Pewnego dnia (2018)
Reż. Zsófia Szilágyi
Data premiery: 26 kwietnia 2019
Anna Kołodziejczak
Być może kinomani pamiętają jeszcze znakomity, nominowany do Oscara i wyróżniony na Berlinale w 2017 r., film Ildikó Enyedi Dusza i ciało. To przy jego realizacji zdobywała szlify reżyserskie Zsófia Szilágyi, twórczyni wchodzącego właśnie na polskie ekrany Pewnego dnia. Jest to fabularny debiut węgierskiej reżyserki, która reprezentuje pokolenie obecnych czterdziestolatków. Właśnie o problemach tej grupy wiekowej traktuje jej film – o kłopotach dnia codziennego, które dotykają rodzinę na dorobku, próbującą osiągnąć swoją „małą stabilizację”, ale i o sytuacji wyjątkowej – zapowiadanej od pierwszych scen filmu zbliżającej się nieuchronnie zdrady męża, która staje się wydarzeniem obnażającym, jak płytkie i pozbawione wartości życie prowadzi ta przeciętna współczesna rodzina.
Akcja Pewnego dnia dotyczy jednej doby z życia rodziny Anny (w tej roli znakomita Zsófia Szamosi) i Szabolcsa. Mimo że nie są to bohaterowie pozbawieni indywidualnych rysów charakteru czy swoistych zachowań, jednak zdecydowanie bardziej przedstawiani są jako reprezentanci pewnego pokolenia, klasy społecznej, grupy zawodowej. Mieszkają w Budapeszcie, mają zbyt małe jak na ich potrzeby, zagracone mieszkanie, samochód, którym da się jeszcze jeździć, spłacają kredyt, ledwo wiążąc koniec z końcem. Należą do węgierskiej klasy średniej, zarabiają na życie pracą umysłową. Wychowują tróje małych dzieci (najstarszy syn, Simon, jest w szkole podstawowej, najmłodszy – jeszcze w żłobku), w czym bardzo ich wspiera matka Szabolcsa, nie szczędząc czasu ani środków, aby łatać dziury czasowe i budżetowe rodziny syna. Odpersonalizowanie głównych postaci ma swoje źródła w sposobie życia, jaki prowadzą. Od wczesnych godzin porannych, o czym informuje widza często obecny w kadrze, elektroniczny wyświetlacz umieszczony w jednym z pomieszczeń mieszkania, bohaterowie w szaleńczym tempie, bez wytchnienia, wręcz do wyczerpania, wypełniają swoje codzienne obowiązki. Robią to niemal mechanicznie, na pewno rutynowo. W ciągu dnia telefonicznie domawiają między sobą dopięcie poszczególnych punktów realizowanego programu. Ich rozmowy są krótkie i zdawkowe, pozbawione bagażu emocjonalnego, dotyczą tylko miejsc i pór – odbioru dzieci, pojawienia się korepetytorów, odbywania licznych zajęć dodatkowych, podwiezienia pociech przyjaciół, stosownego do okazji ubioru. Relacje rodziców z maluchami dotyczą także tylko spraw codziennych – zagubionych ubrań, możliwości zaspokojenia kolejnych potrzeb – mimo że dzieci, czy to podczas posiłków, czy w czasie jazdy samochodem, próbują opowiadać o nurtujących je problemach. Annie i Szabolcsowi przytłoczonym codziennymi rutynowymi czynnościami brakuje nie chęci czy empatii, aby o tych sprawach z dziećmi rozmawiać, ale po prostu przestrzeni i czasu. Jest to sytuacja, w której dorośli jeszcze zachowują się poprawnie czy kulturalnie, nie podnoszą głosu na swoje pociechy, nie czynią sobie wzajemnie wyrzutów, więcej milczą niż mówią, ale granica wybuchu – podkreślana przez „nerwową” pracę kamery, krótkie ujęcia, szybki montaż, niedokładne kadrowanie – jest już bardzo blisko. W tym świecie zbudowanym przecież na własne życzenie przez bohaterów ze standardowych klocków konieczności i powinności nie ma miejsca na moment zatrzymania się, na haust wytchnienia. Trudno jest dopuścić do głosu i uporządkować własne emocje. Brakuje możliwości zdystansowania się do obecnej sytuacji życiowej, zbudowania na nowo skali wartości i priorytetów. Rzeczywistość bohaterów to miałka, „naskórkowa” egzystencja pozbawiona znamion indywidulanej drogi życiowej, to taki słabo zakotwiczony statek, na który wpływ może mieć najlżejszy podmuch wiatru. W takiej sytuacji zastaje Annę i Szabolcsa moment próby, który może pojawić się w życiu każdego człowieka pewnego dnia.
Pierwsze sceny filmu. Jest późny wieczór poprzedzający obserwowany przez nas jeden dzień z życia filmowych postaci. Stajemy się świadkami przykrej dla Anny rozmowy, w której kobieta nie chce uczestniczyć. Do mieszkania bohaterów wpada, rzekomo „po drodze”, Gabi, znajoma małżonków, atrakcyjna brunetka. Właściwie nie wiadomo, do kogo z nich i po co przyszła. Anna zabiera ją ze swojego domu do pobliskiego baru, gdzie przy kieliszku wina odbywa się ekspiacyjna rozmowa dotycząca relacji Gabi z mężem bohaterki. Dowiadujemy się z niej, że jeszcze nic pomiędzy nimi nie zaszło. Jeszcze… Jako widzowie nie zdążyliśmy odnaleźć się w świecie przedstawionym, na razie prawie nic nie wiemy o relacjach protagonistów, a już zostajemy wrzuceni w samo centrum dramatu, który rozegra się następnego, obserwowanego przez nas dnia. Będziemy śledzić tylko poczynania Anny, Szabolcs pozostanie dla nas bohaterem obecnym gdzieś w tle, dostępnym (lub nie, co będzie znaczące) tylko telefonicznie. Wizualną osnowę tego filmu stanowią bowiem zmagania bohaterki z codziennością, ale emocjonujący, „podskórny” wątek związany jest z zapowiedzianym spotkaniem jej męża z Gabi. Ten temat, zajmujący w fabule filmu i dialogach bardzo mało miejsca, rozrasta się w sferze emocjonalnego odbioru wraz z nasilającym się w ciągu dnia zmęczeniem, niepewnością i bezradnością bohaterki. Kładzie się cieniem na wszystkich wykonywanych przez nią czynnościach, wszystkich decyzjach, kompromisach i zaniechaniach. Nie tylko Annie zaczyna brakować tego dnia tchu, także widz filmu doświadcza niemal fizycznego zmęczenia i dyskomfortu, oglądając jej zmagania.
Pewnego dnia to ciekawe i emocjonujące kino. Udział w seansie przyniesie sporo satysfakcji wyrobionemu widzowi. Warto polecić także ten tytuł do pracy ze studentami lub najstarszą młodzieżą licealną. Po projekcji natomiast można poruszyć problematykę filmoznawczą (filmowe środki wyrazu i ich sfunkcjonalizowanie, konstrukcja utworu, podobieństwa do kina moralnego niepokoju i różnice, narracja nawiązująca do zastosowanej w Kronice zapowiedzianej śmierci Marqueza i filmie Francesco Rosiego) lub psychologiczno-społeczną (wychowawczą), poddając pod dyskusję następujące tematy i pytania: człowiek jako zakładnik własnych życiowych wyborów; muszę czy chcę – młody człowiek na drodze do życiowego sukcesu; współczesne wyznaczniki sukcesu; determinanty społeczno-gospodarcze naszego funkcjonowania w świecie; jak wpływa wybór niedopasowanego do możliwości finansowych standardu życia na kondycję człowieka?; jakie problemy fizyczne, psychologiczne, egzystencjalne się z tym wiążą?
To, co dzieje się pomiędzy Gabi a Szabolcsem może być także rozpatrywane jako jeden z wariantów motywu kuszenia, bardzo szeroko reprezentowanego przecież w sztuce. Uwzględniając ten trop w interpretacji filmu, można potraktować Pewnego dnia jako współczesny moralitet. Artystyczną wypowiedź na temat obecności zła w codziennym życiu współczesnych ludzi. To z kolei prowadzi do rozważań nad niewiarą w Zło w czystej postaci, które ujawnia się w dobrze nam znanej rzeczywistości w sposób z razu niezauważalny, niewinny, niegroźny. Jednak jego skutki są tak potężne jak w czasach biblijnych.
Sytuacja bohaterów węgierskiego dramatu przywołuje także kontekst nowotestamentowy – pochodzący z Ewangelii wg świętego Mateusza przykład postępowania człowieka roztropnego, który zbudował swój dom na skale i tego nierozsądnego, fundującego swoje domostwo na piasku.
tytuł: Pewnego dnia
tytuł oryginalny: Egy nap
rodzaj/gatunek: dramat, psychologiczny
reżyseria: Zsófia Szilágyi
scenariusz: Réka Mán-Várhegyi, Zsófia Szilágyi
zdjęcia: Balázs Domokos
muzyka: Máté Balogh
obsada: Zsófia Szamosi, Leó Füredi, Ambrus Barcza, Zorka Varga-Blaskó, Márk Gárdos, Annamária Láng
produkcja: Węgry
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: Aurora Films
czas trwania: 93 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 16/ponadpodstawowa, wyższa
ważniejsze nagrody: Cannes nagroda FIPRESCI, nominacja dla reżyserki do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii Europejskie odkrycie roku, Camerimage – nominacja w Konkursie Debiutów Operatorskich