Na linii wzroku (2016)
Reż. Joachim Dollhopf, Evi Goldbrunner
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” – to znane powiedzenie nabiera nowego znaczenia, kiedy myślimy o dzieciach z domów dziecka. Ale co ma zrobić dziecko, kiedy jego wyobrażenia o wyidealizowanym ojcu znacznie różnią się od rzeczywistości? Czy nadal „najlepiej we własnym domu”? A może lepiej uciekać… do domu dziecka? Zapraszamy na film, który pokazuje, jak zagmatwane losy dorosłych, ich decyzje i wybory wpływają na teraźniejszość i przyszłość dzieci.
11-letni Michi od śmierci swojej mamy mieszka w domu dziecka. Miał 5 lat, kiedy zginęła w wypadku i tak naprawdę niewiele pamięta z okresu przed jej śmiercią (ma jej zdjęcie i pewien list). Niczego natomiast nie wie na temat swego ojca. Nic dziwnego, że nieraz o nim myśli i kiedy przypadkiem odkrywa adres mężczyzny, do którego napisała jego mama, niezrażony kąśliwymi uwagami kolegów w stylu: „Skąd wiesz, że cię zechce?”, postanawia odszukać ojca. Michi tak jak każdy dzieciak pragnie zaznać życia w prawdziwym domu i z prawdziwym ojcem. Nie mówiąc nic nikomu, podekscytowany i pełen nadziei wyrusza pod adres widniejący na kopercie nigdy niewysłanego listu matki do Toma Lambrechta.
Pierwsze spotkanie nie wypada najlepiej. Można powiedzieć – jest wprost fatalne! I nie chodzi o to, że Tom wypiera się ojcostwa, ma już rodzinę bądź jest alkoholikiem. Wręcz przeciwnie, choć zaskoczony, chce poznać chłopca. Jest wioślarzem, ma duże mieszkanie w „dobrym kwadracie”, prowadzi spokojne życie i naprawdę kochał matkę Michaela (to ona go zostawiła, a nie on ją). Więc o co chodzi??? Otóż Tom jest „małym człowiekiem” – dosłownie! Wzrostem przypomina jedenastoletniego chłopaka. To za dużo nawet jak na spragnionego rodziny dzieciaka. Michi nie chce takiego ojca! Jest rozczarowany, wściekły i zawstydzony. Mówi: „kumpel kiedyś mi powiedział, że jak przerośniesz tatę, to dorosłeś” – jak sobie z tym poradzi, skoro już jest od niego większy?
Przyszły ojciec też nie ma łatwo. Nikt nie ma pojęcia, jak się czuje (nawet kumple z drużyny). Jeśli urodziłeś się „mały”, inni po prostu cieszą się, że nie mają Twoich problemów. Film bardzo realistycznie pokazuje taką sytuację, kiedy „inni” (słabsi) są wyśmiewani i upokarzani, a silniejsi często pozostają bezkarni. Ta okrutna rzeczywistość dotyczy nie tylko dzieci, ale także dorosłych.
Poznajemy życie z perspektywy dwóch „małych” ludzi – dorosłego i nastolatka. Za puentę niech posłuży refleksja jednego z bohaterów: „w wodzie nie widać różnicy wzrostu, czasami szkoda, że cały świat nie jest nią zalany”. Tak naprawdę wszystko zależy od perspektywy – może czasami warto ją zmieniać, żeby zrozumieć innych. Dobrze byłoby także nie oceniać ludzi po pozorach i dać sobie szansę na poznanie drugiego człowieka, budować w sobie pokłady otwartości, empatii i akceptacji dla różnorodności.
Pomału i nie bez trudności rodzi się więź pomiędzy Tomem i Michim. I kiedy wreszcie, wydaje się, że wszystko będzie dobrze, los zadrwi sobie z obu panów i wynik pewnego testu (tego na „ojcostwo”) może przekreślić wizję szczęśliwego zakończenia tej historii… Bez obaw jednak! Chociaż „rodziny się nie wybiera”, Michi i Tom mogli to zrobić, więc mamy filmowy happy end.
Film Na linii wzroku porusza wiele naprawdę trudnych tematów: chociażby, jak radzić sobie z frustracją, gdy wyobrażenia o świecie tak bardzo odbiegają od rzeczywistości. Jednym z niekonstruktywnych sposobów, z których nauczył się korzystać nasz bohater, było kłamstwo i ucieczka od problemów, a przecież „nie można wciąż się zamykać, jak ktoś odkryje prawdę”.
Kolejny temat związany jest z domami dziecka – miejscami dla dzieci, które z różnych powodów nie mogą być w rodzinach. Dają schronienie, opiekę, możliwość zawierania przyjaźni, ale rodzą też przemoc, zawiść, brak intymności. Mieszkają tam dzieci, które nigdy nie miały swojego pokoju, często nic nie wiedzą o swoich rodzicach. Bez względu na wiek, każdy z nas potrzebuje swojego miejsca. „Potrzebujemy też wiedzieć, kim są nasi rodzice i skąd pochodzimy”.
Ale przede wszystkim Na linii wzroku to film o ojcach i synach, i niepowtarzalnej, bezcennej więzi, jaka ich łączy (bezwzględnie do obejrzenia też przez mamy). Padają w nim ważne pytania: co to znaczy być tatą? „Bycie tatą jest super! Możesz za wszystko płacić i słuchać, jaki jesteś beznadziejny” – to jedna z opinii. Ktoś inny mówi, że „czasem trzeba być tym złym i wyznaczyć granice”. A co dla Ciebie tato oznacza bycie TATĄ?
Film może budzić silne emocje, czasami trudne do przeżywania, zachęca do rozmów na skomplikowane tematy – warto to uwzględnić po seansie. Wspólne rozmowy z dziećmi wpisane są przecież w role rodziców.
Maciek: Pamiętacie jeszcze ze swoich szkolnych (a może przedszkolnych) lat przechwałki o tym, jak doskonały jest Wasz tata lub jak wspaniała jest mama? „Mój tata jest najsilniejszy na świecie, a mój największy. Mój zaś posiada super mięśnie…” – padało raz po raz z ust kolegów i koleżanek ze szkolnej ławy. Nie ulega wątpliwości, że każdy chciał, aby to właśnie jego ojciec lub matka był/ była naj: najwspanialsi, najpiękniejsi, najlepsi. Ale to w szkole. W domu zaś wręcz przeciwnie. Okazywało się, że to rodzice przyjaciół urastali do rangi bogów, a dodatkowo stawali się przyczynkiem do rywalizacji o uznanie rodziców w oczach dziecka. To zaś zabawnie ilustrował popularny niegdyś serial Tata, a Marcin powiedział…, w którym argument ojca kolegi (który urastał do rangi eksperta od wszystkiego), choć często absurdalny, okazywał się trudny do obalenia, a często nawet do podważenia!
Byli zapewne wśród Was lub Waszych koleżanek i kolegów także tacy, którzy zasmuceni niemożnością odnalezienia „naj” u swoich rodzicieli, wycofywali się z tej naturalnej dla wczesnoszkolnego wieku rywalizacji. Niestety, sytuacja niektórych osób była jeszcze trudniejsza – nie znali bowiem swoich rodziców… Od wielu pokoleń w zakresie rodzicielskiej rywalizacji niewiele się zmieniło.
Czasem i Wasze dzieci (przede wszystkim w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym) uczestniczą w „zawodach”, nadając swym rodzicom cechy herosów czy superbohaterów. W zasadzie to naturalne. Wychodząc z domowego środowiska, w którym dziecko ma kontakt jedynie z rodzicami, nie zna ono praktycznie innego świata i innych ludzi. Stąd przekonanie, że ci, którzy je wychowali, są w pewien sposób wyjątkowi. W Na linii wzroku sytuacja jest nieco odwrócona. Michi, dziesięcioletni bohater filmu, zanim pozna zalety swego ojca, musi go najpierw odnaleźć. Wielkie nadzieje na najwspanialszego tatę, o którym marzył przecież przez lata, wystawione zostaną na próbę… Jego ojciec okazuje się być karłem!
Takim rodzicem trudno pochwalić się przed kolegami. Mało tego, nastolatki bywają niekiedy bezwzględne, a więc przed głównym bohaterem podwójne (a nawet potrójne) wyzwanie. Po pierwsze, sam musi siebie przekonać, że ktoś z niskim wzrostem także może być dobrym ojcem. Po drugie, musi przekonać do tego swoich kolegów, którzy nie szczędzą mu złośliwości. Po trzecie zaś, dopiero w wieku, w którym zazwyczaj pozytywne nastawienie do rodziców jest już wyraźnie ukształtowane, on dopiero wchodzi w proces poznawania swego taty. Można zatem na podstawie Na linii wzroku porozmawiać z dziećmi o szacunku do swych rodziców, ale i opiekunów ich koleżanek i kolegów. Warto wyjaśnić, że dla młodego człowieka wchodzącego dopiero w wiek szkolny, rodzic jest kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Nie można zatem zbyt brutalnie negować jego zalet. Warto także przypomnieć młodym ludziom, że opowiadane przez nich historie, oparte czasem na fantazmacie, nie są wynikiem zwyczajnej rywalizacji, ale naturalnej miłości, jaką darzą dzieci swoich rodziców.