Stare opowieści w nowej szacie.
Kino familijne na platformach streamingowych
(Sekret wilczej gromady, ‘Ohana: Najcenniejszy skarb, Enola Holmes)
Robert Birkholc
Wśród filmoznawców nie ma zgody co do tego, czy określenie „kino familijne” jest jedynie użyteczną etykietą ułatwiają komunikację producentom, dystrybutorom, krytykom i widzom, czy też nazwą odrębnego gatunku filmowego[1]. Niezależnie od akademickich wątpliwości, kategoria filmów familijnych – rozumianych potocznie jako filmy, które może oglądać wspólnie cała rodzina – jest niewątpliwie funkcjonalna, o czym świadczy jej szerokie zastosowanie w programach telewizyjnych, na portalach internetowych czy wreszcie w serwisach streamingowych. Ponieważ okres świąteczny sprzyja wspólnym seansom, a rodziny obecnie coraz częściej jednoczą się, śledząc Netflixa czy HBO GO, a nie oglądając tradycyjną telewizję, warto dokonać miniprzeglądu familijnych produkcji dostępnych na platformach. Poza klasycznymi dziełami gatunku, takimi jak cykl o Indianie Jonesie, E.T. czy Powrót do przyszłości, w serwisach streamingowych można obejrzeć także całkiem nowe filmy przeznaczone do wspólnego, rodzinnego oglądania. Jak kino familijne próbuje przyciągnąć młodego odbiorcę? Czy gatunek modernizuje się i stawia czoła obyczajowym, społecznym i kulturowym wyzwaniom świata nowoczesnego? Warto zastanowić się nad tymi kwestiami, omawiając trzy wybrane filmy, które w ostatnich miesiącach miały premierę na platformach.
Biegnąca z wilkami
Choć animowane filmy Tomma Moore’a przedstawiają baśniowe historie pełne magicznych zdarzeń i fantastycznych, zmiennokształtnych istot, to jednak zdążyły już zjednać sobie nie tylko dziecięcą publiczność. Oryginalna kreska, jak najdalsza od stylu cyfrowych animacji produkowanych taśmowo przez wielkie wytwórnie, bogate odniesienia do folkloru i mitologii irlandzkiej oraz niebanalny psychologicznie przekaz to cechy, dzięki którym obrazy takie jak Sekret księgi z Kells (2009) i Sekrety morza (2014) urzekły także starszą widownię. Moore konsekwentnie idzie własną drogę i w najnowszym Sekrecie wilczej gromady (2020; współreżyseria: Ross Stewart), dostępnym na Apple TV, pozostaje wierny zarówno swojemu stylowi wizualnemu, jak i ulubionym wątkom tematycznym. Tym razem akcja dzieje się w XVII wieku w irlandzkim Killkenny, które cierpi z powodu drakońskich rządów angielskiego Lorda Protektora. Uciśniony lud skupia swoją niechęć na zamieszkujących w okolicznych lasach wilkach, a obsesji tej ulega także główna bohaterka, córka zawodowego łowcy Robyn, która zamiast sprzątać dom, wdziewa strój à la Robin Hood i ćwiczy strzelanie z kuszy, fantazjując o walce ze znienawidzonymi powszechnie zwierzętami.
Jak to jednak we współczesnych baśniach często bywa, nie taki wilk straszny, jak go malują. Robyn przekonuje się o tym, kiedy spotyka w lesie „wolfwalkerkę” Mebh, dziewczynkę, która we dnie przybiera ludzką postać, a w nocy zamienia się w wilczycę. Niesamowity świat lasu, w którym natura odkrywa swoje tajemnice, wolfwalkerki biegają wesoło razem z wilkami, a na skałach można dostrzec rysunki przypominające znak yin i yang (por. kadr 1), stanowi miłą odskocznię od zagrodzonego kratami, rządzonego żelazną ręką miasta-więzienia (por. kadr 2). Zarówno fabularnie, jak i wizualnie Moore przeciwstawia opresyjną kulturę – naturze, która jest w Sekretach… przestrzenią wolności, mocy kreacyjnych i nieświadomości. Irlandzki twórca wyraźnie odwołuje się przy tym do znanych feministycznych odczytań i retellingów baśni. Reinterpretacja figury złego wilka, który przestaje być oprawcą i reprezentuje represjonowaną przez kulturę, ukrytą część samych bohaterek, ma długą tradycję, począwszy od opowiadania Towarzystwo wilków Angeli Carter (1979) i adaptacji Neila Jordana (1984), poprzez klasyczną książkę Biegnąca z wilkami. Archetyp dzikiej kobiety w mitach i legendach (1992) Clarissy Pinkoli Estés, aż po współczesne, niezbyt udane opowieści w stylu Dziewczyny w czerwonej pelerynie (2013) Catherine Hardwicke. Dość wspomnieć, że Robyn pomyka po lesie przy wtórze piosenki o tytule Running With The Wolves (wykonywanej przez norweską piosenkarkę Aurorę), transgresyjnie przekracza swą ludzką naturę i sprzeciwia się opartej na przemocy, męskiej kulturze.
Kadr 1. Bogata symbolika wizualna w Sekretach wilczej gromady
Kadr 2. Miasto-więzienie w Sekrecie wilczej gromady
Nie trzeba jednak znać ani psychoanalitycznych interpretacji baśni, ani dyskursu feministycznego, żeby docenić walory Sekretu wilczej gromady. Przesłanie dzieła Moore’a nie jest wcale nachalne, a film przemawia do widza przede wszystkim świetnie dopracowaną warstwą wizualną. Przykładowo, jak zaznaczał w wywiadach reżyser, rodzaj zastosowanej w animacji kreski zależy od charakteru i stanu emocjonalnego postaci. Szczególnie interesująco wypadły sceny, w których Robyn przemienia się w wilka, a twórcy oddają jej percepcję (wzmożony węch i słuch) za pomocą rozmaitych technik wizualnych. O ile w Sekretach morza ornamenty wizualne górowały niekiedy nad emocjami, o tyle w Wilczej gromadzie świetnie służą one dramaturgii – najnowszy film Moore’a jest wciągający i dynamiczny, dlatego może spodobać się widzom w różnym wieku i o różnej wrażliwości.
Goonies 2021
Kadr 3. Plakat do ’Ohana: Najcenniejszy skarb,
wyraźnie stylizowany na plakaty do takich filmów jak Poszukiwacze zaginionej arki
Żeby rozpoznać konwencję ’Ohany: Najcenniejszego skarbu (2021) Jude Weng, wystarczy spojrzeć na plakat filmu, który jest wyraźnie stylizowany na postery do takich dzieł, jak Poszukiwacze zaginionej arki (1981) Stevena Spielberga czy Goonies (1985) Richarda Donnera (zob. kadr 3). Co ciekawe, we współczesnych filmach dla dzieci i młodzieży wciąż bardzo często pojawiają się inspiracje i wyraźne nawiązania do Kina Nowej Przygody, czego przykładem mogą być chociażby polskie produkcje Tomasza Szafrańskiego, takie jak Klub włóczykijów (2015). W dostępnej na Netflixie ‘Ohanie twórcy znaleźli fabularny pretekst, by powrócić do kina sprzed 40 lat – oto bowiem główna bohaterka, mieszkająca w Nowym Jorku dwunastoletnia Pili (Kea Pahu), zamiast na upragniony obóz trafia na Hawaje, do domu swojego dziadka, w którym nie ma zasięgu internetowego, za to są kasety video i, co najważniejsze, plany wskazujące drogę do zaginionego skarbu. Początkowo znudzona i niechętna dziewczynka, fanka tzw. geocachingu (gry terenowej polegającej na poszukiwaniu skrytek przy użyciu odbiorników GPS), zakosztuje w końcu prawdziwej przygody – i to bez satelitarnych wspomagaczy.
Weng wykorzystuje klasyczne motywy kina przygodowego – mamy tu grupkę nastolatków, ukryty skarb czekający od kilkuset lat na szczęśliwego (?) znalazcę oraz niebezpieczną wyprawę w głąb jaskini (do Najgłębszej Groty, jak powiedziałby znawca opowieści popularnych Christopher Vogler[2]). Ponieważ współczesne baśnie rzadko kiedy opiewają materialne wartości, prawdziwym skarbem nie będzie jednak złoto, co już na wstępie zdradza polski tytuł filmu – po hawajsku ‘ohana znaczy bowiem „rodzina”. Wyprawa w poszukiwaniu zaginionego skarbu stanie się podróżą inicjacyjną, podczas której wychowani w Nowym Jorku Pili i jej starszy, narcystyczny brat Ioane (Alex Aiono) odkryją w sobie polinezyjskie korzenie i dowiedzą się, czym jest prawdziwa mana. Przesłanie filmu wydaje się banalne, jednak ‘Ohana nie grzęźnie w morałach dzięki intertekstualności, humorowi i ironii, które przejęte zostały przez twórców wprost z Kina Nowej Przygody. Weng nie kryje zresztą swoich inspiracji – w dialogach pojawiają się bezpośrednie odniesienia do cyklu o Indianie Jonesie i Parku Jurajskiego, a atmosfera filmów z lat 80. i 90. zostaje dodatkowo wzmocniona dzięki obecności Branscombe Richmonda, który wcielił się w postać dziadka bohaterki – aktor zasłynął wcześniej przede wszystkim z roli kompana Lorenzo Lamasa w popularnym niegdyś także w Polsce serialu Renegat (1992–1997). Niestety, wydaje się, że dorośli rozpoznający nawiązania do starszych filmów będą bardziej zainteresowani tym tytułem niż dzieci – ’Ohana: Najcenniejszy skarb to obraz lekki i bezpretensjonalny, ale źle zagrany, dość wtórny i nie wzbudzający większych emocji.
Między Kinem Nowej Przygody a feminizmem
Zdecydowanie ciekawszą propozycją jest dystrybuowana przez Netflixa Enola Holmes (2020) Harry’ego Bradbeera – film familijny, który z uwagi na brutalność niektórych scen przeznaczony jest jednak dla nieco starszych widzów. Sherlock Holmes był już bohaterem niezliczonych produkcji – od klasycznych filmów w stylu Psa Baskervillów (1939) Sidneya Lanfielda, poprzez ironiczne komedie pokroju Prywatnego życia Sherlocka Holmesa (1970) Billy’ego Wildera, aż po współczesne postmodernistyczne przetworzenia, takie jak Sherlock Holmes (2009) Guya Ritchiego i serial Sherlock telewizji BBC (2010–2017). Tym razem postać wybitnie inteligentnego detektywa schodzi jednak na dalszy plan, gdyż główną bohaterką adaptacji powieści Nancy Springer jest młodsza siostra Sherlocka Enola (Millie Bobby Brown), o której nie wspominał w swoich dziełach sir Arthur Conan Doyle. Jak się okazuje, szesnastolatka jest nie mniej bystra od sławnego brata, a rozmaite talenty zawdzięcza przede wszystkim ekscentrycznej matce (Helena Bonham Carter), która zapewniła dziecku solidną edukację opartą nie tylko na lekturach Williama Szekspira i Johna Locke’a, ale też na morderczych treningach ju-jitsu. Nie trzeba dodawać, że Enola będzie miała szansę wykorzystać zarówno umysłowe, jak i fizyczne zdolności w praktyce, a okazję ku temu stworzy nagłe zniknięcie rodzicielki.
Enolę Holmes śmiało można nazwać feministycznym rewritingiem klasycznych kryminałów. Swoistymi antagonistami głównej bohaterki są (poza typowym, demonicznym szwarccharakterem) jej brat Mycroft, najmniej zdolny członek familii Holmesów, zwolennik bezwzględnej dyscypliny i porządku, oraz restrykcyjna dyrektorka pensji, na którą w pewnym momencie trafia niepokorna szesnastolatka. Enola – której imię czytane wspak oznacza „samotna” (wszak matka uwielbiała kalambury) – nie daje się jednak okiełznać i, zgodnie z przesłaniem zostawionym przez panią Holmes, idzie własną drogą – odważna, samodzielna i niezależna. Dziewczynka nie tylko szybko wpada na trop zaginionej rodzicielki, ale też postanawia pomóc zbiegłemu z domu młodemu lordowi, który stał się ofiarą spisku. Emancypacyjny przekaz zostaje w filmie Bradbeera zręcznie wpleciony w konwencję bliską Kinu Nowej Przygody. Enola Holmes to bowiem nade wszystko dynamiczne kino akcji pełne ironicznego humoru. Twórcy nie próbują realistycznie przedstawiać Londynu z końca XIX wieku i nie troszczą się zanadto o historyczne i fabularne prawdopodobieństwo, lecz postmodernistycznie grają zarówno z genderowymi stereotypami, jak i z konwencjami filmowymi. Nie tylko reżyser nieustannie mruga okiem do widza, ale czyni to też bohaterka, która wielokrotnie bezpośrednio zwraca się do kamery, bezpardonowo burząc czwartą ścianę (zob. kadr 4). Choć można żałować, że Enola Holmes nie rozwija społeczno-obyczajowych wątków i skupia się przede wszystkim na czystej akcji, to jednak filmowi Bradbeera nie można odmówić lekkości i sprawności realizacji.
Kadr 4. Enola Holmes burząca czwartą ścianę
Co znamienne, wszystkie trzy omawiane filmy odwołują się do dobrze znanych w kulturze tekstów, motywów i konwencji. Gorzej, kiedy poprzestają na nostalgicznym przywołaniu starych schematów (jak dzieje się w ‘Ohanie), lepiej, gdy próbują je modernizować. Tomm Moore inteligentnie przekształca konwencję baśniową i próbuje wypracować opartą na archetypach, inicjacyjną opowieść, która będzie zgodna ze współczesną wrażliwością i zachęci do przewartościowania relacji między naturą a kulturą, męskim a żeńskim. Harry Bradbeer konfrontuje z kolei współczesną, wyemancypowaną bohaterkę z patriarchalnymi strukturami wiktoriańskiej Anglii i z „męskim” gatunkiem kryminału. Obydwaj twórcy podejmują przy tym zupełnie odmienne strategie – o ile reżyser Enoli Holmes stawia na postmodernistyczną, ironiczną i metaświadomą narrację, o tyle Moore, jakby na przekór współczesnym trendom, tworzy ręcznie rysowaną, dramatyczną animację silnie zakorzenioną w tradycji. Jednego można być pewnym – dzięki zręcznie poprowadzonej narracji obydwa dzieła mogą przypaść do gustu zarówno młodszym, jak i starszym widzom, a wspólny seans może stać się punktem wyjścia do dyskusji. Enola Holmes i Sekret wilczej gromady stanowią nie tylko dobrą propozycję na święta, ale mogą też świetnie sprawdzić się w ramach edukacji filmowej.
[1] Por. N. Brown, The „Family” Film and the Tensions Between Popular and Academic Interpretations of Genre, “Trespassing Journal” 2013, nr 2, s. 22–35.
[2] Zob. Ch. Vogler, Podróż autora. Struktury mityczne dla scenarzystów i pisarzy, Warszawa 2010.