Mój przyjaciel smok (2016)
Jadwiga Mostowska
Reż. David Lowery
Data premiery: 12 sierpnia 2016
Po prawie 40 latach Disney postanowił odświeżyć swój dawny klasyk – wchodzący właśnie na ekrany kin „Mój przyjaciel smok” to remake filmu „Pete’s Dragon”, który miał swą premierę w 1977 roku. Produkcja sprzed lat łączyła animację z filmem żywego planu, będąc przy tym filmem muzycznym. Tym razem nie mamy już do czynienia z musicalem, a uzupełnieniem filmu żywego planu są w „Moim przyjacielu smoku” obrazy generowane komputerowo (CGI). Spoglądając dziś na oba filmy, można dostrzec, jak wielki postęp technologiczny zaszedł na polu kinematografii przez owe cztery dekady dzielące obie produkcje Disneya.
Najnowsza propozycja tego studia to sprawnie zrealizowane przygodowe kino familijne z elementami fantasy, które powinno spodobać się najmłodszym widzom. Choć fabuła filmu nie zaskakuje, a kolejne zwroty akcji prowadzą do łatwo dającego się przewidzieć finału, w którym czeka na nas obowiązkowy dla tego typu kina happy end, to jednak śledzenie perypetii Peta i jego niezwykłego towarzysza może dostarczyć małym kinomanom sporo przyjemności. „Mój przyjaciel smok” powstał dla nich i to przede wszystkim dzieci mają podczas seansu bawić się, wzruszać, ekscytować. Zapewne dorośli także kilka razy uśmiechną się lub wzruszą, może też przypomną sobie własne dzieciństwo, gdy z przyjemnością oglądali klasyczne filmy Disneya. „Mój przyjaciel smok” jest bowiem taką właśnie, opartą na sprawdzonej wielokrotnie formule kina familijnego, opowieścią o niezwykłej przyjaźni pomiędzy osieroconym chłopcem – Petem i smokiem Elliottem. Znajdziemy w niej zresztą wiele inspiracji doskonale nam znanymi tekstami kultury, motywami czy postaciami („Księga dżungli”, „Tarzan wśród małp”, a nawet „King Kong”).
Główny bohater filmu – 10-letni Pete – mieszkał przez kilka lat pośród dzikiej przyrody jednego z amerykańskich parków narodowych. Fakt, iż przetrwał w lesie tak długo, budzi niedowierzanie nie mniejsze, niż tłumaczenia przypadkiem odnalezionego chłopca (dziecko twierdzi, że przez cały ten czas towarzyszył mu zielony smok). Lokalni mieszkańcy znają wprawdzie opowieści o złowrogim stworze zamieszkującym okoliczne lasy, ale trudno im uwierzyć, że on naprawdę istnieje. Wkrótce jednak i oni poznają Elliotta. Zielony smok nie przypomina groźnej bestii. Choć doprowadzony do ostateczności potrafi być niebezpieczny, zwykle jednak zachowuje się jak młody, skłonny do zabawy szczeniak (wydaje się, że twórcy tej generowanej komputerowo postaci właśnie tu znaleźli swą inspirację) i bliżej mu do puchatego Falkora z „Niekończącej się opowieści” albo sympatycznego potwora Sullivana z animacji „Potwory i spółka” niż do Smauga, którego filmowe wcielenie mogliśmy oglądać w obrazie „Hobbit: Pustkowie Smauga”. Mimo to zielony smok nie we wszystkich mieszkańcach małego amerykańskiego miasteczka wzbudzi sympatię, a co z tego wyniknie – łatwo przewidzieć.
Sympatyczni bohaterowie, atrakcyjna sceneria (choć miejscem akcji jest USA, zdjęcia kręcono w Nowej Zelandii), profesjonalne aktorstwo (w filmie oglądamy m.in. Roberta Redforda, Bryce Dallas Howard i Karla Urbana), wiarygodny główny bohater (grany przez Oakesa Fegley’ego), z którym młody widz łatwo może się utożsamić, sprawna realizacja oraz umiejętne wykorzystanie techniki CGI – wszystkie te elementy sprawiają, że warto wybrać się na wspólny rodzinny seans i zobaczyć „Mojego przyjaciela smoka”. Warto również uczynić ten film pretekstem do rozmowy z najmłodszymi widzami i wykorzystać go w procesie edukacji.
„Mój przyjaciel smok” może być dobrym punktem wyjścia do rozmowy z młodymi widzami na temat przyjaźni. Kim jest przyjaciel? Co to znaczy być dobrym przyjacielem? Czy przyjaciel może zastąpić nam rodzinę? Warto również zastanowić się wspólnie z dziećmi nad tym, czym jest owa rodzina, jakie wartości niesie i jakie potrzeby zaspokaja bycie jej członkiem. Choć bohater filmu swą prawdziwą rodzinę stracił, to jednak udało mu się odnaleźć nową. Potrzebował jej tak samo, jak przyjaźni i opieki zielonego smoka. Ten wyraźnie wyeksponowany wątek „Mojego przyjaciela smoka” stanowi dobry przyczynek do rozmowy na ten temat. Odwołując się do historii i postawy głównego bohatera filmu, można również spróbować porozmawiać z dziećmi o kwestiach trudniejszych, a mianowicie o stracie. Strata kogoś bliskiego to dla dzieci przeżycie bolesne, o którym nie zawsze potrafią mówić. Postawa małego Pete’a, jego dzielność, otwartość może stanowić dobry pretekst do podjęcia próby rozmowy o uczuciach i emocjach dziecka mającego podobne doświadczenia.
„Mój przyjaciel smok” to także film, w którym podejmowane są wątki związane z ochroną środowiska i ekologią. Piękny, dziki las może przestać istnieć, gdy będzie nadmiernie eksploatowany przez człowieka. Wraz z nim mogą zniknąć bezpowrotnie także jego dzicy mieszkańcy (wcale nie ci fantastyczni, jak filmowy smok, ale najprawdziwsze sarny, zające czy wilki). Obecność człowieka w lesie wymaga także odpowiedniego zachowania. Warto porozmawiać z dziećmi o tym, jak należy zachowywać się w lesie (także o tym, co należy zrobić, jeśli przypadkiem się w tym lesie zgubią). Tego typu zagadnienia mogą być nie tylko przedmiotem rozmowy w gronie rodzinnym, ale również tematem lekcji przyrody czy godziny wychowawczej. Z kolei na lekcji języka polskiego można wykorzystać ten film Disneya jako przyczynek do rozmowy o lokalnych mitach czy legendach. Wiele polskich miast i miasteczek ma swoje opowieści, w których pojawiają się fantastyczne stworzenia, dzieją niezwykłe rzeczy.
Aby nie uczynić z „Mojego przyjaciela smoka” wyłącznie pretekstu do rozmowy o kwestiach pozafilmowych, warto wykorzystać go również do przeprowadzenia zajęć, których tematem będzie rozwój techniki filmowej w zakresie tworzenia efektów wizualnych oraz specjalnych, a co za tym idzie, porozmawiać z młodymi widzami o tzw. filmowej kuchni, na przykład o tym, w jaki sposób możliwe jest dziś tworzenie w kinie takich postaci, jak smok Elliott. Kiedyś, aby wykreować pewne scenerie czy powołać do życia fantastycznych bohaterów, trzeba było posługiwać się zdjęciami trickowymi, maskowaniami, makietami czy modelami, albo wprowadzać elementy filmu animowanego (jak w wersji filmu z 1977 roku). Rozmaite zwierzęta czy fantastyczne stwory często były po prostu kukłami obsługiwanymi przez kilku lalkarzy lub sterowanymi elektromechanicznie. Przywołany przeze mnie Falkor z „Niekończącej się opowieści” czy też słynny Jabba z sagi filmowej George’a Lucasa „Gwiezdne wojny” to były takie właśnie gigantyczne lalki. Dziś nie ma już takiej potrzeby, a do przywołania na ekran smoka takiego jak Elliott stosuje się obrazy generowane komputerowo.