Film życia Kingi Dębskiej
rozmowa z Kingą Dębską
Film mojego życia? — w tej kwestii wybory się zmieniają. Filmem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie pod koniec 2015, był „Biały Bóg” węgierskiego reżysera Kornela Mundrucho. Widziałam go podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu, a więc były to okoliczności sprzyjające oglądaniu dobrego kina. Ogromne znaczenie ma dla mnie to, że film ten widziałam właśnie w kinie, w tym magicznym miejscu, w którym filmy mają największe szanse, aby nas poruszyć. Kolejnym argumentem przemawiającym za odbiorem filmu w sali kinowej jest możliwość oglądania i przeżywania go wraz z innymi ludźmi. W grupie widzów zawsze zachodzi pewna interakcja, wymiana emocji…
„Biały Bóg” to film z psami w rolach głównych! Pokazuje on rzeczywistość z punktu widzenia zamkniętych w schronisku czworonogów. Dzięki niemu możemy zobaczyć, co by było, gdyby role zostały odwrócone… Jakby zwierzęta zostały wypuszczone na wolność i zemściły się na ludziach za wyrządzone im krzywdy. Scena finałowa „Białego Boga” wywołała u mnie spazmy! Ekscytację! Nie pamiętam, kiedy wcześniej wyszłam z kina tak zbudowana i jednocześnie tak spłakana. Byłam szczęśliwa i przejęta jednocześnie… Przekonałam się, że jeżeli kino jest w stanie wywoływać u mnie takie emocje, to znaczy, że wciąż jeszcze jestem żywa.
Psy zawsze towarzyszą mi w życiu. Po prostu kocham zwierzęta. „Bracia mniejsi” są nam potrzebni, żebyśmy byli lepszymi ludźmi. Jednak bez względu na moje psy, trudno w kinie o tak fantastycznie odwróconą perspektywę postrzegania rzeczywistości, jaką widzimy w „Białym Bogu”. I tak przepięknie przeprowadzoną narrację.
Mundrucho zrobił w Polsce także jeden spektakl — „Nietoperz”, w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Ten autor ma umiejętność budowania kompletnego kosmosu filmowego czy scenicznego, w którym przedstawia także człowieka jako całość — z jego emocjami, intelektem i fizycznością. Jego sztuka jest hybrydą. Nie opowiada prawdziwej historii, tylko jakąś wymyśloną. Siła jego twórczości sprawia zaś, że ja wierzę bezgranicznie w opowiedzianą przez niego historię.
Od pobytu w Zwierzyńcu nie robiłam żadnego filmu… ale ze mną nie jest tak, że jak zobaczę jakiś fenomenalny film, pragnę zrobić taki sam czy podobny. Abym chciała wypowiedzieć się na ten sam temat czy w podobnej formie, musi zostać poruszona we mnie jakaś inna nuta. W moim wnętrzu musi zadziać się to coś, co obudzi we mnie imperatyw opowiedzenia takiej a nie innej historii. Dlatego trzeba wciąż szukać… Nie można zamykać się na filmy, które wydają się nam początkowo nieinteresujące. Trzeba dużo wiedzieć i dużo widzieć. Dopiero to umożliwia budowanie naszego własnego gustu. Aby był on w pełni ukształtowany, trzeba znać historię kina, także tego czarno-białego. Dzięki temu można nauczyć się, jak pięknie można opowiadać obrazami…
Z Kingą Dębską rozmawiał Maciej Dowgiel