Niejednoznaczność bycia.
Filozoficzna analiza
filmu Nomadland Chloe Zhao

Tomasz Mazur

Nomadland (2020), reż. Chloe Zhao, materiały prasowe.

Kino to w bardzo dużej mierze historie, różne historie. Kiedy oglądamy film, śledząc akcję, zastanawiając się nad decyzjami bohaterów, nad ich motywacjami, a następnie nad konsekwencjami tych decyzji, w sposób instynktowny szukamy pewnej całości, sensownej struktury, składającej się z różnych „dlaczego” oraz „bo”. Oczekujemy więc, że po obejrzeniu filmu będziemy wiedzieć, o czym on był, o czym opowiadał, co nam mówił o życiu, o nas, o świecie. Możemy się z przesłaniem takiej opowieści zgadzać lub nie, ale naszym punktem odniesienia jest ta opowieść.

Niekiedy jednak twórcy filmowi eksperymentują z oczekiwaniem sensu, spójności i struktury, tworząc konstrukcje nieoczywiste, dające się rozmaicie interpretować. Podejście takie obserwujemy w wielu produkcjach filmowych Davida Lyncha czy Andrzeja Żuławskiego, by sięgnąć po przykład z naszej rodzimej kinematografii. Kiedy oglądamy takie obrazy, obrazy nie prezentujące jednoznacznej historii, ani, tym bardziej, jakiejś jej wykładni, to zachodzi jedno z dwojga: albo jest tak, że nasza interpretacja jest o nas, albo o świecie.

Nasz odbiór filmu jest o nas wtedy, gdy obraz działa na nas jak test Rorschacha. Przypomnę szybko, że Herman Rorschach był szwajcarskim psychiatrą i psychoanalitykiem, który odkrył, że zamiast wypytywać ludzi o ich życie wewnętrzne, prościej jest pokazać im jakąś barwną plamę, która nie ma żadnego zamyślonego sensu i poprosić pacjenta o jej interpretację. W takich okolicznościach ludzie bardzo często widzą to, czy tym, co w nich siedzi. Plama kojarzy się im bowiem podświadomie z rzeczami, które ich obchodzą, przejmują lub fascynują. Podobnie bywa często z naszą recepcją niejednoznacznych filmów.

Nasz odbiór filmu jest natomiast o świecie wtedy, kiedy w niejednoznaczności dzieła filmowego widzimy nie tyle siebie i nasze problemy bądź pragnienia, co raczej niejednoznaczność ludzkiej egzystencji, niejednoznaczność dotykającą tak nas, jak i bohaterów filmu. Sądzę, że bardzo trudno jest, właśnie ze względu na naszą potrzebę sensu i struktur, przyjąć tę drugą perspektywę. Niejednoznacznym obrazom skłonni jesteśmy narzucać jakąś naszą własną interpretację, którą uważamy za mniej lub bardziej oczywistą i zżymamy się, kiedy inni jej nie widzą.

Szczególnie filmy drogi bywają postrzegane jako niejednoznaczne w odbiorze. Nomadland (2020) Chloe Zhao wpisuje się w gatunek kina drogi i często bywa porównywane z takimi produkcjami jak Prosta historia (1999) Davida Lyncha czy Proste historie (2002) Carlosa Sorina. We wszystkich trzech produkcjach mamy do czynienia z niejednoznacznym obrazem, który bywa przez widzów bardzo różnie odbierany. O ile jednak Lynch i Sorino prezentują nam jednolitą barwną plamę, która nie narzuca żadnych możliwości interpretacyjnych, dlatego może działać na widza właśnie jak test Rorschacha, o tyle Nomadland, jakkolwiek w nieoczekiwany sposób, dużo łatwiej daje się interpretować jako obraz o fundamentalnej niejednoznaczności życia. Pod tym względem film w reżyserii Chloe Zhao przypomina mi inną produkcję, mianowicie Bezdroża (2004) w reżyserii Alexandra Payne’a.

Co dokładnie łączy Nomadland i Bezdroża? Żadna z tych produkcji nie poprzestaje na tym, że prezentuje widzom na ekranie pewne następstwo zdarzeń zbudowane wokół motywu drogi. Decyzje bohaterów, konsekwencje tych decyzji oraz rozmowy wokół nich toczone podsuwają ponadto widzom dość wyraźne możliwości interpretacyjne – jednak od początku do końca filmu nie zostaje rozstrzygnięte, która interpretacja sensu podróży jest właściwa. I widz nie wie, czy decyzję pozostawia się jemu, czy może raczej prawdziwe przesłanie tkwi w tym, że nie ma żadnych podstaw do takiej decyzji, bo życie jest wieloznaczne, bo podróż przez życie jest wieloznaczna – każdy jej aspekt można po prostu zawsze interpretować na wiele sposobów i nie ma żadnej metody, żeby się upewnić, które rozumienie tego, co się dzieje, jest tym właściwym. Właściwe pytanie nie brzmi zatem: Jakie jest przesłanie filmu? Właściwie postawione pytanie dotyczy tego, jak radzić sobie w życiu i w świecie, w którym nie potrafimy nigdy do końca ustalić, jaki jest sens naszych decyzji i związanych z nimi kolei naszego życia.

Bezdroża (2004), reż. Alexander Payne, materiały prasowe.

Przyjrzyjmy się, jak to wygląda w przytoczonych tu produkcjach. Film Bezdroża opowiada o dwóch bardzo się od siebie różniących przyjaciołach, wrażliwym i melancholijnym niespełnionym pisarzu i obcesowym, a nawet grubiańskim, choć również niespełnionym aktorze. Ten drugi ma wstąpić w związek małżeński, ten pierwszy znalazł się na zakręcie życiowym – decydują się na wspólną wyprawę przedślubną tropem kalifornijskich winnic. Następująca w efekcie tej decyzji tragikomiczna podróż podsuwa, niczym w kalejdoskopie, kolejne interpretacje. Najpierw wydaje się, że jest to film o epikurejskim smakowaniu życia. Jednak chwilę później nabieramy przekonania, że jest to rozprawka moralna o wyższości rozwagi i moralnej dyscypliny nad nieskrępowaną rozwiązłością. Jeszcze później zaczyna nam się wydawać, że chodzi o wartość przyjaźni, w której należy wytrwać pomimo sporów, różnic i trudnych chwil. Wreszcie na koniec widz może sądzić, że jest to film o sceptycznym z ducha czy może taoistycznych zaufaniu do życia, do jego niespiesznego biegu i podsuwania tego, co dobre, tego, co nam przeznaczone, nawet pomimo tego, że my się już tego nie spodziewamy. Siła filmu Payne’a tkwi w tym właśnie, że żadna z tych interpretacji nie jest tu podsuwana jako ta właściwa – podobnie nigdy nie możemy jednej właściwej interpretacji przyłożyć do naszego życia i tego, co się w nim dzieje. Życie jest i takie i takie, trochę takie, a trochę inne, a trochę jeszcze całkiem inne – i wszystko to jednocześnie.

Bezdroża (2004), reż. Alexander Payne, materiały prasowe.

Podobną sytuację, jakkolwiek opartą na innym zestawie interpretacji, widzę w filmie Nomadland. Główną bohaterką jest znajdująca się stale w drodze sześćdziesięciokilkuletnia Fern, o której stopniowo dowiadujemy się, że miała niełatwe życie, że niejedno trudne doświadczenie i strata jest za nią. W trakcie swojej podróży Fern spotyka wielu ludzi, wchodzi z nimi w nierzadko głębokie, choć nietrwałe relacje, poznaje ich losy, ale także obcuje z przyrodą, z niezwykłymi urzekającymi krajobrazami Ameryki Północnej. Stara się przy tym wszystkim materialnie powiązać koniec z końcem w niełatwej rzeczywistości naznaczonej kryzysem ekonomicznym. Zrazu, kiedy oglądamy film, widząc Ferny i innych współczesnych nomadów, jak imają się dorywczych prac na przykład w Amazonie, co symbolicznie ukazuje triumf świata korporacyjnego kapitalizmu, wydaje nam się, że to film, który trzeba czytać jako współczesną neomarksistowską krytykę tego kapitalizmu. Zwłaszcza gdy Fern trafia do wspólnoty współczesnych nomadów funkcjonującej pod przewodnictwem charyzmatycznego lidera Boba Wellsa, który tłumaczy jej, że ich los to skutek wadliwego działania systemu ekonomicznego. Żyjemy w świecie, w którym jako cywilizacja dysponujemy już narzędziami i wiedzą, które, jeśli by ich użyć dla dobra całej ludzkości, umożliwiłyby wszystkim ludziom przyzwoite i bezpieczne życie przy 4-5-godzinnym dniu pracy. Ekonomiści o tym wiedzą, bo to policzyli. A jednak największym beneficjentem postępu technologicznego są właściciele wielkich korporacji, co dzieje się kosztem ubóstwa i godności olbrzymich rzesz ludzi. Ale czy tylko o tym jest film?

Nomadland (2020), reż. Chloe Zhao, materiały prasowe.

Oglądamy dalej i rozwija się przed nami kolejny wątek, jakaś nieumiejętność wchodzenia w trwałe relacje, zrazu niejasne napomknienia o traumie, jaka ją spotkała, utrata ukochanej osoby i rozbicie szczęśliwego domu, jaki z nią współtworzyła. Domniemywamy na tej podstawie, że to jest jednak opowieść o ludzkiej podatności na zranienie. Jesteśmy relacyjni i krusi w tych relacjach, nie umiemy sobie po utracie bliskich poukładać życia. Stąd dzieje Fern to historia zranienia, którego nie udaje się uleczyć – jest to więc ciągła ucieczka. Ale czy tylko o tym jest film?

Nomadland (2020), reż. Chloe Zhao, materiały prasowe.

Oglądamy więc dalej, aż docieramy do momentu, w którym przysłuchujemy się rozmowie Fern z jej siostrą. Dowiadujemy się, że według siostry Fern zawsze była taka, zawsze uciekała, nie umiała się odnaleźć w realiach współczesnego życia. Dawniej odcięła się od rodziny, by zamieszkać z mężem i gdzieś na obrzeżach cywilizowanego świata budować inne życie. Jednak nie mamy pewności, czy w tym życiu z mężem, w domku z pięknym widokiem, Fern była naprawdę szczęśliwa, czy była naprawdę sobą. Czy żyła tym życiem dla siebie czy dla męża? Kiedy ją obserwujemy, jak wymyka się z kolejnej zapowiadającej się poważnie relacji, czy tym, co widzimy jest kobieta zalękniona i zraniona przez życie, czy raczej outsiderka, samotniczka ceniąca sobie wolność ponad wszystko, ciesząca się spokojnym radowaniem się i smakowaniem niezwykłego piękna świata? Czy Fern jest autentyczną współczesną nomadką, która jest w ciągłej podróży nie dlatego, że została do tego zmuszona ekonomicznie, ani dlatego, że przed czymś ucieka, ale dlatego, że po prostu taka jest, dlatego, że podróż wyraża jej najgłębszą naturę?

Nomadland (2020), reż. Chloe Zhao, materiały prasowe.

Twierdzę tu jednak, że żadna z tych narracji nie jest wyłącznie prawdziwa, ani fałszywa. Podstawowa niejednoznaczność ludzkiej egzystencji sprawia, że raz wydaje nam się, że coś jest prawdą o naszej egzystencji, raz, że coś innego, niczym w kalejdoskopie, który ma skończoną ilość kryształków, ale bardzo dużą liczbę kombinacji wizualnych zależnych od ruchu obrotowego tej zabawki. Istotą filmu Chloe Zhao jest to, że jego główna bohaterka jest nomadką na jakimś głębszym duchowo poziomie – nie tylko jest w ciągłej drodze, nigdzie nie zapuszczając korzeni, ale także nie osadza się definitywnie w żadnej narracji tłumaczącej jej życie, sens jej podróży, jest więc także nomadką duchową.