Sukcesy i porażki producenta filmowego
rozmowa z Ewą Puszczyńską
Praca producenta filmowego jest dość skomplikowana. Na poszczególnych etapach powstawania filmu wygląda inaczej. Ja jestem takim producentem, który jest wewnątrz projektu od samego początku jego powstawania, czyli od developmentu. Jest to moment, kiedy powstaje pomysł, kiedy pisze się tzw. treatmenty — szkice, streszczenia, pomysły, ciągi wydarzeń, wszystko to, co powinno się ewentualnie wydarzyć, aby dana historia była interesująca.
Na kolejnych etapach pracy literackiej powstaje draft, czyli początkowa wersja scenariusza. Pochylamy się nad nią wraz z reżyserem. Ale nie tylko z nim. Bardzo często zaangażowany jest także współscenarzysta. Korzystamy też niekiedy z pomocy, rady i doświadczenia script doctora, osoby zawodowo zajmującej się analizowaniem, poprawianiem scenariuszy. Taki „doktor od scenariusza” zwraca uwagę na to, co ewentualnie nie gra, co się nie zgadza, co burzy klarowność konstrukcji, co utrudnia dokładne poznanie bohaterów i relacji pomiędzy nimi — wskazuje wszystkie luki i braki w opowiadanej historii. Wspólnie, zespołowo omawiamy dany scenariusz. Następnie scenarzysta, a w Polsce zazwyczaj jest to także reżyser filmu, pewne uwagi przyjmuje, a innych nie uwzględnia. Często są to trudne wybory poprzedzone długimi dyskusjami. Dopiero po nich powstaje kolejny draft. A bywa, że jest ich nawet kilkadziesiąt, zwykle od kilku do kilkunastu. Najgorzej, gdy następuje blokada twórcza u scenarzysty… Ale i na to jest sposób. Wtedy do współpracy zapraszamy kogoś nowego, kto spojrzy na dotychczasowy tekst „świeżym okiem” i pomoże wystartować do dalszej pracy. Ciężko jest, gdy nie możemy przebrnąć pewnego etapu. Zatrzymujemy się i trafiamy na tzw. „ścianę”. Niekiedy projekt odkłada się i bywa, że nigdy nie powstaje. Ale jeżeli przebrniemy okres trudności i mamy uzgodniony draft scenariusza, rozpoczyna się kolejny etap pracy producenta.
Producent staje się odpowiedzialny za pozyskanie funduszy na realizację filmu. Nie jesteśmy bogatymi studiami amerykańskimi i niestety nie możemy iść do banku, gdzie mamy swoje konto, pobrać pieniądze i za nie wyprodukować film. Musimy pukać od drzwi, do drzwi, aby ktoś wyłożył pieniądze na realizację filmu. Naszym zadaniem jest wówczas umiejętne przekonanie potencjalnych sponsorów do zainwestowania w projekt. W argumentowaniu trzeba też czasami wykazać się kreatywnością. Finansowanie produkcji w Polsce, w Europie i w Stanach Zjednoczonych znacznie się od siebie różni. W Polsce finansujemy film głównie z tzw. „miękkich pieniędzy”, czyli z funduszy krajowych lub europejskich. W Europie sieć funduszy jest dość dobrze rozwinięta i dzięki temu produkowanie filmów jest łatwiejsze. W naszym kraju główną instytucją finansującą produkcje jest oczywiście Polski Instytut Sztuki Filmowej, ale są także fundusze regionalne. Inwestycjami w film zainteresowane są też telewizje, dystrybutorzy i inne instytucje — w zależności od tego, jaki i na jaki temat film chcemy zrobić. Gdy mamy już za sobą etap finansowania — plan finansowy zgadza się z budżetem, znalezieni są sponsorzy, muszę opracować płynność finansową. Pieniądze z instytutów i instytucji finansujących wpływają przecież w różnych terminach i na różnych zasadach. W związku z tym, czasami trzeba zacząć produkcję, kiedy wiemy, że otrzymamy pieniądze — umowy są podpisane — ale jeszcze nie mamy fizycznie gotówki na koncie. Dlatego muszę wiedzieć, skąd pożyczyć pieniądze, aby na bieżąco, płynnie finansować powstawanie filmu. Oczywiście po otrzymaniu pieniędzy z instytucji, spłacamy zaciągniętą pożyczkę.
Jest też kreatywna strona tego zawodu. Nie wszyscy producenci tak robią, ale ja zawsze jestem na zdjęciach. Jeżeli plan filmowy jest w Łodzi, na zdjęciach jestem rano, wczesnym popołudniem i zawsze na zakończenie dnia zdjęciowego. Jeżeli zdjęcia są w plenerze, jadę tam razem z ekipą filmową. Jeżeli okoliczności wymagają mojej interwencji, wracam do Łodzi lub jadę do Warszawy, aby rozwiązać dany problem. Cały czas jestem w środku wydarzeń. To sprawia mi największą frajdę. Uwielbiam być na planie. Kiedy mogę wyjechać wraz z ekipą filmową „w teren”, jestem przeszczęśliwa. Nie znoszę za to pracy przy biurku, choć muszę i ją wykonywać.
Po zakończonych zdjęciach wchodzimy w etap montażu. Jestem osobą, która wraz z reżyserem ogląda nagrany materiał. Sprawdzam, co udało się zrealizować na planie. Śledzę kolejne etapy montażu, a jest to także długotrwały proces. Niektórzy mówią nawet, że film właściwie powstaje w montażowni. Tak zresztą było z „Idą”, gdy musieliśmy przerwać zdjęcia ze względu na złe warunki pogodowe: przed połową grudnia tamtego roku spadł śnieg i… stopniał dopiero w kwietniu, po Wielkanocy. Wtedy spędziliśmy w montażowni cztery miesiące. To pomogło Pawłowi Pawlikowskiemu wykrystalizować ostateczną wizję filmu. Właśnie w tej montażowni, gdy „bawiliśmy” się zrealizowanym już materiałem, gdy próbowaliśmy określić, na jakim etapie pracy jesteśmy, a czego nam brakuje, powstała „Ida”. Reżyser przyszedł wtedy do mnie i powiedział: „Słuchaj, ja nareszcie wiem, jak ten film ma wyglądać!”. Lepiej późno niż wcale… Ale musieliśmy zdobyć dodatkowe pieniądze na więcej dni zdjęciowych. Ale i to się udało. Tworzenie filmu to jest proces…
Następnie wchodzimy w etap udźwiękowienia filmu, korekty kolorów… A to, co oglądacie na ekranach kin, jest wynikiem wieloletniej pracy całego sztabu ludzi. To nie są tygodnie, to nie są miesiące. Produkcję filmu mierzy się w latach. Od momentu, kiedy zaczęliśmy pracę nad scenariuszem „Idy”, do momentu, kiedy film pojawił się na ekranach minęło niemalże pięć lat.
Czasami produkcja filmu zajmuje trzy lata, czasami cztery, a czasami i sześć. Bywa niestety i tak, że filmu nie udaje się sfinansować. W mojej karierze był taki przypadek. Dotyczył bardzo interesującego, moim zdaniem, filmu dla dzieci, który bardzo chciałam zrobić ze Sławkiem Fabickim. Niestety, zakładany budżet — jak na film polski czy nawet zachodnioeuropejski dla dzieci — był zbyt wysoki. Wynosił 4 miliony euro. Nie udało nam się zebrać tych pieniędzy. A nad projektem pracowaliśmy przez kilka lat… Takie rzeczy też się zdarzają.
Tak po krótce można chyba opowiedzieć, na czym polega praca producenta. Wiem, że bardzo trudno ją zrozumieć. Moi rodzice, oboje już niestety nie żyją, umarli nie wiedząc do końca, co ich córka robi w życiu.
Z Ewą Puszczyńską rozmawiał Maciej Dowgiel