Safari (2016)
Reż. Ulrich Seidl
Data premiery: 8 września 2017
Jadwiga Mostowska
Ulrich Seidl nie bez przyczyny cieszy się opinią jednego z najbardziej bezkompromisowych twórców współczesnego kina. W swoich filmach podejmuje tematy kontrowersyjne, wyciąga na światło dzienne to, co skrywane, wstydliwe, nieprzyjemne. Ich oglądanie bywa trudne, bowiem Seidl nie szczędzi swym widzom obrazów brzydkich, brutalnych, a niekiedy wręcz wulgarnych i niesmacznych. Raz ukazuje patologie żarliwej, graniczącej z obłędem wiary (Raj: wiara, 2012), innym razem przygląda się seksturystyce uprawianej przez stateczne panie w średnim wieku (Raj: miłość, 2012), kiedy indziej jeszcze ze swą kamerą wkracza w zakamarki piwnic mieszczańskich domostw (W piwnicy, 2014). Zarówno jego fabuły (Upały, 2001; Import/Export, 2007), jak i dokumenty ukazują ten sam ponury, odarty z iluzji obraz współczesnej Europy i jej „cywilizowanych” mieszkańców. Zresztą Austriak nie oddziela fikcji od dokumentu, a jego twórczość opiera się na wzajemnym przenikaniu obu tych form filmowej wypowiedzi, na łączeniu swoistego cinéma vérité z kreacją – staranną inscenizacją dokładnie wymyślonych kadrów i aranżowaniem określonych sytuacji.
W swoim najnowszym filmie zatytułowanym Safari Seidl zabiera widzów do Afryki, gdzie namibijskim Leopard Lodge towarzyszymy grupie myśliwych, którzy przyjechali tu, aby zupełnie legalnie zrealizować swoje marzenia o upolowaniu zebry czy żyrafy. Miejsce to jest nie tyle ośrodkiem wypoczynkowym, co swoistą farmą polowań. Można tu oczywiście poopalać się na leżaku czy oddać innym relaksującym czynnościom, ale turyści przyjeżdżają w to miejsce przede wszystkim po to, by doświadczyć „radości po dobrym strzale”. To, ile zwierząt zabiją, przepraszam – „położą” (oni sami nie nazywają tego, co robią zabijaniem!) zależy przede wszystkim od zasobności ich portfela, właściciel farmy stara się bowiem jak najlepiej spełnić oczekiwania klientów i stworzyć im możliwość zapolowania na wybrane gatunki. Obowiązuje tu zresztą specjalny cennik, a zwierzę do zabicia można sobie wybrać niemal niczym danie z menu – bardzo à propos, bo dodatkową przyjemnością jest tu również możliwość skosztowania jego mięsa. A przecież, jak zapewnia jeden z myśliwych, „Polędwica antylop eland to sen do kwadratu”! Nie bez znaczenie jest także możliwość zdobycia cennego trofeum – upolowaniu zwierzęcia towarzyszy obowiązkowa sesja fotograficzna, a jego głowa stanie się wkrótce kolejną „ozdobą” wnętrza oraz jeszcze jednym powodem do dumy myśliwego. Najważniejsze są jednak emocje – podniecające tropienie, a następnie ekscytacja oraz radość (a nawet wzruszenie i łzy) z powodu oddania celnego strzału – które możemy obserwować i z których zwierzają się wprost do kamery bohaterowie filmu. Są oni, jak to zwykle u Seidla, ludźmi przeciętnymi – zwykłymi, średniozamożnymi mieszkańcami Zachodniej Europy (starsze małżeństwo, rodzina z nastoletnimi dziećmi – również amatorami polowania). Z afrykańskim safari jest bowiem tak, jak z lotami samolotem. Kiedyś stać było na przemieszczanie się tym środkiem transportu jedynie ludzi dobrze sytuowanych. Ale nastała era tanich linii lotniczych i dziś latają już niemal wszyscy. Także afrykańskie polowanie przestało być domeną bogaczy – arystokratów, arabskich szejków czy rosyjskich oligarchów – na tygodniowy lub dwutygodniowy wyjazd z bogatym programami codziennego mordowania zwierząt może sobie dziś pozwolić przeciętny mieszkaniec Zachodniej Europy (gdyby chcieli Państwo osobiście sprawdzić aktualne oferty, to bez trudu można je znaleźć w internecie – podobnie zresztą jak szereg pozytywnych opinii zadowolonych klientów).
W Safari Sedil towarzyszy swoim bohaterom w polowaniach, ale także oddaje im głos, pozostawiając owe wypowiedzi bez odautorskiego komentarza. Jego rolę spełnia u Austriaka obraz. Myśliwi mówią, a my oglądamy ich niczym postacie ze średniowiecznych kompozycji malarskich – w strojach myśliwskich, w otoczeniu licznych trofeów, w statycznych, zamkniętych, symetrycznych, centralnie skomponowanych kadrach. Wydają się wówczas figurami z gabinetu osobliwości, które snują absurdalną opowieść o tym, jak to polując obcują z naturą, oddają przysługę starym oraz cierpiącym zwierzętom, dbają o środowisko, a także wspierają ekonomicznie biedny afrykański kraj oraz jego mieszkańców. Po chwili zobaczymy starannie skonstruowane kadry z rzędami wiszących na ścianach głów martwych zwierząt, którym owa „przysługa” została oddana, a potem także sceny z konającą żyrafą, która jednak nie okazała wdzięczności i nie wypowiedziała ani słowa podziękowania dla swych dobrodziei. Niemymi bohaterami filmu są również Afrykańczycy – obsługujący białych turystów, sprzątający, zajmujący się oprawianiem zwierząt. Seidl obserwuje ich przy pracy, fotografuje na tle gołych ścian niezwykle skromnych domostw z ich własnymi „trofeami” – kośćmi oraz resztkami pozostałymi z zabitych i oprawionych zwierząt, albo wkomponowuje ich sylwetki w owe ściany wypełnione rzędami myśliwskich pamiątek. W oczach „cywilizowanych” Europejczyków są oni zapewne takim właśnie elementem dekoracji, na który nie zwraca się większej uwagi. Myśliwi generalnie bowiem nic do Afrykańczyków nie mają, niemniej jednak w ich pozornie przychylnych wypowiedziach czai się skrywany rasizm i poczucie wyższości (intelektualnej, cywilizacyjnej, kulturowej). W Safari Seidl po raz kolejny obnaża więc współczesny postkolonializm, który nie polega już na fizycznej agresji (tak, jak kolonializm XIX wieku), ale na pozbawieniu podmiotowości, sprowadzeniu do roli użytecznego przedmiotu, narzucenia swoich reguł i swego sposobu widzenia świata.
Za względu na podejmowaną w filmie tematykę Safari może być ciekawym punktem wyjścia do rozmów ze starszymi licealistami, które mogą być prowadzone na zajęciach wychowawczych, lekcjach etyki czy biologii. Dla starszej młodzieży i studentów bliżej zainteresowanych sztuką filmową poznanie twórczości Seidla to zresztą program obowiązkowy – kino proponowane przez Austriaka ma swój wyraźny rys (tematyczny, formalny) i stanowi istotny punkt na mapie współczesnego europejskiego kina. Warto jednak pamiętać, iż w Safari obecne są sceny, których oglądanie dla wielu widzów może być doświadczeniem trudnym. Dlatego przed seansem należy wprowadzić uczniów w jego tematykę tak, aby wiedzieli czego mogą się spodziewać i świadomie zdecydowali, czy chcą w nim uczestniczyć. Na potrzeby pracy z młodzieżą licealną można oczywiście wykorzystać również wybrane fragmenty Safari (choćby zestawiając je z fragmentami rozgrywającej się w mniej egzotycznej a bardziej swojskiej scenerii fabuły Agnieszki Holland Pokot, 2017). Dorosłych widzów zachęcam jednak do obejrzenia całego filmu i do własnych refleksji, do których bez wątpienia skłania Safari, a zwłaszcza jego interesujący finał – czy świat bez ludzi nie byłby przypadkiem lepszym miejscem? Warto podjąć to wyzwanie, bowiem oglądając filmy Ulricha Seidla, niewątpliwie obcuje się z twórczością szczególną, nawet jeśli po ich obejrzeniu nie ma się ochoty na powtórny seans.