Nędznicy (2019)
Reż. Ladj Ly
Data premiery: 28 lutego 2020
Kamila Żyto
W Europie, czego dowodem doniesienia z właśnie zakończonego festiwalu w Berlinie, gdzie triumfował film irańskiego dysydenta Mohammada Rasoulofa pod tytułem There Is No Evil (Sheytan vojud nadarad, 2020), popularnością wciąż cieszy się kino politycznie i społecznie zaangażowane, takie, które diagnozuje kondycję targanego konfliktami rasowymi, religijnymi, ekonomicznymi świata. Bez wątpienia Nędznicy, francuski kandydat do Oscara za film nieanglojęzyczny, nakręcony przez debiutanta o malijskich korzeniach, doskonale wpisuje się w oczekiwania stawiane tego typu kinu. Jego temat nie jest ani nowy, ani zaskakujący, wręcz przeciwnie powiela wątki i problematykę, którą znamy z prekursorskiej Nienawiści (La haine, 1995) Mathieu Kassovitza, emblematycznego Rób, co należy (Do the Right Thing, 1989) Spike’a Lee oraz najnowszego Młodego Ahmeda (Le jeune Ahmed, 2019) braci Dardenne. Opowiedziana w Nędznikach historia trzyma widza w napięciu, film jest niczym tykająca bomba, która musi wybuchnąć. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ładunek eksploduje, lecz nie w tym momencie, w którym się tego spodziewamy. Obraz Ladja Ly to dzieło istotne nie tylko ze względu na swoją chwytającą za gardło tematykę, ale także wbijające w fotel dzięki precyzyjnej konstrukcji, przemyślanej strukturze, wykorzystaniu niebanalnych rozwiązań dramaturgicznych czy zaskakujących chwytów narracyjnych. Jest w nim miejsce i na krzyk, i na ciszę, które idealnie się dopełniają.
Ladj Ly wychował się w podparyskim Montfermeil, gdzie rozgrywa się akcja jego fabularnego debiutu. Miłośnicy literatury z całą pewnością rozpoznają nazwę dzielnicy, to tam mieszkają, a raczej wegetują bohaterowie najsłynniejszej i najczęściej adaptowanej przez kino powieści Wiktora Hugo. Tytuł filmu Ly nieprzypadkowo do niej nawiązuje. Młody reżyser pokazuje, że – choć minęło wiele dekad – w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło, Montfermeil wciąż płonie piekielnym ogniem. Przedmieścia, gdzie wprowadził się w wieku dwóch lat, szybko stały się jedynym światem, który reżyser znał, o innym nie umiał nawet marzyć. Jego film to werystyczny portret imigranckiej biedoty i tygla kulturowego wykluczonych. Rządzą tu bezwzględne prawa dżungli. Przemoc, chaos, przestępstwa, patologie są codziennością mieszkańców dzielnicy. Taka właśnie rzeczywistość, odrzucająca powszechnie akceptowane hierarchie wartości, wydająca się nie posiadać formy, ukształtowała reżysera jako człowieka, ale też jako artystę. Jak pisze recenzent „Gazety Wyborczej”, Ladj Ly „na czerwony dywan wyszedł z getta”[1]. Wyszedł zresztą tylko na moment, bo ponoć nadal mieszka w podparyskich slumsach. Jego film nosi więc cechy dzieła biograficznego. Reżyser nie tylko opisuje swoje środowisko, ale – jak utrzymuje w wywiadach – wydarzenia, które oglądamy na ekranie były inspirowane prawdziwymi sytuacjami. Nawet jeśli jednak nie miały miejsca i są tylko fikcją, to fikcją do złudzenia przypominającą rzeczywistość, mięsistą i soczystą. W trakcie projekcji w powietrzu zdaje się wirować kurz przesiąknięty zapachem gniewu i krwi.
Jedną z najbardziej interesujących, choć drugoplanową postacią w filmie jest Buzz, trzymający się na uboczu nastolatek. Jeśli Montfermeil wydaje się miejscem, o którym świat zapomniał i które pozostawił samemu sobie, o tyle o Buzzie zapomniało także Montfermeil. Nastolatek nie ma przyjaciół, otaczają go prześladowcy i szydercy. Wyróżnia go to, że posiada drona z kamerą, a dzięki niemu dostęp do wielu tajemnic i… do prawdy. Ladj Ly pierwszą kamerę kupił za namową syna Costy-Gavrasa[2] i odtąd rejestrował nią życie sąsiadów i ulic, szybko urósł do roli kronikarza lokalnej rzeczywistości. Zawsze wzywany był wtedy, gdy sytuacja groziła zamieszkami, a w dzielnicy pojawiała się policja. Wydaje się jednak, że alter ego reżysera jest nie tylko Buzz, ale także niepokorny i szukający kłopotów Issa. Milczący, hardy chłopak z wielodzietnej i wielopokoleniowej rodziny jest jak mały lew, którego porywa – sprawia wrażenie słodkiego, niewinnego zwierzątka, wzbudza ciepłe uczucia, litość, ale jednocześnie podświadomie czujemy, że może wyrosnąć na bezwzględną bestię. Jego kręcone włosy, okrągła buzia i bystre spojrzenie sprawiają, że dzieciak wydaje się być po prostu ofiarą środowiska, w którym wyrósł, ale w filmie spod jego wpływu nie będzie się umiał wyzwolić. Ly, podobnie jak Issa, ma za sobą wyroki i zatargi z prawem, był niepokornym i buńczucznym nastolatkiem, odsiedział wyrok za porwanie i pozbawienie wolności. Elementami własnego życiorysu, ale przede wszystkim doświadczenia, reżyser obdarzył więc kilku bohaterów. Jego film można rozpatrywać jako świadectwo autobiograficzne, rodzaj zapisków z przeszłości, które w pierwotnym wariancie przyjęły kształt filmu krótkometrażowego (Nędznicy, 2017).
Nędznicy to historia opowiedziana od wewnątrz, zrodzona z gniewu, buntu i frustracji jej autora. Wiktor Hugo, gdy pisał powieść, wykładał swój program społeczny i polityczny, ilustrował własne poglądy. Była w nich wiara w możliwość przemiany człowieka oraz postęp i cywilizację, które zmienią losy wykluczonych. Ly pozostaje pesymistą, dlatego jego film zachowuje realizm powieści, ale odrzuca to, co w niej romantyczne i eseistyczne.
Najciekawsza wydaje się struktura tego dzieła, jego przewrotna dramaturgia, która nie pozwala nawet na moment zamknąć oczu, choć wolelibyśmy nie wiedzieć o istnieniu rzeczywistości przedstawionej na ekranie. Film zostaje ujęty w ramę narracyjną: otwiera go sekwencja zbiorowego, ekstatycznego świętowania przez młodych mieszkańców Montfermeil zwycięstwa francuskiej drużyny piłkarskiej pod Łukiem Triumfalnym, zamyka z kolei analogiczna scena, w której bohaterów łączy gniew skierowany przeciwko policji i będący efektem narastającej frustracji. W kolejnej sekwencji przenosimy się na przedmieścia, gdzie pracę w patrolu policyjnym podejmuje przeniesiony z prowincji Ruiz. Jak w klasycznym filmie tego gatunku partnerują mu biały Chris, nazywany „Różową Świnią” i czarnoskóry Gwada, jak się okazuje rodowity paryżanin. Początkowo w niespiesznym rytmie oglądamy pierwszy dzień pracy nowego członka patrolu, który zyskuje przydomek „Tłusty”. Narracja rozwija się niespiesznie i przebiega na zasadzie przemieszczania się pomiędzy kolejnymi „wątkami znalezionymi”. Tym samym nie tylko poznajemy trójkę głównych bohaterów, ale i innych mieszkańców dzielnicy: Buzza, Issę, wałęsające się po dzielnicy dzieciaki, wreszcie burmistrza i jego „przybocznych” oraz byłego bandytę i terrorystę Salaha. Stopniowo naświetlone zostają nie tylko relacje i układy rządzące lokalną społecznością, ale i pokazany jest obraz nędzy, upokorzenia, poniżenia, w której ona żyje. Przemoc i przestępczość kwitną na każdym kroku, prostytucja i narkomania są chlebem powszednim.
Z czasem dochodzi do zawiązania akcji, a rytm opowieści zmienia swoje tempo. Pierwszym punktem zwrotnym jest zniknięcie małego lwa z cyrku. To, co dotychczas wydawało się starciem patrolu policyjnego z grupą wyrostków, przechodzi na nowy, inny poziom. Groza narasta, a konflikt zostaje przeniesiony na relacje między dorosłymi. Odnosimy wrażenie, że do tej pory zaledwie dotykaliśmy problemu, a jądro ciemności znajduje się zupełnie gdzie indziej. Do gry wkraczają pragnący kontrolować dzielnicę mer oraz będący lokalnym autorytetem religijnym były terrorysta. Każdy z nich ma swoje cele, każdy inaczej widzi przyszłość okolicy. Do tej pory niepodważalna pozycja policji wydaje się słabnąć. Na horyzoncie majaczy konflikt z byłymi przestępcami, ludźmi potencjalnie bardzo niebezpiecznymi albo takimi, za którymi może stanąć niedający się opanować, nieprzewidywalny tłum. Wreszcie nie chodzi już tylko o kradzież lwa i ewentualny konflikt z mniejszością romską, ale o życie i nieuzasadnione użycie broni. Kiedy jednemu z bohaterów puszczają nerwy, padają strzały, ofiarą staje się dziecko. Wydaje się, że za moment cała dzielnica gotowa będzie zażądać sprawiedliwości. Z dramaturgicznego punktu widzenia odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z punktem kulminacyjnym. Z czasem sytuacja zostaje jednak rozwiązana i opanowana, a film wydaje się bezpiecznie zdążać ku końcowi, na horyzoncie majaczy powrót status quo. Wreszcie pojawia się sekwencja, w której o zmierzchu, po całym dniu pracy wypełnionym emocjami i skwarem gorącego lata, bohaterowie rozjeżdżają się do domów. „Tłusty” wraca do swojego mieszkania poza dzielnicą i dzwoni do syna, Chris okazuje się mieć żonę i dwie urocze córeczki, na Gwadę w jednym z bloków dzielnicy czeka matka. Słońce zachodzi, upał odpuszcza, a rzeczywistość zdaje się wracać na stare tory. Nagle jednak sytuacja się zmienia i odwraca niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Punkt kulminacyjny dopiero jest przed nami, a to, co najgorsze, jeszcze nie nadeszło. Co ważniejsze, zagrożenie czai się tam, gdzie się go nie spodziewaliśmy. Kociak przemienia się w drapieżnika. Równie niekonwencjonalne jest zakończenie filmu, które niczego nie domyka, nie rozstrzyga. Ladj Ly zamiast zdetonować bombę, pozostawia nas z odbezpieczonym ładunkiem w ręku.
Nędznicy to obraz, który uczniowie liceum powinni zderzyć z zasadami klasycznej trójaktowej dramaturgii. Rezultat przeprowadzenia takiego ćwiczenia będzie interesujący i zaskakujący. Wreszcie Nędznicy bardzo ciekawie łączą gatunki oraz wykorzystują ich konwencje. Mamy do czynienia z filmem policyjnym i najbardziej charakterystycznymi jego cechami, oglądamy bowiem typową dla tego rodzaju kina sytuację, w której w centrum wydarzeń znajdują się policjanci, łączący siły w celu pokonania przeciwnika. I w tym wypadku, jak w wielu filmach należących do gatunku, nowy (Ruiz) musi udowodnić swoją wartość, odwagę, aby zostać przyjęty i zaakceptowany przez grupę. Chcąc wkupić się w łaski współpracowników, rywalizuje z najstarszym i najbardziej doświadczonym z nich, walczy z samcem alfa, Chrisem, czyli „złym gliną”. Schemat przełamuje jednak postać Gwady, który nie jest ani dobry, ani zły, a jego motywacje okazują się niejednoznaczne i nieoczywiste. Szkielet z filmu policyjnego nabiera jednak świeżości, bo obudowany zostaje niemal dokumentalną tkanką sytuacji i epizodów, często pozbawionych dramaturgii, ale niosących prawdę życia.
Nędznicy Ladja Ly każą nam się zmierzyć nie tylko z wciąż gorącym – zwłaszcza w Europie – problemem imigrantów i ich asymilacji, ale także takimi uniwersalnymi tematami, jak młodzieńczy bunt, wykluczenie, bieda w świecie wysokorozwiniętych cywilizacji. Bohaterowie filmu, jak wiele lat temu śpiewał łódzki zespół Cool Kids of Death, mają „butelki z benzyną i kamienie/ Wymierzone w Ciebie”. Sam film także jest taką butelką.
[1] Piotr Guszkowski, Policjanci byli jedynymi białymi, których widywaliśmy. Traktowali nas jak małpy – mówi reżyser „Nędzników”, który na czerwony dywan wszedł z getta, dostępne: https://wyborcza.pl/7,101707,25726668,rezyser-nedznikow-policja-sie-go-bala-byl-uzbrojony-w-kamere.html
[2] Costa-Gavras jest emigrantem politycznym z Grecji, w latach 70. stworzył nową odmianę kina sensacyjnego tzw. thriller polityczny.
tytuł: Nędznicy
tytuł oryginalny: Les Misérables
rodzaj/gatunek: dramat
reżyseria: Ladj Ly
scenariusz: Ladj Ly, Giordano Gederlini, Alexis Manenti
zdjęcia: Julien Poupard
obsada: Damien Bonnard, Alexis Manenti, Djibril Zonga, Issa Perica, Al-Hassan Ly
produkcja: Francja
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: M2 Films
czas trwania: 102 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 16/ponadpodstawowa, wyższa