Sąsiady (2014)
Robert Birkholc
Reż. Grzegorz Królikiewicz
Data premiery: 20 marca 2015
Począwszy od debiutanckiego „Na wylot”, filmy Grzegorza Królikiewicza budziły skrajne emocje wśród publiczności. Dla jednych były estetyczną i intelektualną przygodą, dla innych – hermetycznym kinem nie wychodzącym poza audiowizualny eksperyment. Odbiór najnowszego dzieła Królikiewicza nie stanowi pod tym względem wyjątku. Po premierze „Sąsiadów” na festiwalu w Gdyni w 2014 roku, w recenzjach pojawiły się zarówno entuzjastyczne pochwały, jak i krytyczne zarzuty. Realizując odmienny model kina, zupełnie różny od tego, jaki znamy z większości produkcji, reżyser „Przypadku Pekosińskiego” jest świadomy, że nie zostanie zaakceptowany przez dużą część odbiorców, ale mimo to konsekwentnie podąża własną drogą. Choć „Sąsiady” z pewnością nie wszystkim przypadną do gustu, warto skonfrontować własną wrażliwość z artystyczną wizją reżysera.
W podzielonym na jedenaście epizodów filmie Królikiewicza, kilkakrotnie powraca symboliczny obraz, przedstawiający dwie ustawione obok siebie ściany budynków. Pomiędzy nimi widać wąski prześwit, przez który przebija światło. Po ścianach wspina się mężczyzna, jak gdyby próbujący wydostać się z kamiennej pułapki. Ubogie robotnicze osiedle, na którym mieszkają bohaterowie filmu, jest swego rodzaju więzieniem. Wszystko toczy się tu pod okiem sąsiadów, życie kamienicy nieustannie wdziera się w prywatną przestrzeń i determinuje egzystencję lokatorów. Mieszkańcy tworzą mieszankę iście wybuchową. Są tu zubożali inteligenci i ordynarni pijacy, siłacze i słabeusze, kaci i ofiary. W epizodzie pt. „Okno” niezbyt poważany w okolicy mężczyzna (Jacek Poniedziałek) zyskuje szacunek sąsiadów, kiedy demonstracyjnie poddusza w oknie swoją żonę (Katarzyna Herman). „Mebel” przedstawia historię kobiety (Kamila Wojciechowicz), która cierpliwie oczekuje na powroty męża-pijaka (Marek Dyjak), traktującego ją właśnie jak domowy mebel. W „Przemianach” dwóch osiedlowych pijaczków gnębi poczciwego staruszka za to, że ośmielił się kulturalnie przywitać, przez co zdradził, że jest „inteligentem”. Światowej sławy doktor i uznany „autorytet moralny” (w tej roli Andrzej Lipiński) nie może ukryć pogardy dla ludzi z patologicznej dzielnicy. Kiedy jeden z mężczyzn dostaje ataku serca, lekarz odmawia pomocy, mówiąc, że chory najpierw powinien wytrzeźwieć. Wyniosła postawa łasego na medialny rozgłos doktora-noblisty jest w pewnym sensie przeciwieństwem postawy samego Królikiewicza, który od początku twórczości z wrażliwością przygląda się ludziom odstającym od normy, zepchniętym na społeczny margines. W „Na wylot” była to para zabójców, w „Przypadku Pekosińskiego” postać inwalidy, w „Sąsiadach” chodzi o portret całej społeczności.
Film Królikiewicza jest jednak bardzo daleki od konwencji społecznego kina z tezą. Podstawą scenariusza był zbiór opowiadań Adriana Markowskiego, w którym odnaleźć można wyraźne inspiracje poetyką absurdu spod znaku Gombrowicza i Mrożka. Inaczej niż w literackim oryginale, akcja „Sąsiadów” rozgrywa się w Łodzi. O ile jednak przestrzeń jest skonkretyzowana (to miejsce determinuje bowiem życie bohaterów), o tyle czas pozostaje już nieokreślony. Długie kolejki pod sklepami i szarobure domy przypominają okres PRL-u, jednak w filmie pojawiają się również elementy współczesne. Światem przedstawionym w „Sąsiadach” rządzą nie tyle prawa realizmu, ile surrealizmu. Świąteczny „karp” w rzeczywistości jest królikiem, ale nikomu z bohaterów nie robi to różnicy, po kamienicy chodzi z wizytą duszpasterską ksiądz o posturze Mariusza Pudzianowskiego, a zastraszony inteligent przemienia się w królika (dopiero w tej roli zostanie zaakceptowany przez prześladowców). Choć w „Sąsiadach” pojawia się znacznie więcej humoru niż we wcześniejszych dziełach Królikiewicza, film z komedią niewiele ma wspólnego.
Wykreowana przez Królikiewicza rzeczywistość pełna jest błota, szarzyzny i brudu, które nie pojawiają się w takim natężeniu w opowiadaniach Markowskiego. Nie przypadkiem muzycznym lejtmotywem „Sąsiadów” jest przepełniony bólem utwór Marka Dyjaka „Człowiek (Złota Ryba)”. Celem Królikiewicza nie było jednak naturalistyczne odtworzenie złych warunków bytowych, lecz wniknięcie w psychikę bohaterów, sportretowanie ich życia wewnętrznego, które, wbrew okolicznościom, nie zanikło. Reżyser przygląda się postaciom bez cienia sentymentalizmu, ale potrafi dostrzec w ich egzystencji momenty wzniosłości. Na ten aspekt filmu zwracał uwagę Piotr Kletowski, uważający, że „jest w tej celebracji codzienności podobny Królikiewicz do Mirona Białoszewskiego, u którego «szumy, zlepy, ciągi» układały się w swoistą «litanię codzienności», w szarej PRL-owskiej rzeczywistości doszukującej się epifanii”. (P. Kletowski, Szczelina Królikiewicza, cyt. za: www.rp.pl). Zestawienie „Sąsiadów” z „poezją rupieci” Białoszewskiego wydaje się bardzo trafne. Podobnie jak słynny poeta, Królikiewicz tworzy eksperymentalną formę dzieła z prozaicznych elementów rzeczywistości, które – umieszczone w zaskakujących kontekstach – nabierają nowych znaczeń.
„Sąsiady” to film trudny w odbiorze, wymagający od widza nieustannej pracy umysłowej. Dzieło Królikiewicza można wykorzystać w edukacji filmowej – zwłaszcza w ostatniej klasie liceum (np. na zajęciach dodatkowych, dla uczniów zainteresowanych kinem) oraz na studiach. Po pierwsze, można przy okazji „Sąsiadów” zastanowić się nad konwencją groteski filmowej oraz sposobami kreowania surrealistycznej rzeczywistości. Po drugie, warto przedyskutować zagadnienie reprezentacji doświadczenia ludzi zmarginalizowanych. „Sąsiady” to dzieło pokazujące „brudną” rzeczywistość, jaką rzadko oglądamy na ekranach kin. Niekonwencjonalna forma filmu może być traktowana jako narzędzie przedstawienia „świata nieprzedstawionego”. Po trzecie, zajęcia poświęcone „Sąsiadom” pozwolą zapoznać uczniów z kinem największego eksperymentatora polskiego kina. Na przykładzie adaptacji opowiadań Markowskiego warto omówić charakterystyczne cechy stylu autorskiego Królikiewicza (psychizacja przestrzeni, niekonwencjonalne punkty widzenia kamery, ekspresywny dźwięk). Projekcja „Sąsiadów” może być punktem wyjścia do refleksji nad modelem kina, któremu bliżej raczej do poezji niż do prozy literackiej.