Heavy Trip (2018)
Reż. Jussio Laatio, Jukka Vidgren
Data premiery: 1 lutego 2019
Kamila Żyto
W ostatnich latach nordyckie filmy i seriale cieszą się niezwykłą popularnością wśród publiczności. Międzynarodowy sukces kino tej części Europy zawdzięcza, między innymi, kryminałom należącym do nurtu nordic noir. Bezwzględny, oferujący tylko i wyłącznie długie zimy klimat, skuty lodem, ascetyczny, osaczający bohaterów krajobraz [W pułapce (Ófærð, 2015)] oraz zwyrodniali, zdeprawowani mordercy i sfrustrowani przedstawiciele prawa, to elementy, które odnaleźć możemy w adaptacjach trylogii Millenium Stiega Larssona, ale także serialu o prowincjonalnym, szwedzkim detektywie Kurcie Wallanderze, bohaterze powieści Henninga Mankella oraz wielu innych produkcjach z Norwegii, Finlandii, Szwecji, Danii czy Islandii. Sprawność, z jaką dzieła te budują mroczny i niezwykle sugestywny nastrój powoduje, że często i chętnie są „wypożyczane” przez kino hollywoodzkie[1]. Przesiąknięte pesymizmem filmowe (i literackie) portrety Skandynawii wpływają także na sposób, w jaki dziś postrzegamy mieszkańców półwyspu. Wizerunek ten utrwalają takie wydarzenia jak masakra na wyspie Utoya. Jednak Heavy Trip, komedia absurdu nakręcona przez dwójkę debiutantów, to propozycja zgoła odmienna w atmosferze i przesłaniu. Programowy niemal defetyzm, czarnowidztwo, wszechobecne rozgoryczenie oraz poczucie egzystencjalnej pustki, będące znakiem firmowym tego kina od lat dwudziestych i filmów Victora Sjöströma czy Mauritza Stillera, zostają zastąpione optymizmem, nadzieją i wiarą w świetlaną przyszłość oraz dziejową sprawiedliwość, która osądzi bohaterów według ich zasług oraz talentu. Jednak, czy jedna komedia odczaruje wizerunek północnej części Europy? A może stereotypy i mity narosłe wokół tej krainy lodu na dobre do niej przylgną? Z całą pewnością Lattio i Vidgren próbują zdjąć zaklęcie i odczarować swoją posępną ojczyznę, dodajmy – w sposób zabawny, a także – jak przystało na twórców reklam, teledysków, grafik i wizualizacji – obrazowo atrakcyjny, wręcz fajerwerkowy.
Heavy Trip z pewnością bliżej jest do takich komediodramatów z początku XXI wieku jak Elling (2001) Pettera Næssa czy Historii kuchennych (Salmer fra kjøkennet, 2003) Benta Hamera niż obrazów spod znaku nordic noir. Jednak to film lżejszy w tonie niż wskazane komedie. Ponadto stopniowo osuwa się w kierunku absurdu, zamiast od niego rozpoczynać, mniej tu też krytycznego i cierpkiego tonu, więcej zaś pedagogiczno-moralizatorskiego wydźwięku, ale serwowanego w dawkach znośnych i przyswajalnych, a dla młodzieży szkolnej wręcz zalecanych. Film stanowi doskonałą lekturę dla uczniów liceum, bo choć opowiada o bohaterach może nieco starszych, to jednak przeżywających rozterki wieku dorastania. Co więcej, porusza kwestie młodzieńczego buntu oraz opowiada o konieczności zmagania się z rozlicznymi kompleksami czy poczuciem nieprzystosowania do świata. Wszystko to zostaje „zaserwowane” przy użyciu pikantnych oraz niekiedy nazbyt dosadnych dialogów. Komizm (w tym wypadku najczęściej sytuacyjny czy słowny, rzadziej wynikający z absurdu), to komponent często niezbywalny dla filmów pragnących skutecznie przemycić pozytywne przesłania. W Heavy Trip – po wyseparowaniu z kontekstu i w wersji z konieczności uproszczonej – brzmi ono „Pamiętaj, aby zawsze dążyć do celu i nie bać się realizować własne marzenia”. Zapewne wielu krytyków zarzuci twórcom filmu trywializowanie spraw ważnych, będzie ich oskarżało o epatowanie banałem i intelektualną płyciznę, ale należy pamiętać, że niekiedy przypominanie o „oczywistych oczywistościach” bywa niezbędne. Odradzam Heavy Trip widzom z solidnym bagażem życiowego doświadczenia, wyrafinowanym gustem i sporymi oczekiwaniami intelektualnymi. Jednak film broni się konsekwencją i prostotą, z jaką wykłada „odwieczne prawdy” oraz gatunkową formułą skierowaną wyraźnie do młodego widza.
Innymi słowy, jego twórcom udaje się wejść w dialog z określoną grupą odbiorczą, a jednocześnie zachować w stosunku do niej dystans. W krzywym zwierciadle przedstawieni zostają bowiem nie tylko małomiasteczkowi troglodyci, ale i główni bohaterowie – członkowie heavymetalowej grupy z niemałym stażem, lecz bez żadnych, nawet najmniejszych sukcesów artystycznych na koncie. Perypetie grupy przyjaciół z zaściankowego fińskiego miasteczka, pełnego kseno- i homofobów (schemat buddy movies dla nastolatków), to w gruncie rzeczy historia przedstawiająca trudy wchodzenia w dorosłość. Widzowie stają się świadkami tego, jak nieopierzeni (choć z długimi włosami!) przyjaciele „z podwórka” dorastają i muszą zmierzyć się z własnymi lękami. Główny bohater, Turo, choć nie ma pryszczy i nie rzuciła go dziewczyna (tej po prostu nie ma odwagi poderwać!), za maską nieugiętego oraz zbuntowanego wokalisty skrywa wrażliwość romantyka o gołębim sercu, a kontrast ten bawi widzów. Komiczny jest także depresyjny i skryty, lecz genialny, bo obdarzony doskonałą pamięcią i słuchem absolutnym gitarzysta, dla którego wizerunek sceniczny (składający się z grubej warstwy makijażu i demonicznego, skórzanego pancerza) staje się zasłoną dymną. Na tym opiera się fascynacja subkulturami. Umożliwiają one młodym ludziom funkcjonowanie w alternatywnej, wykreowanej rzeczywistości, odgrywanie ról, spełnianie się poza ograniczającym, narzucającym reguły, których nie akceptują lub do których niejednokrotnie nie dorośli, społeczeństwem. Z jednej strony więc twórcy filmu umożliwiają i zachęcają młodych widzów do utożsamianie się z grupą głównych bohaterów „dryfujących” na marginesie lokalnej społeczności, z drugiej – łatwo zauważalną czynią fasadowość ich scenicznego imagu, pozwalając zachować względem nich dystans. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma w protagonistach Heavy Trip prawdziwej pasji, a wszystko jest grą pozorów czy manierą. Film stara się jednak naświetlić istotne i typowe dla wielu społeczności mechanizmy kulturowe. Pokazuje, na czym polega relacja swój-obcy, jak obcy staje się kozłem ofiarnym, a poczucie wyobcowania, odrzucenia, braku akceptacji skłania do nakładania masek. Zapewne niewielu współczesnych nastolatków utożsamia się z subkulturą heavymetalową, ale wielu czuje to, co bohaterowie Heavy Trip i znajduje się w takim jak oni położeniu.
O ile w pierwszej części filmu – o czym była już mowa – komizm, stanowiący klucz do serc młodej widowni, ma charakter głównie slapstickowy, niewybredny, a nawet niesmaczny (np. bohater obficie wymiotuje na widzów zgromadzonych na pierwszym występie jego zespołu), o tyle wraz z rozwojem akcji staje się bardziej wysublimowany i ciąży w kierunku absurdu lub purnonsensu. Punktem zwrotnym staje się absurdalna właśnie śmierć jednego z członków zespołu, który ginie w wypadku samochodowym z udziałem fotoradaru i renifera. Jego koledzy postanawiają, wbrew przeciwnościom losu, spełnić jego marzenie i zagrać na festiwalu w Norwegii. Wyruszają więc w podróż furgonetką przez Skandynawię, na jej dachu wiozą zaś trumnę z ciałem przyjaciela, którą wcześniej – jak przystało na satanistów, z którymi są utożsamiani – wykopali z ziemi. Zgodnie z dobrze utrwalonym (także w kinie drogi) kulturowym toposem, wędrówka staje się podróżą mającą doprowadzić do duchowej przemiany bohaterów. Z jednej strony u jej kresu znajduje się jasny cel (zagranie pierwszego poważnego koncertu, pokonanie własnej nieśmiałości, uwierzenie w siebie), z drugiej zaś mamy do czynienia z formą ucieczki z miasteczka. Członkowie Impaled Rectum to, z punktu widzenia jego mieszkańców, tylko banda dziwaków i odmieńców, pozbawiona szans na przyszłość i bezwartościowa społecznie. Ponadto twórcy filmu naśmiewają się z wszystkiego tego, co utożsamiane jest i uznawane za typowo nordyckie. W filmie wielokrotnie ograny zostaje motyw renifera jako symbolu tej części Europy (np. jego rogi stają częścią heavymetalowego imagu). Z kolei psychopatyczny Lapończyk, najbardziej rdzenny mieszkaniec tych regionów, okazuje się utalentowanym perkusistą, nie zaś szaleńcem pogrążonym w depresji. Służby graniczne to grupa niedoświadczonych, przypadkowych amatorów pod dowództwem nazbyt ambitnej i nazbyt wyemancypowanej kobiety. Ich nieudolne oraz chaotyczne działania sprawiają, że obalony zostaje mit krajów nordyckich jako bezpiecznych oraz tolerancyjnych. Wreszcie w jednej z finałowych scen sparodiowana zostaje miłości mieszkańców półwyspu do własnej historii (głównie średniowiecznej) oraz regionalnej mitologii, będących źródłem inspiracji dla wielu gier komputerowych i filmów fantasy. Bohaterowie filmu docierają na festiwal na czas, korzystając, nomen omen, z łodzi Wikingów jako środka transportu.
Heavy Trip to obraz, który komunikuje się z młodym widzem językiem, jaki ten jest skłonny zaakceptować, jednocześnie podsuwa mu przekaz i propaguje treści dydaktyczne. Te, z dużą dozą prawdopodobieństwa, zostałyby przez niego odrzucone, gdyby podane były w tonacji serio. Tylko kompromis umożliwia zawarcie paktu komunikacyjnego. Mamy więc do czynienia z błahą, lecz iskrzącą się fajerwerkami formą i jak najbardziej edukacyjną treścią, a taki dysonans może zdziałać cuda, nawet jeśli budzi kontrowersje oraz momentami wywołuje niesmak.
[1] Amerykańskich wersji doczekały się na przykład seriale, takie jak Most nad Sundem (Bron/Broen, 2011-18) czy Dochodzenie (Forbrydelsen, 2007, 2009, 2012) oraz film Bezsenność (Insomnia,1997).
tytuł: Heavy Trip
tytuł oryginalny: Hevi reissu
rodzaj/gatunek: komedia, muzyczny
reżyseria: Jussio Laatio, Jukka Vidgren
scenariusz: Jussio Laatio, Aleksi Puranen, Jari Rantala, Jukka Vidgren
zdjęcia: Harri Räty
muzyka: Lauri Porra
obsada: Johannes Holopainen, Minka Kuustonen, Samuli Jaskio, Antti Heikkinen
produkcja: Finlandia, Norwegia
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: Mayfly
czas trwania: 92 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 15/ponadpodstawowa, wyższa