Mizerny demon.
Oswajanie zła we współczesnym kinie
Tomasz Mazur
Niemiecka filozofka żydowskiego pochodzenia Hanna Arendt, komentując przebieg procesu nazistowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna, użyła określenia „banalność zła”. Termin ten na stałe wszedł do współczesnego słownika, za którego pomocą analizujemy obecnie fenomen zła. Określenie użyte przez Arendt jest konsekwencją krytyki tradycyjnego rozumienia zła, upatrującego w tym zjawisku jakiejś istotowo złej woli, woli pochodzenia ludzkiego lub pozaludzkiego. Tymczasem w wieku XX filozofowie coraz częściej porzucali taką narrację, postrzegając zło bardziej jako skutek uboczny i niezamierzony innych właściwości człowieka. Można powiedzieć, że jest to proces oswajania zła, czynienia z niego zjawiska bardziej zrozumiałego i do pewnego stopnia akceptowalnego, przede wszystkim zaś takiego, które można dzięki odpowiednim zabiegom skorygować i naprawić.
Wracamy w ten sposób do starej sokratejskiej diagnozy, zgodnie z którą żaden człowiek nie dąży sam z siebie do zła, żaden nie ma złej woli czy intencji – zło jest wyłącznie konsekwencją ignorancji i niezrozumienia. Współczesny polski filozof Henryk Elzenberg zdaje się godzić te dwa podejścia, wyjaśniając, że ludzie postępujący źle dzielą się na dwie kategorie, mianowicie na świnie i diabły. Pierwszy typ, świni, to osoba, która czyni źle powodowana własną korzyścią bądź przyjemnością – zdaniem Elzenberg możemy w ten sposób wytłumaczyć przytłaczającą większość złych postępków. Typ drugi, diabeł, to osoba, która czyni zło dla samego zła, nie motywuje jej żaden interes ani bezpośrednia przyjemność, która zły uczynek – jako środek do jej osiągnięcia – usprawiedliwia. Taką osobę napędza sama chęć czynienia zła, zło sprawia jej osobliwą duchową satysfakcję – zdaniem Elzenberga osoby takie stanowią zdecydowaną mniejszość.
Bezpośrednią inspiracją do napisania tego eseju jest ogłoszona przez kanał Showtime zapowiedź kontynuacji, po przeszło dziesięciu latach przerwy, serialu Dexter. Serial miał osiem sezonów w latach 2006-2013, a teraz rozpoczęły się prace nad dziewiątym. Powodem tego comebacku jest prawdopodobnie niezmienna popularność, a może nawet, dla niektórych, kultowy charakter produkcji. Przypomnijmy, że serial śledzi losy tytułowego bohatera Dextera Morgana, seryjnego mordercy, którego cechą wyróżniającą i potencjalnie budzącą sympatię u widza jest osobliwy kodeks zabijania. W myśl jego zasad zabija tylko osoby, które naprawdę na to zasługują, zwłaszcza zaś takie, których zbrodnie nie zostały ukarane przez „bardziej tradycyjny” wymiar sprawiedliwości. W ten sposób twórcy serialu zestawiają ze sobą dwa elementy – nieskrywaną i autentyczną żądzę mordu oraz skutecznie karzącą sprawiedliwość. Jest to nadzwyczaj udana kombinacja zła z dobrem, zmuszająca widza do analizy swoich odruchów – czy pałający żądzą mordu psychopata, jeśli wyposażyć go w swego rodzaju kodeks sprawiedliwości, zdoła wzbudzić naszą sympatię? W tym sensie oglądanie serialu jest etycznym eksperymentem prowadzonym na widzu. Czy intencja wyrządzenia krzywdy drugiej osobie może zostać usprawiedliwiona lub co najmniej anulowana przez chęć wymierzenia sprawiedliwej kary?
Serial Dexter jeszcze z co najmniej jednego istotnego powodu pociąga widza i cieszy się niesłabnącą popularnością. Pozwala mianowicie zidentyfikować się z odwiecznym manichejskim konfliktem dobra ze złem. Bohater ma specjalną nazwę na to miejsce w sobie, które generuje żądzę mordu, nazywa je „mrocznym pasażerem”. Z jednej strony jest mu zmuszony ustąpić, przyznając mu tym samym autonomiczny i jakiś nieredukowalny charakter, z drugiej zaś podejmuje walkę z nim. Nie tylko kodeks zabijania stanowi wyraz tej walki, ale przede wszystkim kolejne próby pokonania w sobie tego „mrocznego pasażera”. Starożytny manicheizm, jedna z odmian gnozy, opiera się na założeniu, że świat stanowi arenę dźwięcznych zmagań między dobrym a złym pierwiastkiem, między mrokiem a światłością, między dobrym bogiem a złym demiurgiem. Dusza ludzka stanowi bardzo ważny obszar tych zmagań. We własnym wnętrzu każdy człowiek ich doświadcza, przeżywa zmagania między czymś, co popycha nas ku złu, a tym, co popycha nas ku dobru. W swej podstawowej konstrukcji serial Dexter pozwala widzowi przeżyć ten odwieczny konflikt, zidentyfikować własnego „mrocznego pasażera” i przeciwstawić mu własny kodeks.
Omawiany tu manichejski konflikt reprezentowany jest we współczesnym kinie w jeszcze jeden sposób. O ile w Dexterze rozgrywa się on w duszy jednego człowieka, o tyle równie często ujmowany jest w postaci konfliktu dwóch bohaterów, z których jeden reprezentuje dobro, a drugi zło. Taką konstrukcję mają często filmy o superbohaterach, gdzie przykładem szczególnie reprezentatywnym wydaje się być seria filmów o Batmanie. Z jednej strony mamy przebranego za nietoperza, anonimowego obrońcę słabych i uciśnionych, z drugiej natomiast zdeprawowanego i demonicznego Jokera. W kolejnych odsłonach widzimy zmaganie się tych przeciwstawnych żywiołów, co ma utwierdzić widza w przekonaniu, że i on, w swoim własnym życiu, uczestniczy w analogicznej potyczce.
Cechą postaci Jokera jest jej ewidentnie zła wola. Tak jest ona naszkicowana w wielu filmach serii, z najbardziej demoniczną pod tym względem kreacją Heatha Ledgera (uhonorowanego za tę rolę Oscarem) w Mrocznym rycerzu (2008) Christophera Nolana.
Mroczny rycerz. Materiały prasowe.
O ile Batman ma czystą intencję czynienia dobra, o tyle Joker prezentuje czystą intencję czynienia zła. I te dwie nieprzejednane wole ścierają się ze sobą na ekranie. Po premierze obrazu niektórzy krytycy zarzucali reżyserowi epatowanie nihilizmem i afirmację przemocy – wydaje się, że to dowód na to, iż udało mu się oddać specyfikę czystej chęci czynienia zła.
Spójrzmy jednak na obie omawiane tu demoniczne postaci z nieco innej perspektywy. Oglądając ich działania, zło, jakie czynią, nierzadko zastanawiamy się nad tym, dlaczego to robią, co doprowadziło do wykształceniu się w nich tej mrocznej motywacji. W najnowszej odsłonie historii o Batmanie, w produkcji Joker (2019) w reżyserii Todda Phillipsa właśnie „dlaczego” wysuwa się na pierwszy plan. Wcielający się w tytułowego Jokera Joaquin Phoenix, uhonorowany za tę kreację Oscarem, w przejmujący sposób ukazuje nam ewolucję bohatera, która przebiega od zagubionego i szukającego uznania oraz akceptacji klowna do bezkompromisowego i łaknącego przemocy dla samej przemocy socjopaty. Podobnie w kolejnych sezonach Dextera dowiadujemy się coraz więcej o dzieciństwie bohatera, co pozwala nam zrozumieć genezę jego analogicznej żądzy krwi.
Czy w tym świetle domniemany demonizm utrzymuje swój mroczny status, czy może się na przykład równać z klasycznym już demonizmem Mefistofelesa Goethego? Uważam, że odpowiedź na to pytanie jest zdecydowanie negatywna. Poddana wnikliwej obserwacji intencja zła osobliwe się rozwiewa.
Zarówno mroczny pasażer Dextera Margana, jak i Joker, to dwa przypadki tego samego, niespontanicznego pragnienia zła dla samego zła. Zatem to nie wspomniane wcześniej elzenbergowskie diabelstwo w człowieku, ale przykład głębokiej krzywdy i zranienia. Ich agresja to w istocie, psychologicznie rzecz biorąc, przede wszystkim forma łkania o pomoc, manifestacja bezradności, rozpaczy i wynikającej z tych doświadczeń agresji. Erich Fromm, w niesłusznie mało znanej późnej książce pod tytułem Anatomia ludzkiej destrukcyjności, analizując problem agresji obecnej w człowieku na wielu frapujących przykładach, dochodzi do jednoznacznego jego zdaniem wniosku, że mianowicie człowiek jest z natury istotą przyjazną i łagodną, a wszelkie przejawy agresji należy u niego rozumieć przez analogię z zaszczutym psem lub innym udomowionym zwierzęciem zapędzonym w ślepy zaułek.
Dexter i Joker to zatem metaforyczne psy ujadające na skutek psychicznego bólu, zadanego im w dzieciństwie, bólu wynikającego z głębokiej i nieuleczalnej rany. Do podobnych poglądów na temat natury człowieka dochodzi ostatnio historyk Rutger Bregman w głośnej książce Humankind – w rozdziale pod tytułem homo puppy – twierdzi, że homo sapiens tak się ma do neandertalczyka, jak domowy piesek do dzikiego wilka. Człowiek jest udomowionym zwierzęciem, a jego ewolucyjny i cywilizacyjny sukces jest konsekwencją tego udomowienia, tego, że jest miły, przyjazny i z natury godny zaufania. Wszelkie zło jest z tej perspektywy odstępstwem od reguły i zaburzeniem, konsekwencją krzywdy lub, jak to przedstawia Bregman, instynktu ochrony własnego plemienia. Krzywdzimy innych albo z bólu, albo ze strachu, albo w obronie „swoich”. Jeden wniosek wydaje się oczywisty: nie ma w człowieku żadnego esencjalnego zła, żadnej demonicznej siły, popychającej go ku złu. Nie ma łaknienia krwi.
Podsumowując, wydaje się, że współczesne kino raczej potwierdza stanowisko Sokratesa, wedle którego człowiek nie potrafi nie pragnąć dobra, może je co najwyżej opacznie rozumieć, potwierdza także późniejsze stanowisko Jana Jakuba Rousseau, głoszącego, że człowiek jest z natury dobry, a to dobro co najwyżej wypaczają wynaturzenia cywilizacji. Sądzę, że współczesne kino, żeby w przekonujący sposób zaprezentować zło, raczej skupia się na wyjaśnieniu jego genezy, która prawie zawsze pokazuje, że nie mamy do czynienia z rzeczywistą demoniczną siłą, ale raczej z człowiekiem z jakiegoś powodu złamanym lub zwiedzionym. Ostatecznie demon okazuje się raczej jakiś mizerny i niezbyt demoniczny.
Strategii oswajania zła, wyjaśniania go, jest w kulturze i kinematografii więcej. Hanna Arendt zwraca uwagę na banalność zła i tym samym tropem idzie następnie Philip Zimbardo, pisząc o „efekcie Lucyfera” – to kontekst społeczny, role, w jakie wchodzimy, są odpowiedzialne za zło, a nie jakiś wrodzony instynkt. Inna strategia to dokumentacja choroby psychicznej, jak to ma miejsce w produkcji American Psycho (2000) w reżyserii Mary Harron – zło to nie świadoma intencja, ale zburzenie, bohater nie tyle chce zła, on oszalał, stracił kontakt z rzeczywistością.
Wreszcie trzecia strategia, ta którą tu dzisiaj szczegółowo opisałem, ukazanie zła jako reakcji na krzywdę i upokorzenie, jako skutek głębokiej rany. Widzowie identyfikują się z tym ostatnim schematem, odnajdują się w nim, bo w ten sposób rozgrywają swoje własne rany. Identyfikujemy się z Dexterem Morganem, z jego gniewem, pragnieniem mordu, bo w ten sposób odreagowujemy nasze własne krzywdy. To nie demony w nas się odzywają, ale przestraszone psiaki.