I Newton stworzył kobietę…
Helmut Newton. Piękno i bestia (2020)
Gero von Boehma

Maria Jolanta Szatkowska

Od kilkunastu lat obserwujemy inwazję filmów biograficznych. Oczywiście głównie fabularnych, ale też dokumentalnych. Te istniały wcześniej jako obrazy krótkometrażowe, oświatowe, najczęściej poświęcone współczesnym pisarzom i były standardowe w swojej konstrukcji. W ostatnich latach pojawiły się dokumenty pełnometrażowe, o oryginalnej kompozycji, oparte na niezwykłych pomysłach (choćby Książę i dybuk Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego).

Dokumentalny film biograficzny to gatunek trudny, kuszący do opowiadania o wszystkim, i o życiu artysty, i o jego twórczości, prowokujący do truizmów i ogranych zabiegów. Twórca, który się na niego porywa, musi mieć wysoką świadomość, by nie nadużyć chwytu „gadających głów”, by właściwie i płynnie wykorzystać archeologię filmową i fotograficzną, by zadbać o oryginalne ułożenie puzzli, z których korzysta. A przede wszystkim zdecydować, czy ująć bohatera we wszystkich aspektach, czy też wybrać to, co najbardziej charakterystyczne lub wspierające przesłanie opowieści, zdecydować się więc na wyimkowość.

Gero von Boehm także musiał wybierać i… wybrał. Przedstawił słynnego fotografa (któremu już wcześniej, zafascynowany jego talentem, poświęcił krótki dokument) jako artystę-kreatora nowego typy kobiety. Przed Helmutem Newtonem patriarchalne widzenie kobiety zburzył jedynie Roger Vadim w filmie fikcjonalnym I Bóg stworzył kobietę (1956). Jego ówczesna żona, Brigitte Bardot, zagrała dziewczynę nieliczącą się z żadnymi zasadami, żywiołową, instynktowną, przełamującą społeczne tabu, prowokacyjnie celebrującą odsłaniane ciało. Newton dokonał swoimi zdjęciami, rewolucji o wiele głębszej i szerszej: estetycznej, obyczajowej i społecznej, a także modowej (Anne Wintour w dokumencie mówi: „Karl Lagerfeld, Yves Saint Laurent projektowali stroje dla kobiet z wizji Helmuta”). Jego zdjęcia, począwszy od lat 60., zamieszczane w „Vogue”, „Harper’s Bazaar”, „Sternie” i innych magazynach, później pokazywane integralnie na wystawach, stały się wzorcem, punktem odniesienia dla artystów chwytających PIĘKNO. Od początku istnienia fotografii jej wybitni twórcy chcieli swoimi dziełami nazywać świat, ale też go zmieniać. Helmut Newton zmienił widzenie kobiety przez mężczyzn, ale też zmienił w kobietach ich samowidzenie. Unieważnił wizerunek kobiety z dzieckiem na kolanach, w kuchni, w domu, a jeśli już poza domem, to jednak wspartej poddańczo na ramieniu mężczyzny. Jego modelki uosabiały tryumfujące, bezinteresowne, nagie piękno, a ujmowane były spojrzeniem mężczyzn stojących poniżej.

Oryginalny podtytuł filmu The Bad and the Beautiful i nasz polski wariant podkreślają piękno jako wartość postawioną obok zła, bestyjności. Piękno nie musi mieć towarzystwa dobra. Newton łączy je z władzą, bogactwem, erotyzmem. Jego zdjęcia gorszyły odbiorców, ale też… podobały się im. Właśnie dlatego, że epatowały celową dwuznacznością, zrywały z literackim odczytywaniem fotografii, nie pobudzały intelektu, lecz emocje.

Dokument Gero von Boehma jest niewątpliwie filmem laudacyjnym, zrealizowanym jubileuszowo, w stulecie urodzin zmarłego w 2004 roku Newtona.

Aktorki, modelki, artystki

Laudującymi są… tylko panie. Dwanaście (tak!) „apostołek” Jego twórczości. Kwestionują czytanie zdjęć swego mistrza jako tekstów kultury przedmiotowo traktujących kobiety, negują ich przemocowość, mizoginizm. Nie zgadzają się z opiniami (m.in. Susan Sontag zacytowanej w filmie z ekranu telewizora), nie godzą się z nazywaniem Newtona rasistą, seksistą, pornografem. Skupiają się na wartościach artystycznych jego kompozycji, akcentują konotacje literackie, teatralność, nawiązywania do innych dziedzin sztuki. Dostrzegają to, że stworzył specyficzny styl, naznaczony erotyzmem, często z podtekstami sado-maso i fetyszystycznymi. Akceptują jego inność (Grace Jones: „Odrobinę zboczony, ale ja też”). Ich wypowiedzi są podbijane argumentami w postaci znakomicie fotografowanych w filmie fotografii. Dzięki nim oglądamy ten dokument jak starannie wyselekcjonowany album twórczości Newtona.

Laudujące opowiadają o relacjach łączących je podczas pracy z mistrzem, który wynosił je wysoko, utwierdzał w poczuciu siły i wartości: „Dzięki niemu czułam się jak milion dolarów” (Arja Toyryla, modelka). „Jeśli chciał Cię widzieć, Twoja kariera wystrzelała” (Grace Jones, piosenkarka, aktorka). „Był psychologiem” (Sylvia Gobbel, modelka). „Było coś ekscytującego w tworzeniu mojego obrazu” (Charlotte Rampling, aktorka). „Mówił: jesteś bronią” (Isabella Rossellini, aktorka). „W tych zdjęciach jest moja dusza” (Marianne Faithfull, piosenkarka, aktorka). Nigdy nie eksperymentował z ich ciałem bez ich zgody (Nadia Auermann, modelka). Żadna nie skarży się na jakąkolwiek opresję podczas sesji zdjęciowych. Tu – dla porównania – przypominają się słynne traumy: Marii Schneider grającej w Ostatnim tangu w Paryżu Bernardo Bertolucciego czy Iwony Petry prowadzonej przez Andrzeja Żuławskiego w Szamance.

Artystki, malujące portret Helmuta Newtona słowem, są z kolei z dużą dbałością portretowane filmowo przez Gero von Boehma. Ważne jest tło, na którym je unieruchomił (cóż, „gadające głowy”!). Sytuuje je i znacząco dopowiada coś o nich przestrzeń poza nimi. Najczęściej jest to otoczenie wytworne, prywatne, nieco wytłumione światłem, by nie zakłócać znaczenia wypowiadanych słów (jakże różne od ekstremalnych lokalizacji Newtona). Reżyser stylizuje swoje rozmówczynie dyskretnie. Poprzestaje na ich naturalnej urodzie, prawie nie dostrzegamy makijażu. Są piękne urodą dojrzałości (siedemdziesięciokilkuletnia Charlotte Rampling nigdy nie korygowała swoich opadających powiek!). Czujemy, że są spełnione, zadowolone z tego, kim były i kim są teraz, świadome siebie. Jak te, które Helmut Newton zatrzymywał w czasie pięćdziesiąt lat temu.

Są, oczywiście, odstępstwa od domowego tła. Czarnoskóra Grace Jones, jako jedyna rusza się niespokojnie w gorącoczerwonym kombinezonie, pobrzękuje etnicznymi bransoletami, a za nią widać tylko neutralne odcienie szarości. Jeszcze inaczej „dorysowana” jest Charlotte Rampling – jej twarz, w mocnym zbliżeniu, wyłania się tajemniczo z mroku, rozświetlona wyłącznie fragmentem białej, grzecznej bluzki. Myślimy natychmiast o kreacjach tej aktorki – przekonująco grywała bohaterki zagadkowe, wyrafinowane czy wręcz perwersyjne (np. Nocny portier Liliany Cavani, Max, moja miłość Nagisy Oshimy). Przypominamy sobie też, że jej życie prywatne było naznaczone dramatami (samobójstwo siostry, kończące się upokarzająco małżeństwa, szczególnie drugie z Jean-Michele Jarrem, nawracająca depresja). Najczęściej jednak (aż sześć ujęć, podczas gdy pozostałym bohaterkom poświęcił ich pięć, cztery, kilku z nich tylko jedno) oglądamy i słuchamy Anne Wintour, „żelaznej damy” świata mody, dyktatorki, naczelnej redaktor amerykańskiego „Vogue’a”, pisma odważnie zamawiającego zdjęcia Newtona. Jest ona osobą niezwykle rozpoznawalną, choćby ze względu na styl – zawsze mocna, wyrazista biżuteria wokół szyi, ciemne okulary, niezmienna fryzura. Ustanowiono ją w przestrzeni, najprawdopodobniej, eleganckiego biura. I to jej wypowiedzi na temat sztandarowego fotografa punktują jego znaczenie w świecie kobiet i kobiecej mody: „Kobiety były mu siłą napędową”, „Jego zdjęcia są nie do pomylenia”, „Zmieniły się ubrania, dziewczyny, ale nie jego zdjęcia”, „Mityczna postać”. Tak! Helmut Newton to już mityczna postać! Film Gero von Boehma sprawia, że zapominamy o kiczu, który był wpisany w estetykę fotografii, nie pamiętamy niesmaku na widok rozpłatanego kurczaka w reklamie luksusowej biżuterii Bulgariego (Anne Wintour: „Kontrasty zmuszają do myślenia”). Taka jest magia kina. Reżyser zaplanował laudację Newtona i… osiągnął cel, dajemy się uwieść intensywnym, przeładowanym kadrom, rytmicznie pojawiającym się „gadającym głowom”. Oglądamy z zapartym tchem!

ŻONA

Współczesne fabuły biograficzne chętnie wydobywają z cienia żony, partnerki sławnych postaci. Ujawniają ich wpływ na to, czego dokonali mężowie, kochankowie. Jak w romantyzmie odkrywają te, które były ich muzami. Przypomnijmy choćby film Sachy Gervasiego pt. Hitchcock, pokazujący sprawczą rolę Almy, czy Wielkie oczy Tima Burtona o malarce, której obrazy mąż eksponował jako swoje. A Zofia Tołstoj z Ostatniej stacji Michaela Hoffmana? Podobnie pokazał małżeństwo Tomasz Drozdowicz w dokumencie o Jerzym Maksymiuku pt. Koncert na dwoje.

Związek June Brown i Newtona był zdecydowanie partnerski, stanowili wspólnotę, od ślubu w 1948 roku do śmierci Helmuta w 2004 (Carla Sozzani, właścicielka galerii mówi: „Wszędzie byli razem”). Ale w filmie twórcy zastosowali suspens we wprowadzeniu jej osoby. W otwierającej dokument sekwencji, na tle ulic ich ulubionego Hollywoodu, słyszymy z offu dwa głosy. Najpierw jego, potem June. Ona mówi krótko: „Uwielbia duże kobiety”. Uprzedza nas tym zdaniem, zapowiada, co będzie myślą przewodnią filmu. Ją samą zobaczymy dopiero w połowie dokumentu i to w sposób zapośredniczony. Newton w archiwalnym nagraniu opowiada, że się w Australii ożenił z aktorką i że była to fascynacja od pierwszych chwil znajomości, paralelnie oglądamy ją na starych zdjęciach z młodości. Dopiero potem pojawia się fizycznie, ale nigdy nie na tych samych zasadach, co wspominające Newtona do kamery modelki. Mówi o niej on i jego modelki (spośród nich Hanna Schygulla, bardzo z nimi zaprzyjaźniona). June pojawia się na jego zdjęciach, często odważnie aranżowanych (z obnażonymi piersiami przy stole kuchennym). Najsłynniejsze (weszło do „Vogue’a”), to reklama męskich trenczy: w pierwszym planie naga modelka, odbity w lustrze fotografujący Newton, ubrany w reklamowany płaszcz, a z boku, na krzesełku, asystująca sesji June. Nieświadoma, że znalazła się w kadrze. Na każdym z ujęć widzimy jej zmieniający się wyraz twarzy. Czuwa, obserwuje, podpowiada. To znakomity dowód na potoczne określenie, że za wielkością mężczyzny stoi kobieta.

Ona sama stała się fotografką z przypadku, gdy zastąpiła chorego męża podczas sesji zdjęciowej i kiedy jej aktorska kariera (grała głównie w teatrach w Londynie) zamarła, przeniosła swą działalność w inną przestrzeń. Fotografowała (głównie portrety) pod pseudonimem Alice Springs, ale sensem jej życia była obecność przy wszystkim, co czynił Newton. Współorganizowała sesje, kuratorowała wystawom, była jego doradcą i menagerem (Isabella Rossellini: „June rządziła na planie”). Ona sama mówi: „Łączy nas miłość. Widać to na zdjęciach”. Gero von Boehm ilustruje te słowa fotografią June – na szpitalnym łóżku, z brzuchem porysowanym szwami – zrobioną przez męża, który nie rozstawał się z aparatem. Kamera łagodziła mu rzeczywistość, dystansowała od niej.

ON

Na ogół twórcy kina biograficznego, szukając atrakcyjnych tematów, podglądają przede wszystkim życie osobiste potencjalnego bohatera. Szukają tego, co ociera się o skandal, jego dzieło traktują drugoplanowo. Gero von Boehm nie uległ tej tendencji, chociaż losy Helmuta Newtona były niezwykłe, zmienne, pełne doznań. Był obywatele świata. Kochał Berlin, Paryż, ale kochał mieszkać naprzemiennie w Los Angeles i Monte Carlo. Zaświadcza o tym jego autobiografia, napisana gawędziarsko, lekko i szczerze, a nawet ekshibicjonistycznie (erotyczne ekscesy w młodości), bez napuszania, z dystansem do siebie. Nie dramatyzuje nawet swego berlińskiego okresu (Żyd w czasach nazizmu!). Takim tonem posłużył się też reżyser dokumentu o nim. Życie Helmuta Neustadtera (nazwisko zmienił po wojnie, w Australii, gdy otrzymał obywatelstwo angielskie) zaświadczają materiały archiwalne, rodzinne zdjęcia, wiele fragmentów z kronik filmowych. Już wtedy ogromną rolę w kształtowaniu go jako człowieka i jako późniejszego artysty odegrały kobiety. Rozumiejąca jego pasje matka, mentorka i nauczycielka fotografii Iva, Żydówka, która nie uciekła tak jak on z Berlina i zginęła w obozie koncentracyjnym. A także, poprzez film, Leni Riefenstahl. Newton przyznaje, że jego zdjęcia nagich ciał kobiet, silnych, dominujących są inspirowane nagimi ciałami mężczyzn tej apologetki fizycznej mocy i… Hitlera.

Realizatorzy dokumentu śledząc jego stwarzanie nowej wizji kobiety, uświadamiają fakt, że sam też był pod nieustającym wpływem kobiet. Pierwsze słowa we wspomnianej już hollywoodzkiej sekwencji otwierającej film, to wyznanie Newtona: „Często proszę dziewczyny, by opisały swoje ciało”. Ciało kobiety jest centrum jego zainteresowania. W filmie wielokrotnie deklaruje: „Kocham kobiety”, „Mój typ urody to wysoka blondynka o zimnym spojrzeniu”. Lubił wszystkie. Czule flirtował z właścicielką stacji benzynowej, zagadywał Portorykankę obsługującą pralnię. Zachwycał się karnacją mieszkanek Berlina – jasną, zielonkawo-niebieskawą, i jest to jedna z wielu zagadek nierozwiązanych w dokumencie. Podobno był daltonistą… Podobno dlatego robił głównie zdjęcia czarno-białe…

W filmie widzimy go przede wszystkim przy pracy. Jest charakteryzowany sposobem prowadzenia modelek, doborem rekwizytów, aranżowaniem przestrzeni. Lubił hotele z pokojami wynajmowanymi na godziny. Lubił noc i prostytutki, tu przyznaje się do jedynej inspiracji męskiej – uwielbiał paryskie nocne zdjęcia Brassaï’a (pseudonim węgierskiego fotografa Gyuli Halásza).

Aranżował też sam siebie. Oglądamy wiele autofotografii, niektóre są zaskakujące – Newton w damskich szpilkach, Newton w ubraniu na tle nagich modelek, Newton na pół rozebrany z ubranymi modelkami, Newton nagi, Newton eksponujący swoje zgrabne, mało męskie nogi. Narcyz? Lubił też mówić do kamery lub odgrywać przed nią przeróżne sytuacje. Takie jak żartobliwa scena z podartymi bokserkami (on, lubiący kolokwializmy, nazwałby je gaciami), których nie pozwala June wyrzucić, bo się do nich przywiązał. Boehm takie zapisy skrupulatnie włącza do swego obrazu. Isabella Rossellini podkreśla, że lubił się wygłupiać, rozśmieszać ludzi. Nie bez powodu twórcy dokumentu umieścili na końcu, już po napisach, jego zdjęcie w błazeńskiej pozie operowego śpiewaka. Ostemplowali film tym wizerunkiem. Był artystą, który nie lubił, gdy nazywano go artystą: „W fotografii są dla mnie tylko dwa brzydkie określenia. Pierwsze to sztuka, a drugie dobry gust”.

Kim był Helmut Newton? Gero von Boehm nadał swemu filmowi kompozycję podobną Obywatelowi Kane Orsona Wellesa. Ujął go w klamrę śmierci bohatera. W rozpoczynającej obraz sekwencji pada komunikat radiowy: „Dzisiaj zginął w wypadku samochodowym słynny fotograf”. Od tego momentu cofamy się w przeszłość i zaczynamy śledzić życie bohatera, dociekać jego tajemnic. Tyle, że Helmut Newton nie miał swojej kuli ze śniegiem ani saneczek. W chwili śmierci towarzyszył mu aparat fotograficzny. Gdy umierał, June zrobiła mu w szpitalu ostatnie zdjęcie. Dramatyczne. Widzimy je, aby za chwilę pozostać jednak z tym „błazeńskim”, zaświadczającym słynny życiowy entuzjazm bohatera dokumentu.

Nota biograficzna:

Gero von Boehm – niemiecki reżyser, dziennikarz i prezenter telewizyjny. Autor filmów: Portret Arthura Millera (1986), Henri Matisse (1988), Portret Marcela Reicha-Ranickiego (1990), Portret Umberto Eco (1994), Balthus (1996), Helmut Newton – moje życie (2002), Karol Wojtyła – tajemnice papieża (2006), Michael Haneke – moje życie (2009), Karl Lagerfeld (2014).

Pytania i zadania pomocne w dydaktyce:

  1. Newton fotografował wielu mężczyzn, szczególnie słynnych. Czemu służy ominięcie tego faktu w dokumencie Gero von Boehma?
  2. Jak zinterpretujesz zabieg „wyściełania” kadru fotosami, stykówkami, okładkami czasopism?
  3. Czy znajdziesz w literaturze lub filmie temat fotografii jako tzw. motywu sokoła?
  4. Zwodnicza siła fotografii w Powiększeniu Michelangelo Antonioniego. Rozważ tę tezę.
  5. Poznaj historię fotografii dzięki serialowi dokumentalnemu BBC Geniusz zaklęty w fotografii.
  6. Wybierz się na wirtualne (lub osobiste, do 28 marca 2021 r.) zwiedzanie wystawy Helmut Newton: Lubię silne kobiety w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu https://zwiedzaj.csw.torun.pl

Bibliografia:

  1. Biografistyka filmowa. Ekranowe interpretacje losów i faktów, pod red. T. Szczepańskiego i S. Kołos, Toruń 2007.
  2. H. Newton, Autobiografia, Gdańsk, 2007.
  3. A. Różdżyńska, Chłodnym okiem, „Kino” 11/12 2020.

tytuł: Helmut Newton. Piękno i bestia
tytuł oryginalny: Helmut Newton. The Bad and the Beautiful
rodzaj/gatunek: dokumentalny
reżyseria: Gero von Boehm
scenariusz: Gero von Boehm
zdjęcia: Sven Jakob-Engelmann
obsada: Charlotte Rampling, Isabella Rossellini, Catherine Deneuve, Grace Jones, Anna Wintour, Helmut Newton
produkcja: Niemcy
rok prod.: 2020
dystrybutor w Polsce: Best Film CO
czas trwania: 93 min

Wróć do wyszukiwania