Klaus (2019)
Reż. Sergio Pablos
Hanna Arend i Wojciech Świdziński
Hanka: Tytuł filmu Klaus, w powiązaniu z niedawną Wigilią i świętami Bożego Narodzenia, może sugerować kolejną, przesłodzoną opowieść pełną ciepełka, kolorowych choinek, uśmiechniętych dzieci, smakowitego jedzonka i kolęd. Nic bardziej mylnego! Cała historia zaczyna się w Królewskiej Akademii Pocztowej. Fakt, w tym okresie listonosze mają więcej pracy: ludzie piszą bliskim życzenia, wysyłają kartki i listy… Z tymi listami, to się chyba trochę rozpędziłam. Bo, mili Rodzice, kiedy ostatnio napisaliście list, taki prawdziwy, nie maila czy SMS-a? A czy Wasze Dzieci wiedzą, co to jest list? Dla tych, co nie wiedzą lub zapomnieli – list to odpowiednik SMS-a, tylko tyle, że pisany długopisem bądź piórem, na papierze, włożony następnie do zaadresowanej koperty. A potem to już „z górki” – odwiedzamy pocztę, kupujemy znaczek, naklejamy na kopertę, wrzucamy do skrzynki pocztowej i pan listonosz dostarczy przesyłkę pod wskazany adres. Mówicie, że dużo zachodu… Trudno się nie zgodzić, ale przecież raz w roku listy do Świętego Mikołaja piszecie? Myślicie, że dzieciaki na całym świecie tak robią? Otóż okazuje się, że jest takie miejsce, gdzie nikt nie chce pisać listów (nawet w sprawie prezentów). W Smeerensburgu, pod kołem podbiegunowym (bo tam głównie rozgrywa się akcja naszej opowieści) nikt nie zawraca sobie głowy życzeniami, uśmiechami, dzieci nie mają zabawek (!!!), a brak choinki – to najmniejsze zmartwienie tamtejszej społeczności.
Jeżeli macie ochotę na nietuzinkową opowieść o tym, skąd się wziął „pulchny jegomość” z prezentami, dlaczego piszemy do niego listy, skąd ma tyle podarunków i dlaczego dostarcza je przez komin, a niegrzeczne gagatki nie dostają nic – zapraszam do obejrzenia Klausa.
Ale zacznijmy od początku. Nasz bohater to uroczy „obibok” Jesper…, no dobrze, wcale nie jest uroczy, wręcz irytujący, rozpieszczony leń, synalek bogatego tatusia, kochający luksus i nicnierobienie. Nie bójmy się tego określenia: to najgorszy uczeń Królewskiej Akademii Pocztowej, której dyrektorem generalnym jest jego własny ojciec. Jesper ani myśli przejmować rodzinną firmę, a wszystko, czym się zajmuje, to leniuchowanie i korzystanie z przywilejów bogatego chłopczyka. Cierpliwość ojca ma jednak granice i synalek zostaje wysłany z misją, a raczej „mission impossible” na koniec świata, czyli do Smeerensburga. Tam czeka na niego ekscentryczny komitet powitalny z widłami, a to dopiero początek. Bo to miasteczko zwaśnionych rodzin, które nie lubią przyjezdnych, rodzice nie posyłają dzieci do szkoły, bo mogłyby zaprzyjaźnić się z wrogiem, a w rozwalającym się (jak cała miejscowość) budynku poczty mieszkają kury. Tak więc Jesper ląduje na wyspie z dala od świata, gdzie często pada śnieg, jest zimno, wietrznie, a ludzie są dla niego wredni. Prawdę mówiąc, dla siebie też nie są mili. Bowiem mieszkańcy tego miasteczka kultywują przedziwną tradycję: „wspaniałe dziedzictwo nienawiści”. Tę społeczność od stuleci spaja nienawiść i gniew. Prawda, że zaczyna się ciekawie? Co więcej, początek zupełnie nie zapowiada opowieści wigilijnej… Fabuły oczywiście nie zdradzę, ale spróbuję napisać, dlaczego warto obejrzeć z dziećmi, ten fascynujący, pełen zwrotów akcji, momentami magiczny i pełen specyficznego humoru film.
Klaus przede wszystkim opowiada o tym, jak ogromny wpływ na dzieci ma zachowanie dorosłych. Jak nienawiść pielęgnowana w sercach i umysłach rozlewa się na kolejne pokolenia i jak trudno cokolwiek zmienić w takiej sytuacji. Jest to, trudne, choć nie niemożliwe, bo jeden bezinteresowny czyn wyzwala kolejne. To opowieść o zmianach, jakie zachodzą w nas pod wpływem z pozoru niewiele znaczących zachowań. Przybycie jednego, rozpuszczonego obiboka zmieniło życie w miasteczku. W domu miał wszystko, a tu jest „nic nieznaczącym szarakiem”. Zamienił dom z kamerdynerem i jedwabną pościel na sąsiadów, którzy – delikatnie mówiąc – życzliwości mu nie okazali, a mimo to został z nimi i pomógł w zbudowaniu nowej rzeczywistości. Przekonał mieszkańców do budowy lepszego świata. Zrozumiał, że dobro wraca, a jeden bezinteresowny uczynek pociąga za sobą kolejne. Nauczył się także, że to, co naprawdę cieszy, to sukcesy, na które sami zapracowaliśmy, to wyzwania, z którymi radzimy sobie sami, a nie otrzymujemy w spadku. Klaus to opowieść o tym, że każdy potrzebuje własnego celu, do którego dąży i który może zrealizować. Nie musi tego robić sam, bo wspaniale jest znaleźć przyjaciół, którym my pomagamy i którzy pomagają nam. To także przejmująca opowieść o stracie i o tym, że „kiedy ktoś odchodzi, można się pogubić”, ale też i o tym, jak sobie radzić ze smutkiem, żalem i tęsknotą za ukochaną osobą. To wbrew pierwszemu wrażeniu opowieść o miłości, serdeczności, bezinteresowności i dumie rodzicielskiej. To przepis na to jak „być kowalem swego losu” i jak starą tradycję zastąpić nową, lepszą.
Wojtek: Praca nad Klausem Sergia Pablosa trwała blisko 9 lat, a pierwsze projekty wizualne powstały już w 2010 r., gdy Netflix zaczynał dopiero swoją działalność streamingową na rynku amerykańskim. Finalnie to jednak słynna telewizja internetowa zajęła się produkcją animacji, zapewniając jej dystrybucję najszerszą z możliwych. W ciągu kilku przedświątecznych tygodni 2019 r. obejrzało ją blisko 30 mln widzów na całym świecie. Popularności tej towarzyszyło uznanie krytyki, zwieńczone nominacją do Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film animowany.
Na sukces Klausa złożyło się wiele elementów, świadczących o oryginalności i artystycznych ambicjach realizatorów. Przede wszystkim opowieść ta wymyka się najprostszym schematom fabularnym, doskonale znanym z animacji amerykańskich. Wiodącą postacią jest tu Jesper – rozpieszczony „złoty młodzieniec”, który ma kiedyś odziedziczyć imperium pocztowe swego ojca. Ten – widząc synowską niedojrzałość – postanawia poddać go radykalnemu szkoleniu i wyznacza mu zadanie rozwinięcia działalności pocztowej na odległej skandynawskiej wysepce, rządzonej przez przemoc i klanowe animozje. Punkt wyjścia jest więc nieco podobny do Piekła pocztowego – jednej z najlepszych powieści Terry’ego Pratchetta – nie zaś kolejnej opowieści wigilijnej, którą film z czasem się okazuje. Na takie tory trafia wraz z pojawieniem się postaci posępnego starego drwala imieniem Klaus – przypadkowego odbiorcy jedynego listu, który w pozbawionym wszelkiej przychylności świecie został wysłany.
Nie jest to więc historia oparta na legendzie o św. Mikołaju – biskupie Miry. Film nie jest też opowieścią o fińskim Joulupukki, ani też amerykańskim, skrajnie skomercjalizowanym wesołym staruszku, który skutecznie wypiera wszystkie lokalne warianty świątecznego roznosiciela podarunków. Klaus jest natomiast popkulturową baśnią o stawaniu się Mikołajem, gdzie liczne znane z książek dla dzieci oraz ekranu motywy dotyczące tej postaci znajdą się w końcu na swoich miejscach, ujęte jednak w żartobliwy cudzysłów. Znacznie ważniejsza od nich jest bowiem międzyludzka życzliwość i potrzeba czynienia dobra, które – zdaniem twórców – stanowią symboliczny sens tej postaci, niezależnie skąd wyprowadzimy jej rodowód.
Innym aspektem, który zwraca uwagę w dziele Pablosa jest oparcie go na coraz rzadziej stosowanej w długim metrażu animacji rysunkowej, nieznacznie tylko wspartej technologią 3D. Projekty postaci, wizerunki architektury i przyrody przypominają tu współczesną ilustrację książkową. Nic dziwnego, ponieważ pierwszym projektantem, którego hiszpański reżyser zaprosił do współpracy był Pascal Campion – ceniony ilustrator i autor picture booków. Jego wstępne projekty zaadaptowali dwaj graficy z Polski – Marcin Jakubowski i Szymon Biernacki. Przy realizacji Klausa pełnili oni funkcję dyrektorów artystycznych, faktycznie odpowiadając za „wygląd” całego filmu, tak aby jego język wizualny pomagał reżyserowi osadzić opowieść w realiach, które jej najlepiej służą. Na potrzeby filmu opracowali m.in. nową technikę operowania efektami świetlnymi na mocnych, graficznych kształtach. W efekcie wyraziste, dwuwymiarowe rysunki zostały wzbogacone wrażeniem przestrzenności. Nadany został im także wyjątkowy klimat przesiąkniętej wilgocią, gotyckiej Północy skontrastowanej z roziskrzonym barwami tęczy śnieżnym porankiem.
Warto zanurzyć się w ten spójny, a zarazem niezwykle bogaty świat, zwłaszcza że osadzona w nim opowieść nie jest typowym świątecznym banałem, lecz oryginalną i krzepiącą wypowiedzią o uniwersalnych wartościach. Seans Klausa może też stać się punktem wyjścia do wspólnych zabaw osnutych wokół postaci św. Mikołaja oraz jego najróżniejszych narodowych oraz lokalnych wariantów. Warto sprawdzić, kto według tradycji przynosi prezenty w Wielkopolsce lub na Górnym Śląsku. Kim są Befana, Dziadek Mróz i Joulupukki, także dlatego, że tradycje te na naszych oczach odchodzą w przeszłość.
Ambitnym wyzwaniem może być także zabawa w dyrektorów artystycznych Klausa i wspólne stworzenie alternatywnej wersji św. Mikołaja, bądź innej postaci, której popkulturowy wizerunek jest powszechnie znany. Do wykonanych wspólnie grafik koncepcyjnych mogą zostać dołączone historie, przedstawiające własne warianty genezy danej postaci i jej miejsca w zbiorowej wyobraźni. Taka zabawa może nie tylko rozwijać wyobraźnię, ale też uczyć kreatywnego korzystania z mitów i tradycji kultury.