„Ta osoba będzie dla nas zawsze trędowata!”
O jednym z najpopularniejszych
polskich filmów przedwojennych

Jarosław Grzechowiak

Kiedy w 1909 roku ukazało się pierwsze wydanie Trędowatej Heleny Mniszkówny, autorka z pewnością nie spodziewała się, że powieść ta kilkukrotnie zostanie przeniesiona na ekran. Na ziemiach polskich kino było wówczas wzbudzającą ciekawość atrakcją, uświetniającą jarmarki. Mimo że na początku wieku powstały pierwsze polskie filmy fabularne, ich czas trwania nie przekraczał kilku minut. Mało kto mógł wtedy przypuszczać, że sztuka filmowa w ciągu najbliższych dekad tak bardzo się rozwinie, zaś Helena Mniszkówna będzie mogła dwukrotnie obejrzeć ekranizację swojej najpopularniejszej książki.

Dramaturgia Trędowatej jest nieskomplikowana. Główna boaterka, Stefania Rudecka, po nieszczęśliwym romansie z „łowcą posagów”, panem Edmundem Prątnickim, podejmuję pracę nauczycielki w majątku Michorowskich w Słodkowicach. Szybko wpada w oku młodemu ordynatowi Waldemarowi. Uczucie łączące dwoje młodych ludzi staje się obiektem krytyki ze strony arystokracji, zwłaszcza hrabiego Barskiego, który chętnie ożeniłby Waldemara ze swoją córką Melanią. „(…) wśród nas ona jest niewłaściwym elementem, elle n‘est pas pour nous! nie trzeba się z nią zbliżać i poufalić. Panna Rudecka jest dla nas trędowata” – tłumaczy zbulwersowanemu ordynatowi. Cieniem na ich związku kładzie się również tajemnica rodu Michorowskich – swego czasu ojciec Waldemara, hrabia Maciej, zakochał się w dziewczynie pochodzącej z rodziny Rudeckich, jednak tuż przed ślubem zerwał zaręczyny. Również odtrącony Prątnicki nie ustaje w intrygach i wraz z Melanią wymyśla historię, która ma skompromitować przyszłą panią Michorowską. Na skutek tych przykrych doznań Stefania Rudecka zapada na ciężką chorobę i niebawem umiera, pozostawiając w rozpaczy Waldemara, jedynego mężczyznę, który szczerze i prawdziwie ją kochał.

Co zaważyło na sukcesie wspomnianego utworu literackiego i złożyło się na zainteresowanie producentów filmowych? Twórczość autorki nawet dzisiaj uznawana jest za symbol kiczu i szmiry. Klasyfikuje się Trędowatą jako najlepszą egzemplifikację literatury dla kucharek i służących. A przecież, jak zauważyła Barbara Wąsik, „swego czasu zdobycie egzemplarza debiutanckiej powieści pisarki graniczyło niemalże z cudem”[1]. Mało tego, powieść początkowo została dobrze przyjęta przez krytyków i nie ukazałaby się ona, gdyby nie pozytywna opinia samego Bolesława Prusa[2]. Dopiero później – jak zanotował Jan Bończa-Szabłowski – „pojawiły się głosy krytyczne (…). Środowisko literackie wyraźnie zaczęło spychać Mniszkównę na margines, uznając, że jej utwory są nie tylko grafomańskie, ale też dalekie od realnego świata. Magdalena Samozwaniec chętnie parodiowała styl Mniszkówny, Antoni Lange nazywał ją spadkobierczynią sławy Rodziewiczówny”[3]. Fakt odtrącenia Mniszkówny przez koleżanki i kolegów po piórze nie zmniejszył ciągłego zainteresowania czytelników. Trędowatą przed II wojną światową wznawiano kilkanaście razy, każde kolejne wydanie szybko znikało z księgarskich półek. Popularnością cieszyła się również kontynuacja powieści – Ordynat Michorowski. Trudno jednak uznać Mniszkównę za „autorkę jednej książki”. Miała ich w swoim dorobku kilkanaście, w tym często wznawianą Gehennę, w 1938 roku zekranizowaną przez Michała Waszyńskiego.

Przed II wojną światową kino dwukrotnie podejmowało próbę przeniesienia Trędowatej na ekran. Za każdym razem celem było osiągnięcie znacznego sukcesu komercyjnego. Powieść Mniszkówny nadawała się do tego znakomicie – rozchwytywana przez czytelniczki, wylewające łzy nad losem biednej i krzywdzonej Stefci oraz jej miłości do ordynata Waldiego, zapewniała producentom ekranizacji znaczne zyski; można powiedzieć, że była swego rodzaju „samograjem”. Pierwszy film – niemy – powstał w 1926 roku. Zrealizował go Edward Puchalski, jeden z najbardziej cenionych reżyserów polskiego kina przed erą dźwięku, wespół z wybitnym aktorem Józefem Węgrzynem. W rolę Stefci Rudeckiej wcieliła się jedna z najpopularniejszych ówczesnych aktorek – Jadwiga Smosarska. Partnerował jej – w roli Waldemara – Bolesław Mierzejewski. Film, doszczętnie skrytykowany przez recenzentów, był jednak bardzo chętnie oglądany przez publiczność kinową. Dziesięć lat później na ekrany trafia druga adaptacja powieści Heleny Mniszkównej, dokonana przez Juliusza Gardana. Stefcię Rudecką zagrała tym razem Elżbieta Barszczewska, a Michorowskiego – Franciszek Brodniewicz. Warto przypomnieć ich nazwiska, upływ czasu zatarł bowiem te sylwetki i ich dokonania na filmowych planach.

Elżbieta Barszczewska – Stefcia Rudecka

„Nigdy nie marzyłam o filmie, o tym, by być gwiazdą (…). To teatr mnie zawsze wciągał, poruszał. Był żywy, grając, czuję więź z ludźmi, czuję, że im coś z siebie daję (…). A technika pracy filmowej mnie jakoś gasiła, byłam jakby chłodniejsza. Uwagi reżysera, operatora, nie można się swobodnie poruszać, partner nieważny. A mimo woli chce się mówić do drugiego człowieka, nie do chłodnego oka kamery”[4] – wyznawała w 1977 roku odtwórczyni tytułowej roli w Trędowatej. A przecież to właśnie kino przyniosło jej największą popularność. Przed wybuchem II wojny światowej Elżbieta Barszczewska zagrała w 15 filmach, chociaż jej kariera na dobre wystartowała w 1936 roku. Była już wtedy od dwóch lat wykształconą aktorką, w 1934 roku ukończyła Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, jej debiutem scenicznym była doskonale przyjęta rola Heleny w Śnie nocy letniej w reżyserii wielkiego Leona Schillera. Spektakl został z uznaniem przyjęty przez krytyków, część z nich poświęciła też parę słów debiutantce. Kazimierz Wierzyński, wybitny poeta i recenzent teatralny, zapisał o niej następujące spostrzeżenia: „W czarujący występ zmienił się debiut Elżbiety Barszczewskiej grającej rolę Heleny. Panieńskość tej młodziutkiej i zdolnej aktorki, a także szlachetność tonu zastąpiły szczęśliwie to, co w innej interpretacji wypełniałby żar kobiecy – i ujmowały widza jak najserdeczniej”[5].

Kolejne teatralne kreacje Barszczewskiej sąsiadowały z częstymi rolami filmowymi, reżyserzy i producenci bowiem bardzo chętnie angażowali Barszczewską do swoich produkcji. Aktorka reprezentowała na ekranie czystość, niewinność, piękno i niesamowitą wrażliwość, zaś postaci takie bardzo często pojawiały się na kartach ówczesnych scenariuszy. Mimo że Barszczewska swoją karierę rozpoczęła od postaci negatywnej (Neta w Panu Twardowskim Henryka Szaro), kreacja w Trędowatej ugruntowała ekranowy wizerunek Barszczewskiej. Aktorka, która, jak twierdziła, nie chciała zostać gwiazdą, natychmiast nią została, zyskując miano najpopularniejszej i bardzo lubianej przedwojennej aktorki. Po Trędowatej pojawiły się więc kolejne propozycje. Bezsprzecznie największym aktorskim osiągnięciem Barszczewskiej była rola Bronki Mossakowskiej w Dziewczętach z Nowolipek (1937) w reżyserii Józefa Lejtesa. Adaptacja powieści Poli Gojawiczyńskiej po latach uznawana jest za jedną z najlepszych produkcji przedwojennej kinematografii, zaś recenzent „Kuriera Porannego” opisał kreację młodej aktorki następującymi słowami: „Barszczewska jest bez wątpienia najlepszą w chwili obecnej amantką filmu polskiego”[6]. Michał Waszyński zaangażował ją do Znachora (1937), gdzie partnerowała Kazimierzowi Junoszy-Stępowskiemu, wcielając się w dwie role – żony tytułowego bohatera i jego córki. „Kreacja Barszczewskiej (…) świadczy o rozwoju talentu młodej artystki”[7] – pisał po premierze filmu krytyk czasopisma „X Muza”, Wiesław Bończa-Tomaszewski. W ciągu dwóch lat przed wybuchem wojny aktorka zagrała jeszcze m.in. w Kościuszce pod Racławicami i Granicy Józefa Lejtesa, Profesorze Wilczurze i Trzech sercach Michała Waszyńskiego oraz Geniuszu sceny Romualda Gantkowskiego. Ostatnim ekranowym wcieleniem Barszczewskiej była Justyna Orzelska w Nad Niemnem Wandy Jakubowskiej i Karola Szołowskiego; ten film jednak nie zachował się do dnia dzisiejszego.

Po wojnie Elżbieta Barszczewska rzadko pojawiała się przed kamerą. „Myślę, że z mojej strony nie było to milczenie programowe. Gdyby film zaproponował mi rolę zawierającą interesujący materiał aktorski…”[8] – stwierdzała po latach. Jedynym jej powojennym występem przed kamerą była ciepła i wzruszająca postać Małgorzaty w filmie telewizyjnym Zbigniewa Kamińskiego Rytm serca (1977). Kobieta jest kochanką głównego bohatera, wziętego lekarza, który odwiedza ją w wigilijny wieczór. Przeprowadzają rozmowę na temat swojego związku oraz związanych z nim problemów, samotności i upływu czasu. Partnerował jej w tym filmie Andrzej Szalawski, z którym razem czterdzieści lat wcześniej wystąpiła w Dziewczętach z Nowolipek.

Franciszek Brodniewicz – ordynat Waldemar Michorowski

Jadwiga Smosarska powiedziała o tym aktorze następujące słowa: „Brodniewicz ma to wszystko, czego przeważnie naszym amantom brak: męskość, wzrost i postawa. Do tego głos ciepły i dźwięczny”[9]. Razem wystąpili w filmie Prokurator Alicja Horn (1933) Michała Waszyńskiego. Smosarska zagrała w nim rolę tytułową – dzielnej i nieustępliwej przedstawicielki wymiaru sprawiedliwości, Brodniewicz zaś – właściciela nocnego lokalu, uwodziciela Alicji Horn, który będzie przez nią oskarżany o morderstwo. Powtórny debiut aktora (wcześniej zaś – w 1921 roku – pojawił się w filmie Car Dymitr Samozwaniec w roli króla Zygmunta III Wazy) wzbudził zainteresowanie krytyków filmowych. „Brodniewicz okazał się cennym nabytkiem”[10] – pisał po premierze Alicji Horn recenzent „Kina dla Wszystkich”. Tym samym posypały się kolejne propozycje występów przed kamerą. Najczęściej obsadzany był w rolach arystokratów, ludzi zamożnych i cieszących się wysoką pozycją w społeczeństwie. Na drugim biegunie filmografii aktora znajdowały się role władców, oficerów czy rewolucjonistów. Taką postacią był Bolesław Ratomski, jeden z głównych bohaterów filmu Córka generała Pankratowa (1934) Mieczysława Znamierowskiego i Józefa Lejtesa. Akcja filmu rozgrywała się na początku XX wieku w Warszawie, zaś Brodniewicz wcielił się w rolę rewolucjonisty antycarskiego, zakochującego się w tytułowej córce gubernatora Pankratowa, granej przez Norę Ney. Film został doskonale przyjęty przez krytyków, również Brodniewicz usłyszał pozytywne opinie na temat swojej gry aktorskiej.

W 1936 roku Franciszek Brodniewicz gra tytułową rolę w Panu Twardowskim Henryka Szaro, gdzie po raz pierwszy spotyka na planie Elżbietę Barszczewską. Film, reklamowany jako „wielka epopea narodowa”, realizowany był przy użyciu ogromnych, jak na polskie kino przedwojenne, nakładów finansowych. Wystąpiło w nim kilkudziesięciu aktorów – oprócz Brodniewicza i Barszczewskiej również Kazimierz Junosza-Stępowski (w bardzo dobrej roli Diabła kuszącego tytułowego bohatera) oraz Bogusław Samborski, Mieczysława Ćwiklińska, Józef Węgrzyn czy Jan Kurnakowicz. Kreacja Brodniewicza została uznana przez recenzenta „Wiadomości Filmowych” za „pełną rasy, o zdumiewającej skali ekspresji dramatycznej”[11]. Aktor nie stronił również od lżejszych gatunków filmowych. W 1935 roku ponownie spotkał się z Jadwigą Smosarską na planie filmu Dwie Joasie – komedii pomyłek, chętnie oglądanej tuż po premierze przez polskich widzów. Rok później – między zdjęciami do Pana Twardowskiego, Wiernej rzeki i Trędowatej – wystąpił w komedii Papa się żeni w reżyserii Michała Waszyńskiego. Zagrał tam śpiewaka Roberto Viscontiego.

W ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej Brodniewicz równie często występował w filmach. W Ułanie księcia Józefa (1937) Konrada Toma zagrał księcia Józefa Poniatowskiego. W 1938 roku partnerował Stanisławie Angel-Engelównie, młodej aktorce i kolejnemu odkryciu producentów filmowych, na planie melodramatu Wrzos Juliusza Gardana, który był ekranizacją powieści Marii Rodziewiczówny pod tym samym tytułem. W 1939 roku Brodniewicz zdąży jeszcze dwukrotnie zagrać w filmach główne role. 9 kwietnia wszedł na ekrany dramat Doktór Murek, ekranizacja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza w reżyserii Juliusza Gardana. Kreacja postaci urzędnika, który traci pracę i trafia w kręgi półświatka, stając się w końcu oszustem i mordercą, spotkała się z ambiwalentnym przyjęciem przez krytyków. „Niestety, Brodniewicz nie potrafił stworzyć z doktora Murka postaci przekonywającej. W grze jego brak prawdziwie dramatycznego nerwu. Zbyt często pozuje do aparatu”[12] – podsumowywał jego pracę dziennikarz „Kina”. Z drugiej strony recenzentka tygodnika „Kultura” odnotowywała: „Brodniewicz w roli dr. Murka ukazał niespodzianie nowe walory, których nie widzieliśmy w rolach dawniejszych: miał dużo wyrazu dramatycznego”[13]. Drugi film z 1939 roku, w którym Brodniewicz grał postać wiodącą – Przez łzy do szczęścia – wszedł na ekrany pod koniec stycznia 1941 roku.

Wybuch II wojny światowej przekreślił dalszą karierę aktora, wpłynął również na jego zdrowie i kondycję psychiczną. Brodniewicz „głęboko przeżył utratę niepodległości Polski, zaczął się uskarżać na bóle serca, posiwiały mu skronie, stał się odludkiem (…). Zarabiał na życie jako kierownik sali w Kawiarni Filmowców, gdzie występował w kabareciku literackim Na antresoli. Choroba wieńcowa rozwijała się, czuł się coraz gorzej”[14]. W takim stanie dotrwał do wybuchu powstania warszawskiego. 14 sierpnia 1944 roku, podczas nalotu, doznał kolejnego, rozległego zawału serca, w wyniku którego zmarł.

„Wyżyny doskonałości”

Dźwiękowa wersja Trędowatej zrealizowana została przez firmę The Warsaw United Producers Jerzego Starczewskiego. Produkcja została pomyślana jako uczczenie 25-lecia funkcjonowania firmy produkcyjnej „Sfinks”, która w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości była najprężniej działającą instytucją realizującą filmy. Za adaptację powieści do formatu scenariusza filmowego odpowiadali Jan Fethke i reżyser, Juliusz Gardan. Jak zanotowali Barbara i Leszek Armatysowie, „przykrawając powieść dla potrzeb ekranu (…), dokonali zabiegu niezbędnego i celowego: uprościli charaktery i sytuacje, może nawet – w porównaniu z egzaltowaną wyobraźnią młodej autorki – strywializowali ją, wyprowadzając z labiryntu grafomańskiej stylistyki na prostą, utartą ścieżkę pospolitego melodramatu”[15].

Rzeczywiście, fabuła filmu została skonstruowana zrozumiale i konsekwentnie, co nie uszło uwagi krytyków. Recenzent tygodnika „Kino” w artykule na temat Trędowatej zanotował: „Akcja rozwija się gładko i potoczyście, utrzymując widza w stałym napięciu. Sceny logicznie ze sobą powiązane nie grzeszą tak częstym w filmach polskich przeciąganiem nastroju. Wszystko w tym obrazie ma swój artystyczny sens”[16]. Nie wszyscy jednak podzielali te entuzjastyczne opinie – Stefania Zahorska w artykule, opublikowanym w „Wiadomościach Literackich”, narzekała na prymitywizm rozwiązań dramaturgicznych, brak rozwoju charakterów i psychologii głównych bohaterów[17]. Faktem jednak jest, że scenarzyści i realizatorzy wprowadzili kilka rozwiązań, które skutecznie popychają akcję do przodu i sprawiają, że film, zwłaszcza w początkowych partiach, angażuje widza. Przykładem pominięty w powieści list Stefci do rodziców, napisany po tym, jak protagonistka trafiła do Warszawy. Bohaterka nakreśla im wizję pięknego życia, które prowadzi w stolicy. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, mieszka w ciasnym pokoju, należącym do niesympatycznej gospodyni, zaś z jej okna roztacza się widok na szarą kamienicę. Takie i inne pomysły reżysera znalazły uznanie dziennikarza „Ostatnich Wiadomości”. Podsumował on pracę Juliusza Gardana następującymi słowami: „Robota reżysera Gardana jest – jakby to powiedzieć – solidna. Nie sili się na żadne nowatorstwa, pracę swoją wykonał inteligentnie, logicznie, przy dość bogatej inwencji i pomysłowości. Powiązanie poszczególnych scen, innymi słowami, tzw. montaż jest logiczny, prosty i bezpretensjonalny”[18]. Z pewnością z tych powodów Trędowata reklamowana była jako „1-szy polski film, który stanął na wyżynach doskonałości!”[19].

Trudno też nie zauważyć, że układ i inscenizacja niektórych scen dała również autorom możliwość skarykaturyzowania i ironicznego przedstawienia arystokracji. Widoczne jest to na przykład w ustawieniu postaci hrabiego Trestki, adoratora Rity Szylinżanki, przyjaciółki Waldemara Michorowskiego. Jest to człowiek niezdarny, safanduła, którego umizgi do pięknej kobiety prezentują się nad wyraz żałośnie. Kreujący tę postać Władysław Grabowski, jeden z chętniej angażowanych przedwojennych aktorów, nadał jej komiczny rys, przez co sceny z jego udziałem są wdzięcznym oddechem i oderwaniem się od melodramatycznej fabuły, zmierzającej do tragicznego końca. Krytyka wyższych sfer wyraża się również przez postać hrabiego Barskiego oraz jego córki Melanii. Hrabia jest konserwatystą oraz kimś w rodzaju „strażnika moralności arystokracji”, który nie chce dopuścić, by Michorowski popełnił mezalians i poślubił osobę z niższej warstwy społecznej. Charakterystyka tej postaci została dodatkowo podkreślona przez powierzenie jej zagrania aktorowi Zygmuntowi Chmielewskiemu, którego aparycja predestynowała go do odtwarzania ról ludzi twardych, często nikczemnych i podłych. Irena Malkiewicz z kolei, obsadzona w roli Melanii, zagrała tę postać z koniecznym dla niej chłodem, rezerwą i pogardą dla Stefci Rudeckiej. Warto zauważyć, że był to debiut tej utalentowanej aktorki, rozpoczynający jej długą karierę filmową, która zakończy się dopiero pod koniec lat 80.

Oprócz Elżbiety Barszczewskiej, Franciszka Brodniewicza i wspomnianych wyżej odtwórców ról drugoplanowych w obsadzie aktorskiej Trędowatej znalazło się jeszcze kilka innych, niezwykle interesujących i ważnych dla przedwojennego przemysłu filmowego nazwisk. I tak w rolę hrabiego Macieja Michorowskiego, ojca Waldemara, wcielił się Kazimierz Junosza-Stępowski, jeden z najwybitniejszych aktorów przedwojennych, angażowany przez najlepszych reżyserów – i teatralnych, i filmowych. Bardzo trafnie oddał on ciepło i sympatię, jaką jego bohater darzy Stefcię Rudecką, z drugiej strony zaakcentował również tajemnicę, która wiąże się z krewną tytułowej bohaterki, a której wyznanie jest dla niego niełatwe. Mieczysława Ćwiklińska świetnie nakreśliła postać baronowej Idalii Elzonowskiej. Drobnymi gestami, specyficzną wymową i wtrącaniem francuskich słówek stworzyła charakterystyczną i zabawną postać arystokratki początku XX wieku. W Trędowatej zadebiutowała również Tamara Wiszniewska (w czołówce filmu występująca jako Mira Wiszniewska), bezsprzecznie jedna z najpopularniejszych młodych polskich aktorek drugiej połowy lat 30. Wcieliła się w postać Luci Elzonowskiej, uczennicy Stefci, dziewczyny roztrzepanej, uwielbiającej figle i zabawy, a przy tym marzącej o zakochaniu się i szczęśliwym życiu u boku wspaniałego mężczyzny. Pojawienie się Wiszniewskiej zostało powitane z radością przez recenzentów, pisano, że „ma dużo uroku dziecięcego, wygląda ślicznie i swoją trudną rolę wykonała bez zarzutu”[20]. W kolejnych latach Wiszniewska potwierdzi swój talent, pojawiając się m.in. w Dziewczętach z Nowolipek (1937) Józefa Lejtesa, Kobietach nad przepaścią (1938) Michała Waszyńskiego i Emila Chaberskiego czy Białym Murzynie (1939) Leonarda Buczkowskiego. Łącznikiem pomiędzy filmem z 1926 roku a omawianą produkcją był Józef Węgrzyn, który pierwszą adaptację powieści Mniszkówny nie tylko reżyserował, ale również zagrał w niej postać ojca Stefci Rudeckiej. W tej samej roli wystąpił również w roku 1936.

Chociaż film Juliusza Gardana zebrał sporo pozytywnych recenzji, podkreślających walory artystyczne obrazu, ukazało się również kilka głosów protestu. Celowała w nich zwłaszcza Stefania Zahorska, propagatorka filmu artystycznego oraz tępicielka kiczu, bezguścia i prymitywizmu. Pisała, że „Trędowata mogłaby być zupełnie dobrym filmem melodramatycznym o określonym zasięgu. Jako robota filmowa jednak zawodzi, poza kilkoma dobrymi pomysłami reżyserskimi (jak np. zmiana obrazów podczas trwania jednego dialogu). Scenariusz zrobiony jest tak przemyślnie, że wszelkie napięcie dramatyczne jest możliwie rozmazane, zamienione na płaczliwe i stojące sceny”[21]. Jerzy Bossak, działacz Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego „Start”, dodawał: „Trędowata na ekranie nie jest z pewnością gorsza od Trędowatej w powieści. A jednak jest coś głęboko niemoralnego w tym wyrzeczeniu się wszelkiego poziomu artystycznego, w tym programowym braku ambicji, w tej gotowości pójścia na wszelkie ustępstwa w imię wątpliwych i tylko doraźnych korzyści materialnych”[22]. Producentom filmu jednak o to właśnie chodziło – i udało im się to osiągnąć. Przed kinami ustawiały się długie kolejki, Trędowata przez 3 miesiące wyświetlana była w warszawskim kinie Pan[23], zaś w plebiscycie na najlepszy film polski sezonu 1936/37, prowadzonym przez czasopismo „Świat Filmu”, o włos przegrała z Barbarą Radziwiłłówną, niezwykle popularnym dramatem historycznym Józefa Lejtesa[24].

Powieść i film Gardana po II wojnie światowej

Na zakończenie warto również w paru słowach wspomnieć o tym, jak powieść Heleny Mniszkówny oraz film Juliusza Gardana były odbierane w pierwszych latach po II wojnie światowej. Od 1951 roku cała twórczość autorki Trędowatej była wycofywana z bibliotek, objęta również została zakazem publikacji. Komunistyczna władza uważała, że typ powieści, opisujących losy nieszczęśliwych miłości, toczących się na tle dworków i pałaców, nie pasował do nowej rzeczywistości, a nadto „zaśmiecał wyobraźnię czytelników, pobudzał najgorsze instynkty, wywoływał zamęt w umysłach i przeszkadzał w zrozumieniu dokonujących się przeobrażeń społecznych i politycznych”[25]. Na ponowne ukazanie się powieści Mniszkówny na półkach księgarskich ówcześni czytelnicy musieli czekać do 1972 roku, kiedy to ów zapis został zdjęty. Rychło ukazały się wznowienia nie tylko Trędowatej, ale również innych, poczytnych przed wojną powieści autorki. Popularność melodramatu o trudnej miłości Stefci Rudeckiej i ordynata Michorowskiego trwa do dziś – w połowie kwietnia 2021 roku ukaże się kolejne wznowienie Trędowatej, przygotowane przez Wydawnictwo MG[26].

Ocena przedwojennej kinematografii polskiej, jako przemysłu chałupniczego, realizującego lekkie, głupie i prymitywne gatunki, przełożyła się również na krytykę filmu Juliusza Gardana. W Historii filmu polskiego Władysława Jewsiewickiego, skrypcie dla studentów PWSF w Łodzi, wydanym w 1955 roku, Trędowata została uznana za przykład filmu o „tematyce drobnomieszczańskiej”, będącego „wyrazem przenikania ideologii burżuazyjnej do polskiego społeczeństwa”[27]. Mniej zaangażowaną ideologicznie ocenę, wywodzącą się z przynależności gatunkowej filmu, wystawił Trędowatej Jerzy Toeplitz. Określił film jako „typowy melodramat, opowieść z »wyższych sfer«”[28] oraz »wyciskacz łez«”[29]. I chociaż rzeczywiście trudno jest nie zgodzić się z jego określeniami, warto pamiętać, że Jan Fethke i Juliusz Gardan swoją adaptacją sprawili, że – cytując profesora Tadeusza Lubelskiego – powieść Mniszkówny „pozbawiona pretensjonalnego stylu literackiego, poddana fabularnym poprawkom – wyszlachetniała na ekranie”[30].

[1] Barbara Wąsik, Wydawnicze dzieje twórczości Heleny Mniszkówny w latach 1909-1989, „Bibliotheca Nostra. Śląski Kwartalnik Naukowy” 2016, nr 4, s. 50.

[2] Por. Jan Bończa-Szabłowski, Helena Mniszkówna. Pióro niesie jak opętane, https://www.rp.pl/Plus-Minus/305229980-Helena-Mniszkowna-Pioro-niesie-jak-opetane.html

[3] Ibidem.

[4] Elżbieta Dolińska, Życie zatoczyło krąg. Mówi Elżbieta Barszczewska, „Film” 1977, nr 25, ss. 7–8.

[5] https://teatralny.pl/varia/sen-nocy-letniej,279.html

[6] Dziewczęta z Nowolipek, „Kurier Poranny” 1937, nr 313, cytat za: http://www.nitrofilm.pl/strona/lang:pl/filmy/film_info/73/dziewcz-ta-z-nowolipek.html

[7] Wiesław Bończa-Tomaszewski, „X Muza” 1937, nr 18, cytat za: http://www.nitrofilm.pl/strona/lang:pl/filmy/film_info/42/znachor.html

[8] Elżbieta Dolińska, Życie zatoczyło krąg. Mówi Elżbieta Barszczewska, „Film” 1977, nr 25, s. 8.

[9] Władysław Wołodkowicz, Wspomnienie. Franciszek Brodniewicz, „Gazeta Wyborcza – Białystok” 2004, nr 212, http://encyklopediateatru.pl/artykuly/4161/amant-polskiego-kina-przedwojennego

[10] Z. H., Prokurator Alicja Horn, „Kino dla Wszystkich” 1934, nr 1.

[11] K. L., Wielki czyn polskiej kinematografii („Pan Twardowski” na ekranie), „Wiadomości Filmowe” 1936, nr 6, s. 22.

[12] „Kino” 1939, nr 17, cytat za: http://www.nitrofilm.pl/strona/lang:pl/filmy/film_info/8/dokt-r-murek.html

[13] Anna Zahorska, Dr Murek, „Kultura” 1939, nr 21, http://www.nitrofilm.pl/strona/lang:pl/filmy/film_info/8/dokt-r-murek.html

[14] Władysław Wołodkowicz, Wspomnienie. Franciszek Brodniewicz, „Gazeta Wyborcza – Białystok” 2004, nr 212, http://encyklopediateatru.pl/artykuly/4161/amant-polskiego-kina-przedwojennego

[15] Barbara Armatys, Leszek Armatys, Wiesław Stradomski, Historia filmu polskiego tom II. 1930–1939, Warszawa 1988, s. 288.

[16] https://filmpolski.pl/fp/index.php?film=22487

[17] Por. Stefania Zahorska, Trędowata, „Wiadomości Literackie” 1936, nr 42, s. 5, cytat za: Barbara Gierszewska, Polski film fabularny 1918–1939, Recenzje, Kraków 2012, ss. 240–241.

[18] m.s. [Mieczysław Sztycer], Trędowata, „Ostatnie wiadomości” 1936, nr 282, s. 7, cytat za: Barbara Gierszewska, Polski film fabularny 1918–1939, Recenzje, Kraków 2012, s. 240.

[19] „Wiadomości Filmowe” 1936, nr 18, s. 11.

[20] m.s. [Mieczysław Sztycer], Trędowata, „Ostatnie wiadomości” 1936, nr 282, s. 7, cytat za: Barbara Gierszewska, Polski film fabularny 1918–1939, Recenzje, Kraków 2012, s. 240.

[21] Stefania Zahorska, Trędowata, „Wiadomości Literackie” 1936, nr 42, s. 5, cytat za: Barbara Gierszewska, Polski film fabularny 1918–1939, Recenzje, Kraków 2012, ss. 240–241.

[22] Jerzy Bossak, Mniszkówna… i co dalej, „Wiadomości Kino-Techniczne” 1939, nr 1, cytat za: Iwona Kurz, Trędowata albo qui pro quo, czyli ciało w kulturze filmowej dwudziestolecia międzywojennego [w:] Sebastian Jagielski, Agnieszka Morstin-Popławska (red.), Ciało i seksualność w kinie polskim, Kraków 2009, s. 14.

[23] Por. Barbara Armatys, Leszek Armatys, Wiesław Stradomski, Historia filmu polskiego tom II. 1930-1939, Warszawa 1988, s. 277.

[24] Por. Jerzy Toeplitz, Historia sztuki filmowej. Część VI 1934–1939, Warszawa 1969, s. 394.

[25] Stanisław Adam Kondek, Papierowa rewolucja. Oficjalny obieg książek w Polsce w latach 1948–1955, Warszawa 1999, s. 139.

[26] Por. http://www.wydawnictwomg.pl/tredowata-2/ [dostęp: 07.04.2021].

[27] Władysław Jewsiewicki, Historia filmu polskiego. Wprowadzenie do historii polskiej kinematografii 1894–1939 (skrypt dla studentów IV roku studiów), Łódź 1955, s. 200–201 (maszynopis w zbiorach Biblioteki Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego).

[28] Jerzy Toeplitz, Historia sztuki filmowej. Część VI 1934–1939, Warszawa 1969, s. 388.

[29] Ibidem, s. 394.

[30] Tadeusz Lubelski, Historia kina polskiego 1895-2014, Kraków 2015, s. 114.

Bibliografia:

Armatys Barbara, Armatys Leszek, Stradomski Wiesław, Historia filmu polskiego tom II. 1930-1939, Warszawa 1988.

Bończa-Szabłowski Jan, Helena Mniszkówna. Pióro niesie jak opętane, https://www.rp.pl/Plus-Minus/305229980-Helena-Mniszkowna-Pioro-niesie-jak-opetane.html.

Dolińska Elżbieta, Życie zatoczyło krąg. Mówi Elżbieta Barszczewska, „Film” 1977, nr 25.

Gierszewska Barbara, Polski film fabularny 1918–1939, Recenzje, Kraków 2012.

Jewsiewicki Władysław, Historia filmu polskiego. Wprowadzenie do historii polskiej kinematografii 1894–1939 (skrypt dla studentów IV roku studiów), Łódź 1955, ss. 200–201 (maszynopis w zbiorach Biblioteki Filmoteki Narodowej-Instytutu Audiowizualnego).

K. L., Wielki czyn polskiej kinematografii („Pan Twardowski” na ekranie), „Wiadomości Filmowe” 1936, nr 6.

Kondek Stanisław Adam, Papierowa rewolucja. Oficjalny obieg książek w Polsce w latach 1948-1955, Warszawa 1999.

Kurz Iwona, Trędowata albo qui pro quo, czyli ciało w kulturze filmowej dwudziestolecia międzywojennego [w:] Sebastian Jagielski, Agnieszka Morstin-Popławska (red.), Ciało i seksualność w kinie polskim, Kraków 2009.

Lubelski Tadeusz, Historia kina polskiego 1895–2014, Kraków 2015.

Toeplitz Jerzy, Historia sztuki filmowej. Część VI 1934–1939, Warszawa 1969.

Wąsik Barbara, Wydawnicze dzieje twórczości Heleny Mniszkówny w latach 1909–1989, „Bibliotheca Nostra. Śląski Kwartalnik Naukowy” 2016, nr 4.

Wołodkowicz Władysław, Wspomnienie. Franciszek Brodniewicz, „Gazeta Wyborcza – Białystok” 2004, nr 212.

www.encyklopediateatru.pl

www.filmpolski.pl

www.nitrofilm.pl

www.teatralny.pl