Kolekcja sukienek (2015)
Maciej Dowgiel
Reż. Marzena Więcek
Data premiery: 9 grudnia 2016
Jest ich osiem: Luiza, Iwona, Agnieszka, Monika, Anna, Joanna, Sylwia i Katarzyna, choć zapewne ich imiona wcale nie są najważniejsze. Gdyby nie opis dystrybutora, nikt nie poznałby ich choćby z imienia. To zwyczajne bohaterki codzienności. Kobiety. Matki, żony i kochanki. Każda inna, a jednak jakże do siebie podobne. Zaklęte w cyklu życia: narodziny, dzieciństwo, miłość, dzieci, kariera, marzenia i śmierć, choć czasem z poszczególnych biografii wypada któryś z elementów tego cyklu.
Każda z kobiet i wszystkie z osobna są niczym błogosławione z „Ośmiu błogosławieństw” z biblijnego „Kazania na górze”, wygłoszonego w Galilei przez Jezusa Chrystusa: ubogie w duchu, smutne, ciche, sprawiedliwe, miłosierne, czystego serca, pokojowo nastawione do świata i prześladowane. Nawet jeżeli nie wszystkie przymioty występują u każdej z nich, to na pewno poszczególne bohaterki są ich nosicielkami…
To kobiety pogodzone ze swoim losem, znajdujące się w różnych momentach życia. Te bardziej doświadczone niczym delfickie Pytie, wieszczą przyszłość młodszym, przed którymi droga życia jest jeszcze długa i wyboista. Te młodsze powtarzają życiowy schemat dojrzałych. Panny i mężatki, kochanki i rozwódki, matki i córki. Profesorka, lekarka, fryzjerka, policjantka, artystka… Każda z nich opowiada podobną historię w mniej lub bardziej radosnym tonie.
Właśnie ze względu na cykliczność elementów każdej z biografii nie sposób oglądać „Kolekcji sukienek” inaczej niż przez pryzmat „Siedmiu kobiet w różnym wieku” Krzysztofa Kieślowskiego. Inna forma, inny styl, inne czasy — a jednak sedno prawdy dotyczące powtarzalności losów bohaterek pozostaje niezmienne. A może to liryczność dokumentalnej prozy Kieślowskiego jest podobna do eksperymentalnej fabuły „Sukienek” Marzeny Więcek? To twórcy zainteresowani cyklem przemijania — życia i śmierci, co sprawia, że ich filmy są ciekawym materiałem komparatystycznym, choć zapewne postawienie takiego zadania przed niezaawansowanymi w edukacji filmowej uczniami będzie zbyt trudne. Jednak nauczyciele, którzy przez trzy lata edukacji ponadgimnazjalnej przygotowywali podopiecznych do analizy i interpretacji działa filmowego, spokojnie mogą skonfrontować z „Sukienkami” i „Siedmioma kobietami w różnym wieku” swoich maturzystów, co powinno okazać się ciekawe i inspirujące – dla obu stron.
Nie bez znaczenia jest też forma „Kolekcji sukienek”. Nie do końca fabularna, nie do końca dokumentalna. Być może powinna zostać zakwalifikowana jako mockument, tylko pozbawiony ironii i satyry. „Kolekcja” jest trudna w odbiorze ze względu na obcą widzowi poetykę, dodatkowo przytłoczoną emocjonalnym ciężarem wypowiedzi bohaterek. Decydując się na wykorzystanie tego filmu na zajęciach wiedzy o kulturze, można przeprowadzić ciekawe zajęcia właśnie dotyczące gatunków i rodzajów filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem ich hybrydyczności.
Wśród studentów „Sukienki…” mogą stać się pretekstem do dyskusji o tym, jak telewizyjne formy gatunkowe wpływają na kształt współczesnego kina. W tym przypadku ciekawym eksperymentem może być zestawienie „Sukienek” z różnymi programami ukazującymi problemy „zwykłych” Polaków (np. „Dlaczego ja”, „Trudne sprawy”, „Pamiętniki z wakacji” itp.). Te telewizyjne programy, operujące paradokumentalnymi strategiami emocjonalnego „przywiązania” widza do ekranu (i do serialu), odwołują się do pokusy porównywania swoich doświadczeń z tymi, które ukazywane są na ekranie. Podobną strategią posługuje się Marzena Więcek, odkrywając jednocześnie mechanizmy emocjonalnych manipulacji, charakterystycznych dla tego typu telewizyjnych „show”. „Sukienki” w tym zakresie są podwójnie demaskatorskie. Z jednej strony strategia „filmu w filmie” stara się uwiarygodnić wypowiedzi bohaterek, z drugiej zaś osadzenie w rolach zwykłych kobiet czołówki polskich gwiazd kina (Ewa Szykulska, Dorota Stalińska, Adrianna Biedrzyńska, Marzena Trybała, Katarzyna Bujakiewicz, Marzena Więcek, Marzena Wieczorek, Iwona Katarzyna Pawlak) nie pozwala zapomnieć ani na chwilę, że pomimo świetnej i perfekcyjnie wystudiowanej gry aktorskiej, mamy do czynienia jedynie z odtwarzaniem roli, z wyreżyserowaną grą.
Poczucie tej swoistej nienaturalności (a może hiper-naturalności?), obcej przecież formie dokumentalnej, zostaje podkreślone w zakończeniu filmu. Poznajemy w nim sprawcę kobiecych zwierzeń, dokumentalistę, reżysera „filmu w filmie”. Jest nim mężczyzna. Właściciel spojrzenia zapośredniczonego przez kamerę, spowiednik, a może zwykły emocjonalny hochsztapler, karmiący się życiem innych (bo swojego nie posiada). To on, choć widoczny jest jedynie w ostatnich minutach, paradoksalnie pozwala na szereg interpretacji, do których każdy z widzów podejdzie pewnie indywidualnie.
Historie ośmiu kobiet w różnym wieku mogą okazać się też ciekawym materiałem pozwalającym zaprojektować cykl lekcji wychowania do życia w rodzinie. Każda z bohaterek, choć na pewnym poziomie uogólnienia ich losy są do siebie bardzo podobne, prezentuje inny etap życia, ukazując tym samym zmianę podejścia do różnych, czasem bardzo ważnych, a innym razem banalnych kwestii. W ich wspomnieniach pojawia się dzieciństwo — beztroskie lub naznaczone traumą spojrzenia ojczyma, młodość — szalona i pełna wrażeń lub cicha, przemijająca, niepozostawiająca po sobie żadnych wrażeń, miłość do mężczyzny życia lub jej brak, macierzyństwo lub aborcja.
Wspólna za to jest śmierć. Jej wizja i sposoby radzenia sobie z jej nieuniknionością…