Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie
Kamila Skulska
Czy film bez nadzwyczajnych efektów, pościgów oraz elementów rodem z 4020 roku może być interesujący? Już Reginald Rose (scenarzysta filmu w reżyserii Sindey’a Lumeta), zamykając ludzi w jednym pokoju, pokazał, że liczy się treść i dobre aktorstwo. Oczywiście nie ma co porównywać możliwości z 1957 z tymi z 2016 roku – to bezdenna przepaść. Lecz jakimś sposobem Dwunastu gniewnych ludzi wciąż jest na topie, a to już o czymś świadczy.
Podobną konwencję jak jego znakomity poprzednik przyjął Paolo Genovese w Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie, starając się zawęzić fabułę do mieszkania Rocco (Marco Giallini) i Evy (Kasia Smutniak). Co może się bowiem stać niespodziewanego na spotkaniu ludzi znających się od lat? Pozornie wydawałoby się, że już nic ich nie zaskoczy. Przyjaźń trwa przecież na dobre i na złe. Lecz każdy miał, ma i będzie miał tajemnice. Takie jest życie. Czy jest więc sens zmieniania tego? Paolo postanowił przebić naszą bezpieczną bańkę mydlaną i ukazać szarą rzeczywistość. Bohaterowie zostali postawieni przed ogromnym wyzwaniem – każdy e-mail, sms, rozmowa, wszystko, co dotychczas było prywatne, miało zostać upublicznione podczas trwania wspólnej kolacji.
Nie obyło się bez matactw – każdy robił to, co umiał najlepiej – fałszował rzeczywistość, chronił własną prywatność, ukrywała swoje grzeszki. To nasze pierwotne zachowanie, potrafimy zrobić wszystko, by było nam najlepiej i najłatwiej. Czy to złe, że każdy walczy o siebie? Każdy stara się, by było mu dobrze? Przecież w życiu chodzi o szczęście. Można być dobrym, ale to nie znaczy, że nie nosimy ze sobą własnych grzechów – nie tylko przeszłości, ale również teraźniejszości. To właśnie zostało przedstawione w filmie: jak nasz lęk przed ujawnieniem prawdy o sobie potrafi zniszczyć znajomość, przyjaźń, miłość, zaufanie.
Nie można oczywiście zapomnieć o polskim akcencie we włoskim filmie, czyli o Kasi Smutniak. Jej osoba wielu skusi do sięgnięcia „po tę lekturę”. Polka jako gwiazda zagranicznego filmu – to zawsze wzbudza wiele emocji.
Paolo Genovese zabawił się uczuciami. Pokazał, że nikt nie jest bez winy, wszyscy mamy w sobie „diabliki” siejące zamęt. Zdrady, związki, wyniki badań – to tylko wierzchołek góry lodowej filmowej intrygi. Najtrudniejsze jest wzajemne poznanie, pierwsze odczucie, reakcja. Lecz jak mówi stare, dobrze przysłowie: im mniej wiesz, tym lepiej. Jaki jest wybór – wzięcie się w garść i stawienie czoła prawdzie czy zamknięcie w bezpiecznej przystani?