Ernest i Celestyna (2012)
Reż. Benjamin Renner, Vincent Patar, Stéphane Aubier
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: Pamiętacie Państwo słowa piosenki z dziecięcej wyliczanki „stary niedźwiedź mocno śpi…” i coś o tym, że jak się zbudzi to nas zje? Widać od dawna pokutuje przekonanie, że niedźwiedzie są złe i zjadają bezbronne dzieci. Filmowa bohaterka, mała myszka Celestyna też o tym słyszała od najmłodszych lat, ale postanowiła wyrobić sobie własne zdanie w tej kwestii, w rezultacie zaprzyjaźniając się z wrogiem i odwiecznym postrachem myszy — NIEDŹWIEDZIEM.
I to pierwszy powód, dla którego warto pójść z dzieckiem na ten film — uczy wrażliwości, ciekawości świata, otwartości na inność, akceptacji różnic, kierowania się własnymi przekonaniami, a nie stereotypami. To bajka o dwóch z pozoru różnych światach. Świecie dużych niedźwiedzi, którego przedstawicielem jest Ernest i świecie małych Myszek, który reprezentuje Celestyna. I na tym różnice się kończą. Dalej jest jak w życiu: są biedni i bogaci, głodni i najedzeni…. i dzieci, które mają realizować marzenia dorosłych…
To kolejny ważny wątek. Czy dzieci mają prawo iść przez życie własną drogą, czy też może muszą realizować pragnienia rodziców? Przecież każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka! Zatem kiedy oczekujemy, że nasze dzieci zostaną adwokatami, sędziami, lekarzami, kiedy naciskamy na wybór odpowiedniego (naszym zdaniem) kierunku studiów, to tylko dlatego, że myślimy o ich przyszłości. To wszystko prawda. Tylko tyle, że Celestyna (która zawsze chciała malować) ucząc się „na dentystkę” mówi: „nikt mnie nie kocha, jestem sama”, a Ernest, który, realizując tradycje rodzinne, miał zostać sędzią, czuje się nieszczęśliwy jako niespełniony muzyk. Może warto zadać sobie (i dzieciom!) pytanie, czego potrzebują do szczęścia i czego pragną dla siebie. Pozwalajmy im rozwijać zainteresowania, wspierajmy w odkrywaniu talentów — przecież pragniemy ich dobra! A nasze ambicje… no cóż może realizujmy je sami…
Szczęśliwie dla głównych bohaterów wszystko kończy się dobrze, bo to bajeczka z happy endem (fajnie, bo uczy optymizmu). I to kolejny powód, dla którego zachęcamy do obejrzenia tego filmu. Sposób w jaki myślimy o sobie i otaczającym świecie wpływa na naszą motywację, wybory czy relacje z innymi. Skutków negatywnego myślenia czy wręcz katastrofizowania doświadczyła pewnie większość z nas — dorosłych. O tym, że myślenia pozytywnego uczymy się przez całe życie (często z wielkim trudem) — też wiemy. Warto więc uczyć dzieci niełatwej sztuki dostrzegania pozytywów, bo wraz z adekwatnym poczuciem własnej wartości pomaga wykorzystać swój potencjał, uwierzyć we własne możliwości i osiągając swoje małe i duże cele — czerpać radość z życia.
I na zakończenie (do rozważenia przez Państwa-Rodziców) kwestia podjęcia z dziećmi rozmowy na temat odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji za własne czyny (bohaterowie nieźle narozrabiali… i w zasadzie „upiekło im się”).
Maciek: „Ernest i Celestyna” to jeden z najlepszych i najmądrzejszych animowanych filmów dla dzieci, jakie oglądałem w ostatnich latach. Nie dość, że jest majstersztykiem pod względem estetycznym (nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy długometrażowy film animowany), to dodatkowo przystępnie (dla najmłodszych) pokazuje, w jaki sposób system społeczny próbuje zaadaptować poddane mu jednostki do roli trybów w sprawnie funkcjonującej machinie. Ta machina zapewnia co prawda prawidłowe funkcjonowanie społeczności, ale jednocześnie unieszczęśliwia myślące i czujące jednostki.
Ernest jest niedźwiedziem, Celestyna myszą — oboje zostali zaprogramowani tak, aby wzajemnie się nienawidzić. Niedźwiedź powinien unikać myszy, zjadać je i traktować jako szkodniki we własnym domu. Powinnością myszy jest za to nieustanny strach przed niedźwiedziem i gromadzenie zębów tych „strasznych” futrzaków, gdyż doskonale nadają się one na protezy dla mysich braci. Światy myszy i niedźwiedzi istnieją obok siebie, z własnym ustawodawstwem i brutalną policją. Aby jednak zapewnić w nich porządek, istnieje szereg mechanizmów uniemożliwiających im swobodną koegzystencję. Większość z nich opartych jest na irracjonalnym strachu podtrzymywanym w kolejnych pokoleniach przez urzędy i „poprawnie” funkcjonujących w społeczeństwie rodziców oraz opiekunów. A jednak potrzeba samorealizacji wybitnych jednostek, a także ich pragnienie wzajemnego zrozumienia doprowadza do buntu.
Celestyna chce być malarką, a nie, jak jej narzucają, dentystką. Zdobywanie zębów na protezy wcale nie daje jej satysfakcji j spełnienia. Cóż ma począć, gdy wyrzucone przez nauczyciela jej ulubione narzędzia malarskie wylądują w koszu? Wymagania wobec myszy są niewspółmierne do możliwości. Wtedy z pomocą przychodzi niedźwiedź…
Ernest jest głodnym niedźwiedziem, któremu nikt z jego rasy nie chce udzielić wsparcia. Nie jest prawnikiem, jak pragnęli tego jego przodkowie, którzy zresztą wykonywali ten zawód od pokoleń. Bliżej mu do wolnego ducha, kloszarda, niebieskiego ptaka…, który ze skrzypcami pod pachą i perkusją na plecach usiłuje zarobić na strawę. Z pomocą przychodzi mu mysz, która znajduje sposób, aby nakarmić Ernesta.
A sposoby, w jaki wzajemnie sobie pomagają? One są tylko drogą do celu — przetrwania w zniewolonym społeczeństwie. Nawet jeżeli nie są w pełni zgodne z prawem, machina społeczna na nich nie ucierpi. Wytworzyła bowiem szereg mechanizmów zapobiegawczych…
„Ernest i Celestyna” pokazują, że siła przyjaźni i pragnienie zrealizowania marzeń jest mocniejsze niż prawo, dlatego warto oglądać ten film ze swoimi pociechami. Być może, okaże się dla nich najcenniejszą lekcją. Uświadomi im, że trzeba walczyć ze schematami, w które także i Wy pragniecie (oczywiście, dla ich dobra) je wtłoczyć.