Marona – psia opowieść (2019)
Reż. Anca Damian
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: Jeszcze tak niedawno spotykaliśmy się z najbliższymi przy wigilijnym stole (być może nadal w niektórych domach stoją pięknie przystrojone choinki). A gdyby tak okazało się, że w tym właśnie dniu zwierzęta naprawdę mówią ludzkim głosem – co by powiedziały o nas? Psia mama naszej dzisiejszej bohaterki upomina swoje dzieci: „uczcie się języka ludzi, aby się przed nimi chronić”, czy ma rację? Nie chcę uogólniać, ale biorąc pod uwagę losy Marony – oj, nie mają zwierzaki z nami lekko… Najpierw rozbudzone nadzieje, potem strach i samotność, po jednej stronie bezgraniczna psia miłość, po drugiej przelotny kaprys lub przeszkoda w pogoni za marzeniami. Głód, ból, traktowanie jak przedmiot lub obiekt szantażu – nie ma co mówić – „pieskie życie”.
Kim jest suczka Marona?, a może to Dziewiątka, Ana, Sara, Miruna…, bo tak się do niej zwracali kolejni ludzie w jej krótkim życiu. Rzucanie imionami jest łatwiejsze niż kością – skwitowała bohaterka, zresztą nie bez sarkazmu. Marona jest żywym dowodem na to, że miłość jest ślepa i nie widzi rasy, a to oznacza, że nawet dumny ze swego pochodzenia pies „rasista” może zakochać się w nierasowej suczce. Niestety, jako dziewiątemu szczeniakowi z kolei nie było jej dane rozkoszować się długim szczęściem przy mamie i rodzeństwie. Szybko oddano ją pierwszemu chętnemu człowiekowi – właścicielowi rasowego ojca. I bardzo prędko nadeszła pierwsza porażka w jej młodziutkim, szczenięcym życiu – zarówno ojciec, jak i pan nie sprostali swoim rolom. Marona (teraz jeszcze Dziewiątka) trafia do nowego domu, do akrobaty Manola, dostaje też nowe – prawdziwe imię – Ana. Początki są cudowne, fascynujące, wręcz magiczne. Wszystko jest ciekawe, radosne, zabawne i ekscytujące. Wydaje się, że to wzajemna miłość do grobowej deski. Niestety, „szczęście to tylko przerwa w cierpieniu”, jak mówi nasza coraz starsza bohaterka, doświadczając kolejnych nadziei i rozczarowań. Wstyd się przyznać, ale to ludzie są powodem tego filozoficznego stwierdzenia Marony (przepraszam, jeszcze Any – można się pogubić, tyle tych imion). A przecież psu tak niewiele potrzeba, aby życie nabrało sensu: człowiek, schronienie, wybieg, jedzenie, woda, coś do pilnowania. Psy są otwarte na każdą karierę – dopóki człowiek drapie je za uszami.
Dla psów szczęście oznacza zupełnie coś innego niż dla ludzi: pragną, żeby nic się nie zmieniało. Ludzie ciągle chcą czegoś nowego! Marzenie, to podobno – „nie wiedzieć, jak być szczęśliwym” – musicie Państwo przyznać, że to ciekawy punkt widzenia.
Maciek: Marona – psia opowieść to film ponad wszelką miarę piękny i jednocześnie tak dojmująco smutny, że zakwalifikowanie go jako odpowiedniego dla konkretnej grupy wiekowej, a nie indywidualnego odbiorcy, spędzało mi sen z powiek. Nie chciałbym, aby moja opinia była krzywdząca. Dzieci i młodzież w każdym wieku zasługują na kontakt z Wielką Sztuką, a do takiej należy film animowany Anci Damian. Tym ostatnim dziełem jedynie potwierdziła ona swą czołową pozycję na rynku europejskiej animacji artystycznej, która po Czarodziejskiej górze (jest to animowany dramat produkcji francusko-polsko-rumuńskiej z 2015 r., opowieść dla dorosłych widzów o Adamie Jacku Winklerze, wart dużej uwagi jest także wcześniejszy, z 2011 r., wielokrotnie nagradzany film tej autorki pt. Droga na drugą stronę) i tak już była bardzo mocna. Mamy tu do czynienia z animacją autorską, zupełnie inną od tej, którą znamy z najpopularniejszych hitów rodem z Hollywood. Dlatego właśnie obcowanie ze sztuką animacji w wydaniu Anci Damian sprawia wizualną przyjemność. Przy czym jest to przyjemność doświadczonego odbiorcy, może nawet konesera. Nie jestem jednak przekonany, że odpowiadać będzie dzieciom wychowanym na animacjach Disneya i DreamWorks. Jednakże na pewno dobrym pomysłem jest wspólne wybranie się ten film z nastolatkami, którzy stoją przed koniecznością wyboru liceum, a zastanawiają się np. nad szkołą plastyczną. Uczestnictwo w takiej projekcji może być dla nich i motywujące, i inspirujące, i poruszające emocjonalnie.
Smutek bijący z tego filmu jest porażający. Wywołuje go warstwa wizualna i towarzysząca jej muzyka. No i w końcu fabuła. Film rozpoczyna się od śmierci psa – głównej bohaterki, Marony. Później śledzimy w formie retrospekcji jej niezbyt szczęśliwego życia. Wiecznie porzucana przez kolejnych właścicieli, błąka się po świecie, nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Poznając kolejnych „człowieków”, przywiązuje się do nich bezgranicznie. Kocha ich i jest w stanie zrobić dla nich wszystko. Ludzie zaś… no cóż, może i potrafią to docenić, ale koniec końców i tak okazuje się, że zwierzę znajduje się na samym dole drabinki ich życiowych priorytetów. Nie rozumieją, przynajmniej tak dobrze jak pies, czym jest miłość, przywiązanie i oddanie. Ludzka natura okazuje się gorsza, by nie powiedzieć bardziej podła, od psiej. Nie sposób nie zgodzić się z wizją ludzi, jaką serwuje nam Anca Damian, chociaż warto pamiętać o tym, że jest to jednak wizja częściowa.
Wątek opieki nad psem można spokojnie omówić ze starszymi dzieciakami i młodszą młodzieżą, szczególnie kiedy stoicie przed decyzją o posiadaniu domowego zwierzęcia. Z lektury filmu nie dowiemy się bynajmniej, jak należy opiekować się czworonogami. Wręcz przeciwnie, przekonamy się, jak robić tego nie należy. Jednak filmowa lekcja może okazać się o wiele cenniejsza. Marona pomoże Wam zrozumieć, co czują zwierzęta. Pokaże, czym jest psia miłość. W końcu uczłowieczy zwierzę, aby łatwiej można było nawiązać z nim dialog. Idąc tym tropem, przekonamy się, że to wspaniały film o miłości międzygatunkowej oraz wzajemnym szacunku, jaki powinniśmy zawsze okazywać wszystkim żywym istotom. Być może jednak oglądając go, dowiemy się, że nie jesteśmy do tego zdolni lub jest to bardzo, bardzo trudne.
Hanka: Chociaż to nie jest film dla najmłodszych dzieci (raczej dopiero dla nastolatków), to nie oznacza, że nie należy uczyć szacunku do istot żywych od najmłodszych lat. Zapraszamy do obejrzenia poruszającej i chwytającej za serce historii poszukiwania miłości, przynależności i szczęścia. To opowieść, która uczy odpowiedzialności, a jednocześnie doskonała okazja do uczenia dziecka troski i opiekowania się innymi – słabszymi i zależnymi od nas zwierzętami. Ustalania priorytetów (komputer czy wyjście z potrzebującym psem). Pies to nie torebka, którą wyrzucasz, gdy się znudzi, „pies należy do rodziny”. Zwierzę to nie zabawka, to żywa, czująca istota. Potrafi być szczęśliwy i bardzo nieszczęśliwy. To nie kaprys i przelotna moda. Biorąc zwierzę do domu, bierzemy za nie odpowiedzialność – najlepiej na całe jego życie. To cenna nauka, przecież dzieci często proszą rodziców o zwierzaka. W zamian dostaniemy od pupila mnóstwo radości, bezgranicznej miłości i oddania oraz gwarancję, że „będą wierne jak psy”. Marona była właśnie taka, niestety przypłaciła to życiem.