Monos (2019)
Reż. Alejandro Landes
Data premiery: 7 lutego 2020
Wojciech Świdziński
Alejandro Landes zabiera nas w podróż do zielonego piekła, którego okrucieństwo, beznadzieja i duchota mogą wydawać się na swój sposób znajome. Podobne wrażenie wywierały tropikalne puszcze w Aguirre, gniewie bożym (1972) Wernera Herzoga czy Czasie Apokalipsy (1979) Francisa Forda Coppoli. Zielone piekło Monos ma jednak własny odcień. Jest próbą dotknięcia jednego z najbardziej dramatycznych konfliktów zbrojnych współczesnego świata.
Kolumbia przez ponad 50 lat pogrążona była w wojnie domowej pomiędzy lewicowymi ugrupowaniami partyzanckimi, których liderem były Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), a siłami rządowymi oraz antypartyzanckimi bojówkami. Przeciągający się i niewolny od kontrowersji proces pokojowy zwieńczyło podpisanie w 2017 r. traktatu oficjalnie kończącego wojnę. Nie oznaczał on jednak definitywnego uspokojenia sytuacji ani tym bardziej wyrównania rachunku krzywd. W kolumbijskiej dżungli wciąż działają mniejsze organizacje zbrojne, a krwawy zamach terrorystyczny w Bogocie z początku 2019 r. ujawnił, że do pełnego rozwiązania konfliktu droga jeszcze daleka. Tym bardziej, że po obu jego stronach zaangażowały się potężne kartele narkotykowe, przez dekady korzystające z wojennego chaosu i wszechobecnej nienawiści. Problemem jest także przywrócenie społeczeństwu tysięcy partyzantów, od dziecka wzrastających z karabinem w ręku, ale pozbawionych elementarnej edukacji.
Znajomość tego kontekstu nie jest konieczna do pełnego odbioru filmu. Warto jednak zdawać sobie z niego sprawę, by dostrzec także aktualny puls Monos oraz odwagę w artystycznym przedstawieniu niezwykle bolesnego i złożonego tematu. Przede wszystkim jednak film Landesa ma potencjał dzieła uniwersalnego, sięgającego do samego „jądra ciemności”.
„Małpy” (hiszp. monos) to kryptonim oddziału partyzanckiego należącego do bliżej nieokreślonej Organizacji. Składa się on z ośmiorga nastoletnich bojowników. Wkrótce orientujemy się, że powierzane mu są niezbyt wdzięczne, drugorzędne zadania, takie jak wypasanie zarekwirowanej krowy. Na otoczonym przez amazońską dżunglę płaskowyżu Monos mają także przetrzymywać uprowadzoną amerykańską lekarkę. Porwania dla okupu to chleb powszedni kolumbijskiej partyzantki, a metoda polegająca na wywożeniu więźniów w głąb interioru jest najskuteczniejsza, wykluczając ucieczkę oraz organizację akcji ratunkowej. Ktoś jednak w tej dzikiej izolatce musi pełnić wartę.
Chłopcom i dziewczętom z Monos czas płynie więc na niewyszukanych rozrywkach, przerywanych ekstremalną musztrą odbywaną pod kierownictwem wizytującego oddział kuriera, będącego jedynym łącznikiem z Organizacją, a tym samym cywilizacją. Wieloetniczna młodzież poddana quasi-wojskowej dyscyplinie ma przede wszystkim wykonywać polecenia. Nikt nie dba o jej edukację, stan zdrowia czy nawet indoktrynację. Jedynym dotyczącym jej prawem jest bezwzględne posłuszeństwo przełożonym, sięgające nawet relacji intymnych pomiędzy członkami oddziału. W pewnym momencie następują jednak wydarzenia, które zrywając z rutyną, wymuszają podjęcie brzemiennych w skutki decyzji oraz wypełnienie nowej misji – relokacji do trudniejszego, porośniętego dżunglą przyczółku.
Im większej elastyczności wymaga sytuacja, tym bardziej oczywiste staje się, że prymitywne szkolenie i zdolność przetrwania w dżungli to za mało. Stres powoduje załamania, agresję i dezorientację. Wyrwani ze swoich społeczności młodzi ludzie, funkcjonujący poza powszechnie przyjętą moralnością, stają się nieprzewidywalni i niebezpieczni. Czają się w nich dzikie bestie uzbrojone w odbezpieczone karabiny. W tym sensie Monos podąża tropem wybitnej powieści Williama Goldinga Władca much, w której pozbawieni cywilizacyjnej kontroli młodzi Brytyjczycy na bezludnej wyspie formują okrutną społeczność plemienną. Film Landesa w pewnym momencie przywołuje wprost tytułowego „władcę much” Goldinga – świński łeb zatknięty na pice, przedstawiony w takim samym ujęciu jak w ekranizacji powieści zrealizowanej w 1963 r. przez Petera Brooka. Istnieje jednak możliwość spojrzenia na Monos z diametralnie innej perspektywy. Wbrew całemu fatalizmowi i drastyczności filmu można dostrzec w nim również przypowieść o dążeniu do wolności. Wszyscy bohaterowie przeżywają chwile, w których odrzucają krępujące ich więzy i wyzwalają się z reżimu wyuczonych zachowań. Ich młodość jawi się jako nieokiełznany żywioł, który – nieraz z tragicznymi skutkami – nie daje się ujarzmić. Finał sugeruje jednak, że prawdziwe wyzwolenie może nie być możliwe, a cywilizacja oferuje jedynie inaczej umundurowane zniewolenie.
Te egzystencjalne dociekania mogą pojawić się przede wszystkim w retrospekcji, gdyż gwałtowana, osaczająca widza forma filmowa nie zostawia zbyt wiele czasu na refleksje. Monos – nie należąc w żadnym razie do „kina akcji” – zrealizowany został z imponującym weryzmem, starannością i wyczuciem dramaturgii. Wnikliwe zdjęcia, a zwłaszcza przeszywająca muzyka Micy Levi sprawiają, że widz nie czuje się na seansie całkiem bezpiecznie. Wrażenie zagrożenia i wiszącej nad światem katastrofy towarzyszą mu od początku do samego końca.
Film Landesa nie jest dziełem tej miary, co przywołane na początku pamiętne obrazy Herzoga czy Coppoli. Ma jednak ambicje, którym potrafi sprostać, doskonały warsztat oraz autentyczną żarliwość, wzmocnioną jeszcze aktualnym kontekstem. Kryje też w sobie frapujące tajemnice. Należą do nich między innymi tożsamości i wcześniejsze dzieje oraz motywacje poszczególnych członków oddziału. Nie zostają one przed widzem ujawnione, a jednak – dzięki dyskretnym sygnałom – zdają się niemal na wyciągnięcie ręki. Podobnie jest zresztą z odpowiedziami na stawiane w filmie egzystencjalne pytania, które – trudno oprzeć się temu wrażeniu – kryją się gdzieś w otaczającym bohaterów amazońskim piekle.
Monos jest filmem, który może stać się tematem gorących dyskusji i dociekań, również wśród młodych – choć oczywiście dojrzałych – widzów, którzy z łatwością nawiążą więzi emocjonalne z głównymi bohaterami. Szczególnie wartościowe może okazać się przywołanie filmu w kontekście odwiecznego pytania „unde malum?” Dlatego podczas dyskusji nad Jądrem ciemności Josepha Conrada Monos mógłby stać się pomocny nie mniej niż Czas Apokalipsy Coppoli. Może być również poważnym argumentem w dyskusji o istocie wolności, jej poszukiwaniu oraz fałszywych ścieżkach, na które łatwo zboczyć, podążając za jej mirażem.
Warto też przypominać o aktualnym kontekście filmu, który stwarza ciekawy punkt wyjścia do rozmowy o problemach Ameryki Łacińskiej, dotyczących przecież całego współczesnego świata. Interesującą lekturą pomocniczą może stać się przy tym opublikowana niedawno książka Macieja Wesołowskiego Cafe Macondo. Reportaże z Kolumbii, koncentrująca się na okolicznościach i skutkach tragicznego konfliktu, który wyniszczył ten kraj.
tytuł: Monos
gatunek: dramat
reżyseria: Alejandro Landes
scenariusz: Alejandro Landes, Alexis Dos Santos
zdjęcia: Jasper Wolf
muzyka: Mica Levi
obsada: Sofia Buenaventura, Julian Giraldo, Karen Quintero, Laura Castrillón, Deiby Rueda, Paul Cubides, Sneider Castro
produkcja: Argentyna, Holandia, Niemcy, Szwecja, Kolumbia, Urugwaj
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Against Gravity
czas trwania: 102 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 16/ ponadpodstawowa, wyższa