„American dream po polsku” – „Disco Polo” Macieja Bochniaka
Paweł Biliński
Zazwyczaj do pierwszej projekcji danego filmu widzowie przystępują z pewnymi oczekiwaniami. Trzeba przyznać, że w przypadku „Disco polo” – pełnometrażowego debiutu Macieja Bochniaka – przypuszczenia co do ewentualnego kształtu dzieła mogą być nadzwyczaj różnorodne. Czego można się spodziewać po filmie tak zatytułowanym? Ironicznego portretu środowiska roztańczonych i tandetnie ubranych wokalistów? Wiernej prezentacji fenomenu osobliwej subkultury? Sympatycznej i lekko opowiedzianej komedii, okraszonej sporą ilością rodzimego dance’u? A może audiowizualnego powrotu do lat 90., kiedy popularność zdobywały takie kapele jak Bayer Full czy Boys? Film Bochniaka, choć potwierdza niektóre domysły co do swojej poetyki i poruszanej problematyki, to ku zaskoczeniu odbiorcy wymyka się jednoznacznej klasyfikacji i interpretacji. „Disco polo” rzeczywiście pozostaje studium nad rodzimą muzyką taneczną, ale jest to studium cokolwiek osobliwe: obudowane licznymi odniesieniami, wizualnymi „błyskotkami” – które wcale nie muszą kojarzyć się z ostatnią dekadą XX wieku, tj. czasami największej popularności disco polo – niejednorodną stylistyką i niezbyt spójną fabułą. Jednocześnie twórcy wykazali się nie lada odwagą przy realizacji tej produkcji – Bochniak (wraz z Mateuszem Kościukiewiczem, słynnym aktorem debiutującym w roli współautora scenariusza) dużo większy nacisk położył na nietuzinkową metodę opowiadania, aniżeli logiczną prezentację losów bohaterów. I choć fabuła „Disco polo”, w przeważającej części, ukazana jest w sposób linearny, to trudno uwolnić się od myśli, że filmowcom bardziej zależało na zaskoczeniu odbiorcy specyficzną wizją świata discopolowego przemysłu.
Spór o polskie disco
Disco polo należy do najpopularniejszych nurtów muzyki popularnej w Polsce. Potwierdzają to wysokie nakłady płyt, bardzo dobre wyniki ich sprzedaży, a także tłumy na koncertach oraz często organizowanych imprezach, na których grane są utwory grup Weekend, Milano, Basta czy Akcent – czołowych przedstawicieli rodzimej muzyki tanecznej. Wszystko wskazuje na to, że obecnie mamy do czynienia z renesansem disco polo. „Badania Nielsen Audience Measurement pokazują, że jeszcze w maju 2012 r. PoloTV, najpopularniejszą w kraju stację nadającą teledyski disco-polo, oglądało prawie 15 tys. odbiorców na minutę. W maju 2015 r. było to już 57 tys. PoloTV dobija do 1 proc. udziału w oglądalności. Bije takie stacje jak TV Trwam, TVP Kultura czy TVP Historia” (Aleksander Gurgul, „Disco polo w sercu Krakowa. Jesteś moją, bejbeeeee… niesie się po Starym Mieście”, „Gazeta Wyborcza” 24.06.2015, Internet). By przekonać się o popularności disco polo, wystarczy zerknąć na liczbę wyświetleń wybranych teledysków nurtu: video do „Ona tańczy dla mnie” grupy Weekend od momentu premiery obejrzano niemal 92 000 000 razy, zaś klip do „Szalonej rudej” duetu DJ Disco i MC Polo odtworzono ponad 37 000 000 razy. Sława muzyki nie przekłada się jednak na uznanie ze strony prasy, która często (słusznie) zarzuca twórcom disco polo kompozytorski prymitywizm, pisanie naiwnych i monotematycznych tekstów, słabości wokalne poszczególnych wykonawców, brak dbałości o wyszukane linie melodyjne czy unikanie jakiejkolwiek oryginalności – by wymienić ledwie kilka aspektów podkreślanych przez krytyków. Fanom, jak się okazuje, powyższe uwagi zupełnie nie przeszkadzają. Co więcej: nawet ci, którzy oficjalnie wypierają się słuchania disco polo, także chętnie wracają do charakterystycznych melodii, choćby na hucznych weselach.
Niezależnie od tego, że wspomniany nurt muzyki dużo zawdzięcza estetyce italo disco (popularnej zwłaszcza w latach osiemdziesiątych), disco polo, jak sama nazwa wskazuje, pozostaje fenomenem rodzimym – przede wszystkim socjologicznym. Zaznaczał to również Bochniak, który w jednym z wywiadów mówił: „O disco polo nie powstają właściwie żadne opracowania, kultura nie jest nim zainteresowana. A to ogromna gałąź showbiznesu, jako jedyna ma swoje stacje telewizyjne i radiowe, swoje wytwórnie, a płyty sprzedają się w olbrzymich nakładach. Tej muzyki słucha ponad połowa Polski (…) [a] muzyka to tylko część tego zjawiska. Przede wszystkim chodzi o ludzi – o ich potrzeby, chęci, motywację, marzenia. (…) Wiedziałem już, jaki status mają artyści disco polo w Polsce. Zobaczyłem, że dla wielu ludzi są absolutnymi bohaterami, wyznacznikiem, ikoną” („Dać widzom kopa jak rollercoaster. Z Maciejem Bochniakiem, reżyserem filmu Disco Polo, rozmawia Dominika Bierczyńska”, „Kino” 2015, nr 3, ss. 23-24).
Kaseta magnetofonowa była jednym z symboli polskiego disco, zaś jej wydanie: obiektem marzeń wielu początkujących zespołów w latach dziewięćdziesiątych
Znamienne, że zrealizowany przez Bochniaka film nie odnosi się do entourage’u lat dziewięćdziesiątych, choć historia kariery Tomka (Dawid Ogrodnik) i Rudego (Piotr Głowacki), głównych bohaterów „Disco polo”, pod wieloma względami mogłaby przypominać wyobrażenia odbiorców na temat życiorysów postaci ze świata tanecznej muzyki tamtego okresu.
Mimo to u Bochniaka pojawiają się elementy charakterystyczne dla ostatniej dekady XX wieku: są kasety magnetofonowe (mowa o czasach, gdy nie wszystkich było stać na zakup płyty CD, a wydawanie albumów na taśmie wiązało się ze znacznie mniejszymi kosztami dla producentów i dystrybutorów), wspomina się niedawny przełom polityczny roku 1989, mówi się o kiełkującym kapitalizmie, który daje olbrzymie możliwości rozwoju finansowego, a w telewizorach kineskopowych coraz częściej ogląda się programy muzyczne o disco polo. Ale nie zmienia to faktu, że powyższe ingrediencje stanowią ledwie część wykreowanego przez reżysera świata. Słowo „wykreowane” pojawia się w tym miejscu nie bez przyczyny. Realizatorzy potraktowali fenomen disco polo jako punkt wyjścia do snucia własnych fantazji na temat polskiego „american dream”. Ze strzępów mitów, plotek, anegdot i wyobrażeń powstał pełen absurdu świat, który w rzeczywistości nigdy nie zaistniał, a którego kształt wyraźnie odnosi się do discopolowego uniwersum.
Pragnienie miłości
Życiorysy Tomka i Rudego z „Disco polo” idealnie pasują do hasła „od pucybuta do milionera”. Obaj zaczynali na prowincji (mieszkając czy to w małym domu przy torach kolejowych, czy to w przyczepie kempingowej) i obaj skończyli na szczycie, zwyciężając w World Vision (ewidentne odniesienie do odbywającej się rokrocznie Eurowizji), prestiżowym międzynarodowym konkursie. Koleje ich losu nie są specjalnie wymyślne: od chęci zrobienia kariery w showbiznesie, przez granie w strażackiej remizie, koncerty w coraz to większych klubach, podpisanie kontraktu z wytwórnią Alfa, której szefuje wąsaty Daniel Polak (grany przez Tomasza Kota bohater o znaczących inicjałach kieruje się prostą zasadą: „jak się Polakowi podoba, to to się wszystkim Polakom spodoba”), zarabianie coraz większych pieniędzy, kręcenie tandetnych teledysków, do zapisania się w historii jako najpopularniejszy zespół disco polo. Powołana przez mężczyzn kapela Laser – do której dołącza kuzynka Rudego, dziewczyna o pseudonimie „Mikser” (Aleksandra Hamkało) – z czasem osiąga niebywały sukces na rynku, wyprzedzając na listach przebojów innych sławnych muzyków: wokalistkę Gensoninę (Joanna Kulig) czy zespoły Atomic, gdzie najważniejszą personą jest bezczelny Maciek (Rafał Maćkowiak), oraz Gender (jednego z członków tego bandu gra Tomasz Niecik, w rzeczywistości gwiazda disco polo). Jak to jednak w tego typu opowieściach bywa, wraz z rosnącą popularnością pojawiają się kolejne kłopoty i nie wszyscy będą dla Tomka i Rudego sprzymierzeńcami.
Daniel Polak jako typowy Polak z utworu „12 groszy” Kazika Staszewskiego: „krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie”
Schematyczną fabułę Bochniak postanowił opowiedzieć po swojemu. Od początku wyraźnie widać, że w „Disco polo” wszystko wydaje się sztuczne i mało wiarygodne. Przyjęcie takiej optyki wiąże się też z narzuceniem odbiorczej postawy: wobec prezentowanej fabuły trzeba się zdystansować, tym bardziej, że trudno o jakąkolwiek identyfikację z bohaterami. Pod tym względem produkcja Bochniaka jest jednym z bardziej radykalnych mainstreamowych filmów ostatnich lat: gwiazdorska obsada i skądinąd rzetelnie przygotowana kampania reklamowa może zmylić potencjalnego widza, chcącego zobaczyć prawdziwy świat rodzimego disco. Perspektywę socjologiczną autorzy świadomie porzucają na rzecz narracyjnej i stylistycznej subwersji, co może wprawić odbiorcę w nie lada konsternację.
Tomek, główny bohater „Disco Polo”, w swoim kolorowym pokoju
Polski sen o Ameryce
O specyfice „Disco polo” dużo mówi sekwencja otwierająca film, która sygnalizuje nietypowy sposób opowiadania. W pierwszym ujęciu widzimy Tomka przebranego za kowboja. Bohater, jak się za chwilę okaże, na pustkowiu poszukuje Rudego (którego szukał, jak sam mówi, 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni), niespełnionego geniusza rodzimego disco. Ten drugi pracuje dziś przy wydobyciu ropy i nie do końca jest przekonany co do pomysłu podbicia muzycznego światka. Bohaterowie w ciągu sekundy przenoszą się do innej czasoprzestrzeni: oglądamy olbrzymi lokal, gdzie Tomek pracuje jako kelner i gdzie odbywają się huczne imprezy, w których uczestniczą najważniejsze persony świata disco polo: widać tu Daniela Polaka, Gensoninę, również Maćka z zespołu Atomic.
Długie, towarzyszące spacerowi protagonistów, jazdy kamery, koncentracja na detalu, liczne zmiany perspektyw, scenograficzna i kostiumowa różnorodność – te przemyślane zabiegi formalno-stylistyczne służą przedstawieniu świata pełnego dysharmonii. W przeciągu dziesięciu minut protagoniści znajdą się w różnych czasoprzestrzeniach, co celowo wpędzi widza w poznawczy dysonans. Nie możemy być bowiem pewni, co tutaj jest prawdziwe, a co przyporządkowalibyśmy sferze wyobraźni. Świat realny został tu skutecznie wymieszany ze światem onirycznego chaosu.
Umowność potwierdzają liczne odniesienia do historii kina. W prologu słyszymy głos Tomasza Knapika, swego czasu jednego z najsłynniejszych telewizyjnych lektorów, kojarzonego przede wszystkim z produkcjami klasy B, który tutaj jako narrator opowiada o latach dziewięćdziesiątych. Ponadto „Disco polo” pełne jest cytatów, najczęściej niemających większego znaczenia dla opowiadanej historii. Pojawia się tytuł słynnego rumuńskiego arcydzieła Cristiana Mungiu (mowa o filmie „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”), słyszymy muzykę utrzymaną w stylu wczesnych amerykańskich westernów, ujęcia wydobywania ropy przywodzą na myśl podobne sceny z „Aż poleje się krew” Paula Thomasa Andersona, a moment rugania Tomka-kelnera przez jego bezpośredniego przełożonego może kojarzyć się z relacjami Romana Boryczki i Roberta Fornalskiego z „Zaklętych rewirów” Janusza Majewskiego. Podobnych odniesień z pewnością dałoby się znaleźć więcej.
Otwierająca film sekwencja wyraźnie nawiązuje do poetyki westernu i sygnalizuje zanurzenie w amerykańskiej (pop)kulturze XX wieku
Cytatowość obejmuje nie tylko płaszczyznę filmową. W „Disco polo” niejednokrotnie przywołane zostają hity tanecznej muzyki, z tą różnicą że w „Disco polo” ich autorstwo przyporządkowano bohaterom filmu. W pierwszej sekwencji widzimy choćby urywki teledysku zespołu Atomic z Rafałem Maćkowiakiem jako śpiewającym utwór „Cztery osiemnastki” – piosenkę Tomasza Niecika. Obserwujemy również Gensoninę wykonującą na cześć Daniela Polaka utwór „Oczy czarne”, szlagier autorstwa ukraińskiego poety Jewhena Hrebinki, swego czasu śpiewany przez Violettę Villas – jest to, obok ilustrującego czołówkę utworu grupy Bad Boys Blue („You’re a Woman, I’m a Man”), jedyny muzyczny fragment niepowiązany z rodzimym disco.
Wszystko to sprawia, że nakreślony przez Bochniaka świat pozostaje krainą nieistniejącą – fantazyjnym snem o naszej Ameryce: kolorowej, niepoukładanej, tandetnej. Dążenie do osiągnięcia american dream w latach dziewięćdziesiątych stawało się celem samym w sobie, porządkującym wszelkie działania dzieci wczesnego kapitalizmu. Polska u autora „Disco polo” jest tworem złożonym z niepasujących do siebie warstw. Operowanie nachalną intertekstualnością uwypukla tak opisany charakter kraju.
Postmodernopolo
Wykorzystanie języka teledysku, nawiązania do wielu gatunków filmowych, stosowanie rozpoznawalnych schematów fabularnych, wizualna różnorodność, mieszanie iluzji z rzeczywistością – nie ma wątpliwości, że „Disco polo” jest dziełem, w którym nieustannie podkreślane jest użycie postmodernistycznej poetyki. To film, jak widać po pierwszej sekwencji, realistyczny i jednocześnie niemający zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością; utwór oryginalny, ale również, paradoksalnie, będący przeszło 100-minutową kalką.
Wielokrotne posługiwanie się cytatem stanowi bodaj najbardziej wyrazisty komponent filmowej narracji „Disco polo”. Ilość intertekstualnych nawiązań jest olbrzymia, choć praktycznie żadne z nich nie ma większego znaczenia. Co ciekawe, w dziele Bochniaka, którego tematyka oscyluje wokół sztuki masowej, znalazły się nawet odniesienia do filmów arthouse’owych. W kilku scenach możemy zobaczyć dwóch uśmiechniętych młodych mężczyzn w białych rękawiczkach – nie bez przyczyny każda z tych postaci jest w napisach końcowych oznaczona jako „Funny Gamer”, bo ich wygląd kojarzy się z antagonistami filmu Michaela Hanekego, „Funny Games”, jednego z bardziej szokujących obrazów końca XX wieku. Podobne przykłady można znaleźć w wielu sekwencjach: a to pojawia się olbrzymia ciężarówka, która goni Tomka i Rudego, co stanowi czytelne odwołanie do „Pojedynku na szosie” Stevena Spielberga, a to płynący po piasku (sic!) statek z teledysku grupy Laser przypomina słynnego Titanica z produkcji Jamesa Camerona.
Dwóch uśmiechniętych i ubranych na biało mężczyzn z kijami golfowymi – jedno z wyrazistszych odniesień do arcydzieła europejskiego kina
Taka struktura tekstu filmowego powoduje, że można o „Disco polo” mówić jako o dziele wielokodowym – sprawiającym tym większą przyjemność odbiorcy, im więcej intertekstualnych odniesień zdoła on odszukać. W filmie Bochniaka nawet artystyczne pseudonimy mogą skrywać drugie dno: w jednej ze scen Gensonina wykonuje utwór „Taka jestem”, którego autorem w rzeczywistości jest zespół La Strada. A „La Strada” to z kolei tytuł filmu Federica Felliniego, gdzie główna bohaterka nazywała się Gelsomina. Czy to jednak oznacza, że grana przez Joannę Kulig postać ma cokolwiek wspólnego z protagonistką arcydzieła włoskiego kina? Niekoniecznie. To także cytat poczyniony dla samej zabawy; pusty znak, nieskrywający pogłębionych sensów.
Zdaniem badacza kina postmodernistycznego w podobnych utworach „możemy natknąć się zarówno na fragmenty formalnie przezroczyste, jak i na takie, które deformują świat przedstawiony” (A. Lewicki, „Sztuczne światy. Postmodernizm w filmie fabularnym”, Wrocław 2007, s. 70). Bochniak w „Disco polo” nieustannie zaciera granice realizmu, tworząc kolorystycznie wysmakowany kolarz atrakcyjnych bzdur – co zapewne można interpretować jako ironiczny komentarz do teledyskowej poetyki.
Kolejnym aspektem wartym wzmianki są liczne powroty do przeszłości (co również stanowi istotę postmodernizmu). Fabuła filmu rozgrywa się przed dwudziestoma laty i pojawiają się tu elementy charakterystyczne dla tamtego okresu: czy to wspomniane kasety magnetofonowe, samochody (choćby widoczny na jednym z powyższych kadrów Fiat 125p), uczesanie (patrz: wygląd Daniela Polaka) czy krasnale ogrodowe (w latach dziewięćdziesiątych krasnale były jednym z rodzimych towarów eksportowych). Jednak najważniejszą płaszczyzną nawiązań pozostaje sfera audialna „Disco polo”, w której odwołano się nie tyle do słynnych utworów sprzed dwóch dekad, co praktycznie do całej twórczości rodzimej muzyki tanecznej. W filmie Bochniaka słychać piętnaście hitów wspomnianego gatunku: od „Jesteś szalona”, przez „Ona tańczy dla mnie”, aż do „Pragnienia miłości”. Piosenki zostały tutaj przyporządkowane innym wykonawcom: Gensoninie, grupie Atomic, czy wokaliście Mario. Ale większość utworów w filmie przypisano, co znamienne, kapeli Tomka i Rudego. Tym samym Laser symbolizowałby cały przemysł disco polo – jest uniwersalnym wzorem zespołu, któremu udało się spełnić amerykański sen.
Jedna rodzina?
W jednym z wywiadów Bochniak wspominał, że nie chciał, by ktokolwiek odebrał „Disco polo” jako szyderczą historię, w której wyśmiewa się stematyzowaną muzykę (zob. „Maciej Bochniak: najbardziej lubimy te piosenki, które umiemy zaśpiewać„, Internet). Trudno jednak uniknąć wrażenia, że nagromadzenie cytatów do tak wielu skrajnie odmiennych filmów, skoncentrowanie dużej ilości hitów disco polo jako piosenek autorstwa jednego bandu czy posłużenie się poetyką wielu gatunków („Disco polo” to komedia, film sensacyjny, western, musical i romans jednocześnie) czyni z dzieła Bochniaka świadomie złożony popkulturowy śmietnik: kolorowy i pełen niepotrzebnych odpadków fabularny kontener, po brzegi wypełniony po wielokroć zużytymi elementami.
Zjednoczona polska „rodzina” z finału filmu
Można jednak traktować „Disco polo” jako dość smutną wizję Polski lat dziewięćdziesiątych. Nie bez powodu jedna z ostatnich scen rozgrywa się w Pałacu Kultury i Nauki, który w sztuce XX i XXI wieku często ukazywany był jako metafora ojczyzny – tak jak w utworach Tadeusza Konwickiego: powieści „Mała Apokalipsa”, bądź filmie „Jak daleko stąd, jak blisko”. Jeszcze istotniejszy wydaje się finał: moment wielkiego triumfu zespołu Laser („One band, one nation” – zapowiada ich grany przez Kościukiewicza konferansjer), który wygrywa wspomniany wcześniej konkurs World Vision za sprawą wykonania jednoczącego wszystkich utworu „Wszyscy Polacy” – w rzeczywistości hitu autorstwa grupy Bayer Full. Nie bez znaczenia jest też to, że reprezentacja Polski wyprzedziła – jednym punktem – będące drugie w zestawieniu Stany Zjednoczone. Trudno o bardziej wymowne ziszczenie „american dream”.
Nota biograficzna
Maciej Bochniak (ur. 1984) – reżyser, scenarzysta i fotograf. Ukończył Studium Scenariuszowe na PWSFTviT w Łodzi, ale w pierwszej kolejności pracował jako operator dźwięku. Filmy realizuje od 2009 roku. Jest autorem między innymi świetnie przyjętego dokumentu „Miliard szczęśliwych ludzi” (2011), w którym sportretował pragnący podbić chiński rynek muzyczny zespół Bayer Full. Wyprodukowany cztery lata później fabularny film „Disco Polo” jest jego pełnometrażowym debiutem.
Pytania pomocne w dydaktyce
1. Wyjaśnij w jakim celu reżyser filmu „Disco polo” posługuje się poetyką postmodernizmu.
2. Jaki stosunek do muzyki Disco Polo mają realizatorzy filmu? Swoją odpowiedź uzasadnij, przywołując konkretne sceny z produkcji Macieja Bochniaka.
3. Na podstawie filmu Macieja Bochniaka wymień najważniejsze cechy muzyki disco polo.
Bibliografia
1. „Encyklopedia kina”, pod red. T. Lubelskiego, przy współpracy Adama Garbicza, Kraków 2003 [hasło: Muzyczny film].
2. A. Lewicki, „Sztuczne światy. Postmodernizm w filmie fabularnym”, Wrocław 2007.
3. J. Majmurek, „Polish Dream [recenzja filmu Disco polo]”,
internet: http://www.filmweb.pl/reviews/Polish+Dream-17054.