Requiem dla snu. Piekielna pogoń za marzeniami. Mylne złudzenie czy radość za wszelką cenę?
Anna Sysło
Publiczne Gimnazjum nr 1 w Woli Rzędzińskiej
Zastanawialiście się może kiedyś, co to właściwie przysłowiowa „pogoń za marzeniami”? Chcieliście może czegoś tak bardzo, że byliście w stanie zrobić dosłownie wszystko? Pragnęliście nadzwyczajności, nierealnego życia?
Film „Requiem dla snu” to filmowa adaptacja książki pod tym samym tytułem. Sposób, w jaki reżyser, Darren Aronowsky, poprowadził ten film jest naprawdę wstrząsający. Jego wizje – niby nierealne, a jednak rzeczywiste – w zupełności wystarczają na pojęcie słowa „uzależnienie”. Aż dziwne, że człowiek – istota tak wyniosła, może upaść tak nisko.
Film opowiada o czwórce znajomych: telewizyjnej maniaczce Sarze Goldfarb (Ellen Burstyn), jej synie Harrym (Jared Leto), jego dziewczynie Marion (Jennifer Conelly) oraz ich przyjacielu Tyrone (Marlon Ways).
Zaczyna się zupełnie niewinnie… w grę wchodzi po prostu zwykła zabawa, chęć próby, poznanie tego, co dotąd nieznane, zakazane. Na początku owszem, jest „fajnie”. Uzależnienia pozwalają im zapomnieć o problemach, żyć w iluzji spełnienia marzeń. Jednak po pewnym czasie „skończyły się żarty, zaczęły się schody” (Bolesław Wieniawa-Długoszowski) . Jest coraz poważniej – Harry i Tyrone nie dość, że sami próbują narkotyków, to na dodatek pragną sprzedawać je innym. Marion oraz Sara również są pogrążone w nałogach. Odtąd zamiast marzeń na ziemi są problemy…
Film, ogólnie, uważany jest przez widzów za rewelacyjny. Zdecydowanie ujęte są fazy uzależnienia. Idealnie przedstawione są problemy współczesnego świata. Aronowsky zapragnął zapewne zwrócić naszą uwagę nie na same przyczyny uzależnień, a na ich doszczętnie niszczący charakter w życiu oraz na chwile, kiedy nie potrafimy już sami panować nad własnymi cechami nie tylko psychicznymi, ale i fizycznymi… kiedy tak naprawdę nasze człowieczeństwo jest totalnie przytłoczone przez maskę pragnienia narkotyków. Nie liczy się nic, tylko ćpanie…
Reżyser sprawił, że przypadkowe wydarzenie stały się jedną całością filmu. Całość ta ogólnie przedstawiona jest w sposób, który należy odebrać za przestrogę, co jest oczywiście dobrym aspektem, jednak momentami w sztuce widoczna jest duża indywidualność autora, jego zbyt subiektywne patrzenie na świat. Uważam, że mimo wszystko do tak delikatnej sprawy należy podejść z pewnym dystansem, czego w tym filmie zabrakło…
Problem narkotyków jest obecnie problemem bardzo „gorącym”, dlatego, osobiście sądzę, że tematyka dobrana jest idealnie do potrzeb współczesnego świata. Film jednak przedstawia zbyt otwarcie i drastycznie sytuację ludzi uzależnionych, więc, w gruncie rzeczy, można go jednak uznać za małą prowokację.
Eksperymentalna forma fotografowania, nerwowy, dynamiczny montaż, symbolika zdjęć i realizm – to wszystko podkreśla tragizm, buduje nastrój oraz sprawia, że akcja trzyma widza w napięciu.
Nie chcę oceniać tu gry aktorów, ponieważ oglądam mało filmów i nie znam się na tym za dobrze. Mogę jednak powiedzieć, że realistycznie zagrali oni człowieka naćpanego.
Całość dopełnia znakomita muzyka Clinta Mansella i grupy Kronos Quartet. „Wartościowe kino, dające do myślenia i zmuszające do refleksji, a przy tym nowatorskie i atrakcyjne w swojej formie”. – tak podsumował ten film jeden z recenzentów internetowych, a ja się z nim w zupełności zgadzam…