Nomadowie polskiego kina

Grażyna Stachówna

Termin „nomada” wywodzi się od greckiego słowa nomas, nomados oznaczającego koczownika. Nomadą można się więc po prostu urodzić, od samego początku przynależeć do plemienia czy narodu pędzącego koczowniczy tryb życia, mieć wędrówkę w genach. Jednak na nomadyzm można być także skazanym; jakieś okoliczności mogą wymusić opuszczenie domu, regionu, ojczyzny, mogą odciąć od korzeni, narzucić wędrowny styl życia, ciągłą zmianę miejsc, a także otoczenia i obyczajów. W potocznym odczuciu językowym nomada to wędrowiec, „latawiec”, ktoś bez stałej pracy i stałego adresu, a więc i bez obowiązków czy koniecznej odpowiedzialności. Jego przeciwstawieniem jest człowiek osiadły, który w myśl obiegowych sądów reprezentuje solidność i stałość, łatwy do wywiedzenia rodowód, odpowiedzialność i pewność nieruchomego, porosłego mchem kamienia.

Słowo emigrant wywodzi się od łacińskiego emigrans, emigarantis oznaczającego wychodźcę, osobę dobrowolnie opuszczającą swój kraj, szukającą pod obcym niebem lepszych warunków życia, sławy, pieniędzy, a nawet przygody. Emigracja także może być wymuszona, gdy ktoś lub coś z ojczyzny wyrzuca lub wyprasza. Emigranci osiedlają się wtedy w cudzym kraju i albo próbują wtopić się w obcy żywioł etniczny, albo odbudowują na obczyźnie kawałek ojczyzny: w języku, kuchni, obyczajowości, kostiumach, tańcach, dziełach sztuki. Ciągle prowadzą „nocne rozmowy” o sprawach starego kraju. Tęsknią, cierpią, wspominają nie mogąc nigdy zerwać pępowiny łączącej z krajem urodzenia, który ciągle uznają za swój własny.

Artyści filmowi w każdym czasie wyjeżdżali z Polski, by poza granicami kraju szukać uznania dla swoich osiągnięć, większych możliwości twórczych oraz zapewne także większej sławy i pieniędzy [1]. Dwaj pionierzy polskiego kina, Kazimierz Prószyński i Bolesław Matuszewski, jeszcze w XIX wieku we Francji szukali miejsca dla swoich pomysłów — Prószyński z wynalazkiem pleografu, polskiego aparatu kinematograficznego [2], Matuszewski z pierwszą teorią filmową [3]. W latach dwudziestych do Hollywood dotarli, by zrobić tam znaczącą karierę, aktorka Pola Negri [4] i reżyser Ryszard Bolesławski [5]. W Paryżu znalazł azyl po rewolucji bolszewickiej Władysław Starewicz [6], pionier filmu lalkowego. U zarania kinematografii kariery aktorskie robili Antoni Fertner w Rosji, Helena Makowska we Włoszech i Stasia Napierkowska we Francji.

W latach międzywojennych wyjechali szukać sławy i uznania za granicę m.in. reżyser Ryszard Ordyński, który przez Monachium i Paryż dotarł aż do Hollywood, śpiewak operowy Jan Kiepura, który zrealizował w latach 1930–1952 jedenaście filmów, oraz kompozytor Bronisław Kaper, który napisał muzykę do wielu filmów amerykańskich, a w 1953 r. zdobył Oscara za piosenki do „Lili” Charlesa Waltersa.

Druga wojna światowa rozproszyła po świecie środowisko filmowe, a zmiany polityczne, jakie nastąpiły w Polsce po 1945 r., sprawiły, że wielu artystów postanowiło nie wracać już do ojczyzny. Pracowali najczęściej w polskich teatrach i kabaretach lub nawet zmieniali zawody. Z wyjątkiem Józefa Lejtesa, który znalazł zajęcie w Hollywood, inni nie zrobili znaczącej kariery w nowych warunkach.

Zamknięcie granic Polski po 1945 r. spowodowało przerwanie naturalnego połączenia artystów ze światem. Dopiero po Październiku 1956 r. złagodzono nieco przepisy i politykę wyjazdową. Jednak emigracja pisarza Marka Hłaski w 1958 r., pierwszego twórcy, który zdecydował się wyjechać na stałe, odbiła się szerokim echem. Komentowana była przez władze jako niemal zdrada stanu, a przez obywateli jako „wybranie wolności”. Wyjazd Hłaski dokonał jednak znaczącego wyłomu — w 1959 r. zamieszkał we Francji Walerian Borowczyk, w 1963 Jan Lenica, w 1958 w Anglii Władysław Sheybal. Borowczyk i Lenica odnieśli potem znaczny sukces jako reżyserzy, Sheybal grał w teatrach brytyjskich, wystąpił także m.in. w dwu filmach Kena Russella — „Zakochane kobiety” (1970) i „Boy Friend” (1971).

W 1967 r. wyjechała z Polski, podążając za mężem, amerykańskim dziennikarzem, najsłynniejsza gwiazda naszego kina, Elżbieta Czyżewska. Gdy w 1968 r. realizowała „Wszystko na sprzedaż”, „Walka Młodych” publikowała listy otwarte do Wajdy protestujące przeciwko angażowaniu aktorki, która zdradziła swój kraj [7].

Wyjeżdżający na stałe artyści wiedzieli, że oficjalna propaganda oskarży ich o dezercję z walczącej placówki i że w kraju zostaną skazani na niebyt. Nieco lepiej traktowani byli artyści, którzy wyjeżdżali za granicę tylko czasowo, za zgodą władz, aby zrealizować jeden kontrakt artystyczny. Zgoda na wyjazd stawała się nagrodą za posłuszeństwo i lojalność, odpowiednie urzędy ściągały haracz podatkowy od podpisanej umowy, propaganda nagłaśniała wieści o zagranicznych sukcesach polskich artystów. I tak np. Zbigniew Cybulski zrealizował film we Francji — „Lapoupee” (1961) i w Szwecji — „Kochać” (1964) [8], Leon Niemczyk niemal etatowo grywał w NRD, Beata Tyszkiewicz i Ewa Szykulska występowały w filmach radzieckich, Andrzej Wajda zrealizował film w Jugosławii — „Powiatowa lady Makbet” (1962) i w Niemczech — „Piłat i inni” (1973), Krzysztof Zanussi w USA — „Morderstwo w Catamount” (1973). Na przełomie lat 60. i 70. wyjechali do USA Adam Hollender i Andrzej Bartkowiak, rozpoczynając świetną passę polskich operatorów w Hollywood.

O wyborach artystów decydowały także sprawy polityczne. Po Marcu 1968 r. na emigrację zdecydowała się Ida Kamińska, zdobywczyni Oscara za rolę w czechosłowackim filmie „Sklep przy głównej ulicy” (1965) oraz Aleksander Ford, który wyjechał do Danii, zrealizował za granicą trzy filmy i zmarł śmiercią samobójczą w USA w 1980 r.

Stan wojenny 1981 r. wpłynął na decyzje wielu artystów filmowych, zatrzymując ich za granicą albo zmuszając do wyjazdu. Zbigniew Rybczyński, zdobywca Oscara za „Tango” (1980), osiedlił się w USA, Jerzy Domaradzki i Gosia Dobrowolska w Australii, Andrzej Seweryn we Francji, Krzysztof Zanussi, Joanna Pacuła i Liliana Głąbczyńska w USA.

Normalizacja układów politycznych po 1989 r. pozwoliła nareszcie, by wyjazdy i zagraniczne kariery polskich artystów stały się po prostu prywatnymi decyzjami zainteresowanych, pozbawionymi znamion działań politycznych i ostatecznych. Zagraniczne sukcesy Krzysztofa Kieślowskiego, Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Jurka Bogajewicza, Wojciecha Pszoniaka, Daniela Olbrychskiego, Krystyny Jandy czy Zbigniewa Preisnera zaznaczają po prostu obecność polskich artystów w świecie i podkreślają polski wkład w rozwój sztuki filmowej.

Chciałabym przedstawić losy czworga wybitnych polskich reżyserów filmowych, którzy zdecydowali się w pewnym momencie i z jakiegoś ważnego powodu opuścić kraj, osiedlić za granicą i tam realizować filmy. Czy są nomadami, wędrownymi koczownikami? Raczej nie, wędrując po świecie mieli przecież zawsze stałe domy, do których wracali, by się schronić, odpocząć i tworzyć nowe projekty artystyczne. Czy są emigrantami? Kiedyś, gdy nie mogli, czy nie chcieli powrócić do Polski na pewno nimi byli. Obecnie po prostu mieszkają za granicą, przyjeżdżają do kraju odwiedzić rodzinę i przyjaciół, reżyserować w teatrze i realizować filmy. Mieszkają poza Polską i poza Polską pracują.

Jest rzeczą ciekawą, że wszyscy czworo mają w swych młodzieńczych biografiach epizod „zagraniczny”. Roman Polański (1935) urodził się w Paryżu, wrócił do Polski z rodzicami w 1937 r. Jerzy Skolimowski (1936) kończył klasyczne gimnazjum króla Jerzego z Podiebradu w Czechosłowacji (gdzie jego matka była attache kulturalnym) wraz z Milosem Formanem, Ivanem Passerem i Vaclavem Havlem. Andrzej Żuławski (1940) urodził się we Lwowie, a potem wraz z ojcem dyplomatą mieszkał w Czechosłowacji, Francji i na Mali, szkołę średnią ukończył w Paryżu, tam też studiował na Sorbonie i w szkole filmowej IDHEC. Agnieszka Holland (1948) studiowała w praskiej szkole filmowej FAMU w latach 1966–1971, tam przeżyła Praską Wiosnę 1968 r. (potem tłumaczyła „Nieznośną lekkość bytu” Milana Kundery).

Wszyscy czworo rozpoczynali swoją karierę filmową w Polsce. Roman Polański zrealizował w kraju 8 filmów krótkometrażowych i jeden fabularny — „Nóż w wodzie” (1962). Jak powiedział w wywiadzie, zawsze chciał z Polski wyjechać i robić filmy w największych studiach świata [9], Polska była dla niego za ciasna, zbyt prowincjonalna, zbyt podporządkowana totalitarnemu systemowi władzy. Okazja do wyjazdu nadarzyła się w 1963 r. Fabularny debiut Polańskiego, „Nóż w wodzie”, został nie najlepiej przyjęty przez krytykę, a fatalnie przez najwyższe władze państwowe. Ówczesny pierwszy sekretarz partii, Wiesław Gomułka, oficjalnie potępił film z mównicy XIII Plenum KC (4 III 1963 r.) za pozory głębi, „oderwanie od konkretów”, zapatrzenie w obce wzory i bałamucenie młodzieży [10. Polański pisze w swej autobiografii „Roman”: „Po takim oficjalnym przyjęciu zorientowałem się, że miną lata, zanim będę mógł w Polsce zrealizować następny film” [11]. Zdecydował więc wyjechać do Paryża, towarzysząc swojej ówczesnej żonie, Barbarze Kwiatkowskiej, która miała zagrać główną rolę we francuskim filmie.

Jerzy Skolimowski zrealizował w Polsce 6 krótkich filmów i 4 fabularne — „Rysopis” (1964), „Walkower” (1965), „Bariera” (1966) i „Ręce do góry” (1967). Ten ostatni film został poświęcony, po raz pierwszy w polskiej kinematografii, okresowi stalinowskiemu i wpływowi, jaki wywarł on na losy bohaterów. Cenzura polityczna zareagowała natychmiast: „Ręce do góry” nie dostały zgody na rozpowszechnianie. Reżyser bronił swego dzieła w Komitecie Centralnym Partii u Zenona Kliszki, który jednak nie cofnął zakazu. Skolimowski zagroził wtedy, że jeżeli jego film nie wejdzie na ekrany, nie zrobi już w Polsce następnego. „Szerokiej drogi” — miał odpowiedzieć Kliszko [12]. Skolimowski uznał, że w tej sytuacji pozostaje mu tylko wyjazd z kraju. Dopiero rok 1981 „uwolnił” „Ręce do góry”. Skolimowski dorobił rozgrywające się współcześnie dokrętki i film pokazano na festiwalu w Gdańsku. Do kin został dopuszczony — o ironio losu — od 12 grudnia 1981 r.

Andrzej Żuławski zrealizował w Polsce dwa filmy średniometrażowe dla telewizji: „Pieśń triumfującej miłości” (1967) i „Pavoncello” (1967) oraz trzy filmy fabularne: „Trzecia część nocy” (1971), „Diabeł” (1972) i „Na srebrnym globie” (1977). „Trzecia część nocy” miała znakomite przyjęcie, natomiast „Diabeł” opowiadający o rozbiorze Polski w 1793 r. poszedł „na półkę”. Żuławski wyjechał wtedy z Polski i zrealizował we Francji „Najważniejsze kochać” (1974) z Romy Schneider. W 1977 r. zdecydował się podjąć kolejną próbę i przystąpił do realizacji filmu „Na srebrnym globie” według powieści swego stryjecznego dziadka Jerzego Żuławskiego. Produkcja tego niezwykle kosztownego filmu została wstrzymana decyzją ówczesnego ministra do spraw kinematografii, Janusza Wilhelmiego, na krótko przed ukończeniem zdjęć. Wtedy Żuławski zdecydował się ostatecznie na wyjazd z Polski. „Diabeł” wszedł na ekrany kin po 16 latach w 1988 r., a „Na srebrnym globie” po 11 w 1989 r. w niedokończonej wersji.

Agnieszka Holland zrealizowała w Polsce cztery filmy średniometrażowe i cztery fabularne — „Zdjęcia próbne” (1976, współreżyseria z Pawłem Kędzierskim i Jerzym Domaradzkim), „Aktorzy prowincjonalni” (1978), „Gorączka” (1980) i „Kobieta samotna” (1981). Współtworzyła jako reżyserka, scenarzystka i aktorka tzw. kina moralnego niepokoju. Po raz pierwszy wyjechała na Zachód dopiero w 1978 r. na festiwal filmowy do San Sebastian. Władze odmawiały Agnieszce Holland wydania paszportu ze względu na niewyjaśnione okoliczności śmierci jej ojca, który wypadł z okna podczas rewizji milicyjnej, odbywającej się w domu oraz oskarżenia o współudział w tzw. sprawie „taterników” w 1970 r. Holland została wtedy aresztowana na sześć tygodni. Stan wojenny zastał ją we Francji, zdecydowała nie wracać [13].

Jak z tego widać, decyzje o wyjeździe z Polski były w przypadku wszystkich czworga reżyserów — mniej lub bardziej — wymuszone. Gdyby wprowadzono ich filmy na ekrany, gdyby spodziewali się, że będą mogli dalej bez przeszkód realizować filmy w kraju, gdyby wreszcie nie lękali się o swoje bezpieczeństwo, może nigdy nie opuściliby Polski.

Wyjeżdżając, Polański liczył tylko na własne siły, ostatecznie „Nóż w wodzie” uzyskał nominację do Oscara. Skolimowski, który — wydawało się — był wtedy świetnie „ustawiony”, zrealizował już wcześniej „Start” (1967) w Belgii, a w 1970 r. rozpoczął zdjęcia do wysokobudżetowego filmu „Przygody Gerarda” z Claudią Cardinale i Peterem McEnerym. Żuławski zaczął realizować filmy we Francji — „Opętanie” dopiero w 1981 r., Holland w Niemczech — pierwszy film, „Gorzkie żniwa” (1985), po czterech latach. Jak się zdaje, z całej czwórki najlepiej przygotowany był do emigracji Żuławski, „zadomowiony” w języku i kulturze francuskiej, pozostała trójka zdecydowanie gorzej. Jednak okazało się, że — jak pewnie zawsze w życiu — najważniejsze stały się predyspozycje psychiczne.

Na spotkaniu podczas konferencji i wystawy „Jesteśmy”, czyli przeglądu twórczości polskich artystów mieszkających za granicą, zorganizowanej w Warszawie w 1991 r., Andrzej Wajda powiedział, że polscy reżyserzy-emigranci dzielą się na dwie grupy. Do pierwszej należy Roman Polański, do drugiej — reszta. Polański, zdaniem Wajdy, a także innych jego przyjaciół [14], zawsze pragnął wyjechać z Polski, był do tego psychicznie przygotowany i świetnie dawał sobie radę na obczyźnie. Mimo różnych kłopotów i nieszczęść zrealizował za granicą (do 1994 r.) 13 filmów fabularnych, które uczyniły go sławnym. Był pierwszym po wojnie reżyserem z Europy Wschodniej, który zrobił film w Hollywood — „Dziecko Rosemary” (1968). Skolimowski zapłacił wysoką cenę klęsk i niepowodzeń, zrealizował jednak 10 filmów (do 1989 r.) za granicą, w tym jeden — z inspiracji swego syna Michała — o znamiennym tytule „Sukces jest najlepszą zemstą” (1984). Żuławski ze zmiennym szczęściem nakręcił we Francji 7 filmów fabularnych (do 1991 r.) wypracowując swój własny, niezwykle oryginalny styl autorski. Holland w ciągu 11 lat (1985–1995) zrealizowała 7 filmów fabularnych i 2 dokumentalne w Europie i w Stanach, uzyskując dwie nominacje do Oscara dla filmów „Gorzkie żniwa” i „Europa, Europa” (1990). Zrealizowany w Hollywood „Tajemniczy ogród” (1993) był dużym sukcesem artystycznym i kasowym.

W swoich zagranicznych filmach polscy reżyserzy rzadko mogli, a może nawet i rzadko chcieli zajmować się polskimi sprawami. Jakkolwiek próby, które poczynili — każdy w sposób charakterystyczny dla swych zainteresowań i temperamentu twórczego — zasługują na uwagę.

Trop polski w twórczości Polańskiego dostrzec można na dwu poziomach. W jawnych działaniach artystycznych przyjmuje on kształt żartu — „Prząśniczka” Moniuszki nucona przez bohaterkę „Balu wampirów” (1967), melodia „Laury i Filona” grana przez bohatera „Tessy” (1980) na fujarce. Natomiast w przekazie niejawnym staje się on mrocznym stygmatem przemocy, lęku i okrucieństwa — widocznym w każdym filmie — wyniesionym przez reżysera z wojennego dzieciństwa spędzonego w krakowskim getcie i w prymitywnej podgórskiej wsi, gdzie go potem ukrywano. Jerzy Skolimowski tylko jeden film poświęcił sprawom polskim. Wstrząśnięty wprowadzeniem stanu wojennego zrealizował „Fuchę” (1982). Andrzej Żuławski w filmie „Błękitna nuta” (1991) opowiedział o Fryderyku Chopinie. Wreszcie Agnieszka Holland poświeciła film „Zabić księdza” (1987) tragicznej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, a dwa inne, „Gorzkie żniwa” i „Europa, Europa”, skomplikowanym związkom łączącym Polaków i Żydów.

Polskie tropy w zagranicznej twórczości polskich reżyserów nasuwać mogą różne refleksje: są spontaniczną reakcją na ważne wydarzenia zachodzące w kraju, są świadectwem polskiej kultury, ale także bywają dowodem skazy obciążającej twórcę.

Przemiany polityczne stały się dla wszystkich czworga artystów sygnałem do powrotu. Polański w 1981 r. wyreżyserował w warszawskim Teatrze na Woli sztukę Petera Shaffera „Amadeusz”, w której zagrał także tytułową rolę. Skolimowski był reżyserem i aktorem w spektaklu „Śmierć i dziewczyna” w warszawskim teatrze Ateneum, a w 1991 r. zrealizował w koprodukcji polsko-angielskiej „Ferdydurke”, adaptację powieści Witolda Gombrowicza. Żuławski zaczął publikować w Polsce książki, pierwszą, „Lity bór”, w 1991 r. zrealizował też film „Szamanka” (1996) według powieści Manueli Gretkowskiej i prowadził cykl programów telewizyjnych pod wspólnym tytułem „Po co nam…?”. Agnieszka Holland szuka scenariusza, który mogłaby zrealizować w Polsce. Na razie uroczyście przedstawiła w kraju swe zagraniczne filmy — „Tajemniczy ogród” i „Całkowite zaćmienie” (1995) oraz przewodniczyła jury festiwalu filmów w Gdyni.

Koło się zamknęło. Nomadowie powrócili do domu. Można spekulować, co dała im emigracja. Sukces artystyczny — zdobyty u obcych, a więc — jak zwykło się sądzić — lepszy i większy niż ten odniesiony we własnym kraju. Klęski i kłopoty — przynoszące zwątpienie w słuszność wybranej drogi. Zachowanie własnego stylu i autorskiej oryginalności — jako potwierdzenie talentu, szczęścia i twórczych możliwości.

Artyści zawsze będą wyjeżdżać z kraju, by żyć i pracować gdzie indziej. Należy mieć nadzieję, że wędrówkę spowoduje naturalny gen nomadów, a nie polityczny przymus i administracyjne szykany.

* Tekst powstał w 1996 r., został opublikowany w tomie W stulecie kina. Sztuka filmowa w Polsce pod red. Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej i Zbigniewa Batki.

[1] „Filmowe polonica”, opr. M. Morżkowski, S. Mitkowski, Kraków 1985.

[2] Władysław Jewsiewicki, „Kazimierz Prószyński”, Warszawa 1974.

[3] Bolesław Matuszewski, „Nowe źródło historii. Ożywiona fotografia czym jest, czym być powinna”, Warszawa 1995.

[4] Wiesława Czapińska, „Polita”, Warszawa 1989.

[5] Marek Kulesza, „Ryszard Bolesławski”, „Film na Świecie” 1985, nr 313–315.

[6] Władysław Jewsiewicki, „Ezop XX wieku. Władysław Starewicz, pionier filmu lalkowego i sztuki filmowej”, Warszawa 1989.

[7] Jacek Tabęcki, „Elżbieta Czyżewska: nieobecna, usprawiedliwiona”, „Iluzjon” 1989, nr 4.

[8] Tadeusz Szczepański, „Gram po słowiańska”, „Dialog” 1995, nr 12.

[9] „Dialogue avec Roman Polański. Festival de Prades”, „Cinema” 1980, nr 254, s. 16–21.

[10] Grażyna Stachówna, „Roman Polański i jego filmy”, Łódź 1994, s. 42.

[11] Roman Polański, „Roman”, tł. P. i K. Szymanowscy, Warszawa 1989, s. 146.

[12] „Rysopis”. Wywiad J. Uszyńskiego z Jerzym Skolimowskim, „Film na Świecie” 1990, nr 372, s. 20.

[13] Stanisław Zawiśliński, Maciej Parowski, Jerzy Uszyński, „Reżyseria: Agnieszka Holland”, Warszawa 1995. „Interesuje mnie ta ciemna strona”. Wywiad z Agnieszką Holland, „Na Głos” 1991, nr 4.

[14] Kenneth Tynan, „Polskie moje na wierzchu”, tł. R. Olekinaz, „Przekrój” 1987, nr 2171 i 2172.