzie odegrać temu młodemu Amerykaninowi w życiu Elio. Oliver jest przystojny (movie star, mówi o nim ciepło i z uśmiechem Annella); jest wykształcony, ale nie nudny (wywód etymologiczny na temat moreli); inteligentny i z poczuciem humoru: „– Wydajesz się zmęczony.

– Co mnie zdradziło?”.

Dość skrytemu Elio wydaje się „pewny siebie”. Oczywiście, ma łatwość nawiązywania kontaktów z innymi (scena w barze), czego nie da się z pewnością powiedzieć o żadnym nastolatku. Oliver nie unika kontaktów z przyjaciółmi Elio, ba, w czasie jednego z wieczorów ujawnił jeszcze jeden talent: dobrze tańczy. Oliver jest czarujący, jego uśmiech jest jak „przypływ wewnętrznego światła” (George Eliot), a wszystkich pociąga nieco nonszalanckim sposobem bycia (later). Swoje obowiązki stażysty u boku ojca Elio spełnia tyleż sumiennie, ile lekko, chciałoby się rzec – z wdziękiem. Przede wszystkim jednak Oliver ma już ten spokój wewnętrzny, który pociąga zdezorientowanego, niepewnego siebie Elio.

Te dwie wrażliwości, ten chłopiec, który za chwilę stanie się mężczyzną i ten młody mężczyzna, który niedawno był chłopcem, spotkali się i „mieli piękną przyjaźń”.

ELIO I OLIVER

„Dzięki tobie lubię siebie takiego, jaki jestem, a raczej – jaki się staję przy tobie”.
Andre Aciman

„Oliver był tajnym przewodem prowadzącym do mnie samego
– jak katalizator, który pozwala nam stać się tym, kim jesteśmy”.
Andre Aciman

„Mój pokój jest twoim pokojem. [Będę obok]”. Te skądinąd neutralne słowa, mają w sobie ogromny potencjał: indywidualna, intymna przestrzeń pokoju Elio, w którą wchodzi Oliver, zdaje się zapowiadać ich późniejszą więź, o której chłopiec będzie mógł powiedzieć: „Był bardziej mną niż ja sam” (Emily Bronte).

W pierwszych dniach, „nieopierzony”, z wszystkimi lękami i kompleksami nastolatka, Elio przygląda się uważnie Oliverowi. Nieraz obserwuje go w takim napięciu, jakby od tego, co zobaczy, miało zależeć jego życie (np. scena podczas zabawy tanecznej). Widzi w nim ideał mężczyzny, choć przed innymi dystansuje się od niego subtelną ironią, krytykując zwłaszcza jego pełne swobody, wręcz dezynwoltury, zachowanie. Tak naprawdę imponuje mu on pod każdym względem. Zauważa też, że wszyscy są pod nieodpartym urokiem Olivera.

Natomiast Oliver zdaje się traktować Elio serdecznie, ale zarazem pobłażliwie. Tworzy dystans, który jest wyrazem jego rezerwy wynikającej z niepewności swoich i chłopca uczuć oraz z obawy, żeby go nie skrzywdzić. Ale, przewrotnie, swoją ostrożnością, słynnym znikaniem („Wyskakiwał jak spod ziemi i równie nagle znikał”, Andre Aciman, Tamte dni, tamte noce, s. 65) i niefrasobliwym „later”, przyciągał chłopca jeszcze bardziej. Ta swoista gra w przyciąganie i odpychanie, ten czas przypadkowych/nieprzypadkowych dotknięć, ukradkowych spojrzeń Elio i jawnych „obserwacji” („uczenia się” Olivera) musiał trwać tyle czasu, ile go potrzebowali, „żeby dowiedzieć się, czy tego chcą” (op. cit., s. 208). Zbliżając się do drugiego człowieka, nie należy się spieszyć, ale też nie należy być zbyt opieszałym, zwlekać za bardzo…

Najpierw połączyła ich muzyka, rozmowy o książkach, wspólne przejażdżki rowerem, kąpiele w przydomowym basenie i w „plenerze Moneta” („To miejsce należy do mnie, przychodzę tu poczytać” (op. cit., s. 104).

Te koncentraty wakacyjnej codzienności – nawet wakacyjnej nudy, dolce far niente – wszystko to otwierało w Elio wewnętrzną przestrzeń, otwierało go na istnienie. „Leżałem teraz w słońcu i kochałem je niemal pogańską miłością do rzeczy tej ziemi” (op. cit., s. 284). Oliver zmienił świat Elio, stał się tricksterem, który otworzył mu świat. I tak Elio uczy się siebie, wchłaniając rzeczywistość: „Lato, podczas którego nauczyłem się słyszeć śpiew ptaka, wąchać zapachy roślin”. Obaj zdają się być „skomponowani na jeden instrument”, tworzą dwuosobowy świat, w którym posługują się swoim tajemnym językiem, swoim kodem.

Dniom Elio i Olivera towarzyszy podskórny nurt erotyczny; najpierw byli przyjaciółmi, zanim stali się kochankami: „Może byliśmy przede wszystkim przyjaciółmi, a dopiero potem kochankami. Ale może zawsze tak jest między kochankami” (op. cit., s. 211). Nieokreślonym doznaniom, pragnieniom Elio nada kształt Oliver, choć chłopiec ma świadomość tego, co im się przytrafia: „Coś więcej popychało mnie do niego z mocą, która wykraczała poza pożądanie, przyjaźń czy poczucie więzi, wynikające ze wspólnej religii” (op. cit., s. 32). Elio był w taki momencie życia, że „umiejętne pociągnięcie smyczka po strunie skrzypiec mogło w jednej chwili przeistoczyć jego obraz świata” (George Eliot).

Obecność, a także nieobecność Olivera, wyzwalająca dręczącą tęsknotę, potęguje odczucia Elio, który chyba po raz pierwszy w życiu, wyrwany z narcyzmu wieku dziecięcego i wczesnomłodzieńczego, myśli o drugim człowieku. „Miłość to bolesne odkrycie, że ktoś inny, poza tobą samym, realnie istnieje” (Iris Murdoch). Obecność Olivera w tej innej czasoprzestrzeni, „na peryferiach raju” (op. cit., s. 325), przeinacza na pewien czas całą przestrzeń egzystencjalną, znosi potoczność. Także ich przeżycia, nie przestając być zwykłymi, stają się jakoś odświętne.

W tym falowaniu – przypływy, odpływy uczuć, pragnień – kilka momentów było szczególnie ważnych, znaczących. Zwłaszcza że teraz w życiu Elio wszystko mogło być znakiem. Rozmowa z matką na ławce, w której to, co było tajemnicą, zostało nazwane, z pewnością „ośmieliła” Elio: „– Lubisz go, prawda.

– Tak.

– On też cię lubi – myślę, że bardziej niż ty jego”.

Sekwencja kolejnych, kluczowych zdarzeń prowadzi do przełomu w relacji obu mężczyzn.

Pewnego wieczoru, podczas ulewy, matka proponuje lekturę dawnej opowieści o rycerzu zakochanym w księżniczce. Jednak przyjaźń, jaka ich łączy, nie pozwala ogarniętemu nagłą nieśmiałością rycerzowi wyznać miłości. Puenta tej historii zawarta jest w słowach: „Czy lepiej mówić czy umrzeć?”. Elio komentuje: „Nigdy nie miałbym odwagi zadać takiego pytania”, a ojciec rzuca lekko: „Wątpię w to. Matka twierdzi, że lepiej mówić…”. Scena ta, jedna z wielu, pokazuje ciepło i serdeczną zażyłość rodziców i syna. Otóż w trakcie czytania tej opowieści, zawierającej dyskretną sugestię, matka i ojciec siedzą na kanapie, a Elio, leżąc na kolanach obojga, niejako łączy ich. To naturalne ułożenie rodziny na kanapie tworzy zarazem wyrafinowaną kompozycję, przywołującą obraz Leonarda da Vinci Anna Samotrzecia. To jedno z tych subtelnych odniesień do sztuki, których w filmie Luki Guadagnino jest wiele.

Inna, istotna dla wzajemnych stosunków obu mężczyzn, scena to ta z rozmową Elio i Olivera, pełna „ treściwych przemilczeń”, na placyku, pod pomnikiem żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej. Toczy się ona w swoistej choreografii niewypowiedzianego, choreografii nieśmiałości, obaw, ukrytych pragnień i pożądań. Elio i Oliver, stojąc po przeciwnych stronach ogrodzenia otaczającego monument, zbliżają się do siebie w rytm swoich słów i ciszy: „– Gdybyś tylko wiedział, jak mało wiem o rzeczach, które coś znaczą. – O których rzeczach?

– Wiesz o których […].

– Czy mówisz teraz to, co myślę, że mówisz?”.

Kiedy podchodzą do siebie, Oliver pyta: „– Dlaczego mi to mówisz?

– Bo chciałem, żebyś wiedział – powtarza Elio trzykrotnie jak mantrę. – Ponieważ oprócz ciebie nie mam nikogo, komu mógłbym to powiedzieć”. W tym momencie, powierzając mu swoją tajemnicę, zawierzając Oliverowi, powierza mu siebie. I zaraz potem zaprasza go do swojego świata: jadą w jego ulubione miejsce, nazywane w adaptowanej powieści, „plenerem Moneta”. W przyjaznej łagodności tego pejzażu, w poczuciu harmonii, jedności z otoczeniem („– Kocham to, Oliver. – Co? – Wszystko”), dochodzi do pierwszego pocałunku, poprzedzonego delikatną pieszczotą twarzy Elio. W scenie tej zdają się być obaj wcieleniem piękna antycznych rzeźby, które tu, dosłownie, są na wyciągnięcie ręki: „Nic nie zostało wykopane, woda wyrzuciła to sama na brzeg”.

A jednak Oliver, czując dyskomfort, mimo że mówi „nie zrobiliśmy niczego, czego powinniśmy się wstydzić”, przerywa te próby zbliżenia. Zawstydzony Elio prowokująco kładzie dłoń na kroczu Olivera: „– Czy ja cię obraziłem? – pyta. – Po prostu nie rób tego”. Intymność tej sytuacji sprawia, że Oliver, walcząc ze swoimi emocjami, znowu się usuwa. Dosłownie znika, spędzając czas poza domem, a Elio cały jest czekaniem. W końcu wsuwa pod drzwi pokoju liścik o treści: „Nie mogę znieść tej ciszy. Muszę z tobą pogadać”. Oliver odpowiada: „Dorośnij. Do zobaczenia o północy”. I tak staje się nieuniknione. Przyjaciele zostają kochankami.

Przydarzyła im się ta chwila, w której znikają wszystkie bariery, wszystkie różnice, „dwaj mężczyźni się całują, a potem zaczęło znikać nawet i to: nie dwaj mężczyźni, ale dwie istoty. Cudownie egalitarna chwila, cudowne uczucie jednoczesnej relacji młodszy i starszy, człowiek i człowiek, mężczyzna i mężczyzna, Żyd i Żyd” (op. cit. s. 177). Miłosną noc, „wymienność ciał”, kończy prośba Olivera: „Nazywaj mnie swoim imieniem, a ja będę nazywał ciebie swoim”. Oliver stał się Elio, a Elio Oliverem…

Słowa te (Call Me by Your Name, będące zresztą oryginalnym tytułem i książki, i filmu) stają się emblematem wymienności dusz, bowiem „w miłości ciało jest ciałem ducha. Jego znakiem, formą, kształtem” (Jolanta Brach-Czaina). Akt miłosny stał się dopełnieniem, zwieńczeniem więzi duchowej. Słynna formuła indyjskiej filozofii głosi tat twam asi, czyli „ty jesteś tym”. Nadużywając nieco znaczenia tej myśli, można powiedzieć, że dzięki jedności z Oliverem Elio odczuwa równocześnie jedność z bytem. Wspólne bycie Elia i Olivera to rodzaj medytacji. Problemy znikają, czas znika, jest tylko tu i teraz. Tylko miłość, dzięki szczególnej kondensacji przeżycia, „umożliwia dotarcie do głębokiego wymiaru rzeczywistości” (Jolanta Brach-Czaina).

Z tej intelektualno-cielesnej fascynacji, wzajemnej ekscytacji, zrodziło się coś ważnego, głębokiego. Oliver stanowił punkt zwrotny w życiu Elio. Dzięki niemu, temu tricksterowi, wiele aspektów osobowości młodego człowieka ułożyło się harmonijnie. Elio zyskał poczucie wewnętrznej i zewnętrznej integralności. „Nie trzeba wyprawiać się do Tybetu, by przejść skryte wtajemniczenia. One dokonują się w nas” (Jolanta Brach-Czaina). Przynoszą radość, szczęście (miłosna przyjaźń z Oliverem), bywają źródłem cierpień (rozstanie). Czyż nie to symbolizuje nazwisko Elio? Perlman – człowiek-perła, piękny i dobry. Jednak tworzeniu się – zarówno perły, jak i człowieka – towarzyszy ból i cierpienie.

Potrzebna i ważna rozmowa z ojcem, tym mądrym przewodnikiem (Michael Stuhlbarg grający ojca przypomina, zwłaszcza w tej scenie, Robina Williamsa z Buntownika z wyboru), ułatwiła synowi uporanie się z bardzo silnymi, bolesnymi i trudnymi do nazwania uczuciami, których ten doświadcza po rozstaniu z Oliverem. To, co razem przeżyli, było nie tylko piękne, ale i dobre, bo przydarzyło się dobrym ludziom:

„– Myślę, że on jest lepszy ode mnie.

– Jestem pewien, że on powiedziałby to samo o tobie, co dobrze świadczy o was obu.

– […].

– Teraz przeżywasz smutek i ból. Nie wypieraj ich, bo razem z nimi zniszczysz całą radość, jaką czułeś”.

Ten, który spełnił swoją egzystencjalną misję, musiał zniknąć z życia Elio, jednak pozostał w nim w wymiarze symbolicznym, duchowym: „Był i miał na zawsze pozostać moim bratem, moim przyjacielem, moim ojcem, moim synem, moim mężem, moim kochankiem. Mną”.

„ŚWIAT ŚWIECIŁ JASNO…”

„Pejzaż włoski jest obdarzony łaską uszczęśliwiania każdego, kto się do niego zbliży”.
Stefan Zweig

„Owoc [wiśni] moreli zwraca nas ku zmysłowej stronie życia i przywołuje ją jako wartość”.
Jolanta Brach-Czaina

„Życie nie mogło być jaśniejsze, świeciło mi prosto w twarz”.
Stefan Zweig

Splendor świata opromienia Elio i Olivera swoim blaskiem. Tę ideę filmu oddaje plakat, przedstawiający głowy obu mężczyzn oparte o siebie i wzniesione w górę, a nad nimi rozpięte wysoko ciemnobłękitne, bezchmurne niebo. Ten plastyczny znak symbolicznie podkreśla duchowy aspekt relacji dwóch bohaterów, ale też ich związek z naturą, niemal symbiotyczny. Miąższ moreli stanowi esencję przeżyć bohaterów; dotykanie moreli jest jak dotykanie Olivera. Ręka sięgająca po owoc na drzewie i pieszczota stóp znaczą jednako. Wchłanianie zapachu Olivera przez jego szorty to dosłowne „zaciąganie się” Oliverem jak narkotykiem, „czyli tak pachnie” (op. cit. s. 86). Scena ta ma swój wzorzec w literaturze: „O, gdybym mógł być tylko rękawiczką, co tę dłoń kryje”, mówi Romeo.

Elio i Oliver „zrobili sobie raj”, a Luca Guadagnino pokazał nam go ze szlachetnym liryzmem. Kamera obchodzi się łagodnie z tym światem, każąc nam go oglądać w długich, spokojnych ujęciach. Znajdujemy się w krainie jakby poza czasem, w jednej długiej chwili, rozciągniętej na sześć tygodni lata; „niech lato nigdy się nie skończy. Niech Oliver nigdy nie wyjeżdża”…

Każdy człowiek powinien mieć takie „lato miłości”, rezerwuar dobrych doświadczeń, z których można czerpać siłę przez całe życie.

Film zdaje się być współczesną wersją maksymy carpe diem, ale zbanalizowany przez zbyt częste użycie sens tych słów, w Tamtych dniach, tamtych nocach został pogłębiony, słowa te nabierają nowego blasku. Film Luki Gudagnino jest raczej hymnem na cześć życia samego w sobie.

Sensualność, zmysłowość filmu oszałamia, reżyser dzieli się z nami zapachami i smakiem miłości, jednak sceny erotyczne są delikatne, subtelne wraz z apogeum, nomen omen, „słodkim wybuchem seksualności” (Elisabeth Strout), kiedy brzoskwinia „stała się narzędziem pieszczoty”. Film Luki Guadagnino to „czyste spojrzenie na fenomen pożądania i bliskości” (Anna Tatarska). Zbliżenia Elio i Olivera są czułe, los obdarował ich sobą; są dla siebie prezentem. Obaj młodzi mężczyźni oddychają sztuką tak samo, jak oddychają słodkim od morel powietrzem. Rozrzutność sztuki jest równa rozrzutności natury, obrazów szmaragdowej wody, błękitnego nieba, dojrzewających, soczystych owoców. Właśnie taka – bujna, szczodra i łagodna zarazem – natura zrodziła kulturę o jasnym obliczu.

Już czołówka zapowiada piękny i naturalny związek sztuki z życiem – zdjęcia antycznych posągów porozrzucane na biurku mieszają się ze zwykłymi przedmiotami – pudełkiem papierosów, jakimś rachunkiem. Piękno dawnej kultury, obecnej na co dzień, nie traci przez to nic ze swej wzniosłości i wzbogaca życie bohaterów. Spójność tych światów – natury i kultury – pokazuje jedno z wielu ujęć. Elio, zanurzony do pasa w wodzie, opiera się o murowane obramienie basenu, studiując nuty, zapis swoich transkrypcji. Szmaragdowa woda staje się w tym ujęciu niejako przedłużeniem nut, a nuty stają się częścią żywiołu wody… Gładzenie twarzy Elio poprzedzone jest pieszczotą twarzy rzeźby Wenus… Muzyka, zwłaszcza piosenki, tworzą nastrój, klimat tego lata 1983 roku, ale najważniejszy utwór, który można nazwać „tematem Elio”, to ekspresja jego zagubionej osobowości. Takie „odczytanie” prób transkrypcji utworu Bacha jest poszukiwaniem właściwego tonu, własnej dykcji, po prostu – siebie.

Tę jedność natury i kultury wyraża również fonosfera filmu – śpiew ptaków, odgłos ludzkich kroków, ważą w tym filmie tyle samo, co muzyka Bacha. Tamte dni, tamte noce to obfitość słońca, barw, muzyki, słów i… ciszy. Wymowna w tym względzie jest scena pożegnania, rozstania Elio i Olivera na peronie małomiasteczkowej stacji.

„Tam, gdzie sadzi się drzewa, wyrośnie szczęście” (porzekadło rosyjskie). Sad otaczający dom rodzinny Elio, doglądany przez Annellę, jego matkę, jest obrazem, symbolem i gwarantem szczęścia. Ale historię Olivera i Elio osnuwa od początku – mimo blasku słońca – delikatna aura melancholii, która nadaje znaczenia i głębi tym ulotnym momentom, temu efemerycznemu światu. Paradoksalnie, nadaje też intensywności przeżywanym wspólnie chwilom. Elegijny ton życiu bohaterów także filmowi nadaje świadomość konieczności rozstania – odkrywając radość bycia razem, odkrywają smutek tęsknoty. Te dni i te noce są „ćwiczeniami z utraty”. „Kochać i tracić” (Leopold Staff) – czyż życie nie jest właśnie tym?

*    *    *

 Luca Guadagnino jest estetą i erudytą kina. Z finezją pokazuje ten fotogeniczny świat (wszak Włochy to gotowa scenografia), a smakowanie życia, w którym duchowość i zmysłowość tworzą pełnię, cechuje pewien poziom wyrafinowania. Istota kina Luki Guadagnino, jak przekonuje Diana Dąbrowska, rozpięta jest między dwiema wartościami: jouissance – zanurzeniem się z przyjemnością w tych oszałamiających zmysły obrazach i plaisir – tu widz czerpie przyjemność z własnej znajomości licznych kontekstów i odczytywania kolejnych poziomów znaczeń. Kino tego wirtuoza zachwytu i oczarowań „za sprawą ukazywania i poszukiwania przyjemności przemienia się w kino akceptacji i wolności”, wartości ważnych i cennych jak miąższ, barwa i zapach brzoskwini.

Notka biograficzna:

Luca Guadagnino (ur. 1971 r.) – włoski reżyser filmowy; ze względu na problematykę, bohaterów, scenerię filmy jego porównywane są do twórczości Luchino Viscontiego. Zdobywca wielu nagród filmowych, poczynając od debiutanckiego filmu The Protagonists (1999 r.); filmy realizuje rzadko, najważniejsze tytuły to Jestem miłością (2003 r.), Nienasyceni (2015 r.), a także film dokumentalny Bertolucci on Bertolucci (2013 r.). Jego muzą jest Tilda Swinton, muza także Dereka Jarmana i bratnia dusza Davida Bowie.

Bibliografia:

  1. Andre Aciman, Tamte dni, tamte noce, Warszawa 2017.
  2. Jolanta Brach-Czaina, Szczeliny istnienia, Warszawa 2018.
  3. Diana Dąbrowska, Kino rozproszonych przyjemności, „Kino” 1/2018.
  4. Piotr Szczyszyk, „Kino” 1/2018 (recenzja filmu).
  5. Katarzyna Wężyk, „Gazeta Wyborcza”, 23.01.2018 (recenzja filmu)

 Zadania pomocne w dydaktyce:

  1. Obejrzyj film Jamesa Ivory (który jest scenarzystą Tamtych dni…) Maurice (1987 r.). Porównaj oba filmy, uwzględniając czas akcji oraz uwarunkowania kulturowe – dziewiętnastowieczna Anglia i współczesne Włochy.
  2. Trud istnienia – dylematy i rozterki młodzieńczości. Na przykładach literackich i filmowych (m.in. Przedwiośnie Żeromskiego oraz filmy Buntownik bez powodu Nicholasa Ray’a, 1955, Buntownik z wyboru Gusa Van Santa, 1997, Juno Jasona Reitmana, 2007, Frances Ha Noaha Baumbacha, 2012 i inne)
  3. W oparciu o lekturę tekstu Bożeny Sadkowskiej pt. Homo dandys („Miesięcznik Literacki”, 8/1972) znajdź echa, „odpryski” postawy dandysowskiej w przygodzie duszy i ciała Olivera i Elio. (esej)
  4. Parafrazą słów jakiego poety i z jakiego wiersza są słowa i „stała się brzoskwinia narzędziem pieszczoty”.
  5. Znajdź w źródłach znaczenie słowa „trickster”.
tytuł: Tamte dni, tamte noce
tytuł oryginalny: Call Me by Your Name
rodzaj/gatunek: melodramat
reżyseria:  Luca Guadagnino
scenariusz:  James Ivory
zdjęcia: Sayombhu Mukdeeprom
obsada: Armie Hammer, Timothée Chalamet, Michael Stuhlbarg
produkcja: Brazylia, Francja, USA, Włochy
rok prod.: 2017
czas trwania: 132 min
Wróć do wyszukiwania