Dybuk nie chce odejść.
Demon (2015) Marcina Wrony

Maria Jolanta Szatkowska

Film Marcina Wrony jest intrygujący, niejednoznaczny, pełen niedopowiedzeń, wymyka się zracjonalizowanej analizie, więcej nie rozumiemy niż rozumiemy. Pytamy i nie potrafimy sobie na swoje pytania odpowiedzieć.

Już sam krótki, mocny tytuł budzi niepokój. Demon, „demoniczny duch” to określenie wymienne dla słowa „dybuk”, wiążącego się z mistycznymi legendami żydowskimi. Dybuk to dusza zmarłego, która w poszukiwaniu wiekuistego spoczynku (bo nie doznała tego, czego w życiu pragnęła) bierze w posiadanie ciało istoty żyjącej.

Do naszej kultury pojęcie to weszło za przyczyną dramatu Szymona An-skiego (właściwie: Salomona Zeinwela Rappaporta), napisanego w 1916 w jidysz, wydanego w 1920 r. pt. Dybuk, czyli na pograniczu dwóch światów. Za życia autora (1863–1920) tekst nie spotkał się z uznaniem, był wprawdzie wystawiany w latach 20. XX w., ale bez tryumfu. Dopiero jego znakomita realizacja filmowa dokonana przez Michała Waszyńskiego (Mosze Waksa) sprawiła, że utwór został doceniony. Dybuk do dziś uznawany jest za arcydzieło filmu jidysz. Reżyser wraz ze scenarzystą dość zawiłą i niechronologiczną konstrukcję dramaturgiczną An-skiego zmienił na użytek ówczesnego kina, przyzwyczajonego do narracji linearnej. Waszyński zebrał ekipę składającą się z aktorów wyłącznie żydowskich. Obraz swój uczynił nośnikiem chasydzkiej pamięci. Opowiedział o miłości niezniszczonej przez śmierć.

W czołówce filmu Marcina Wrony czytamy informację, że scenariusz powstał na motywach dramatu Przylgnięcie. Dziwimy się. Ze współczesnej (2013) sztuki wyjęto głównie imiona, a także ksywki (bo są to gangsterzy) bohaterów: „Pyton” od nazwiska Pytlakowski, „Jasny”, „Skwara”. Wspólny jest motyw żydowskiego grobu na działce, na której planujący ślub z Żanet „Pyton” chce pobudować dom… oraz dybuka Hany, żydowskiej dziewczyny. Pojawiają się też w utworze ksiądz i nauczyciel Żyd.

Jednak, czy nie ważniejszą inspiracją jest Dybuk Waszyńskiego? Czy to nie z nim „rozmawia” film Wrony? Sztuka An-skiego była w Polsce, tuż po wojnie, kilkakrotnie wystawiana w warszawskim Teatrze Żydowskim, a później inscenizowali ją reżyserzy tej miary co Andrzej Wajda (1988), Agnieszka Holland (1999, dla Teatru Telewizji), Krzysztof Warlikowski (2003), Maja Kleczewska (2010). Ekranizacja z 1937 roku była znana i w świecie, i u nas. Tekst Dybuka ekscytował artystów. Marcin Wrona musiał znać tragedię i film, być może niektóre realizacje teatralne również.

Miłość

Historia miłości Lei i Chonena jest w filmie Dybuk zapowiedziana w przedakcji, kiedy ich młodzi ojcowie dopiero spodziewają się potomków. Przysięgają sobie, że jeśli urodzą się im dzieci różnej płci, połączą je małżeństwem. Nissen, ojciec Chonena, wracając do siebie, za wodę, utonie przed narodzinami syna, a Sander, ojciec Lei, zapomni o przyrzeczeniu i – skupiwszy się na powiększaniu majątku – zaręczy córkę z synem bogatego kupca. Los jednak zetknie oboje bohaterów. Chonen, nieświadom niczego, przybędzie do miasteczka Brynica, by studiować kabałę, pokocha Leę, a ona jego. Aby zdobyć dziewczynę, zaprzeda się szatanowi. Zginie jako przeklęty. Ona, przymuszona do ślubu z innym, pójdzie na grób ukochanego i zaprosi go na swoje wesele. Chonen pojawi się jako dybuk i wejdzie w ciało ukochanej. Lea, poddana egzorcyzmom, umrze, w śmierci zjednoczy się z prawdziwym oblubieńcem.

W Demonie pan młody też jest przybyszem zza wody. Niewiele o nim wiadomo, tak jak niewiele wiedziano w sztetlu o Chonenie. Peter jest Anglikiem, przyjeżdża z Londynu, sam, bez nikogo z rodziny. Podczas ludowej, weselnej przyśpiewki napomyka jednak, że zna ją od babci. A więc ma polskie korzenie. Mówi nieźle po polsku. Z Żanetą skojarzyła ich wprawdzie nie przysięga, ale pracujący na Wyspach Brytyjskich brat dziewczyny. Zatem… ich związek też ktoś umyślił, ktoś w niego ingerował. Potem była to więź internetowa, funkcjonująca w przestrzeni niematerialnej. Bardzo konkretny (biznesmen!) ojciec dziewczyny nie może pojąć takiej miłości, nieopartej na fizycznym byciu obok, znajomości doświadczonej w realnym życiu.

Sebastian Jagielski, analizując ukryte homoseksualne wątki w twórczości Michała Waszyńskiego, wskazuje na specyficzny kult braterstwa w Dybuku. Nissen i Sender nazywając się wzajem „braćmi”, zachowują się jak kochankowie, obejmują się, trzymają się z ręce, całują na pożegnanie. A „małżeństwo ich dzieci miałoby być symbolicznym zespoleniem obu mężczyzn” – pisze filmoznawca¹.

W Demonie brat Żanety, „Jasny” ( Tomasz Schuchardt), jako pierwszy wita przybyłego Petera; robi to z szorstką, ale czułością, krąży koło niego, obejmuje. Uczestniczy w ubieraniu pana młodego do ceremonii ślubu, podaje krawat, zauważa detale – rozpięte spodnie. Poświęca mu wiele uwagi. Jest w tym jakaś nadmierność. Czyżby małżeństwo Petera z siostrą miało być dla niego symbolicznym „zespoleniem” z przyjacielem? Jak w Dybuku?

W Leę wszedł duch Chonena, kogoś, kto kochał i był kochany, był osobą bliską. W Petera wnika dybuk Hany, młodej Żydówki z dalekiej przeszłości. Jej szkielet odkrył Anglik w sadzie wokół domu, który – prawdopodobnie – przejął dziadek Żanety po rodzinie tej dziewczyny (jak to się stało? – jedno z wielu niedopowiedzeń filmu). Dla ducha Hany Peter jest jej ukochanym. On sam nie ma świadomości jej dawnego fizycznego i obecnego, upiornego, istnienia. Zauważył jedynie „pamiątki” po przedwojennych domownikach – biały ślad na ścianie po czymś, niegdyś tam zawieszonym, kreski na framudze drzwi zaznaczające wzrost Hany i jej dwu sióstr. Spod zmurszałego łóżka wybiegają z piskiem trzy dziewczynki. Straszą go. Duchy przeszłości? Na weselu tych dziewczynek nie zobaczymy. W ogóle nie ma na nim dzieci, wbrew wiejskiemu zwyczajowi.

Lea miała świadomość obecności Chonena w swoim ciele. Zgodę na nią. Sama go zaprosiła. Peter odkrył, odkopał grób Hany. Wbrew żydowskim obyczajom funeralnym naruszył go. A więc też tak jakby zaprosił ducha dziewczyny na swój ślub. Tyle że on zrobił to nieświadomie. Chłopak jest swoim stanem przerażony. Jego opętanie nie następuje nagle. Najpierw jest to strużka krwi z nosa. Potem widmowa wizja Hany w ślubnym stroju. Peter tańczy, tak jak Lea, w przedziwnym, epileptycznym tańcu z dybukiem. Aż do wyczerpania. Jest przy nim wstrząśnięta Żaneta ( Agnieszka Żulewska), najpierw niedowierzająca, potem jakby zaczynająca rozumieć wszystko. A więc obok Petera jest miłość ziemska, fizyczna (zaświadczona wcześniej, tuż po kościelnych zaślubinach, gwałtownym aktem miłosnym). Ale ta miłość nie ochrania. Mężczyzna jest zagarnięty przez miłość Hany. Jest nią. Mówi jej głosem.

Dlaczego Peter? Bo jest obcy, skądś, pojedynczy, nie stoi za nim żadna rodzina. Bo jest wcieleniem kogoś, kogo Hana niegdyś kochała i poślubiła? Stary profesor Szymon Wentz, Żyd, spełniający tu rolę Przewodnika (jak posłaniec Meszulach z Dybuka) pamięta z dzieciństwa Hanę i pamięta, że kochała polskiego młodzieńca, choć była marzeniem wszystkich żydowskich chłopaków. Tylko tyle.

Tajemniczym, nie do końca jasnym dopowiedzeniem jest zdjęcie widoczne spod gruzów burzonego po weselu nawiedzonego domu. To fotografia ślubna: Hana, obok mężczyzna z twarzą Petera, oboje w rozjaśnieniu, jakby w poświacie, wokół nich rodzina, goście, zaciemnieni, wycieniowani. Fotografia czyni nas jeszcze bardziej bezradnymi. Pogłębia mistyczną tajemnicę. Kim jest Peter? Mówi się o nim także Piotr, „Pyton”. Ma wiele imion. Jego postać gra bardzo świadomie obsadzony izraelski aktor ( Itay Tiran). Dlaczego? Ukochanym był Polak.

Tajemnicą jest też zniknięcie Petera. Lea umarła. A Peter? Ukryty przed zszokowanymi gośćmi weselnymi w piwnicy (to też coś znaczy!), majacząc, widzi siebie w błotnym grobie, a nad sobą Hanę. Antycypacja jego śmierci? Dlaczego „Ronaldo”, przyjaciel „Jasnego”, w nocy, kiedy inni szukają opętanego, przerzuca mokrą ziemię? Widzimy tylko jego napiętą twarz (kocha Żanetę, nienawidzi jej męża) i ruchy łopatą. Czy to nowy grób? Petera? Potem, już za dnia, zepchnie w przepastną wodę kamieniołomu auto rywala. Żeby się wypełniły słowa jego szefa, ojca Żanety: „Wesela nie było. Pana młodego nie było. Was nie było”?

Wesela na cmentarzu

Ważnym elementem i Dybuka, i Demona są ich lokacje. Film Michała Waszyńskiego realizowany był głównie w Kazimierzu Dolnym i wąwozach wokół niego. Miasteczko Brynica to świat li tylko Żydów. W obrazie nie pojawia się żaden nie-Żyd. Widzimy rynek, dwie synagogi, mykwę, dom Sendera, cmentarz. W rynku – grób nieszczęśliwych kochanków z XVII w.

W pierwszych ujęciach Demona (realizowanego koło Bochni) oglądamy puste, zdegradowane popegeerowskie miasteczko, nawet sznury na bieliznę – rozpięte między odrapanymi, niskimi blokami – są puste. Kamera prześlizguje się wąskimi uliczkami, wyprowadzającymi na wieś, właściwą przestrzeń, w której odbędzie się wesele i towarzyszące mu zdarzenia. Ale w nocy, kiedy weselnicy będą krążyć samochodem w poszukiwaniu Petera, a ich przewodnikiem będzie Żyd, profesor, miasteczko przemieni się w sztetl – nauczyciel będzie nazywał każdy budynek naznaczony swoją pamięcią z dzieciństwa – synagoga, koszerna rzeźnia, piekarnia, mykwa. Za dnia – opustoszałe miasteczko polskie, nocą – równie puste, ale żydowskie.

Zaręczyny Lei, a potem jej, przerwany przez dybuka, ślub z niechcianym człowiekiem, rozgrywają się w rynku, sercu miasteczka, blisko „świętego grobu”. Parę młodych, będących już pod chupą, zabili gromiący Żydów Kozacy. Lea „rozmawia” z kochankami, błagając o ratunek przed małżeńskim przymusem. Potem idzie na cmentarz, by zaprosić zmarłą matkę i – jak już wspomnieliśmy – Chonena. Wydarzenia okołoweselne (zaręczyny, taniec żebraków, taniec Lei ze Śmiercią, ustawienie baldachimu, chupy) rozgrywają się zatem w cmentarnej aurze, blisko grobów.

Podobnie jest w Demonie. Peter, płynący promem samotnie ku kamieniołomom (odpowiednik wąwozu w Dybuku), po raz pierwszy dotyka śmierci. Widzi w rzece zrozpaczoną, półnagą kobietę usiłującą się rzucić za kimś w nurt wody. Na brzegu – biernie przyglądająca się grupka ludzi. Nieszczęsną powstrzymuje ratownik. Ta kobieta, już wdowio ubrana, pojawi się jeszcze dwukrotnie. Znowu spojrzy w oczy Petera, gdy ten będzie, po obrzędzie zaślubin, wychodził z kościoła. A potem, w poweselny poranek, minie się z nią idącą w czarnym kondukcie korowód pijanych gości w wymiętych, jasnych strojach. Petera już nie będzie.

Drugiego dotknięcia śmierci doświadczy on tuż po dotarciu do zniszczonego, niezamieszkałego domu (dworku ?), który ma być domem jego i Żanety, dziedziczonym po jej dziadku. Dziadku osiadłym tam po Żydach. Jego (?) ślubne zdjęcie na ścianie świadczy, że traktował dom jak swój. Dziwi fakt, że Peter nie szuka narzeczonej, nie biegnie (gdzieś niedaleko) do nuworyszowskiego domu jej rodziców, by się przywitać. Ogląda obejście (w pobliżu jest stodoła, w której, z kaprysu panny młodej, ma się jutro odbyć, aranżowane na wiejską modłę, weselisko) i, gnany jakimś imperatywem, manewruje koparką podesłaną przez teścia, planuje basen, zaczyna w upatrzonym miejscu odrzucać ziemię. I wtedy to odkrywa szkielet. Przestrzeń wokół jego przyszłego domu i obok domu weselnego (stodoły) okazuje się cmentarzem.

Myśl o tajemniczym grobie (nikt z rodziny nie chce o nim słyszeć, teść coś wie, ale wykręca się, bagatelizuje fakt) nie opuszcza „Pytona”. Narasta jego opętanie, aż do, epileptycznych według weselników, tańców. Z Żanetą, ale też z widmem Hany. Bo to jej spokój w grobie naruszył.

Pan młody staje się Haną, jej dusza „przylgnęła” do niego, teraz on mówi jej głosem, jak Lea głosem Chonena. Z tym że dybuka młodego kabalisty rabin zmusił do opuszczenia ciała ukochanej. Peter nie uwolni się od Hany. Nie pomoże bezradny lekarz (zastrzyki, podejrzenie choroby psychicznej), ksiądz (egzorcyzmy, łacina). Hana mówi w jidysz. Kontakt z nią nawiąże w jej języku profesor. Ale nie ma on mocy rabina, nie wyzwoli, nie ukoi duszy pokutującej dziewczyny, szukającej spełnienia czegoś, czego nie doznała za życia. Może zabito ją pod chupą, jak „świętych kochanków” z Brynicy? Zdjęcie wyzierające spod gruzów burzonego domu niczego tak naprawdę nie wyjaśnia.

Wesele Lei jest wydarzeniem dramatycznym, wesele Petera i Żanety pokazane zostało w konwencji grozy, ale też groteski, chwilami wręcz parodii. Demon jest rozpięty między gatunkami. Twórcy pomieścili w jego obrazie odwołania nie tylko do żydowskiego wesela z Dybuka, ale przede wszystkim do polskich wesel i zaręczyn. Literackich i filmowych. Oglądając Demona, myślimy o konstrukcji centonu złożonego z fragmentów różnych tekstów kultury, również obyczaju (ludowe piosenki weselne i… żydowska kołysanka). Przypominamy sobie Żyda Jankiela na zaręczynach w Panu Tadeuszu, Żyda w dramacie Stanisława Wyspiańskiego, Żyda w Weselu Andrzeja Wajdy, księży z tych dzieł, księdza z Wesela Wojciecha Smarzowskiego. Znajdujemy tu wszystkie weselne tropy, do których jesteśmy przyzwyczajeni, bronowickie mgły i snopki zboża, przywoływanie duchów (ciotka Żanety: „Panna młoda czeka”, jak mickiewiczowski guślarz), lejący się alkohol, pijacki seks. Wysoko i nisko. Oczywiście i zaskakująco. Tylko… dlaczego goście weselni Żanety i Petera nie mają na sobie koloru? Wszyscy ubrani są w monochromatyczne beże, blade róże. Zunifikowani?

Niepokój

Najsilniejszym uczuciem towarzyszącym odbiorowi tego obrazu jest niepokój. Stąd pytania, których w powyższym tekście wiele. A nasuwają się następne. Czy dybuk odszedł? Skoro Żaneta w ostatniej scenie filmu odpływa promem i wygląda jak Peter, w jego ubraniu, z krótko obciętymi włosami. Wszedł w nią dybuk męża czy Hany?

Żydowska tradycja jest w filmie zasugerowana. Nie odeszła. Jej strażnikiem jest profesor Szymon Wentz, szanowany przez społeczność, skoro zaproszono go na wesele. To jemu jako pierwszemu pozwolono wygłosić przemówienie. Tyle że gdy wspomniał o żydowskich łzach z przeszłości, nawiązując do deszczu nad bankietowym namiotem, zagłuszono go. Nikt nie chce mówić o sąsiadach sprzed lat. Zostali zepchnięci w niepamięć, jak w Pokłosiu Władysława Pasikowskiego, Sekrecie Przemysława Wojcieszka, obrazie Z daleka widok jest piękny Wilhelma Sasnala, Idzie Pawła Pawlikowskiego.

Szeroką, okrężną drogą dochodzą twórcy Demona do tabuizowanego tematu, który – i to on przede wszystkim – budzi niepokój. Tematu – jak pisze Marcin Kołodziejczyk – „niedomkniętych żydowskich grobów”, „niemiejsc pamięci”, „cichej wiejskiej zagłady”[1]. Film jest palimpsestem piszącym to samo, na nowo na starym, na wcześniejszych filmach, ale inaczej, inną drogą dochodzącym do tych samych konstatacji.

[1] M. Kołodziejczyk, Piękno złych miejsc, „Polityka” 47/2019, s. 33–34.

Nota biograficzna:

Marcin Wrona (1973-2015) – był absolwentem filmoznawstwa na UJ w Krakowie oraz reżyserii (z tytułem doktora) na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ukończył Mistrzowską Szkołę Reżyserii Andrzeja Wajdy oraz Binger Film Institute w Amsterdamie. Od 2006 r. wykładał reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wyreżyserował pełnometrażowe filmy Moja krew, Chrzest, Demon, wiele spektakli telewizyjnych i teatralnych oraz seriale Lekarze, Ratownicy. Zmarł śmiercią samobójczą 19 września 2015 roku.

Zadania pomocne w dydaktyce:

  1. Zanalizuj artykuł Marcina Kołodziejczyka Piękno złych miejsc („Polityka” 47/2019).
  2. Jeśli jesteś zainteresowany żydowskimi śladami w rodzimej przestrzeni, sięgnij po tom Mordechaja Canina Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce.

Bibliografia:

  1. S. Jagielski, Maskarada męskości. Pragnienie homospołeczne w polskim kinie fabularnym, Kraków 2013.
  2. M. Kołodziejczyk, Piękno złych miejsc, „Polityka” 47/2019.
  3. D. Mazur, Dybuk, Poznań 2007.
  4. P. Rowicki, Przylgnięcie [w:] Ikony, pseudoherosi i zwykli śmiertelnicy. Antologia najnowszego dramatu polskiego, Warszawa 2015.
  5. K. Świrek, Demon, „Kino” 10/2015.
tytuł: Demon
rodzaj/gatunek: thriller
reżyseria: Marcin Wrona
scenariusz: Paweł Maślona, Marcin Wrona
zdjęcia: Paweł Flis
muzyka: Marcin Macuk, Krzysztof Penderecki
obsada: Itaj Tiran, Agnieszka Żulewska, Andrzej Grabowski
produkcja: Polska, Izrael
rok prod.: 2015
czas trwania: 94 min
Wróć do wyszukiwania