Kevin sam w domu (1990)
Reż. Chris Columbus
Maciej Dowgiel
Telewizyjna projekcja Kevina samego w domu to już pewien powtarzalny w okresie świąt Bożego Narodzenia rytuał. Swego rodzaju rodzinny zwyczaj zakorzeniony w polskiej kulturze przez komercyjne i niekomercyjne stacje telewizyjne. Chciałoby się powiedzieć: „nowa świecka tradycja”. Prawdopodobnie jest to bowiem najczęściej powtarzany w ramówce film, a zapewne wielu z Was posiada go także w przeniesionych do lamusa, a przechowywanych jedynie z sentymentu wideotekach czy całkiem współczesnych kolekcjach płyt. Wraz z dziecięcym bohaterem zaśmiewa się zatem do łez kolejne pokolenie odbiorców. Nie ma wyjścia! Wasze potomstwo też jest skazane na Kevina, szczególnie że sam film wolno się starzeje, wpisując uniwersalne przecież wartości w kształtującą się dopiero świadomość dzieciaków.
Ta kultowa już komedia familijna oferuje naszym dzieciom prosty, ale niebanalny przekaz: samotność jest smutna! Jeżeli spojrzeć na Kevina… z tej perspektywy, okaże się, że pod gradobiciem zabawnych gagów kiełkuje dość poważny, pouczający i mocny przekaz. Pomimo swej pomysłowości i zaradności bohater jest w zasadzie nieszczęśliwy. Przyjaźni, ciepła, zrozumienia, w końcu towarzystwa bohater poszukuje wśród bezdomnych, samotnych i odrzuconych ludzi. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że taka kompania sympatycznych dziwaków i wykolejeńców ma uświadamiać młodym widzom, że niektórzy ludzie są inni niż może się to pozornie wydawać. Ci, którzy wydają się straszni, tak naprawdę okazują się sympatyczni i pomocni. Warto się jednak zastanowić, czy tylko wśród owych outsiderów pozostał żywy duch humanisty. A może po prostu człowieka?
Klasy średnie i wyższe zagubiły wspomnianego ducha gdzieś pomiędzy konsumpcją kolejnych dóbr świątecznych i okołoświątecznych. Przygotowania do bożonarodzeniowych wakacji, zakupy prezentów, gonitwa za kolejnymi pomysłami na zaspokojenie konsumpcyjnego łakomstwa. Najniżej usytuowanym na drabinie stratyfikacyjnej pozostała zaś refleksja. Nie stać ich przecież na wymyślne smakołyki tradycyjnej wigilijnej kolacji, coraz częściej zastępowane przez naleciałości kuchni fusion. Obca im jest pogoń za dobrami i prezentami, z natury ekonomicznego podziału społeczeństwa, po prostu niedostępna. W dużym uproszczeniu — są bogaci i biedni. Ten bezwzględny podział dostrzegą w końcu i nasze pociechy. Być może z udzaiałem Kevina… i większą niż zwykle w okresie świątecznym ilością czasu wolnego przeznaczonego dla rodziny, warto przygotować ich na tę bezwzględną prawdę — choć banalną, najczęściej przecież szokującą. Film zaś pokazuje dość wyraźnie, że miarą człowieka nie są posiadane przez niego dobra, ale to, jakim jest człowiekiem. Zapomina się o tym coraz częściej, mierząc ludzi miarą ich domów, samochodów czy wakacji w egzotycznych krajach. Jeżeli sami nie zadbamy o zdroworozsądkowe, nie zaś jedynie materialne postrzeganie innych ludzi przez najmłodszych, brak tego nawyku może w przyszłości skutkować rozmaitymi konsekwencjami — od rozbuchanego poczucia wyższości, po ograniczające kompleksy niższości. A co komu pisane… tego przecież nie wiadomo.
Warto przypomnieć też dzieciom o starej polskiej tradycji i jej humanistycznej wymowie. Dziś coraz rzadziej pamięta się podczas wieczerzy wigilijnej o dodatkowym talerzu dla strudzonego wędrowca. Istnieje historyczny wymiar tego zwyczaju wywodzący się z okresu wojny (oczekiwanie na mężczyzn, którzy zaginęli podczas wojennej zawieruchy, a ich losy nie były znane) i czasów pogańskich (miejsce dla bliskich zmarłych). Jednak we współczesnym kontekście o wiele istotniejszy jest pusty talerz dla podróżnika, osoby samotnej, biednej, a może nawet bezdomnej. W końcu święta Bożego Narodzenia to czas dzielenia się dobrocią, szacunkiem…, a nawet jedzeniem. Warto o tym przypominać. Pewnie nikt nie zapuka do Waszych domów, zaburzając mir, świąteczny spokój i komfort radosnej konsumpcji. Sam talerz i wyjaśnienie jego znaczenia na stole, szczególnie w odniesieniu do drugoplanowych bohaterów Kevina samego w domu uwrażliwi dzieci i otworzy na bardziej ludzkie przeżywanie Bożego Narodzenia. Być może zaś pozwoli w przyszłości przekuć nawyk dobra w czyn. A to przecież dość ważne, szczególnie że czasy są takie, w których każdy humanitarysta to skarb.