Kot Bob i ja (2016)
Jadwiga Mostowska
Reż. Roger Spottiswoode
Data premiery: 13 stycznia 2017
Historię uzależnionego od narkotyków ulicznego grajka imieniem James, w życie którego niespodziewanie wkracza sympatyczny rudy kot, niektórzy zdążyli już poznać dzięki książce „Kot Bob i ja. Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy”. Napisał ją sam James Bowen (we współpracy z pisarzem Garrym Jenkinsem). Do dziś ukazała się ona w ponad 30 krajach (także w Polsce) i sprzedała w ponad 5 milionach egzemplarzy, a w ślad za nią opublikowane zostały również kolejne książki opisujące dalsze perypetia Boba i Jamesa. Teraz opowieść o kocie i jego człowieku trafiła także na duży ekran. Ci, którzy dzięki książkom są już zaznajomieni z historią Jamesa i Boba wiedzą, iż nie jest to bynajmniej lekka i przyjemna opowiastka o przyjaźni człowieka z sympatycznym futrzakiem. Pozostałych wypada jednak uprzedzić, iż „Kot Bob i ja” to nie kino familijne, które bawi i wzrusza całe rodziny. Film podejmuje tematy poważne i trudne, a w sposobie ich ujęcia bliżej mu do obrazów z nurtu brytyjskiego kina społecznego, niż do produkcji realizowanych z myślą o rodzinnej rozrywce. W mojej ocenie, choć wyklucza to z grona odbiorców „Kota Boba…” dzieci i tzw. młodszą młodzież, owo realistyczne, pozbawione ckliwego sentymentalizmu spojrzenie na przedstawianą historię stanowi jeden z atutów tego filmu. Kolejnym jest niewątpliwie obsada. W rolę Jamesa Bowena, który notabene w finale pojawia się przez chwilę na ekranie, wiarygodnie wcielił się Luke Treadaway, w dobrych rolach drugoplanowych występują m.in. Ruta Gedmintas jako sympatyczna sąsiadka i miłośniczka zwierząt Betty oraz Joanne Froggatt jako pracownica socjalna Val. Mówi się, że nawet dla najlepszego aktora granie z dziećmi i zwierzętami może być trudnym zadaniem – uroczy dzieciak czy słodki zwierzak potrafi bowiem „ukraść” niejedną scenę. Tym bardziej więc należą się słowa uznania aktorom, którzy podjęli się tego wyzwania i wyszli zeń zwycięsko, zwłaszcza, że przyszło im grać w towarzystwie samego Boba – słynny londyński rudzielec pojawił się na ekranie we własnej, kociej osobie (jak na gwiazdę przystało miał oczywiście kilku mruczących dublerów).
Wspominając o walorach tej produkcji, warto również zwrócić uwagę na ciekawy sposób poprowadzenia filmowej narracji. W niektórych scenach mamy tu bowiem do czynienia z narracją subiektywną i oglądamy świat przedstawiony z perspektywy lub wręcz oczami… Boba. Ów subiektywizm percepcyjny uzupełniają ujęcia, w których kamera filmująca kota umieszczana jest tuż przy ziemi albo na przykład w pudełku płatków śniadaniowych, które zjada zwierzę czy też w kryjówce myszy szukającej schronienia przed ścigającym ją drapieżnikiem. Ten interesujący zabieg nie tylko upodmiotawia Boba, który przestaje być słodką maskotką i staje się pełnoprawnym bohaterem oraz uczestnikiem opowiadanej historii, ale także pozwala nam – widzom „spojrzeć na świat oczami” kocura i zrozumieć, że zupełnie inaczej odbiera on bodźce płynące z otoczenia. Oczywiście, ujęcia kręcone z perspektywy kota nie prezentują faktycznego sposobu widzenia świata przez to zwierzę (czy raczej naukowych hipotez na temat kociego sposobu widzenia), są one przecież przeznaczone dla naszych ludzkich oczu. Pozwalają jednak zrozumieć, że to, co dla nas jest zwykłe i niebudzące lęku, dla zwierzęcia może być powodem do niepokoju (dobrze obrazuje to na przykład sekwencja związana z wizytą u weterynarza). Zresztą kot Bob nie jest jedynym zwierzęciem, które pojawia się filmie Rogera Spottiswoode’a. Wielkomiejską dżunglę zamieszkują wszak także psy (zarówno bezpańskie, jak i mające swój dom). W zakamarkach domów mieszkają myszy, natomiast po śmietnikach grasują szczury. W krzakach nieopodal zabudowań można z kolei spotkać żabę. Człowiek nie jest jednym żywym stworzeniem żyjącym w wielkim mieście. Film „Kot Bob i ja” subtelnie nam o tym przypomina, przedstawiając zarazem Londyn od nieco innej strony niż ta, którą oglądają odwiedzający go turyści czy też na co dzień widzą (chcą widzieć) zabiegani mieszkańcy tej europejskiej metropolii.
To właśnie w tym innym obrazie miasta i jego codzienności, w której obok blasku jest też cień, ujawniają się problemy społeczne oraz prawdziwe dramaty ludzi takich jak James, który po raz kolejny usiłuje wyjść z nałogu, by rozpocząć normalne życie. Jego indywidualna historia, relacja z rodziną (a zwłaszcza z ojcem) i innymi osobami (czy raczej istotami), które zjawiają się w jego życiu, pozwala również spojrzeć na rzeczywistość szerzej, zmuszając widza do refleksji nad stosunkiem społeczeństwa do osób bezdomnych oraz uzależnionych. Każe widzowi także, co jest według mnie ważne, zwrócić uwagę na często niedostrzeganą i niedocenianą pracę tych, którzy starają się pomóc osobom znajdującym się na życiowym zakręcie. O ile bowiem kot Bob „zmusił” Jamesa do zainteresowania się losem innej istoty (i wzięcia za nią odpowiedzialności), a także pomógł mu przyciągnąć uwagę ludzi, dzięki czemu młody człowiek mógł zarobić więcej i zyskać swego rodzaju popularność (która potem zaowocowała książką), to przecież nie samemu kocurowi zawdzięcza on odmianę swego losu. Pomocną dłoń wyciągnęli do niego ludzie: pracownica socjalna, która uwierzyła w jego wolę wyjścia na prostą i zdobyła dla niego mieszkanie socjalne; urocza, mądra sąsiadka, dzięki której nauczył się dbać o Boba i o siebie. Przedstawiona w sposób wiarygodny oraz poważny (aczkolwiek nieprzytłaczający) historia Jamesa Bowena, kota Boba i pozostałych pojawiających się w tej opowieści postaci oferuje bogactwo tematów oraz wątków, które skłaniają do głębszego namysłu nad współczesną rzeczywistością.
Film „Kot Bob i ja” może zatem dostarczyć niezwykle obszernego materiału do dyskusji z młodzieżą szkół ponadgimnazjalnych i do przeprowadzenia ciekawych zajęć lekcyjnych lub pozalekcyjnych. Może to być lekcja biologii, na której podjęty będzie temat właściwej opieki nad zwierzętami, ich praw, ochrony czy też specyficznego, innego niż nasz, sposobu widzenia świata. Film będzie też dobrym punktem wyjścia do przeprowadzenia lekcji wychowawczej poświęconej problemowi uzależnienia od narkotyków, niebezpieczeństwom z tym związanym oraz sposobom wyjścia z nałogu, jak również do dyskusji o relacjach pomiędzy najbliższym otoczeniem (w szczególności rodziną) a osobą uzależnioną. Na kole filmowym warto przyjrzeć się tej produkcji od strony formalnej, zwracając uwagę na zabiegi służące subiektywizacji narracji (ustawienia i kąty widzenia kamery) czy też budowaniu opowieści poprzez odpowiednią kompozycję kardów oraz dobór planów filmowych.
Rudy kot sprawił, że ludzie zaczęli dostrzegać ulicznego grajka, którego dotąd ignorowali i którym gardzili. Z pewnością jego urok sprawi, że losami Boba i Jamesa zainteresują się także starsi uczniowie, a obejrzenie filmu sprowokuje ich do refleksji oraz ciekawej rozmowy na niełatwe przecież tematy. Dlatego też warto polecić ten tytuł do wykorzystania w pracy ze starszą młodzieżą.