Mamma Mia: Here We Go Again! (2018)
Reż. Ol Parker
Data premiery: 27 lipca 2018
Maciej Dowgiel
Byliście kiedyś na wakacjach w Grecji? Nie? Nic straconego! Universal Pictures zaprasza na wycieczkę last minute na słoneczną wyspę, tam gdzie kończy się zasięg europejskiej kultury antycznej i zaczyna się nieskalany cywilizacją raj na ziemi. Mało tego, wszystko to w niesamowicie niskiej cenie, równej koszom biletu do kina. Bez konieczności stania w kolejce do odprawy lotniskowej, turbulencji, zatkanych ciśnieniem uszu podczas startowania i lądowania samolotu. Na miejscu wszystko też piękniejsze niż w rzeczywistości, a na pewno spokojniejsze, bardziej kulturalne i zadbane niż u współczesnych dziedziców Olimpu.
Taką ot przesłodką, barwną i bezpretensjonalną reklamówkę wczasów idealnych zafundowali widzom twórcy filmu Mamma Mia: Here We Go Again! A wszystko to w dopieszczonych pod względem realizatorskim schemacie musicalu utkanego z krótkich, teledyskowych przebojów, ułożonych logicznie tak, aby dać pozór świetnie skrojonej historii. Przyglądając się bowiem historii filmoznawczym okiem, bez problemu dostrzec można kilka fabularnych niedociągnięć, a nawet szytych grubą dratwą łat, przykrywających błędy, które zdarzają się najlepszym, a wynikają z trudnego przecież konceptu połączenia w jednym dziele sequela i prequela pierwszej części. Najbardziej dziwić może pojawienie się na ekranie babci głównej bohaterki Sophie, która w relacji jej matki — Donny (z pierwszej części filmu) – została już uśmiercona. Ale jak wiadomo, wszystko ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. Wprowadzenie do fabuły Babci Ruby zaowocowało pełnym blichtru i wakacyjnej swobody występem w filmie Cher, która nie dość, że jako postać ożyła, roznieciła wygasłe już płomienie miłości cierpiącego z tęsknoty za nią Fernanda (Andy Garcia), to także świetnie poradziła sobie z repertuarem ABBY. Gdyby film powstał poza głównym nurtem, a jego budżet nie byłby dostatecznie wysoki, można by podejrzewać brak dobrej diagnozy script doctora, co oczywiście w profesjonalnych realiach Hollywood jest raczej niemożliwe.
Ale przecież w tym doskonale skrojonym, wakacyjnym produkcie rozrywkowym nie chodzi o dogłębne analizy i interpretacje! Jego celem jest: bawić, mamić, odrywać od rzeczywistości, dawać wytchnienie, przywodzić sentymenty, przypominać młodość, rozniecać potrzebę wakacyjnej przygody, rozbudzać miłość, dodawać odwagi wakacyjnym romansom, pieścić wizualnie, przywoływać ducha (post)hipisowskiego flower power, a nade wszystko nasycić uszy i oczy barwnymi aranżacjami wielbionej wciąż przez fanów ABBY. To wychodzi mu znakomicie, wspaniale, bezkonkurencyjnie! Do tego wszystkiego niezapomniane kreacje aktorskie ikon kina XX wieku: Meryl Streep, Pierce Brosnan, Colin Firth, Stellan Skarsgard, Julie Walters, Cher i last but not least boski i niepowtarzalny Andy Garcia.
W tym miejscu kończy się wakacyjna, nieco beztroska recenzja, utrzymana w letnim nastroju, do której skłania uczestnictwo w idyllicznym seansie, a zaczyna się bardziej krytyczna refleksja.
Warto zastanowić się, co ukryte zostało pod powierzchnią wakacyjnej powiastki dla starszych i nieco młodszych widzów. Mamma Mia: Here We Go Again! to film, który w sielski sposób mówi o pięknie macierzyństwa. Dlatego na seans powinny wybrać się przede wszystkim matki ze swymi córkami. Mniej zadowoleni mogą być tatusiowe, którzy w koncepcie Mamma Mia, są oczywiście ważni, aczkolwiek nie do końca niezbędni. Wiadomo zaś od wieków, do której tradycji kultury by nie sięgnąć, mater semper certa est. Wakacyjny musical jest właśnie hołdem dla wszystkich matek, których poświęcenie i trud wychowania sprawiły, że ich córki wyrosły bądź wyrosną na wspaniałe, mądre i rozsądne kobiety.
W konserwatywny, wbrew pozorom, świat melodramatów macierzyńskich, zazwyczaj zbyt patetycznie i nachalnie ferujących wyroki na niepoprawnych ojców, stawiających na cierpienie wynikające z trudów samotnego wychowywania potomka czy niezrozumienie ze strony latorośli, Mamma Mia! wnosi świeży powiew spojrzenia iście kobiecego, odpowiedzialnego i odnoszącego się do zdrowego, bo opartego na logice i wolności wyboru, feminizmu. Nie znajdziecie w niej jednak tanich chwytów z komedii, gdzie przeciwko konwenansom męskiego świata buntuje się córka bądź matka, co budzić może jedynie gromki i zazwyczaj bezrefleksyjny śmiech. Druga odsłona musicalu opartego na przebojach skandynawskich muzyków pokazuje siłę relacji wynikających z odpowiedzialności matki wobec swej córki — niewymuszonej jednak przez tragiczne okoliczności, lecz opartej o świadomy wybór.
O tych relacjach dowiadujemy się w scenach retrospektywnych. Donna ożywa we wspomnieniach córki Sophie. Jak piękny jest to obraz, nie świadczą tylko cukierkowe sceny osadzone w beztroskich okolicznościach przyrody (grecka wyspa) i czasu (zbuntowany przełom lat 70. i 80.). Przede wszystkim zaś filmowy sposób mówienia o wspaniałej miłości, jaką od pierwszych chwil obdarza matka swe dziecko. Zgodnie z wyobrażeniami tego pięknego uczucia mamy do czynienia z ciepłem, które przebija się przez poszczególne kadry, tworząc rzeźbiony na ekranie pomnik matki nieskazitelnej…, która doskonała przecież nie była. Nie chodzi bowiem o to, aby wspomnienia wypełnione były rysami tego, co przykre czy złe, gdyż negatywne emocje, nawet jak się pojawiały, były tylko przykrym wypadkiem przy budowaniu wspólnoty matki i córki.
Sophie jest świetnym przykładem dorosłej, świadomej, pewnej siebie i swych wyborów osoby, w której odbijają się jak w zwierciadle najlepsze cechy jej matki. Córka nosi w sobie wszystko to, czego nauczyła i co wpoiła w nią Donna. Mało tego, posiadając moc budowania (dosłownie!), Sophie realizuje niespełnione marzenia Donny — matki i przyjaciółki. Tworzy hotel marzeń w miejscu, które niegdyś wybrała jej matka. Pewnie w tym prostym zabiegu, tkwi melodramatyczna siła tego musicalu. Która matka nie chciałaby bowiem, aby córka była jej odbiciem, tylko jeszcze bardziej doskonałym? Dochodzi więc do ekranowego spełnienia skrytych marzeń kobiet-widzów, dla których, podobnie jak i dla bohaterek filmu, relacje z własnymi dziećmi stanowią ważny, o ile nie najważniejszy, element matczynego życia.
Są też oczywiście i ojcowie, ale w przeciwieństwie do mężczyzn, którzy w zmaskulinizowanym świecie dominującej kultury pełnią role sprawcze (wszystko od nich zależy), tu stają się jedynie ozdobnikami. Ważnymi, ale jednak nie niezbędnymi! Dochodzi do kompletnego odwrócenia ról. To kobieta jest tu najsilniejsza. Ona działa, jest uosobieniem siły kobiecości powołującej do życia i prowokującej różne działania. Faceci — ojcowie i narzeczony, co prawda dają jej wsparcie, ale… tylko tyle. Krótko mówiąc, pełnią te funkcje (pomocnicze i wspierające), do których, jak przyzwyczaiła nas historia kina, stworzone zostały kobiety.
Trzymając się strategii feministycznych w kinie, to kobiety (po obu stronach ekranu) są też w Mamma Mia: Here We Go Again! „właścicielkami spojrzenia”. Faceci zaś jawią się jako obiekty pożądania, można powiedzieć męskie „ciacha”, na które niejako polują pewne siebie kobiety. To one decydują, wybierają, konsumują. Wszystko to zaś, w pewnym sensie rewolucyjne (jak na popkulturowy musical), pokazane jest w duchu zdrowej, równoprawnej koegzystencji kobiety i mężczyzny, nie zaś jak w kinie „męskim”, opartym na osiągnięciu pełnej dominacji i mniej lub bardziej uświadomionej podległości kobiety.
Ten feministyczno-macierzyński wątek można zapewne wykorzystać w edukacji. Sprawdzi się on na zajęciach wychowania do życia w rodzinie, ale i godzinach wychowawczych, odnoszących się tematycznie do rodzicielskiego autorytetu i wzajemnych relacji. Pewną odskocznią może być też Mamma Mia: Here We Go Again! w pracy z młodymi matkami, które, z różnych względów, nie potrafią pogodzić się ze swym macierzyństwem.
Na zajęciach języka polskiego i wiedzy o kulturze, szczególnie w klasach starszych szkoły ponadpodstawowej/ponadgimnazjalnej film ten można pokazać w ramach omówienia gatunku, jakim jest musical. Celowe zdaje się też wprowadzenie go na lekcję dotyczącą motywu miłości macierzyńskiej, szczególnie jako alternatywy dla figury cierpiącej Matki Polki.
W końcu doskonałym pomysłem jest praca z musicalem na różnych zajęciach dla seniorów. W optymistyczny, acz niezbyt emocjonalny sposób, przypomina on, że na miłość nigdy nie jest zbyt późno, a szczęście i radość odnaleźć można zawsze, bez względu na porę swego życia.
tytuł: Mamma Mia: Here We Go Again!
rodzaj/gatunek: komedia, musical
reżyseria: Ol Parker
scenariusz: Ol Parker
zdjęcia: Robert D. Yeoman
muzyka: Anne Dudley
obsada: Amanda Seyfried, Dominic Cooper, Meryl Streep, Colin Firth, Pierce Brosnan
produkcja: USA
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: United International Pictures Sp z o.o.
czas trwania: 116 min
odbiorca: od lat 12 wzwyż