Po tamtej stronie (2017)
Reż. Aki Kaurismäki
Data premiery: 27 października 2017
Wojciech Świdziński
Z zacumowanego w helsińskim porcie masowca wymyka się czarny od węgla mężczyzna. Po nocy spędzonej na ulicy zgłasza się na policję, występując o nadanie statusu uchodźcy. Zostaje skierowany do ośrodka przejściowego i poddany kolejnym etapom postępowania administracyjnego. Okazuje się, że przybywa z syryjskiego Aleppo, w którym stracił dom i niemal wszystkich bliskich…
Film interwencyjny? Paradokumentalny obrazek? Polityczny dramat z tezą? Przede wszystkim jest to najnowszy film Akiego Kaurismäkiego – nazywanego „fińskim Jimem Jarmuschem” – mistrza kinowego minimalizmu i czołowego reprezentanta nurtu, który w ostatnich latach coraz chętniej określany bywa mianem slow cinema.
Kaurismäki nie pozwala, by Po tamtej stronie dało się łatwo zaklasyfikować. Aktualną historię o dramatycznym losie migranta przeplata z zupełnie inną opowieścią, zaprezentowaną w bardziej rozpoznawalnym, autorskim stylu. Drobny handlowiec Wikström porzuca żonę oraz dotychczasową profesję i postanawia zostać restauratorem. Nabywa mało atrakcyjną knajpkę wraz z trzyosobowym, niezbyt gorliwym personelem… Wydaje się, że oba wątki, choć naznaczone pewną symetrią, nie mają szansy przeciąć się, tym bardziej, że różnią je nastrój i konwencja. Historia uchodźcy jest rzeczową relacją z kolejnych etapów procedury sądowej oraz trudnej adaptacji do nowej sytuacji. Perypetie Wikströma to natomiast nacechowany dyskretnym komizmem obrazek obyczajowy, świetnie odegrany przez jednego z najdłużej współpracujących z Kaurismäkim aktorów – Sakari Kuosmanena. A jednak spotkanie następuje, film zaś od tego punktu nabiera nowej energii, nie tracąc przy tym specyficznie powolnego rytmu. Jakby sama obecność młodego Syryjczyka przydawała życia nie tylko starzejącym się autochtonom, co dramaturgii leniwie płynącej opowieści.
Od tego też momentu jasne staje się, że Kaurismäki w pełni świadomie, a nawet z niejaką przekorą zaprzęga aktualny, publicystyczny wątek do realizacji tematu od lat powracającego w jego twórczości. Małomówny Syryjczyk Khaled jest w zasadzie człowiekiem „bez właściwości” – chciałoby się powiedzieć „bez przeszłości”, cytując tytuł najsłynniejszego dzieła reżysera. W filmie pełni rolę swoistego probierza, czy lustra, w którym przeglądają się mieszkańcy Helsinek. Stawiany w najrozmaitszych sytuacjach, na które nie ma wpływu, uwydatnia całą gamę postaw i emocji stykających się z nim ludzi. Kompromituje bezduszny aparat państwowy, wyzwala bezinteresowne odruchy międzyludzkiej solidarności, ale też agresję, która towarzyszy mu podczas całego uchodźczego szlaku. Ujawnia wreszcie pozorność problemów egzystencjalnych „pierwszego świata”.
W tym kontekście szczególnie interesującego wymiaru nabiera jego relacja z Wikströmem. Biznesmen drugiej kategorii, trawiony niewyartykułowaną potrzebą zmiany, w zetknięciu z Khaledem objawia niezwykłą charyzmę i zdolności pewnego siebie trickstera. Dłonią, którą wyciąga w jego stronę, ratuje jednak nie tyle nieszczęsnego przybysza, ile samego siebie. Wykazuje przy tym zaskakującą szerokość spojrzenia, cytując w pewnym momencie ustęp z Kupca weneckiego Williama Shakespeare’a dotyczący wspólnoty ludzkiego odczuwania bez względu na przynależność kulturową, etniczną czy religijną.
Pomimo prostoty formy najnowszy film Kaurismäkiego okazuje się dziełem skomplikowanym, dającym podstawy do wieloaspektowej analizy. Na płaszczyźnie warsztatowej może służyć jako przykład precyzyjnie skonstruowanej narracji, prowadzącej dwa subtelnie zróżnicowane wątki, które wzajemnie się oświetlają i kontrapunktują. Ich przecięcie następuje dokładnie w 2/3 filmu, wzmagając dramaturgię i dowodząc autorskiej kontroli nad czasem ekranowym. Cały film może też posłużyć za doskonały przykład nurtu slow cinema z jego celebrowaniem codzienności, przedłużonymi ujęciami, ograniczeniem dialogów, stonowaniem ekspresji aktorskiej, a także ironicznym humorem. Pod tym względem warto zaryzykować jego porównanie z dziełami bliższej nam kinematografii czeskiej czy nawet niektórymi filmami polskimi – zwłaszcza obrazami Andrzeja Kondratiuka.
Warstwa treściowa Po tamtej stronie stanowi przykład zręcznego wykorzystania niezwykle aktualnego tematu do przedstawienia problemu znacznie bardziej uniwersalnego. Nie umniejsza to jednak wagi zobrazowania losu migrantów w Europie. Film może posłużyć jako podstawa do dyskusji potrzebnej także w naszym kraju, w sytuacji narastających z roku na rok nastrojów antyuchodźczych[1]. Abstrahując od politycznych kontekstów zjawiska, tendencja ta wydaje się niepokojąca, zwłaszcza że opiera się niemal wyłącznie na zapośredniczeniach, a nie faktycznym zrozumieniu sytuacji uciekinierów z obszarów dotkniętych działaniami wojennymi. Film Kaurismäkiego, dzięki przedstawieniu indywidualnego losu uchodźcy w konwencji bliskiej kinu dokumentalnemu, może posłużyć jako wartościowy materiał poznawczy.
Ta dosłowna warstwa narracyjna dotyka widza chłodnym, rzeczowym opisem, ale nie jest poprowadzona wystarczająco wielostronnie, aby stać się podstawą do poważniejszej polemiki. Znacznie istotniejszym, choć nieoczywistym tematem filmu wydaje się bowiem nie problem współczesnej migracji do Europy, lecz kluczowe dla antropologii kulturowej zagadnienie Innego. Z humanistycznym przekonaniem Kaurismäki dowodzi, że siebie samego najlepiej poznać i sprawdzić można właśnie w relacji z obcym. Próba człowieczeństwa, którą przechodzi Wikström, okazuje się dla niego remedium na uciążliwości codziennej egzystencji. W przypadku Khaleda los jest mniej łaskawy. Czy można jednak stwierdzić, że przebyta przez niego droga nie miała sensu? Z tym pytaniem reżyser nas pozostawia.