Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham (2016)
Dominik Wierski
Reż. Paweł Łoziński
Data premiery: 23 września 2016
W kilku scenach bardzo zabawnej, aczkolwiek świadomie utkanej z niezliczonej ilości stereotypów francuskiej komedii „Za jakie grzechy, dobry Boże?” (2014) bohaterka korzysta z pomocy psychoterapeuty. Sama zadaje sobie pytania i sama na nie odpowiada, natomiast rzekomy specjalista trwa w wyczekującej postawie, maskując swą niekompetencję zdawkowymi banałami. W ten sposób sprytnie wykorzystuje potrzebę uzewnętrznienia emocji kobiety, za co zapewne inkasuje niemałe honorarium. Sceny te dobrze oddają częste postrzeganie psychoterapii — czyli metody leczenia polegającej na profesjonalnych, określonych ścisłymi ramami rozmowach pacjenta z terapeutą — jako kaprysu (zazwyczaj bogatych) hipochondryków o rozchwianych emocjach. Niekiedy zaś wciąż jeszcze jawi się ona jako coś wstydliwego, naznaczonego tabuizacją sfery problemów natury psychicznej, choć z racji faktu, iż coraz więcej ludzi korzysta z pomocy psychoterapeutów, postrzeganie takie staje się już znacznie rzadsze.
W swym najnowszym filmie wybitny polski dokumentalista Paweł Łoziński pokazuje, jak mylne w przypadku mówienia o psychoterapii są stereotypy i uproszczenia, a także jak niełatwym procesem jest ona dla wszystkich uczestników. Jednocześnie zaś osiąga przy tym niespotykany wcześniej efekt dramaturgiczny.
„Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” odznacza się bardzo konsekwentną strukturą i formą. Film Łozińskiego podzielony jest na pięć rozdziałów, będących zapisem kolejnych sesji, jakie u uznanego krakowskiego psychoterapeuty prof. Bogdana de Barbaro odbywają Ewa i Hania, matka i córka. Obie od wielu lat trwają w niezdrowej relacji, nie potrafią się porozumieć i przy dowolnej okazji wzajemnie się ranią. Każda z części, wyodrębnionych kilkusekundową czarną planszą, to kolejny etap terapii.
Dramaturgii wynikającej z ukazania wzajemnego stosunku bohaterek oraz z ich rozmów z doświadczonym terapeutą podporządkowana jest forma filmu, którą śmiało określić można jako wyrafinowaną w swej radykalnej prostocie. W całym, trwającym osiemdziesiąt minut filmie epizodycznie pojawiają się półzbliżenia, natomiast wszystkie pozostałe ujęcia nakręcone zostały w zbliżeniach bądź dużych zbliżeniach. Pozwalają one jedynie ledwo dostrzec zarys „scenografii” w tle, czyli całkowicie pozbawiony charakterystycznych elementów gabinet, a także zmiany w ubiorze i wyglądzie trójki rozmówców, co dyskretnie podkreśla upływ czasu między poszczególnymi sesjami. Film Łozińskiego w naturalny sposób ujawnia podstawową funkcję zbliżeń jako planów naśladujących intymną bliskość postaci i ukazujących przede wszystkim tkwiący w scenach ładunek emocjonalny.
Bardzo oszczędna strona wizualna filmu pomaga widzowi skoncentrować się na słowie, dzięki czemu służy podkreśleniu jego roli i znaczenia w procesie psychoterapii, ale też ogólniej, w międzyludzkich relacjach. Rozmowa profesora de Barbaro, Hani i Ewy prowadzona jest w sposób szczególny — kobiety nie zwracają się do siebie bezpośrednio, lecz czynią to poprzez terapeutę. Przysłuchując się wypowiedziom bliskiej, choć, jak się na początku wydaje, tak odległej emocjonalnie osoby, zyskują odpowiednio zdystansowaną perspektywę. Łatwiej im wsłuchać się w to, co tak naprawdę mają sobie nawzajem do powiedzenia. Metoda profesora de Barbaro kładzie szczególny nacisk na odpowiednie nazywanie emocji przez pacjenta. Obie kobiety za pomocą słów budują obraz samych siebie, nie zdając sobie często sprawy, jak trudno wyzwolić im się z mocy niektórych określeń czy językowych schematów. Kilka razy w trakcie filmu psychoterapeuta prowadzi swe rozmówczynie w kierunku właściwego słowa, ale też zdarza się, że niektóre trzeba cofnąć, jako nieuprawnione, subiektywne, destrukcyjne dla terapii i relacji z drugą osobą. Starannie dobierane słowa krok po kroku pozwalają Ewie i Hani wyjść z emocjonalnego impasu.
O czym więc w trakcie pięciu sesji matka i córka rozmawiają z profesorem de Barbaro? Tematem spajającym wszystkie fragmenty jest oczywiście miłość, obarczona wszakże wieloma trudnościami. Już sam tytuł filmu z pozoru wydaje się być po prostu wyrazem wielkiego uczucia, jednakże kryje w sobie przecież pewien szantaż emocjonalny, pretensję o nieodwzajemnianie uczuć. Ewie trudno jest pogodzić się z pragnieniem wolności u córki, ta zaś nie potrafi uporać się z emocjonalnym chłodem z przeszłości, rozpadem małżeństwa rodziców i ciężarem oczekiwań ze strony matki. Ujawniane zostają kolejne rozczarowania, trudna do zniesienia presja, przypominają się zadry z przeszłości i raniące gesty. Nie każda rodzina ma w swej historii aż tyle negatywnych emocji, ale chyba każda mogłaby się czegoś z filmu Łozińskiego nauczyć.
Warto nadmienić, iż na interesujący trop interpretacyjny „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” wskazał w rozmowie z reżyserem Tadeusz Sobolewski. Znany krytyk zasugerował, iż film odczytać można w szerszym, społecznym kontekście: „Może dlatego ten film oddziałuje z taką siłą, że jako społeczeństwo znajdujemy się w stanie permanentnego konfliktu, jak w złej rodzinie. Tylko nie ma terapeuty — trzeciej instancji, która ogarniałaby całość, stawiając obu stronom pytania” [1]. Powyższa myśl kieruje film Łozińskiego w stronę rozważań o umiejętności prowadzenia dialogu w społeczeństwie i potrzebie autorytetu.
Powstrzymując się od zdradzania zbyt wielu niuansów związanych z „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” warto jeszcze dodać, że film pozostaje zgodny z etyką. W kodeksach etyki zawodowej psychoterapeutów opisanych jest szereg warunków zachowania poufności informacji uzyskanych podczas terapii. W trakcie napisów końcowych wyjaśnione zostaje, w jaki sposób twórcy uniknęli złamania tej kluczowej zasady.
Do realizacji „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” Łoziński dojrzewał latami, jako filmowiec i jako człowiek. Swój sposób postrzegania dokumentu scharakteryzował kiedyś słowami: „Interesuje mnie raczej podglądanie zwykłego życia. Dokument to dla mnie własne spojrzenie na świat, historia prawdziwa, opowiedziana tak, że znaczy trochę więcej niż to, co widać w jej pierwszej warstwie. […] Uważam, że dobrze skonstruowany film dokumentalny, idący w głąb tematu, widzowie przeżyją mocniej niż taki, który jest jak kolorowy wachlarz — otwiera się przed nami, potem zamyka i jest po wszystkim” [2]. Poglądy reżysera znajdują doskonałe odzwierciedlenie w jego twórczości, którą w niezwykle przejmujący sposób otworzyło „Miejsce urodzenia” (1992). W późniejszych latach renomę Łozińskiego jako jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich dokumentalistów utrwaliły głównie kameralne opowieści z jego najbliższego otoczenia. W takich filmach, jak „Siostry”, „Taka historia” (oba z 1999) czy „Pani z Ukrainy” (2002) przyglądał się codziennym troskom i radościom sąsiadów i znajomych. Bardzo osobistej tematyki dotyczył „Ojciec i syn” (2013), filmowy efekt podróży do Francji, jaką Paweł Łoziński odbył ze swym ojcem Marcelem, również wybitnym dokumentalistą. Podróż i film miały być rodzajem katharsis, doświadczeniem oczyszczającym i odbudowującym ich wzajemną relację (Marcel Łoziński ten sam materiał zmontował inaczej, z własnej ojcowskiej perspektywy w filmie „Ojciec i syn w podróży” [2013]). Powstał obraz poruszający, choć sam reżyser przyznawał, że nie spełnił jego nadziei jako płaszczyzna do odbudowy relacji z ojcem, zabrakło w nim bowiem właśnie kogoś trzeciego, pośrednika katalizującego emocje. „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” odczytać można więc także jako świadectwo kontynuacji zainteresowań autora i jego wrażliwości.
Seans filmu Pawła Łozińskiego zaowocować może wieloma ciekawymi i istotnymi rozmowami z młodzieżą, na przykład podczas zajęć z etyki czy godziny wychowawczej poświęconych roli rodziców w życiu człowieka i potrzebie wzajemnego zrozumienia między przedstawicielami różnych pokoleń. Jest to o tyle istotne, że współcześnie dla wielu młodych ludzi szczególnie odczuwalna bywa presja oczekiwań i sukcesu wywierana przez rodziców. Ci z kolei brak poświęcanego dzieciom czasu rekompensują im realizacją potrzeb materialnych czy ułatwianiem dostępu do rozrywek. Ważne w tym kontekście jest też pragnienie wolności odczuwane przez młodzież i związane z tym pokoleniowe konflikty. Po lekturze filmu można zatem zadać uczniom kilka skłaniających do refleksji i dyskusji pytań: czym Hania najbardziej rani Ewę?, czy Ewa w zamian za matczyną miłość ma prawo oczekiwać od córki podporządkowania?, jakich słów nie powinno się używać, by nie zranić bliskiej osoby?, czy konflikty łatwiej rozwiązywać przy pomocy mediatora? Wreszcie też, można spróbować odnieść się do interpretacji Sobolewskiego, dostrzegającego w filmie Łozińskiego odbicie współczesnych problemów polskiego społeczeństwa i jego nieumiejętności prowadzenia dialogu.
„Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” będzie również interesującym doświadczeniem dla młodych adeptów tworzenia filmów, skupionych w szkolnych kołach zainteresowań. Bardzo często, co zrozumiałe i godne pochwały, realizują oni filmy dokumentalne. Skoncentrowany na emocjach, dyskretny, spójny dramaturgicznie i konsekwentny formalnie film Łozińskiego będzie dla nich bardzo cenną lekcją warsztatu dokumentalisty, zarówno w świetle zastosowanej techniki przedstawiania tematu, jak i szacunku dla bohaterów. Z kolei na zajęciach teoretycznych poświęconych kinu dokumentalnemu może być ciekawym tematem w dyskusji o fikcjonalizmie w tego rodzaju filmach.
[1] „Dokumentalista Paweł Łoziński: Życie musi trochę boleć”, rozmawiał: Tadeusz Sobolewski, gazeta.pl, 20.05.2016[2] Paweł Łoziński, Podwórkowy kronikarz. Rozmawiała Katarzyna Janowska, „Tygodnik Powszechny” 1999, nr 3, s. 12, cyt. za.: Katarzyna Mąka-Malatyńska, „Polska szkoła dokumentu” – żywa tradycja polskiego kina, [ w:] Historia polskiego filmu dokumentalnego (1945-2014), redakcja naukowa Małgorzata Hendrykowska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2015, s. 684.