Portret kobiety w ogniu (2019)
Reż. Céline Sciamma
Data premiery: 18 października 2019
Robert Birkholc
Portret kobiety w ogniu to już drugi w tym roku świetny film kostiumowy, który rozgrywa się w XVIII wieku i opowiada o relacji uczuciowej między kobietami. O ile Yorgos Lanthimos przedstawiał w Faworycie burzliwy związek pełen emocjonalnych manipulacji, o tyle Céline Sciamma pokazuje uczucie znacznie bardziej subtelne i delikatne. Francuska reżyserka, jedna z ciekawszych twórczyń współczesnego kina feministycznego, konsekwentnie opowiada w swoich filmach o kobiecym dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie oraz miłości. Choć Sciamma w każdym dziele zwraca uwagę na społeczną sytuacje kobiet, to jednak nie tworzy dosadnych politycznych manifestów, operuje półtonami i skupia się wyłącznie na intymnym, indywidualnym doświadczeniu. W Portrecie kobiety w ogniu reżyserka Chłopczycy (2011) kontynuuje poetykę wcześniejszych dzieł, ale jednocześnie nadaje swojemu kinu nową jakość. Opowieść o uczuciu łączącym malarkę z portretowaną „modelką”, to najbardziej dopracowany pod względem wizualnym i najbogatszy psychologicznie film w karierze reżyserki.
Na początku filmu Marianne (Noémie Merlant) wyskakuje z łodzi, żeby uratować przewożone w skrzyni płótna malarskie, które wypadły za burtę. Zdeterminowana bohaterka udaje się właśnie do posiadłości francuskiej hrabiny (Valeria Golino), by namalować portret jej córki Heloizy (Adèle Haenel). Zlecenie to ma służyć celom nie tyle estetycznym, co praktycznym. W epoce przedfotograficznej mężczyźni, którzy nie widzieli wcześniej „kandydatek” na żony, podejmowali czasem decyzję o ożenku wyłącznie na podstawie portretów kobiet. Jak się okazuje, zadanie stojące przed Marianne nie jest łatwe, ponieważ Heloiza nie chciała pozować poprzedniemu malarzowi i zniszczyła swój wcześniejszy portret. Kobieta, która dopiero co opuściła klasztor, wcale nie chce bowiem wychodzić za mąż, a inicjatorką małżeństwa jest jej matka marząca o przeprowadzce do Mediolanu. Udając przez tydzień damę do towarzystwa, Marianne ma uważnie przyglądać się Heloizie i potajemnie malować jej portret z pamięci. Myśląca początkowo wyłącznie o realizacji celu artystka z czasem coraz bardziej zaczyna fascynować się swoją „modelką” i zaczyna rozumieć motywację kobiety.
W jednym z ujęć pokazywana w zbliżeniu z profilu Marianne obraca głowę w prawo, „odsłaniając” w kadrze twarz stojącej obok Heloizy. Zabieg ten, sugerujący, że jedna bohaterka jest dopełnieniem drugiej, przywodzi na myśl Personę (1966) Ingmara Bergmana. Dzięki zażyłej relacji Marianne i Heloiza nie tylko dowiadują się czegoś o sobie wzajemnie, ale poznają też prawdę o sobie samych. Początkowo wydaje się, że bohaterki są zupełnie różne pod względem charakteru. Marianne ma bezpośredni styl bycia i wygląda na kobietę swobodną i niezależną – jak się okaże, artystka nie musi wychodzić za mąż, a w przyszłości ma zamiar przejąć interes ojca, też malarza. Heloiza jawi się natomiast jako osoba znacznie bardziej zalękniona – córka hrabiny najchętniej powróciłaby do klasztoru, żeby schronić się przed światem. Relacja między kobietami wydaje się początkowo przejrzysta: to zaciekawiona malarka, czujnie przyglądająca się tajemniczej i cichej „modelce” pełni tu rolę dominującą. To jednak tylko złudzenie. Jak zauważa Heloiza, nie tylko artystka patrzy w trakcie tworzenia na modelkę, ale także modelka patrzy ze swojej pozycji na artystkę. Relacja podmiotowo-przedmiotowa zostaje tym samym w filmie Sciammy zaburzona. Marianne nie tylko obserwuje, lecz sama staje się przedmiotem obserwacji i dowiaduje się czegoś o sobie – na przykład o swoim uwikłaniu w dominujący, patriarchalny system. Pomiędzy kobietami nawiązuje się nić porozumienia, która łączy je także z młodą służącą Sophie (Luàna Bajrami).
Film Sciammy rozpoczyna się od ujęcia pokazującego białe płótno, na którym szkicowany jest portret kobiety. Najpierw tworzone są zarysy postaci, które później zostają wypełnione kolorem. Nie jest to wyłącznie opis techniki malarskiej – w podobny sposób przebiega w filmie proces odkrywania i poznawania drugiej osoby. Zanim Marianne zrozumie Heloizę, będzie musiała wykonać wiele szkiców i zniszczyć nieadekwatne obrazy. Malowanie nie jest jednak w filmie wyłącznie epistemologiczną metaforą. Sciamma wpisuje bowiem opowieść o tworzeniu portretu w dyskurs o reprezentacji kobiety w kulturze zachodniej. Jak udowadniali historycy sztuki, kobieta była przez wieki uprzedmiatawiana w malarstwie i przedstawiana wyłącznie jako obiekt męskiego spojrzenia. Heloiza nie godzi się na to, by pełnić wyłącznie „ekspozycyjną” rolę, dlatego odrzuca większość swoich portretów. Marianne maluje początkowo kobietę w zgodzie z dominującymi kulturowymi wzorcami – uatrakcyjnia modelkę i nie odzwierciedla na płótnie jej gniewu i pragnienia niezależności. W końcu artystka przezwycięży jednak w sobie „męskie” spojrzenie i zacznie dostrzegać indywidualne cechy Heloizy. Warto zwrócić uwagę, że podmiotowo-przedmiotowa relacja wizualna między bohaterkami zostaje ponadto przełamana za pomocą zmysłu, który w odróżnieniu od wzroku znosi dystans – dotyku.
Zagadnienia poruszane przez Sciammę znajdują reprezentację w formie filmu. Pokazując bohaterki, reżyserka narusza normy nie tylko osiemnastowiecznego malarstwa, ale też współczesnego sposobu przedstawiania kobiecego ciała. Jednocześnie Portret… jest jednak filmem delikatnym, łagodnym, pozbawionym naturalizmu. Podobnie jak w Faworycie, sceny rozgrywające się w nocy są filmowane przy użyciu światła świec, co wytwarza szczególną, intymną atmosferę. Zdjęcia plenerowe rozgrywające się nad morzem są natomiast wyraźnie stylizowane na obrazy Caspara Davida Friedricha, takie jak Wędrowiec nad morzem mgły (1818) czy Kobieta na tle zachodzącego słońca (1818). Inaczej niż u niemieckiego artysty romantycznego, ujęcia pokazujące postaci kobiece na tle rozległego krajobrazu nie przywołują jednak sfery sacrum, ale stają się symbolicznym tłem spotkania bohaterek z tym, co tajemnicze i nieznane w nich samych. Nie trzeba dodawać, że Sciamma nie osiągnęłaby tak dobrego rezultatu, gdyby nie aktorki – Noémie Merlant i Adèle Haenel – które czynią relację między kobietami wiarygodną i intrygująca.
Świetny estetycznie i bogaty w znaczenia film Sciammy może zostać na różne sposoby wykorzystany w ramach edukacji filmowej, zarówno na języku polskim, jak i na historii sztuki. Na lekcjach warto zastanowić się, jakie strategie przyjmują bohaterki, które nie sprzeciwiają się otwarcie władzy mężczyzn, ale wyrażają skrywane pragnienia w gestach, aluzjach, spojrzeniach. Warto przybliżyć kontekst społeczno-obyczajowy filmu i dopowiedzieć to, co zostało przez Sciammę jedynie zasygnalizowane – reżyserka nie mówi np. wprost o tym, dlaczego Sophie decyduje się na aborcję. Przy okazji Portretu… można wprowadzić również zagadnienia z antropologii wizualnej i opowiedzieć o sposobach przedstawiania kobiet w malarstwie zachodnim – dobrym uzupełnieniem lekcji będą fragmenty rozprawy Sposoby widzenia Johna Bergera. Jak portretowane były kobiety w XVIII wieku? Kto był głównym odbiorcą obrazów (widać to dobrze w finałowej scenie w muzeum)? Kogo mogła malować kobieta – i pod jakim warunkiem? Portret… to świetny materiał edukacyjny, który pozwala podjąć głębszą refleksję nad sposobem reprezentacji kobiety w kulturze – także współczesnej.
tytuł: Portret kobiety w ogniu
tytuł oryginalny: Portrait de la jeune fille en feu
rodzaj/gatunek: dramat, historyczny
reżyseria: Céline Sciamma
scenariusz: Céline Sciamma
zdjęcia: Claire Mathon
muzyka: Jean-Baptiste de Laubier, Arthur Simonini
obsada: Noémie Merlant, Adèle Haenel, Luàna Bajrami
produkcja: Francja
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Gutek Film
czas trwania: 119 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 16/ponadpodstawowa, wyższa