Miłość i śmierć.
Najnowsze dokumenty
z oferty platform streamingowych

Robert Birkholc

Stwierdzenie, że koronawirus nie tylko wstrząsnął systemami gospodarczymi i społecznymi na całym świecie, ale też obnażył kruchość naszego życia, jest już truizmem. Filmowcy próbują wyrazić doświadczenie „czasów zarazy” w obrazach takich jak W domu (2020), jednak szczególnej aktualności nabierają dziś także dzieła nakręcone jeszcze przed pandemią, próbujące mierzyć się z tym, co czasem podniośle określa się mianem sytuacji ostatecznych. Platformy streamingowe, poza tym że dostarczają rozrywki na najwyższym poziomie, zawierają też bogatą ofertę filmów dokumentalnych, przedstawiających zmagania ludzi z realnymi problemami. Warto bliżej przedstawić trzy skłaniające do dyskusji dokumenty, które miały premierę w serwisach internetowych w ostatnich tygodniach. Podczas gdy David Attenborough: życie na naszej planecie (2020) opowiada o globalnej zagładzie, tematem filmów Dick Johnson nie żyje (2020) i Lekcja miłości (2019) są choroba i śmierć – ale także miłość – w wymiarze indywidualnym. Elementem łączącym te, pozornie zupełnie różne dzieła, są między innymi intrygujący bohaterowie – ludzie w podeszłym wieku, którzy z wyostrzoną świadomością, ale i z dystansem spoglądają na świat. Warto spojrzeć na rzeczywistość z ich perspektywy.

Nasza planeta. Perspektywa świadka

David Attenborough to postać, której nikomu przedstawiać nie trzeba – brytyjski zoolog jest od kilkudziesięciu lat wręcz ikoną filmów przyrodniczych. Attenborough rozpoczął swoją pracę dla BBC jeszcze w latach 50. i był współtwórcą takich klasycznych seriali, jak Żyjąca planeta (1984), Błękitna planeta (2001) i Planeta Ziemia (2006), które stanowiły podstawowe źródło wiedzy o ziemskiej florze i faunie dla kilku pokoleń ludzi na całym świecie. Brytyjski twórca świetnie odnalazł się też we współczesnym środowisku medialnym – w 2019 roku rozpoczął współpracę z Netflixem, realizując cieszący się ogromną popularnością serial Nasza planeta, a we wrześniu tego roku otworzył konto na Instagramie, na którym w ciągu 44 minut zebrał milion obserwujących, bijąc tym samym rekord serwisu[1]. Wyprodukowany dla Netflixa najnowszy dokument David Attenborough: życie na naszej planecie Alastaira Fothergilla, Jonathana Hughesa i Keitha Scholeya jest dziełem szczególnym, ponieważ łączy zagadnienia ekologiczne z wątkami autobiograficznymi. 94-letni Attenborough opowiada o zmianach, jakie zaszły w środowisku naturalnym na Ziemi nie tylko z perspektywy biologa, ale też świadka – zafascynowanego przyrodą człowieka, który przez kilkadziesiąt lat obserwował dewastację ziemskiego ekosystemu.

Brytyjski badacz rozpoczyna swą narrację w Prypeci, słynnym mieście-widmo, wyludnionym od 1986 roku. O ile jednak wybuch elektrowni w Czarnobylu był wyłącznie jednostkowym wydarzeniem – argumentuje Attenborough – o tyle destrukcja środowiska naturalnego jest procesem mającym miejsce codziennie na naszych oczach, choć często niezauważanym i nieuświadamianym. Życie na naszej planecie zawiera swego rodzaju przekrój zmian, jakie zaszły w ziemskim środowisku naturalnym od 1937 roku, kiedy to biolog był małym chłopcem, aż po czasy współczesne. Dynamicznemu wzrostowi populacji ludzkiej na naszej planecie towarzyszyło w tym okresie gwałtowne zmniejszanie się obszarów dzikich, wymieranie gatunków i zanikanie różnorodności biologicznej. Wartość dokumentu leży jednak nie tyle w przytaczanych zatrważających danych, co w osobistej, emocjonalnej perspektywie Attenborough. Opatrzone komentarzem biologa ujęcia, pokazujące orangutana szukającego schronienia na kikucie drzewa w wycinanym lesie deszczowym, martwe rafy koralowe czy polowanie na humbaki znacznie silniej przemawiają do wyobraźni niż suche dane statystyczne. Attenborough odwołuje się przy tym nie tylko do emocji i wrażliwości widzów, ale też do rozsądku. Ratowanie środowiska naturalnego – mówi badacz – oznacza w istocie ratowanie nas samych. Świat przyrody prawdopodobnie przetrwa – co widać na przykładzie Prypeci, opanowanej na nowo przez dzikie rośliny i zwierzęta – ale człowiek niekoniecznie. W prognozie biologa w ciągu kilkudziesięciu najbliższych lat możemy mieć do czynienia z kryzysem w światowej produkcji żywności i ogromną falą głodu.

Attenborough nie poprzestaje jednak na tym czarnym scenariuszu i przedstawia sposoby na uniknięcie katastrofy. Warunkiem zahamowania destrukcyjnych zmian jest zdaniem biologa między innymi przywrócenie różnorodności biologicznej, ograniczenie współczynnika urodzeń, wykorzystanie energii naturalnej i mniejsze spożycie mięsa. Recepta ta może nieco rozczarowywać, zważywszy że Attenborough powtarza postulaty od lat formułowane przez ekologów. Niewątpliwie Życie na naszej planecie jest jednak bardzo ważnym ekologicznym głosem w debacie publicznej i znakomicie spełnia funkcję popularyzatorską. Z uwagi na podejmowaną tematykę oraz atrakcyjną formę dzieła, dokument Fothergilla, Hughesa i Scholeya stanowi doskonały materiał edukacyjny i może być wykorzystany na lekcjach biologii, przyrody, geografii, wiedzy o społeczeństwie czy języka polskiego. Film pozwoli m.in. przybliżyć zagadnienie globalnego ocieplenia i może znacznie przyczynić się do wzrostu świadomości ekologicznej uczniów.

Śmierć jako performans

Podczas gdy Attenborough patrzy na świat z szerokiej, panoramicznej perspektywy, Kirsten Johnson ogranicza się do przestrzeni prywatnej. Autorka dostępnego na Netflixie dokumentu Dick Johnson nie żyje nakręciła film o swoim ojcu, emerytowanym psychiatrze, który zaczyna zdradzać pierwsze oznaki demencji. Dla osiemdziesięciokilkuletniego mężczyzny i jego córki sytuacja jest tym bardziej przerażająca, że rodzina obserwowała wcześniej postępującą chorobę Alzheimera u matki kobiety, która zmarła kilka lat wcześniej. Konieczność przejścia na emeryturę, zakaz prowadzenia samochodu i świadomość bycia coraz większym ciężarem dla bliskich są upokarzające dla mężczyzny doskonale zdającego sobie sprawę ze swojej sytuacji. Pomimo poważnej tematyki, dokument Johnson nie jest jednak ponurym filmem o chorobie i żegnaniu się ze światem, ale komediodramatem. Po pierwsze, dzieje się tak dzięki samemu bohaterowi – Dick w dalszym ciągu potrafi bowiem czerpać przyjemności z życia, a swoją sytuację traktuje z dystansem i ironią. Po drugie, niemal komediowy ton filmu to efekt przyjętej przez Johnson formuły, która znacznie odbiega od typowych konwencji przedstawiania śmierci w kinie niefikcjonalnym.

W Dicku Johnsonie można np. zobaczyć wizualizacje życia pośmiertnego głównego bohatera w komicznie wystylizowanym niebie oraz lewitację mężczyzny, który, jakby nigdy nic, unosi się w pewnym momencie w powietrze wraz ze swym fotelem. Obok tego rodzaju fantazji w dokumencie pojawiają się też rozmaite, niekiedy makabryczne inscenizacje śmierci Dicka, w których występuje sam bohater, zastępowany w kulminacyjnych momentach specjalnie wynajętymi kaskaderami. Przedstawiając śmierć ojca na różne sposoby, a nawet reżyserując fikcyjny pogrzeb mężczyzny, Johnson dokonuje swoistej autoterapii i próbuje pogodzić się z jego odejściem. Co ciekawe, podobny wątek pojawia się w Spółce rodzinnej (2019) Wernera Herzoga, w której ludzie wyprawiają zainscenizowane, fikcyjne pogrzeby, by „doświadczyć śmierci bez umierania”. W świecie współczesnym, który, jak od lat zauważają antropolodzy, nie potrafi radzić sobie ze śmiercią, performanse inicjowane przez Johnson mogą w jakimś stopniu zastępować dawne rytuały, które miały pomóc umierającym w przekroczeniu progu śmierci, a ich bliskim w przepracowaniu straty.

Dokument amerykańskiej twórczyni może przy tym wzbudzać kontrowersje. Czy odgrywanie śmierci stanowi terapię również dla Dicka, czy tylko dla jego córki? W dokumencie nie mówi się o tym, że inscenizacje pełnią oczyszczającą funkcję także dla samego bohatera. Czy Johnson przekracza w dokumencie etyczne granice? Pytania te warto zadać, omawiając film na zajęciach – na języku polskim, religii bądź etyce. Dick Johnson nie żyje może być dobrym punktem wyjścia do rozmowy na temat współczesnych sposobów radzenia sobie ze śmiercią, ale też do dyskusji nad sposobami przedstawiania umierania w kinie najnowszym.

Być sobą. Nikim więcej

Z niezwykłą lekkością opowiadają o bolesnych sprawach także autorki dostępnego na platformie HBO GO filmu Lekcja miłości Małgorzata Goliszewska i Katarzyna Mateja. Dokument nosi taki sam tytuł jak dzieło Ingmara Bergmana z 1954 roku (nb. także opowiadające o rozpadzie małżeństwa), jednak reżyserki odżegnują się od inspiracji kinem szwedzkiego mistrza i podkreślają, że określenie zostało zaczerpnięte z piosenki disco polo, puszczanej często na dansingu dla seniorów[2]. Początkowo obraz Goliszewskiej i Matei miał być poświęcony szczecińskiemu klubowi Café Uśmiech, jednak dokumentalistki wypatrzyły na miejscu osobę wyróżniającą się z otoczenia i zdecydowały, że film będzie poświęcony tylko jej. Trudno się dziwić, ponieważ około 70-letnia Jolanta, inteligentna, dowcipna i pełna uroku kobieta, która nawet po domu chodzi w eleganckich sukniach i w pełnym makijażu, wydaje się osobą wprost stworzoną dla kina.

Dokument zaczyna się w momencie, kiedy główna bohaterka znajduje się na życiowym rozdrożu. Kobieta, która wychowała kilkoro dzieci, pragnie rozstać się z agresywnym mężem i związać z poznanym na dansingu dla seniorów Wojtkiem. Bohaterka nie może jednak zdecydować się na rozwód – nie tylko z powodów pragmatycznych (kwestia podziału majątku), ale też społecznych i religijnych. Jolanta nie znajduje oparcia ani w radach zasłyszanych kiedyś od babci, ani w religii katolickiej, nakazującej małżonkom być ze sobą „na dobre i na złe”, choć to, co „złe” może w praktyce oznaczać choćby przemoc domową. Reżyserki dokumentu pokazują, że tradycyjna kultura skazuje kobietę na cierpienie, czego wymownym przykładem jest scena spotkania z młodym księdzem, który powtarza utarte formuły bez głębszego zrozumienia sytuacji. Aby cieszyć się szczęściem w okresie jesieni życia, Jolanta musi uwierzyć, że ma do tego prawo i zrozumieć, że przerwanie toksycznego związku nie jest aktem egoizmu. Ważnym momentem swoistej inicjacji bohaterki jest scena lekcji śpiewu, w której kobieta przełamuje się wewnętrznie, recytując za słowami piosenki: „Jestem sobą. Nikim więcej”.

Wbrew pozorom, Lekcja miłości nie jest filmem z tezą. Goliszewska i Mateja z uwagą przypatrują się Jolancie, pokazują jej rozmowy z przyjaciółkami (pełniącymi w dokumencie funkcję swego rodzaju chóru greckiego) i członkami rodziny, a także randki z Wojtkiem, spędzane czasem w eleganckich lokalach, a czasem na dansingach disco polo. Dzięki wrażliwości reżyserek i niezwykłej osobowości głównej bohaterki ważny problem socjologiczny pokazany zostaje bez psychologicznych i melodramatycznych klisz. Choć prosta i bezpośrednia, Lekcja miłości porusza szeroki zakres tematów i wydaje się świetnym materiałem do dyskusji na zajęciach. Dlaczego Jolanta tak późno podejmuje decyzję o odejściu od męża? W jaki sposób społeczny uzus, wychowanie i religijne nakazy więżą Jolantę w patowej sytuacji? Jak uczniowie zareagowaliby, gdyby podobnie zachowała się ich babcia? Przełamujący społeczne tabu film może być wykorzystany na lekcjach języka polskiego, godziny wychowawczej, religii lub etyki.

Każdy z trzech omawianych dokumentów wydaje się dobrą propozycją na czas pandemii. Filmy te dają wejrzenie bądź to w najważniejsze globalne problemy współczesnego świata, bądź to w „małe”, prywatne dramaty rozgrywające się w czterech ścianach. Choć dokumentaliści nie boją się patrzeć prawdzie w oczy, to jednak zostawiają widzów z nadzieją, ale jednocześnie – z poczuciem odpowiedzialności. Od naszego poszanowania ziemskiego ekosystemu, ale też od stosunku do wyborów ludzi znajdujących się wokół nas zależy bowiem wiele. Przesłanie to może wydać się banalne, ale dzięki autentyzmowi i bezpretensjonalności fascynujących bohaterów nabiera we wszystkich trzech dokumentach dużej siły przekonywania.

[1] Zob. T. Ulanowski, Widok z kosmosu zmienia Sir Davida, „Książki” 2020, nr 12, s. 31.

[2] Z. Krawiec, Opowiedzieć kobiecość. Rozmowa z autorkami filmu „Lekcja miłości”, magazyn Szum, https://magazynszum.pl/opowiedziec-kobiecosc-rozmowa-z-autorkami-filmu-lekcja-milosci/ [dostęp: 13.12.2020]