Studniówk@ (2018)
Reż. Alessandro Leone
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: „Jest Nowy Rok. Do tej pory czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę na niebie, a teraz ledwie skończyły się święta, a już straszą nas maturą, jak nie maturą to studiami, a jak nie studiami to dorosłym życiem…”. Zapewne, jak co roku o tej porze, wielu licealistów dopada refleksja podobna do tej, którą wypowiada Agnieszka, jedna z bohaterek filmu. Myśl o egzaminie dojrzałości mrozi krew w żyłach niejednemu maturzyście… i rodzicowi. Nie zapominajmy jednak, że przed maturą ZAWSZE jest studniówka, a dopóki nie odbędzie się – matura jest na drugim planie (przynajmniej dla uczniów).
Tak też się dzieje w naszym filmie. Uczniowie pewnej (pytanie: czy typowej?) klasy maturalnej z zapałem przygotowują się, bynajmniej, nie do próbnej matury, ale do studniówki właśnie. Niestety, coś poszło nie tak i przyszłość studniówki zawisła na włosku. Jak sobie poradzą w tej sytuacji nasi bohaterowie? Co zrobią? Jakich wyborów dokonają? Przez pryzmat różnych osobowości i charakterów jesteśmy wprowadzeni w trudny świat młodzieńczych relacji. Problemy rodzinne, problemy finansowe, pasje, przyjaźnie, antypatie, nauczyciele, oceny, zakochania, „ploty”, intrygi, „louboutiny” (buciki za 2-3 tysiące), melanż…
Aż dziw, jak oni wśród tych wszystkich spraw znajdują miejsce na naukę! Łatwo nie jest. Ale co roku powtarza się to samo: najpierw studniówka, odświętnie ubrani panowie, panie w sukienkach kupionych specjalnie na tę okazję, wspólny polonez, nauczyciele, którzy uczyli przez cały okres szkoły średniej. Dopiero potem intensywniej zaczynają myśleć o maturze – co nie oznacza, że nie przygotowywali się do niej wcześniej (co często umyka przejętym rodzicom maturzystów).
Pamiętajmy, że nasza perspektywa postrzegania młodzieńczych problemów jest zupełnie inna niż naszych nastoletnich dzieci. Nierzadko zdarza się nam mówić „co Ty masz za problemy”?, „zobaczysz, jak trochę pożyjesz…” itd. To prawda – z perspektywy czasu wszystko wygląda inaczej, mniej groźnie. Na ten moment jednak, to mogą być przytłaczające problemy. Matura to symboliczny krok w dorosłość i może budzić lęk i obawy. Jest też podsumowaniem lat spędzonych w szkole. To, poza wiedzą z podręczników, także nauka bycia z ludźmi, umiejętności współpracy, otwierania się na innych, tolerancji, empatii, ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny. Łatwo jest komuś zrobić krzywdę – kliknąć jeden raz i wysłać kompromitujące zdjęcie, filmik czy złośliwy komentarz (tak jak to zrobiła Bianka). Łatwo zrobić coś, co sprawi, że druga osoba pomyśli: „ludzie nie przejmują się tym, co czujesz”. Z drugiej strony ta filmowa historia pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by naprawiać błędy i jesli chcesz znać prawdę, musisz dojść do niej sam. Szkoła średnia to też czas zawierania przyjaźni, często na całe życie, bo „w życiu spotykamy wielu przyjaciół, ale ci ze szkolnej ławki zajmują w sercu szczególne miejsce”.
Bohaterka słyszy od babci: „Żyj, bądź odważna, ryzykuj!”. Czasami trudno tak powiedzieć swemu dziecku, bo martwimy się o nie, nie wiemy, czy sobie poradzi i tak naprawdę nie chcemy, żeby ryzykowało… Z drugiej jednak strony, to już nie jest małe dziecko. To człowiek, który ma prawo iść swoją drogą, nawet jeśli jest ona inna niż byśmy chcieli.
I na koniec kilka rad dla rodziców maturzystów:
- wspierajcie swoich nastolatków – pytajcie, czego od Was potrzebują,
- zaufajcie – poradzą sobie najlepiej, jak tylko potrafią,
- nie pytajcie co 5 minut, czy się uczą – to nieprawda, że chwila spędzona na czymś innym niż nauka, to czas stracony J,
- pomóżcie im poradzić sobie ze stresem,
- zadbajcie o siebie.
Maciek: „Minęła studniówka z wielkim hukiem. Czas ucieka i matura coraz bliżej” – tak niegdyś śpiewały Czerwone Gitary. Big beatowcy wywołali tą piosenką trwającą od pokoleń panikę. Wiadomo – matura rzecz święta – trzeba ją zdać. Zdał dziadek, zdał ojciec, musi zdać syn lub córka. „Wszyscy przez to przechodzili”. Te słowa powtarza się w wielu domach jak mantrę (wbrew pozorom wcale nieuspakajającą). No właśnie! I tu jest pies pogrzebany… jednym było łatwiej, inni mieli bardziej pod górkę. U jednych obyło się bez stresu, innym matura spędzała sen z powiek, doprowadzała do depresji, nerwicy i wrzodów żołądka. Trudno się dziwić, w końcu to pierwsze odpowiedzialny krok w dorosłość. A czasy, w których aktualne było powiedzenie: „nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”, dawno odeszły do lamusa. Dziś niemal powszechnie uważa się, że matura to przepustka na studia, a potem paszport do wielkiego świata, kariery, sukcesu… i dobrobytu. Niezdanie matury równoznaczne jest z rodzinną tragedią, a czasami także z przekreśleniem szans na dobre, dogodne życie. Wykształcenie teoretycznie jest wartością determinującą pozycję na drabinie stratyfikacyjnej. Choć, jak wiadomo, także i bez świadectwa dojrzałości można czasami w życiu radzić sobie całkiem nieźle, ba! nawet doskonale. Życie przecież to nie tylko oceny na świadectwie maturalnym. Liczą się także inne umiejętności. Jedną z nich jest umiejętność… życia. Nie w rozumieniu biologicznym, a psychologicznym i społecznym. O niej w kontekście szkolnym mówi się rzadko. A gdzieś przecież trzeba nauczyć się żyć. Nie oszukujmy się, anioły są tylko w niebie. Ludzie popełniają błędy (czasem nawet ich nie żałują). Umiejętność popełniania błędów to cenna lekcja, której nie zapewni żadna wyspecjalizowana palcówka. Jest zaś pewna zależność, można powiedzieć matematyczna, dotycząca właśnie wychowania i popełniania błędów, szaleństw: krótkość smyczy wychowawczej, na której trzymani są młodzi ludzie, jest odwrotnie proporcjonalna do szaleństw, jakie popełniają później, gdy z tej smyczy się zerwą. A do tego kiedyś zawsze dochodzi (lub powinno dojść): do wyjazdu na pierwsze samodzielne wakacje czy udziału w całonocnej imprezie (chociażby u najbardziej przyzwoitych, grzecznych i sympatycznych koleżanek i kolegów z tak zwanych dobrych domów). Często jednak dorośli zapominają, że podobnych młodzieńczych wybryków, jakie obecnie są udziałem ich dzieci, kiedyś oni sami się dopuszczali. Natomiast problemy, z którymi młodzi się borykają, mogły wykiełkować w ich domach. Różnorodność tych problemów jest, niestety, dość szeroka. Może są to, jak w przypadku głównej bohaterki Agnieszki, problemy natury ekonomicznej, konieczność łatania domowego budżetu, która zmusi jej rodzinę do powrotu na wieś. Albo bezrobocie rodziców, choroba najbliższych…, a może, jak w przypadku Niny (szkolnej koleżanki Agnieszki), brak miłości pomiędzy rodzicami, permanentne przepracowanie, wygodne (bo niezobowiązujące) zdrady. Sytuacja rodzinna, domowa zawsze w jakiś sposób odbija się na zachowaniu młodych. Każdy czyn motywowany jest przecież szeregiem przesłanek mających swoje źródła w różnych kontekstach: domowym, szkolnym, zawodowym, społecznym. Do tego wszystkiego dochodzi młodzieżowy bunt, przez który, dla własnego zdrowia psychicznego, powinien przejść każdy nastolatek. Nie można im tego odmawiać, to ich prawo. Prawo młodości, a także związane z nią prawo do popełniania błędów.
Właśnie do dania sobie i innym prawa do błędu zachęca film Studniówk@. Pokazuje, jak z rozmaitymi problemami radzą sobie młodzi ludzie. Ujawniają się one w zachowaniu na imprezach, w image’u będącym rodzajem swoistej maski, pod którą skrywane są rzeczywiste, czasami ogromne kłopoty. I nie mówcie, że problemy młodości są nieistotne. W różnym wieku, różne rzeczy są ważne dla różnych ludzi!
Pewnie niektórzy dorośli, wychodząc z kina ze swoimi pociechami, które chcą być traktowane jak pełnoprawni i odpowiedzialni ludzie, będą zniesmaczeni pewnymi zachowaniami bohaterów. Warto więc przypomnieć im znane powiedzenie: „nie pamięta wół, jak cielęciem był”. Ten brak pamięci został dość dobrze zilustrowany w filmie. Zwróćmy uwagę, że główna bohaterka najlepszy kontakt ma nie z nieco starszą siostrą, nie z rodzicami, ale z… babcią. To ona z perspektywy czasu, doświadczenia i dystansu potrafi zrozumieć problemy wnuczki. Mało tego, potrafi im zaradzić. Nie zniechęca do chodzenia na imprezy, nie zabrania, nie przestrzega. Namawia do szaleństwa, do zabawy, do życia pełną piersią. Wie, że okres szkoły średniej to najlepszy czas na pierwsze miłości, pierwsze zauroczenia i inne pierwsze, a więc często najważniejsze, bo zapamiętywane do końca życia, doświadczenia. Babcia dzięki swej mądrości dąży do tego, aby jej wnuczka była szczęśliwa, radosna, by swą studniówkę (oczywiście z pierwszym ukochanym) zapamiętała do końca życia. Warto iść w ślady Buni (jak czule nazywa ją Agnieszka), zachęcać młodych ludzi do życia w taki sposób, aby byli z niego zadowoleni, mieli dobre wspomnienia z własnej młodości… Uczmy się od niej pozytywnego dystansu, który zamiast burzyć, buduje ponadpokoleniowe mosty.