Dzień, w którym mój ojciec stał się krzakiem (2016)
Reż. Nicole van Kilsdonk
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: Czy podobnie jak mnie, zastanawia Państwa zagadkowy, bardzo rozbudowany tytuł filmu – Dzień, w którym mój ojciec stał się krzakiem? Czy to coś o ogrodnictwie? Ochronie przyrody? Ekologii? Nic z tych rzeczy. Proszę Państwa, to film o wojnie! Co prawda nie ma tu krwawych scen przemocy ani zabijania (przecież to film dla dzieci), a bliżej nieokreślone działania wojenne toczą się między Tymi a Tamtymi i tak naprawdę wojna jest tylko jednym z poruszanych wątków, ale co wojna, to wojna.
Zacznijmy jednak od początku.
Nasza mała (mniej więcej dziesięcioletnia) bohaterka Toda mieszka razem z tatą w uroczym domu, w którym znajduje się piekarnia. W tejże piekarni wypiekają razem pyszne ciasteczka, którym Toda nadaje wymyślone przez siebie nazwy. Chodzi do szkoły, ma przyjaciółkę, jest rezolutna, szczęśliwa i radosna. To, co zasługuje na uwagę, to relacja jaka łączy ją z ojcem. Na myśl przychodzi tylko jedno spostrzeżenie – Toda to, z całym dobrodziejstwem tego określenia, „córeczka tatusia”. I tu drobny komentarz: Relacja ojca z córką – jedyna i niepowtarzalna – może mieć ogromny wpływ na to, jaką kobietą stanie się ona w przyszłości. Samodzielną, odważną, wierzącą w swoje możliwości, otwartą i pokonującą przeciwności czy wręcz odwrotnie. To tata jest od tego, aby mała dziewczynka dowiedziała się, że jest „najpiękniejsza na świecie” i mądra zarazem (bo przecież nie tylko uroda ważna).
Wracając do filmu, szczęśliwe dzieciństwo Tody niestety przerywa wybuch wojny, tata wyrusza na front, a do domu wprowadza się babcia, która zajmie się wnuczką w czasie jego nieobecności. W rodzinnym miasteczku robi się jednak niebezpiecznie i babcia postanawia wysłać dziewczynkę do mieszkającej w sąsiednim państwie (w którym nie ma wojny) matki. Toda rozpoczyna więc pierwszą w swoim życiu samodzielną podróż pełną niebezpieczeństw i znaków zapytania.
Jak się czuje ktoś, kto w wyniku wojny musi porzucić wszystko i wyruszyć do dalekiego, nieznanego miejsca w poszukiwaniu bezpieczeństwa? Jak się musi czuć małe, bezbronne dziecko, kiedy żegna wszystko, co zna: przyjaciół, rodziców, przyzwyczajenia, ulubione miejsca? Trudno to sobie wyobrazić. Poza tym, że się bardzo boi i na pewno ma nadzieję na powrót do domu (dziewczynka cały czas notuje znaki szczególne, po których rozpozna drogę powrotną)!!! Na razie jednak nasza bohaterka jest zdeterminowana, żeby dotrzeć do mamy.
Na swej drodze do nowego (ma nadzieję, że przyjaznego i bezpiecznego miejsca) spotyka wielu dorosłych – niestety nie zawsze sympatycznych – którzy: oszukują, kradną, nie słuchają, nie wierzą, są bezduszni, oczekują podziękowań i uśmiechów za podarowanie starej zabawki. Tak zapewne czują się wszyscy uchodźcy uciekający z krajów ogarniętych wojną w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Co znajdują? To pewnie ważny wątek do „przegadania” z dzieckiem.
Nie uprzedzając nadmiernie toku fabuły, chciałabym zapewnić, że na szczęście Toda dociera do mamy. Należy także mieć nadzieję, że kamuflaż w postaci tytułowego krzaka na hełmie ojca dziewczynki, pozwoli mu bezpiecznie powrócić do niej z wojny.
Maciek: Wojna w czasie pokoju najczęściej rysuje nam się jako konstrukt teoretyczny. Bo co my, wychowani w pokojowych realiach, możemy powiedzieć o spadających bombach, aresztowaniach, egzekucjach? Bohaterstwo komentowane z poziomu domowego fotela jest zazwyczaj przerysowane, podobnie zresztą jak tchórzostwo. Przecież tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono…
Do konfliktu, o którym mowa w wiadomościach telewizyjnych, podchodzimy zazwyczaj z dystansem wynikającym z czasu lub miejsca. Wojna, ktoś powie, to prawie sto lat temu była. Bombardowania w Syrii? A gdzie w ogóle jest ta Syria? Gdy słyszymy, że komuś dzieje się krzywda, budzi się w nas naturalne współczucie. Częściej zaś, choćby mentalnie, opowiadamy się po jednej lub drugiej stronie konfliktu. Oceniamy. Ja to bym w tej sytuacji…
Żeby zrozumieć bezsens wojny, warto udać się rodzinnie do kina na film Dzień, w którym mój ojciec stał się krzakiem. W dziele tym nie ma dobrych i złych żołnierzy, bohaterów i oprawców. Wszyscy są w nim ofiarami. Mundurowi i cywile. Żółci i Niebiescy, bo do kolorowego rozróżnienia sił walczących ze sobą ogranicza się holenderska reżyserka Nicole van Kilsdonk. To inny obraz od tego, do jakiego dotychczas przyzwyczaiło nas kino, choćby dlatego, że skierowany do młodego widza.
Wojny z ekranu telewizora lub kina jawią się zazwyczaj jako niekończące się tragedie, ludzkie dramaty, nieszczęścia. W końcu nadchodzi śmierć. W przypadku Dnia, w którym mój ojciec stał się krzakiem, mamy do czynienia z filmem wojennym, w którym nie ma ofiar, trupów, zbrodni, a wystrzały pobrzmiewają jedynie w warstwie dźwiękowej. Bo jest to kino familijne opowiadające o trudnych doświadczeniach dziecka, które znalazło się w nowej, wojennej sytuacji i musi się w niej jakoś odnaleźć. Wojenną zawieruchę traktuje jako swego rodzaju wymuszoną przygodę, a drogę do matki, do kraju, w którym nie ma wojny, naznaczają kolejne przygody – niby dziecięce, ale i (ze względu na ciężar etyczno-moralny) brutalnie dorosłe. Mała bohaterka uporać się będzie musiała między innymi z nieuczciwymi szmuglerami, przerzucającymi ludzi za granicę. Opanować zapędy zdziwaczałego generała i jego małżonki nota bene ukazanych w groteskowej formie obnażającej mentalność dowódców i wodzów.
Dzień, w którym mój ojciec stał się krzakiem to film na wskroś pacyfistyczny. Opowiadający o poważnych tematach w sposób przystępny dla młodych widzów. Tłumaczący, czym jest wojna i jakie są jej konsekwencje. Oglądając go, miałem może nawet wrażenie, że jest zbyt banalny, zbyt upraszczający. Ale to ogląd dorosłego, przyzwyczajonego do analizowania, nie zaś przyjmowania najprostszych, a zatem często najrozsądniejszych rozwiązań. Film dla dzieci powinien być właśnie taki uproszczony i… wyłagodzony, aby zbyt wcześnie nie budzić w nich strachu, obawy, może nawet nie powodować traumy. Rozmawiać zaś trzeba, gdyż w różnych rejonach świata wciąż trwają wojny, o których donoszą nam serwisy informacyjne. Nieszczęścia, o których opowiadają, nie będą już tak anonimowe, odczłowieczone. Po projekcji będą pamiętać, że to ból i cierpienie realnych osób, których dotykają konflikty zbrojne lub tych przed nimi uciekających. Także dzieci, które jednego dnia idą spokojnie do szkoły, drugiego zaś kryją się przed bombardowaniem lub wyruszają w tułaczkę po świecie.