Recenzja filmu „Ed Wood”

Aleksandra Nowicka

Liceum Ogólnokształcące w Piasecznie

Człowiek uznany za najgorszego reżysera na świecie doczekał się własnej biografii, zrobionej nie przez byle kogo. Tim Burton, wielki fan Wooda podjął się zekranizowania najciekawszego okresu w życiu ekscentrycznego reżysera. Nikt inny nie byłby w stanie pokazać optymizmu i miłości do kina Eda w taki sposób, w jaki zrobił to Burton. Obu panów łączy uczucie, jakim darzą swoją pracę oraz zamiłowanie do kiczu. Różni ich tylko talent, którego Burtonowi z pewnością nie brakuje w przeciwieństwie do bohatera, którego jednak ambicja i pasja tworzenia nie powstrzymywały od pracy.

Burton w swym hołdzie dla filmowca koncentruje się na okresie w życiu Wooda, kiedy to stworzył on swoje „najsłynniejsze” obrazy: „Glen czy Glenda”, „Narzeczona potwora” i „Plan 9 z kosmosu” oraz gdy nawiązał przyjaźń ze swoim uwielbianym aktorem Belą Lugosim – ikoną horroru i słynnym odtwórcą roli Drakuli z klasycznego filmu Toda Browninga z 1931r. Pokazuje też jak pracował Wood – szybko, z małą ekipą, posiadając bardzo niewielki budżet, zwykle pełniącego wiele funkcji takich jak reżyser, scenarzysta oraz aktor.

Film otwiera stylizowana na horrory z lat 30. i 40. czołówka, odwołująca się do „Narzeczonej Potwora” i „Planu 9 z Kosmosu”. Kamera płynie przez ponure cmentarzysko między grobami z nazwiskami twórców filmu, a muzyka wprowadza nas w mroczny klimat. Utrzymany w czarno-białej konwencji film trudno zakwalifikować do konkretnego gatunku filmowego. Elementy komediowe przeplatają się z tragicznymi, gdy obserwujemy reżysera zmagającego się z problemami przy tworzeniu filmu lub przy pokazaniu tragicznego stanu Beli Lugosiego – zniszczonego przez narkotyki, będącego cieniem własnej legendy.

Filmu nie oglądałoby się tak dobrze bez rewelacyjnie dobranej obsady ze szczególnym uwzględnieniem Johnny’ego Deppa i Martina Landau. Odtwórca głównego bohatera doskonale pokazuje jego szczery optymizm i nieustępliwość w robieniu tego, co sprawia mu największą przyjemność. Johnny będąc dość specyficznym aktorem, nie miał problemów w przebieraniu się w damskie ubrania, gdyż tego wymagała jego rola. Przy kręceniu filmu „Glen czy Glenda” Wood wyznaje swojej dziewczynie, że lubi nosić jej rzeczy, ponieważ czuje się dzięki temu bliższy kobietom. To upodobanie Eda wzięło się z jego dzieciństwa, gdy jego mama przebierała go w ubranka dla dziewczynek, ponieważ pragnęła mieć córkę. Natomiast Martin Landau, odtwórca Beli Lugosiego, jest fantastyczny w swej roli i momentami przyćmiewa świetnego Deppa. Podczas oglądania mamy wrażenie, że staje się on prawdziwym Belą. Taki moment zdarzył się przy scenie w dniu Halloween, gdy wraz z Woodem ogląda program prowadzony przez Vampirę i przywołuje ją specyficznym ruchem dłoni, który naśladuje Ed, a po chwili również my zaczynamy to powtarzać. Prezenterka tego programu Vampira, wzięła później udział w paru produkcjach Eda. Przy oklaskiwaniu aktorów nie można pominąć Billa Murraya grającego transwestytę, który praktycznie brakiem mimiki przykuwa swoją uwagę i tworzy kontrast z wiecznie uśmiechniętym Woodem.

„Ed Wood” to przede wszystkim opowieść o spełnianiu marzeń. Główny bohater nie posiadający talentu w tworzeniu filmów, nie poddawał się po kolejnych porażkach, ponieważ to co robił sprawiało mu prawdziwą radość i poczucie spełnienia. Można również powiedzieć, że reżyser krzycząc „Akcja!” na planie przenosił się do swojego świata i tylko to się liczyło.

Czołówka, o której mowa w recenzji

tytuł: „Ed Wood”
gatunek: biograficzny, dramat, komedia
reżyseria: Tim Burton
produkcja: USA
rok prod.: 1994
Wróć do wpisów