Panie Dulskie (2015)
Robert Birkholc
Reż. Filip Bajon
Data premiery: 2 października 2015
Pierwsze ujęcie filmu Filipa Bajona kończy się znaczącym najazdem kamery na zamknięte drzwi pokoju. Znajdujemy się w schludnym, przedwojennym mieszkaniu, w przestrzeni „strasznych mieszczan”, którzy pilnie strzegą, by ich wstydliwe tajemnice nie ujrzały nigdy światła dziennego. „Na to mamy cztery ściany i sufit, by brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział” – brzmi słynne motto bohaterki dramatu Gabrieli Zapolskiej, padające później w jednej ze scen filmu. Autorka „Moralności pani Dulskiej” w licznych tekstach uchylała zamknięte drzwi mieszczańskiego piekiełka i pokazywała to, „o czym się nie mówi” i „o czym nawet się myśleć nie chce” (tak właśnie zatytułowane są jej dwie powieści). Współcześnie, kiedy coraz modniejszy staje się ekshibicjonizm, filistrowie nie kryją już swojego życia prywatnego, co nie znaczy, że przestali być filistrami. Filip Bajon próbuje udowodnić, że portret Polaków nakreślony w dramacie z 1907 roku jest w dużym stopniu aktualny.
Film Bajona nie jest wierną adaptacją, ale „remiksem”, wariacją na temat „Moralności pani Dulskiej”. Narracja przeskakuje między różnymi płaszczyznami czasowymi, przedstawiając równolegle losy aż trzech pokoleń rodziny Dulskich. Pierwsza chronologicznie część rozgrywa się na początku XX wieku i stanowi swobodną transpozycję dramatu Zapolskiej. Podobnie jak w „Moralności…”, akcja toczy się wokół rozpaczliwych prób uniknięcia skandalu obyczajowego. Nestorka rodu Dulskich (Krystyna Janda) robi wszystko, by ukryć „niegodny” romans syna Zbyszka (Sebastian Fabijański) ze służącą Hanką (Diana Zamojska), zakończony ciążą kobiety. Jedyną niewinną i wrażliwą osobą w obłudnej familii jest najmłodsza córka Mela, która w przyszłości pójdzie jednak w ślady matki. W scenach mających miejsce w latach 50., dopisanych do tekstu Zapolskiej, Mela jest już „Dulską 2″ (Katarzyna Figura), zaborczą panią domu, kontynuującą najgorsze familijne tradycje. Na tym historia rodu się nie kończy, bo scenarzyści dodali do niej współczesny epilog. Pretekstem do ukazania wydarzeń z przeszłości jest dochodzenie reżyserki Melanii (Maja Ostaszewska), przedstawicielki trzeciego pokolenia Dulskich, pragnącej nakręcić film o rodzinnych tajemnicach. Pozytywny zwrot ku prawdzie i koniec z zakłamaniem przodków? A może kolejna, nowa forma dulszczyzny?
„Panie Dulskie” zostały pomyślane jako swego rodzaju panorama dulszczyzny na przestrzeni dziejów. Bajon próbuje uchwycić historyczno-obyczajowe zmiany w funkcjonowaniu polskiego mieszczaństwa, ale jednocześnie wskazuje na dziedziczony z pokolenia na pokolenie wzór zachowań. Postaci i wydarzenia z początku XX wieku mają swoje odpowiedniki w okresie stalinowskim. Przedwojenny birbant Zbyszko ustępuje miejsca peerelowskiemu bikiniarzowi Zbyniowi Dulskiemu (Mateusz Kościukiewicz), a zahukana służąca ze wsi, Hanka – pewnej siebie Gabryśce (Marianna Zydek). Młodzi mają się ku sobie, ale tym razem nestorka rodu nie sprzeciwia się mezaliansowi: wszak w socjalizmie związek z kobietą z ludu jest dla mieszczanina nie lada awansem. W nowym ustroju Dulscy myślą przede wszystkim o tym, by nie podpaść władzy, dlatego kolędy przy wigilijnym stole śpiewają szeptem, a w wolnym czasie oglądają radzieckie filmy. Są takimi konformistami, jak ich przodkowie: nie angażują się, nie wychodzą przed szereg, odwracają głowę, kiedy widzą ludzką krzywdę. Ta bierność – pozornie nieszkodliwa – przyczynia się w końcu do tragedii innych ludzi.
Reżyser mnoży analogie fabularne, zestawia za pomocą montażu powtarzające się w kolejnych pokoleniach Dulskich sytuacje, niektórym postaciom nadaje nawet te same imiona – wszystko po to, by wydobyć uniwersalność dramatu Zapolskiej. Najbardziej zaskakujący w „Paniach Dulskich” jest ironiczny wątek współczesny. Postać Melanii zawiera w sobie stereotypowe cechy „kobiety nowoczesnej”: Dulska nr 3 nie założyła własnej rodziny, ale spełnia się zawodowo jako „niepokorna” artystka, która nie boi się przed kamerą wywlekać własnych brudów. Postawa Melanii wydaje się skrajnie antymieszczańska, ale tylko z pozoru – w rzeczywistości chodzi o wpisanie się w aktualną modę – czy to obyczajową, czy artystyczną. Zakłamanie, egoizm i konformizm „postępowej” reżyserki są w gruncie rzeczy podobne, jak u matki i babki. Według Bajona dulszczyzna bujnie rozkwita we współczesnej Polsce, tyle że przywdziewa nowe maski i maluje na sztandarach inne hasła. Pytanie tylko, czy koniunkturalizm obecnej klasy średniej faktycznie jest tym samym, co oportunizm obywateli Polski Ludowej i filisterstwo Dulskich sprzed stu lat? Wydaje się, że reżyser trochę zbyt łatwo dokonuje porównań tego typu.
Pewne zastrzeżenia budzić może również forma filmu. Fabularne niespodzianki niefrasobliwie dopisane do tekstu Zapolskiej budzą niekiedy zażenowanie, a dynamiczna, pełna atrakcji narracja gubi gdzieś atmosferę kameralnego oryginału. Jak każda niewierna adaptacja klasyki, „Panie Dulskie” stanowią jednak wdzięczny materiał do wykorzystania na zajęciach szkolnych. Porównując film z oryginałem, warto wprowadzić pojęcie „remiksu” i zastanowić się, w jaki sposób forma ta funkcjonuje w sztuce współczesnej. Wielu tematów do dyskusji dostarcza również treść filmu. Czym jest „dulszczyzna” i jak przejawia się ona w kolejnych pokoleniach rodziny? Dlaczego Melania nazwana została w napisach końcowych „Panią Dulską 3″? Co świadczyć może o tym, że kobieta przypomina pod pewnymi względami matkę i babkę? Omawianie filmu połączyć można z lekturą nie tylko „Moralności pani Dulskiej”, lecz także dramatu Jana Augusta Kisielewskiego „W sieci”. Główna bohaterka młodopolskiego utworu, studentka malarstwa Julka, buntuje się przeciw filisterskiemu stylowi życia rodziców, ale jej sprzeciw wobec kołtuńskiej mentalności jest dziecinny i powierzchowny. Kisielewski pokazuje, jak mieszczaństwo wchłania antymieszczańską krytykę, która staje się jedynie bezpieczną modą. Warto porównać bohaterkę „W sieci” z Melanią i zastanowić się, na czym polega współczesna dulszczyzna.