Małe kobietki (2019)

Reż. Greta Gerwig

Data premiery: 31 stycznia 2020

Jadwiga Mostowska

Była abolicjonistką i feministką. Nidy nie wyszła za mąż. Pochodziła z niemajętnej rodziny, więc pracowała, aby wesprzeć ją finansowo. Jej pasją było pisanie. W latach 60. XIX wieku zaczęła zyskiwać pewną popularność jako autorka. Na początku swojej kariery czasami używała pseudonimu A.M. Barnard, pod którym publikowała powieści z dreszczykiem dla młodych dorosłych. Kiedy wydawca, dostrzegając na rynku potencjał dla powieści adresowanych do dorastających dziewcząt, zaproponował jej napisanie takiej właśnie książki, była to dla niej kolejna sposobność do zarobku. Powstała powieść Little Women (Małe kobietki) – luźno oparta na dziecięcych doświadczeniach pisarki związanych z jej trzema siostrami – Abigail, Elizabeth i Anną[1]. Książka ta została dobrze przyjęta i do dziś jest popularna wśród dzieci oraz dorosłych. Była wielokrotnie adaptowana na potrzeby sceny, filmu czy telewizji. Dzięki niej Louisa May Alcott (1832-88) zapisała się w historii literatury jako jedna z pionierek literatury młodzieżowej.

Pisząc o najnowszej filmowej adaptacji jej słynnego dzieła, której autorką jest Greta Gerwig (udanie debiutująca jako reżyserka dwa lata temu obrazem Lady Bird), nie bez powodu rozpoczynam od przywołania życiorysu Alcott oraz okoliczności powstania Małych kobietek. W filmie Gerwig bowiem bardzo wyraźnie zostaje zarysowana paralela pomiędzy życiem autorki pierwowzoru literackiego Louisy a perypetiami Joe March – jednej z głównych bohaterek (nominowana za tę rolę do Oscara Saoirse Ronan), która także próbuje zaistnieć jako pisarka, tocząc boje z wydawcą, negocjując warunki wydania swoich książek, walcząc o zachowanie niezależności, o artystyczną oraz życiową wolność. O owej analogii oraz o tym, iż Gerwig swoim obrazem składa hołd XIX-wiecznej pisarce i w pewien sposób stara się zadośćuczynić jej autorskim intencjom, najlepiej świadczy zakończenie filmu (uwaga, spoiler ;-)), które wznosi całą historię na metapoziom, wzbogacając ją o dodatkowe znaczenia i pozwalając na czytanie ekranowych Małych kobietek także jako opowieści o twórczyni. Dialog pomiędzy Jo March a wydawcą, panem Dashwoodem, przywołuje to, co wiemy o Alcott i jej doświadczeniach. Autorka chciała, aby podobnie jak dla niej samej, dla książkowej Jo jedyną miłością pozostało pisarstwo. Jednak pod naciskiem wydawcy oraz czytelników, którzy nie mogli pogodzić się z odrzuceniem przez bohaterkę oświadczyn Lauriego, ostatecznie dodała do historii sióstr March wątek profesora Bhaera. Film Gerwig pokazuje, iż był to dla pisarki wymuszony kompromis, dzięki któremu zyskała większy procent zysków ze sprzedaży książki i zachowała prawa do utworu. Filmowa Jo March, tak jak Louisa, pozwala więc bohaterce swej powieści na zamążpójście. Sama zaś pozostaje niezamężna, ale szczęśliwa z powodu opublikowania książki, bowiem to pisarstwo jest jej prawdziwą miłością. My zaś, jako czytelnicy tego filmowego tekstu kultury, otrzymujemy niejako dwa różne finały tej opowieści, dwa odmienne happy endy.

Choć historia Jo zdecydowanie wybija się na pierwszy plan (postać ta zdaje się najbliższa również samej Gerwig jako młodej artystce próbującej zaistnieć w świecie filmu), to w tej opowieści o dążeniu do szczęścia, spełnianiu marzeń, rodzinnych i siostrzanych więzach, ale także przecież o przeszkodach i ograniczeniach, jakie nakłada na jednostki społeczeństwo i kultura, czy wreszcie o cenie, jaką trzeba zapłacić za swe życiowe wybory, ważne są również doświadczenia oraz perspektywy pozostałych sióstr. Każda z nich ma bowiem inne talenty, potrzeby i ambicje, dokonuje odmiennych wyborów, które są wszak tak samo ważne. Bez względu na to, czy pragniesz kariery, czy założenia rodziny, wybierasz życie skromne czy cenisz sobie finansowe bezpieczeństwo, idziesz za głosem serca czy raczej rozsądku – masz prawo do swojej wizji szczęścia i do dążenia do niego.

To przesłanie, skierowane przede wszystkim do młodych kobiet, dotyczy w gruncie rzeczy nas wszystkich i pozostaje nadal aktualne, mimo iż mamy do czynienia z adaptacją powieści z lat 1868-69, a od czasów, w których osadzona jest akcja Małych kobietek nastąpiły przecież znaczące obyczajowe, kulturowe i społeczne zmiany. Grecie Gerwig oraz wcielającym się w role sióstr March młodym aktorkom (warto zwrócić uwagę na kreację Florence Pugh, również nominowanej do Oscara. Jej Amy to w tej adaptacji bardziej złożona osobowość, prezentująca przekonujące motywacje swych poczynań) należą się słowa uznania za to, że udało im się uczynić tę opowieść, na ile to możliwe, aktualną i współczesną.

Przedstawiając losy sióstr March, Greta Gerwig (nominowana do Oscara za scenariusz adaptowany filmu Małe kobietki) zdecydowała się na zaburzenie chronologii zdarzeń. Historie bohaterek poznajemy poprzez dwa przeplatające się plany czasowe, z których jeden prezentuje ich wczesną dorosłość, gdy wiodą już samodzielne życie i osobno mierzą się z trudnościami, a drugi okres młodzieńczy, gdy jeszcze pozostają nierozłączne. Aby widz mógł lepiej odnaleźć się w obu tych planach czasowych, są one wyróżnione odmienną kolorystyką. Okres dzieciństwa i dorastania to barwy ciepłe, sygnalizujące nostalgię za czasem minionym, który, choć przecież nie był sielanką (nieobecność ojca, choroba jednej z sióstr), jest wyraźnie idealizowany. Lata późniejsze przedstawione są natomiast w chłodniejszej kolorystyce. Ten kontrast nie tylko ułatwia orientację w chronologii wydarzeń, ale także buduje opowieść o tym, w jaki sposób dzieciństwo wpływa na kształt dorosłego życia, a dorosłość weryfikuje nasze marzenia i ambicje z dzieciństwa. Jeśli zaś spojrzymy na film Gerwig także jako na opowieść o XIX-wiecznej pisarce, to ów barwny kontrast pozwoli nam podążyć nieco innym tropem interpretacyjnym i zastanowić się, co jest opowieścią w opowieści – literacką „fikcją”, wyidealizowaną historią z dzieciństwa młodej pisarki przelaną przez nią na karty powieści, co zaś „rzeczywistością”, z którą mierzy się pragnąca niezależności oraz zawodowego spełnienia młoda kobieta.

Choć Male kobietki Grety Gerwig jako film osadzony w konwencji kostiumowego melodramatu może nie przypaść do gustu wszystkim młodym widzom, a zwłaszcza tym, którzy preferują kino superbohaterskie, warto podjąć próbę wspólnego obejrzenia tego obrazu i rozmowy o nim z młodzieżą. Można porozmawiać nie tylko o bohaterach filmu, ich postawach czy wyborach (także w kontekście kulturowym, społecznym czy historycznym), ale również o tym, czy i jak adaptować dziś klasykę literatury, aby była ona interesująca dla współczesnego widza (czy zdaniem młodych widzów Gerwig ta sztuka się udała? czy warto było po raz kolejny sięgać po ten sam utwór?). Z młodzieżą szczególnie zainteresowaną kinem warto podjąć próbę głębszej analizy i interpretacji filmu oraz porównania najnowszej adaptacji z wcześniejszymi (wśród wielu filmów i seriali warto tutaj wymienić Małe kobietki z 1994 r. w reż. Gillian Armstrong, film z 1949 r. w reż. Mervyna LeRoya i ten z 1933 r. w reż. George’a Cukora), uwzględniając także czas i okoliczności ich powstawania. Umożliwi to z kolei dyskusję o tym, jak zmieniało się samo kino, jego konwencje np. w zakresie prezentacji postaci, gry aktorskiej itp. oraz o tym, jak film (i sztuka w ogóle) odzwierciedla czas, w którym powstaje.

[1] Pierwsza część ukazała się w 1868 roku, a kontynuacja w 1869 roku.

tytuł: Małe kobietki
tytuł oryginalny: Little Women
gatunek: dramat, melodramat
reżyseria: Greta Gerwig
scenariusz: Greta Gerwig (na podstawie powieści Louisy May Alcott)
zdjęcia: Yorick Le Saux
muzyka: Alexandre Desplat
obsada: Saoirse Ronan, Florence Pugh, Emma Watson, Timothée Chalamet, Laura Dern, Meryl Steep
produkcja: USA
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: United International Pictures Sp. z o.o.
czas trwania: 135 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 12/podstawowa (7-8), ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania