Mirai (2018)
Reż. Mamoru Hosoda
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: Widziałam kiedyś cudownego trzylatka w koszulce z napisem „Król jest tylko jeden”. Nie rozumiał oczywiście sensu słów widniejących na swej małej „klacie”, ale jasne było, że dokładnie wie, jak się czuje: Jedynak-Król… i bez żadnych wątpliwości, podobało mu się to bardzo. Przyjście na świat siostry lub brata to swoista detronizacja niepodzielnie panującego do tej pory małego królewicza. Niestety, to boli. Wywołuje najpierw zdziwienie, potem poczucie krzywdy, zazdrość, a na koniec wybuchy złości.
„Jedno serce – dwie osoby” – to jeden z piękniejszych opisów tego, co łączy rodzeństwa. Bo rodzeństwo to niezwykła więź i wiedzą o tym wszyscy, którzy mają brata albo siostrę. Jest jednak i „druga strona medalu”. Z czym wiąże się posiadanie rodzeństwa, dowiaduje się bohater filmu Mirai, „słodki” kilkulatek Kun. To pogodny, szczęśliwy chłopiec mieszkający razem z rodzicami i ulubionym psem Yukko w dużym domu. Ma mnóstwo zabawek, wśród których sporą kolekcję stanowią ulubione pociągi, odwiedza go kochająca babcia, a jedynym jego zmartwieniem jest fakt, czy można złapać spadające płatki śniegu. Otoczony miłością, opieką i uwagą rodziców może oddawać się beztroskiej zabawie. Niestety, wkrótce, za sprawą nowego członka rodziny, to wszystko ma się zmienić…
Otóż, pewnego dnia (po dłuższej nieobecności) wraca do domu mama z maleńkim dzieckiem na rękach i oznajmia Kunowi, że to jego siostra. „Siostra??? Kto to jest siostra?” – zastanawia się chłopiec. Mimo tego początki nie są takie złe – zaciekawiony Kun delikatnie dotyka rączek małej Mirai, nadaje jej nawet imię ulubionego pociągu ekspresowego (to chyba wystarczający dowód dobrej woli starszego brata). Próbuje odnaleźć się w zmienionej rzeczywistości, ale szybko okazuje się, że nowy domownik skupia na sobie całą uwagę rodziców (karmienie, przewijanie, sprzątanie). Mało tego, odwiedziny dziadków też przebiegają pod znakiem zachwytów nad siostrą. Zmęczeni rodzice nie mają czasu ani cierpliwości dla rozpieszczanego do tej pory synka. To trudna sytuacja, mimo to starszy brat stara się opiekować siostrą i jednocześnie odzyskać utraconą uwagę rodziców. Gdy to się nie udaje, czuje się zraniony, w efekcie pojawia się zazdrość i wybuchy złości. Kun chce pozbyć się z domu sprawczyni swego nieszczęścia, a uwielbiana mama w jego oczach staje się wiedźmą kochającą tylko siostrę. Wbrew oczekiwaniom rodziców, nie darzy małej Mirai miłością i wcale się z tym nie kryje. Jak zapewne Państwo wiedzą (szczególnie szczęśliwi rodzice co najmniej dwójki dzieci), rodzicom Kuna też łatwo nie jest, a wątpliwości takie jak: „nie wiem, czy jestem dobrą mamą” towarzyszą dość często.
Szczęśliwie, jak to nie tylko w bajkach bywa, z pomocą przychodzi wyobraźnia. W trudnych chwilach Kun przenosi się w czasie, poznając w różnych sytuacjach swoją rodzinę z przeszłości i w przyszłości. Jest więc starsza wersja Mirai, która potrzebuje pomocy Kuna, jest mama, która jako dziecko nie zawsze była grzeczną dziewczynką, pradziadek motocyklista i sam Kun jako nastolatek. Nie zabraknie także psa Yukko, mówiącego o swoich uczuciach, które bardzo przypominają to, co przeżywa obecnie Kun. To właśnie opowieści rodzinne, wspólne zdjęcia i ciągłość historii familii pozwala bohaterowi odnaleźć się i zaakceptować zaistniałą sytuację, bo wspólne zajęcia i wspólne sprawy zbliżają rodzinę.
Mirai to ciepły film o trudnej dla całej rodziny zmianie związanej z przyjściem na świat nowego członka, o uczuciach i uczeniu się wrażliwości na innych. To film dla dzieci posiadających już rodzeństwo i tych potencjalnych braci czy sióstr. To film dla rodziców przypominający o tym, że starsze dziecko:
– potrzebuje ich uwagi tylko i wyłącznie dla siebie,
– cierpi, kiedy rodzina zachwyca się tylko młodszym dzieckiem,
– nie lubi być zmuszane do opiekowania się młodszą siostrą czy bratem, ale chętnie pomoże z własnej woli,
– nie znosi porównań z rodzeństwem i potrzebuje czasu aby zaakceptować zaistniałą sytuację.
Maciek: W końcu powstał film instruktażowy dla rodziców oczekujących swych potomków. Bez wątpienia powinni zobaczyć go wszyscy ojcowie. Najlepiej, gdyby wspólne oglądanie go przez facetów stało się taką samą tradycją jak pępkowe. Nie ulega też wątpliwości, że i przyszłe matki zaczerpnąć mogą z niego wiele mądrości dotyczącej różnego typu emocji, z jakimi zmagają się rodzice. To wspaniała okazja, aby „baby shower” rozpocząć od wspólnej wizyty w kinie.
Dlaczego nominowany do Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film animowany Mirai jest tak ważny dla rodziców i opiekunów? Wyjaśnia, czasem bez ogródek, jakie emocje towarzyszą rodzicielstwu. Nie ma w nim mowy o sielance rodem ze zdjęć Anne Geddes, za to pojawiają się emocje i odczucia takie jak: złość, zazdrość, gniew, wyrzuty sumienia, wstyd, niepewność, strach, a w końcu akceptacja. Są one nieodłącznym elementem rodzicielstwa. Przy pierwszym dziecku wynikają z niepewności, czy aby na pewno jesteśmy dobrymi rodzicami, przy kolejnym – z powodu niemożności równomiernego podzielenia uwagi pomiędzy wszystkie pociechy.
Dlatego właśnie Mirai działa jak seans terapeutyczny. Uzmysławia nam, że choćbyśmy stanęli na głowie, nigdy nie będziemy doskonali. Zawsze pojawią się jakieś niedociągnięcia, które sprawią, że możemy poczuć się nieco wybrakowanymi rodzicami lub partnerami dla swoich żon lub mężów. Wszystkie te zrodzone w nas emocje mają swój cel. Nie pojawiają się bez powodu. Uzmysławiają nam, gdzie jest jeszcze miejsce do pracy nad sobą lub, gdy podejdziemy do nich zdroworozsądkowo, że nie ma rodziców doskonałych. Każdy zaś zasługuje na szacunek za to, że wychowując dziecko, coś poświęca. Czasem jest to jakiś aspekt kariery zawodowej, czasem rezygnacja z czasu wolnego, innym razem z odpoczynku. To zaś z rodziców czyni prawdziwych humanitarystów, czyli osoby szanujące nawet najmniejsze, najmłodsze stworzenia i starające się oszczędzić im cierpień, zarówno w wymiarze fizycznym, jak i, choć niekiedy się o tym zapomina, psychicznym. Najmniej pocieszający jest jednak fakt, że wychowanie potomstwa, podobnie jak jazda na rowerze lub nartach, opiera się na góralskiej zasadzie: „jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz”.
Na tę japońską animację warto wybrać się do kina także ze świadomymi już dziećmi. Mogą się z niej wiele nauczyć. Szczególnie gdy w Waszej rodzinie ma w najbliższym czasie pojawić się nowy członek. W przejrzysty dla małych dzieci sposób uwydatnia ona różne problemy, które mogą się rodzić w głowach starszego rodzeństwa, dla którego maleńki brat lub siostra to także nowa sytuacja domowa, w jakiej będą musieli się oni odnaleźć. Pojawiają się wówczas różne emocje, analogiczne do tych, o których pisałem wcześniej w przypadku rodziców. Jest tylko jedna różnica: mniej dojrzałe dzieci nie wiedzą jeszcze dokładnie, jak sobie z tymi odczuciami radzić. Konieczna jest rozmowa uświadamiająca im nową sytuację. Mirai może być jej świetną ilustracją, szczególnie że zazwyczaj są to trudne rozmowy dotyczące równomiernego rozlokowania uczuć/miłości w całej rodzinie. Aby starszy brat lub siostra nie poczuli się odrzuceni lub zaniedbani, muszą zrozumieć, że ich pozycja w domu pozostaje niezachwiana.
Warto o tym filmie rozmawiać z najmłodszymi w kontekście umiejętnego przechodzenia w świat fantazji. Często jest tak, że ludzie, nie tylko młodzi lub bardzo młodzi, uciekają się do własnej wyobraźni, aby zrozumieć i oswoić jakąś nową sytuację, co pozwala przeżyć ją „na próbę”. Przez to ta nieznana sytuacja staje się już łatwiejsza, a nade wszystko nie wywołuje w nas takiego przerażenia nowym. Tak robi główny bohater filmu Kun. Dla lepszego zrozumienia, kim jest dla niego młodsza siostra, wyobraża sobie ją jako osobę starszą. Zawiązują sojusze, wspólnie rozwiązują problemy i stawiają czoła trudnym sytuacjom. Zaprzyjaźnieni w świecie fantazji, stają się sobie coraz bardziej bliscy w rzeczywistości. To metoda warta podpatrzenia i zastosowania.