Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (2016)
Piotr Sitarski
Reż. Gareth Edwards
Data premiery: 15 grudnia 2016
Dość długi tytuł tego filmu wynika z faktu, że „Łotr 1″ to spin-off sagi „Gwiezdnych wojen”, a więc opowiada historię poboczną w stosunku do głównej opowieści, wprowadzając nowych bohaterów, ale dość ściśle łącząc się z wydarzeniami znanymi z wcześniejszych filmów cyklu. Film w reżyserii Garetha Edwardsa rozwiązuje przy tym jedną z głównych zagadek pierwszej części „Gwiezdnych wojen”: jak to możliwe, że najpotężniejsza broń Imperium, Gwiazda Śmierci, może zostać zniszczona za pomocą jednego celnego strzału, oraz skąd rebelianci znają tę słabość. Ta mielizna scenariuszowa przez długie lata irytowała fanów, teraz jednak znajduje przekonujące wyjaśnienie. Okazuje się zatem, że w ramach systemu rozrywkowego, takiego jak „Gwiezdne wojny”, żaden pojedynczy tekst nie funkcjonuje samodzielnie, a budowany kontekst może zmieniać znaczenie filmów nawet po długim czasie (w tym wypadku – po 39 latach). Dla widza oznacza to konieczność nieustannego odnoszenia się do innych elementów systemu. Może to być trudne dla tych, którzy nie pasjonują się „Gwiezdnymi wojnami”; takim odbiorcom umkną odniesienia intertekstualne, a niektóre fragmenty fabuły mogą być dla nich niezbyt jasne.
Choć w „Łotrze 1″ znajduje się bardzo wiele nawiązań do znanej z wcześniejszych części historii, twórcy chcieli, by ich film wyraźnie się odróżniał, inicjując zapowiadaną przez wytwórnię Lucasfilm antologię opowieści zbudowanych wokół głównych wydarzeń (to właśnie te tytułowe „Historie”. Sygnalizuje to rezygnacja ze słynnej czołówki („Dawno temu w odległej galaktyce…”) i bardzo oszczędne wykorzystanie niezwykle popularnego tematu muzycznego autorstwa Johna Williamsa. To drugie nie wyszło zresztą na dobre, bo muzyka w „Łotrze 1″ jest nie tylko dość tandetna, ale i natrętnie emocjonalna. Dzisiejsze kino, wyposażone w znakomite systemy dźwiękowe, chętniej posługuje się efektami akustycznymi i zabiegami z obszaru sound design. Na tym tle muzyka w filmie Edwardsa brzmi dość archaicznie i nachalnie.
Odcięcie się od sagi „Gwiezdnych wojen” dotyczy jednak przede wszystkim tematu filmu i klimatu, w jakim jest on utrzymany. Nie jest to już historia oglądana z perspektywy najważniejszych postaci: generałów, władców i herosów, ale raczej opowieść z linii frontu, o prostych żołnierzach i ludziach dość przypadkowo uwikłanych w wielkie wydarzenia. Dość powiedzieć, że choć w „Łotrze 1″ pojawiają się epizodycznie zarówno Darth Vader, jak i księżniczka Leia, a także znane z wcześniejszych części roboty R2-D2 i C-3PO, to ani razu nie spotykają oni głównych bohaterów filmu. Niektóre ujęcia wyraźnie inspirowane są filmami wojennymi; finałowy atak rebeliantów na bazę na planecie Scarif przypomina chwilami inwazję w Normandii pokazaną w „Szeregowcu Ryanie”. Gatunkowy kontekst filmu wojennego może też usprawiedliwiać chaotyczność filmu i pobieżne zarysowanie większości postaci. Zwłaszcza w ostatnich latach ten sposób prezentowania wojny – jako królestwa chaosu i przypadku – stał się bowiem dość popularny.
„Łotr 1″ zdecydowanie różni się także klimatem od głównych części sagi. Jest dość ponury, a wszystkie ważniejsze postacie, wliczając w to parę głównych bohaterów – giną. Może być to zaskakujące zwłaszcza wobec obaw o to, że przejęcie kilka lat temu firmy Lucasfilm przez konglomerat Disneya przyniesie jeszcze większe zbanalizowanie „Gwiezdnych wojen”. Banalny czy nie, „Łotr 1″ nie jest raczej filmem przeznaczonym dla bardzo młodych widzów, nie ze względu na drastyczność, ale raczej z powodu ponurego wydźwięku całości.
W filmie Edwardsa jest także dużo mniej humoru, w który obfitowały poprzednie filmy z cyklu o „Gwiezdnych wojnach”. Po części jest to świadoma decyzja, zwłaszcza że jedyną w miarę dowcipną postacią jest robot. W dużej mierze jest to jednak wynik płaskich, monotonnych dialogów i dość marnego scenariusza, który nie rysuje pełnowymiarowych bohaterów. Aktorom brak też charyzmy Harrisona Forda i świeżej naiwności innych postaci z dawniejszych filmów, choć pewnie dzięki temu łatwiej pogodzić się z ich śmiercią.
Główny temat, wokół którego osnuto fabułę „Łotra 1″, jest natomiast zaskakująco poważny. Jest to mianowicie problem rodziny, nad którą ciąży fatum, i odpowiedzialności za czyny, która przenosi się z pokolenia na pokolenie. Jeden z głównych konstruktorów Gwiazdy Śmierci postanawia bowiem – wiedziony wyrzutami sumienia – porzucić swoją pracę. Imperium odszukuje go jednak i zmusza do kolaboracji. Wbudowuje więc w swój projekt słabość, dzięki której Gwiazda może być łatwo zniszczona (to jest właśnie łącznik z resztą sagi). Jego śmierć nie może jednak odkupić win, dlatego przekleństwo spada także na córkę inżyniera, Jyn Erso, która wychowuje się z dala od ojca, ale świadoma ciążącego na niej odium i gotowa poświęcić także własne życie. Pobrzmiewa w tym dramatyczny odgłos fatum przygniatającego Atrydów, a więc można dopatrzeć się tu jednego z głównych mitów fundujących naszą kulturę. Wydaje mi się jednak, że równie ciekawe jest odczytanie filmu jako świadectwa współczesnych konfliktów pokoleniowych i świadomości wielu młodych ludzi, że ich rodzice nie poradzili sobie ani sami z sobą, ani ze światem. Jyn Erso jest zatem głosem dzieci porzuconych przez własnych rodziców, którzy wybrali wątpliwą karierę albo złudne szczęście, co w końcu przyniosło im tylko cierpienie.
Na koniec chcę zwrócić uwagę na kwestię techniczną. Oczywiście film pełen jest efektów specjalnych, ale jeden z nich zasługuje na szczególne podkreślenie. „Łotra 1″ łączy się z innymi częściami „Gwiezdnych wojen” są poprzez postacie z tamtych filmów. Odtworzenie Lorda Vadera nie było szczególnie trudne, natomiast w przypadku księżniczki Lei i gubernatora Tarkina zastosowano efekty komputerowe, przywracając młodość aktorce Carrie Fisher, a grającemu Tarnina Peterowi Cushingowi – nawet życie. Jest to krok w kierunku zastąpienia żywych aktorów animacjami i nawet jeśli krytycy zżymają się tymczasem na niedoskonałość takich chwytów, to przyszłość filmu należy raczej do aktorów stworzonych przez CGI (Komputer Generated Imagery – Obrazy Tworzone Komputerowo).