Księga dżungli (2016)
Reż. Jon Favreau
Data premiery: 15 kwietnia 2016
Anna Kołodziejczak
Należę do grona tych widzów, którzy bardzo sobie cenią pierwszą lekturę danego filmu. Więcej, niechętnie wracam do tytułów, które już obejrzałam. Powód jest prosty — jestem pożeraczem fabuł i musi minąć sporo czasu (z wiekiem coraz mniej), abym — zapomniawszy wrażenia towarzyszące mi przy pierwszym odbiorze — sięgnęła po dany tytuł raz jeszcze. Dlatego też zazdroszczę wszystkim Naszym Czytelnikom, którzy jeszcze nie widzieli najnowszej „Księgi dżungli” w reżyserii Jona Favreau [Jon Favreau to reżyser m.in. Marvelowskich filmów „Iron Man” 1 (2008) i 2 (2010), bożonarodzeniowej komedii „Elf” (2003) czy naprawdę błyskotliwego i zabawnego „Szefa” (2014), a także kilku popularnych seriali telewizyjnych jak „Biuro” (2005-2013) lub „Był sobie chłopiec” (2014-2015)].
Widz tego filmu w jednej chwili znajduje się w samym sercu tropikalnego lasu, który tętni życiem, czaruje kolorami i odgłosami, zachwyca i przyciąga swoją egzotyką. Oszałamia odbiorcę swoim realizmem do tego stopnia, że nawet dorosłemu trudno jest się zdystansować, od tego, co widzi na ekranie. I bardzo przykro jest się rozstawać z bohaterami filmu: animowanymi postaciami Baloo, Bagheery czy Kaa, które są tak samo prawdziwe jak Mowgli, grany przez Neela Sethi’ego. Bowiem w tej fantastycznej historii — opartej na motywach kilku opowiadań pochodzących z „Księgi dżungli” i „Drugiej księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga, połączonych osobą głównego bohatera — wartka akcja łączy się z uniwersalnymi przesłaniami, porażając swoją realnością i wiarygodnością możliwą do uzyskania dzięki komputerowym efektom specjalnym.
Chyba wszyscy znamy literacką „Księgę dżungli”, której lwią część stanowią opowieści o Mowglim — chłopcu znalezionym w dżungli przez wilki i wychowywanym w ich watasze. Osią całej fantastycznej historii jest konflikt pomiędzy ludzkim szczenięciem a starym, kulawym tygrysem Shere Khanem, który może zakończyć się tylko wraz ze śmiercią jednego z protagonistów. Jest to także opowieść o przyjaźni, braterstwie i odrzuceniu. O braku miejsca wśród zwierząt dla ludzkiego szczenięcia i niemożności życia wśród ludzi „dzikusa” wychowanego w dżungli. O Innym. Rzecz dzieje się w czasach wiktoriańskich na terenach skolonizowanych przez Brytyjczyków. Kipling, który urodził się i część życia spędził w Indiach, oparł swoje historie na Pańczatantrze — słynnym zbiorze bajek, które powstały na tych ziemiach między IV a III wiekiem p.n.e. Zapewne chłonął te opowieści dorastając w otoczeniu Hindusów i obserwując życie dżungli.
„Księga dżungli” była lekturą obowiązkową dla bardzo wielu pokoleń czytelników, poczynając od lat 1893-1894, kiedy powstawały oba jej tomy. Stała się jednym z fundamentów kultury Zachodu poprzez propagowanie uprzywilejowanej pozycji białego człowieka w stosunku do kolonizowanych terenów i żyjących tam Plemion. Słowo Plemion w tym przypadku odnoszę do prozy Kiplinga, chodzi o Plemiona Dżungli, czyli gatunki zwierząt tam występujące, ale także do ludzi, którzy mieszkają na terenach podlegających kolonizacji. Drugim powodem dla którego wymienione utwory Kiplinga wrosły w kulturę popularną i kształtowały świadomość społeczną jest obecny w nich obraz człowieka jako nieustraszonego eksploratora i dominatora. „W kilka lat od pierwszego wydania [»Księgi dżungli« — przyp. A.K.] w roku 1903 Kipling zgodził się, by kilka pomysłów z jego opowiadań zostało wykorzystanych w programie szkoleniowym letniego obozu dla chłopców, którego turnusy odbywały się nad jeziorem Newfound w New Hampshire. Działalność tego obozu wspierał przez całe życie. Również Robert Baden-Powell, wykorzystał wiele wątków z »Księgi dżungli«, tworząc zasady, nazewnictwo i symbolikę ruchu skautowskiego” (wikipedia.pl, hasło R. Kipling).
Człowiek, choćby osamotniony, mały i bezbronny jest Panem Świata, za pomocą swojej inteligencji może podporządkować sobie przyrodę, przeżyć w każdych warunkach — oto przesłanie „Księgi”. I rzeczywiście, literacka „Księga dżungli” była dla całych pokoleń dzieci taką małą Biblią. Napisaną w odcinkach w formie opowiastek o zwierzętach po to, żeby łatwiej było przyswajać płynącą z niej wiedzę w krótkich, czytanych przed snem porcjach. Kipling, nawiązuje do tradycji bajki zwierzęcej, sięgającej utworów Ezopa czy La Fontaine’a, a na naszym gruncie Ignacego Krasickiego. Nie przypisuje jednak schematycznie określonych cech konkretnym gatunkom (lis — chytry), ale zasadza ich charakterystyki na obserwacjach, jakich sam dokonał lub zgodnie z tradycją hinduskich opowieści.
„Prawo Dżungli — które jest chyba najstarszym prawem w świecie — uwzględnia i przewiduje niemal wszystkie przypadki, jakie się zdarzyć mogą Plemionom Leśnym, a czas i praktyka uczyniły zeń wprost wzór doskonałości, prawdziwe zwierciadło ustawodawstwa. Kto czytał poprzednie opowieści o Mowglim, ten wie, że chłopak spędził znaczną część życia w Wilczej Gromadzie Seeoneeńskiej, pobierając od brunatnego niedźwiedzia Baloo naukę Prawa. Otóż ilekroć Mowgli niecierpliwił się i nudził słuchaniem ciągłych nakazów, Baloo wyjaśniał mu, że Prawo jest podobne do olbrzymiego pnącza, gdyż okręca się każdemu dokoła grzbietu i nikt nie potrafi zeń się wywikłać” — czytamy w pierwszych wersach „Drugiej księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga (w tłumaczeniu Józefa Birkenmajera) i rozumiemy, że Prawo Dżungli, to także prawo białego człowieka. Od tego prawa/jarzma — postrzegania świata przez pryzmat kolonizatora — Kipling podróżnik, humanista, laureat literackiej Nagrody Nobla nie mógł się uwolnić. Mimo że dostrzegał i respektował swoistość oraz niezbywalną wartość kultury narodów kolonizowanych, był przekonany o posłannictwie, jakie mają ludzie biali w stosunku do innych nacji. Nie odmówię sobie cytatu a propos posłannictwa: „chodzi o to, żeby robić to, na co ma się chęć z przekonaniem, że jest to wszystkim potrzebne” („Tajemnica szyfru Marabuta” Macieja Wojtyszki).
Czy współcześni młodzi ludzie znają „Księgę dżungli”? Moja nastoletnia córka jej nie czytała. Znalazłam tę pozycję w spisie lektur uzupełniających dla klasy VI. Jeśli znana jest postać Mowgliego i jego przygody, to raczej za sprawą adaptacji filmowych.
Kiplingowska „Księga dżungli” doczekała się wielu filmowych adaptacji. Już w 1942 r. rzesze kinomanów przyciągnął do kin film Zoltana Kordy o przygodach Mowgliego. Bodaj najsłynniejszą do tej pory jest disnejowska adaptacja z 1967 r. „Księga dżungli” AD 2016 nawiązuje w sposób wyraźny do tego klasycznego disnejowskiego filmu w reż. Wolfganga Reithermana, który to obraz był ostatnim osobiście produkowanym przez założyciela wytwórni Walta Disneya. Ta sama księga, która witała widzów w latach 60. XX w. i wprowadzała wprost z kart „The Jungle Book” do świata filmu, żegna odbiorców współczesnej odsłony „Księgi dżungli”. Obydwa filmy zdają się szczycić zaawansowanymi technologiami, które pozwoliły na zrealizowanie tak wspaniałych dzieł. W obu motyw muzyczny odsyła nostalgicznie do kolonialnej przeszłości, której świadectwem były książki napisane przez Kiplinga.
W 1994 r. powstał film w reż. Stephena Sommersa z Mowglim jako dorosłym, atrakcyjnym dzikusem, a wersja Nicka Marcka (1998) została opowiedziana z punktu widzenia młodego bohatera. W 2003 r. studio Disneya zaproponowało kontynuację przygód postaci powstałych w roku 1967 i tak trafiła do kin „Księga dżungli 2″ w reż. Steve’ego Trenbirtha. Były także seriale telewizyjne, komiksy i spektakle teatralne oparte na motywach opowiadań Kiplinga…
Filmowa „Księga dżungli” to tekst, który można zaproponować widzom od 6. roku życia. Można ją omawiać w szkole podstawowej (klasy IV-VI) jako adaptację literatury, film przygodowy, gatunek literacki (bajka), fantastyczną wizję świata (oraz szukać elementów realistycznych i fantastycznych). Być może ciekawą lekcję udałoby się przeprowadzić na temat bajek na dobranoc — tych filmowych i literackich, co można poszerzyć jeszcze o napisanie przez uczniów własnej, egzotycznej bajki. Film umożliwia także rozmowy na temat: Innego w naszym otoczeniu, wartości rodziny i grupy w naszym życiu, lojalności, przyjaźni, praw rządzących społecznościami. „Księga dżungli” pozwala także na wykorzystanie jej na lekcjach przyrody, w dyskusjach o klimacie, faunie i florze Indii (uważnie, bo niektóre dane filmowe będą wymagały weryfikacji). Myślę jednak, że film Jona Favreau — łącznie z ponowną lekturą opowiadań Kiplinga — może stanowić świetny materiał edukacyjny na innych etapach nauczania: w gimnazjum (np. obok prozy Jacka Londona czy Jamesa Olivera Curwooda), w liceum (np. łącznie z „Baśniami tysiąca i jednej nocy”, prozą Olgi Tokarczuk, Pawła Huellego, literaturą postkolonialną), na kierunkach humanistycznych, społecznych, a nawet politycznych.