Dziadek do Orzechów i cztery królestwa (2018)
Reż. Lasse Halström, Joe Johnston
Data premiery: 2 listopada 2018
Wojciech Świdziński
Premiera Dziadka do Orzechów i czterech królestw stwarza wyśmienitą okazję do praktycznego śledzenia wędrówek motywów literackich oraz ich adaptacji do różnych form przekazu artystycznego. Nieprzemijająca atrakcyjność, przystępność i szerokie rozpowszechnienie sprawiają, że wyzwanie takie można postawić zarówno przed młodzieżą starszą, jak i młodszą, a ponieważ historia Dziadka do Orzechów należy do światowego kanonu „opowieści wigilijnych”, warto poświęcić jaj uwagę właśnie w ostatnich tygodniach roku.
Punktem odniesienia takich zajęć powinno być rzecz jasna opowiadanie Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna Historia o Dziadku do Orzechów i Królu Myszy. Zachęcam do sięgnięcia po oryginalną wersję dostępną po polsku w eleganckim przekładzie Józefa Kramsztyka, nie zaś po „ugrzecznioną” parafrazę Alexandre’a Dumasa ojca, która niewątpliwie przyczyniła się do jego popularyzacji. Pierwowzór Hoffmanna doskonale nadaje się także dla dzieci, wyzbyty jest zaś nadmiernego dydaktyzmu i nieco nużących rozwlekłości wersji francuskojęzycznej, która w Polsce wydawana jest za to z pięknymi ilustracjami Jana Marcina Szancera. Rzecz jasna utwór źródłowy (w obu wersjach) pod względem popularności nie może równać się z arcydziełem muzycznym – opartym na utworze Dumasa balecie Dziadek do Orzechów Piotra Czajkowskiego, wystawionym po raz pierwszy w 1892 roku. Tę wersję możemy również zobaczyć bez większych kłopotów. W grudniu tego roku – jako świąteczną propozycję familijną – balet można zobaczyć niemal na wszystkich naszych scenach operowych – od Warszawy, przez Łódź, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Bydgoszcz, aż po Szczecin. Wyjątek stanowi Opera i Filharmonia Podlaska, ale z pewnością i do jej repertuaru zawita on w najbliższych latach. Istniejące dotychczas adaptacje filmowe – wśród których warto przypomnieć ekranizację polską z 1967, łączącą animację poklatkową z aktorstwem żywego planu – nie miały jak dotąd szansy konkurować z popularnością wersji Czajkowskiego.
Sytuacja ta ulega właśnie zmianie za sprawą wysokobudżetowego filmu wytwórni Disneya, reżyserowanego przez doświadczonych fachowców Lassego Hallströma i Joe’go Johnstona. W warstwie fabularnej Dziadek do Orzechów i cztery królestwa odwołuje się przede wszystkim do wersji baletowej, co zdradza od razu imię bohaterki – Klara (nie zaś Marynia, jak w pierwowzorze Hoffmanna). Wiąże się z tym jednak pewien istotny, a zarazem interesujący problem konstrukcyjny. Oparcie scenariusza na libretcie zmusiło realizatorów do wypełniania nieuniknionych niedoborów fabuły, uproszczonej w typowy dla baletu sposób przez sprowadzenie do ciągu efektownych „obrazów”. Ciekawe, że twórcy nie sięgnęli po źródłowe wersje literackie, lecz zdecydowali się na stworzenie alternatywnej baśniowej opowieści. Wynikła z tego pewna niekoherencja czy wręcz wrażenie, że film składa się z dwóch różnych utworów: częściowo jest stylową, zrealizowaną z rozmachem adaptacją fragmentów baletu, częściowo zaś współczesnym filmem fantasy, mającym bodaj najwięcej wspólnego z ekranizacjami Opowieściami z Narnii. Pęknięcie to ewidentne jest również w warstwie dźwiękowej, w której orkiestrowa tapeta muzyczna przetykana jest wyimkami z klasycznie dziewiętnastowiecznej kompozycji Czajkowskiego. Choć efekt nie jest specjalnie spójny, to trudno nie uśmiechnąć się podczas sceny nawiązującej do słynnej introdukcji Fantazji, w której maestro Leopold Stokowski ściska dłoń Myszki Mickey.
W Disnejowskiej superprodukcji na widza czeka jeszcze kilka innych adaptacyjnych niespodzianek. Należą do nich nieoczywiste decyzje obsadowe. Morgan Freeman jako ojciec chrzestny Drosselmeyer był – jak zwykle – mądry i serdeczny, czym niestety całkowicie zniwelował demoniczny rys tej typowo Hoffmannowskiej postaci. Pierwsza czarnoskóra gwiazda nowojorskiego American Ballet Theatre, Misty Copeland, pięknie odtańczyła dwie sceny baletowe, które jednak wątle powiązano z fabułą. Najważniejsze jest jednak obsadzenie jako Dziadka do Orzechów mało znanego Jaydena Fowora-Knighta. Jego niewymuszona żołnierska postawa połączona z miękkimi tanecznymi ruchami oraz nienagannym brytyjskim akcentem doskonale predestynowały go do tej roli. W baśniowej rzeczywistości jego kolor skóry nie zaskakuje, zwłaszcza że zgodnie z niedopowiedzianą sugestią Hoffmanna Dziadek do Orzechów jest swoistym awatarem ekscentrycznego Drosselmeyera. Jednocześnie jednak realiatorzy wersji filmowej całkowicie zrezygnowali z połączenia go z Marynią/Klarą więzią uczuciową – obecną w pierwowzorze Hoffmanna i częściowo zachowaną w balecie Czajkowskiego. Ze strony dziewczynki była to najzupełniej dziecięca miłość, zaś ze strony dzielnego Dziadka do Orzechów miłość dworna i rycerska. Niewątpliwie jednak relacja bohaterki i „jej kawalera” stanowiła siłę napędową całej opowieści, wypełniając ją zarazem niezwykłą czułością. Ponieważ w wersji filmowej nie ma nawet najmniejszych aluzji do takiej relacji, postać Dziadka do Orzechów wydaje się tylko wiernym sługą-przyjacielem, nieuchronnie odsuwając się na drugi plan. Uczuciem determinującym Klarę staje się natomiast wprowadzony tu wątek żałoby po zmarłej matce – dobrze rozegrany w ramie narracyjnej, ale nieco mętnie rozwiązany w wewnętrznej, fantastycznej części filmu.
Trudno także wytłumaczyć, dlaczego miejsce akcji opowieści zostało przeniesione z biedermeierowskich Niemiec do dickensowskiego Londynu. Z perspektywy przeciętnego widza zamiana ta nie wywołuje dostrzegalnej różnicy, a jednak atmosfera mieszczańskiego domostwa z początku XIX w. lepiej tłumaczyłaby przyjętą w filmie estetykę. Kadry cierpią tu na horror vacui – wypełnienie przedmiotami, ornamentami i zdobieniami. Nawiązując do najsłynniejszych scenerii wersji baletowej kamera przemyka po monumentalnych pałacach, złociście rozświetlonych salach balowych, czy wnętrzu olbrzymiego zegara. Kostiumy albo kapią od ozdób – jak szamerowana złotem huzarska kurtka Klary – albo nawiązują do zwariowanych charakteryzacji rodem z klasycznego Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Trudno przy tym stwierdzić na ile ta śmiała wyprawa w krainę przerafinowanego kiczu jest świadomym nawiązaniem do klasycznych inscenizacji baletu Czajkowskiego, na ile zaś konsekwencją obranej przez studio Disneya strategii wizualnej, sformułowanej w ostatnich latach za sprawą Kopciuszka Kennetha Branagha oraz Pięknej i Bestii Billa Condona.
Z pewnością nad rozwiązaniami wprowadzonymi w najnowszej filmowej adaptacji Dziadka do Orzechów można zastanawiać się, nie ograniczając się do stwierdzenia „wierności” bądź „niewierności” wobec pierwowzoru. Ciekawy materiał porównawczy znajdzie tu dla siebie zarówno profesjonalny badacz kultury audiowizualnej, jak i rodzic z kilkuletnią pociechą, którą zabierze na film, a następnie do opery na spektakl baletowy, by zakończyć wieczór lekturą jednej z dwóch wersji prozatorskich pięknej opowieści Hoffmanna.
tytuł: Dziadek do Orzechów i cztery królestwa
tytuł oryginalny: The Nutcracker and the Four Realms
rodzaj/gatunek: familijny, fantasy
reżyseria: Lasse Halström, Joe Johnston
scenariusz: Marcelo Martinessi
zdjęcia: Linus Sandgren
muzyka: James Newton Howard
obsada: Keira Knightley, Mackenzie Foy, Morgan Freeman, Helen Mirren, Matthew Macfadyen
produkcja: USA
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: Disney
czas trwania: 99 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 7 wzwyż/podstawowa, ponadpodstawowa