Szkoła podwójnego myślenia
Patryk Pleskot
Cwał Krzysztofa Zanussiego należy do kategorii filmów mierzących się z trudnym zadaniem oddania natury systemu totalitarnego — w tym przypadku w wydaniu stalinowskiej Polski początku lat 50. XX w. Z problemem konfrontowali się tacy twórcy, jak Ryszard Bugajski, Krzysztof Kieślowski czy Wojciech Marczewski, nierzadko obierając w swych historiach perspektywę dziecka. Tak czyni też Zanussi, opowiadając na poły autobiograficzną historię dziesięcioletniego Huberta i jego relacji z niezwykłą ciotką, rozgrywającą się na tle stalinowskiej Warszawy.
Wydaje się, że kanwą, na której osnuto fabułę filmu (przynajmniej od strony realiów historycznych), jest zjawisko podwójnego myślenia — czy, pisząc bardziej po orwellowsku — „dwójmyślenia”. Taką postawę obierają jednostki funkcjonujące w systemie totalitarnym. W oryginalnym znaczeniu z powieści Rok 1984 oznacza to umiejętność równoczesnej akceptacji sprzecznych informacji, prawd, wartości. Odnosząc się do realiów stalinowskiej Polski, można zinterpretować to pojęcie jako jedną ze strategii przystosowawczych, polegającą na prowadzeniu podwójnego życia: zewnętrznego, w którym składa się trybut wymogom totalitarnego państwa, i wewnętrznego, w którym próbuje się zachować wierność samemu sobie i wartościom, w które się wierzy naprawdę. Hipokryzja? Heroizm? Emigracja wewnętrzna? Cynizm? Wszystkie te pojęcia mogą zawierać się w „dwójmyśleniu”, ale zapewne w każdym indywidualnym przypadku proporcje między nimi rozkładały się inaczej.
W filmie Zanussiego owo podwójne myślenie jest doprowadzone do alegorycznego ekstremum: ciotka Huberta Idalia (której pokrewieństwo z chłopcem, a nawet prawdziwe imię pozostają osnute mgiełką tajemnicy), prowadzi dosłownie podwójne życie — swoje, w głębi antykomunistyczne, oraz wyimaginowanej, partyjnej bliźniaczki. Kim jest jednak naprawdę? Która z bliźniaczek to ona? W pewnym momencie Hubert znajduje w mieszkaniu ciotki Biblię i wetkniętą w nią legitymację partyjną — oto symbol tego podwójnego życia.
Hiperbola, którą jest biografia Idalii, staje się narzędziem do ukazania całej perfidii systemu totalitarnego. Nie polega ona wyłącznie na fizycznej, bezpośredniej represji (scena z pobitym więźniem w areszcie, gdzie Hubert trafia wraz z matką na przesłuchanie; bronienie wstępu na uczelnię Ksaweremu, przyjacielowi Idalii), inwigilacji i wszechobecnej kontroli (rewizja w mieszkaniu ciotki, śledzenie zagranicznego dyplomaty), histerii antykościelnej (scena ze zjedzeniem zdjęcia, na którym Hubert rzekomo był ubrany w komżę), społecznej inżynierii (przymusowe Święto 1 Maja, obchody śmierci Stalina), rozpanoszeniu sowieckich generałów i wrogości wobec „faszystowskiej” sanacji. To również — a może przede wszystkim — łamanie charakterów, powszechna indoktrynacja, prymitywna acz brutalna propaganda. To pochwała donosicielstwa, wszechogarniająca podejrzliwość, likwidacja prywatności, wprowadzenie monopolu partyjno-państwowego na wszystko. Słowem — próba budowania „człowieka sowieckiego”: wyzbytego wiary, korzeni, więzów rodzinnych, moralności — dla którego liczy się tylko bieżąca linia polityczna partii.
Jedynym ratunkiem pozostaje albo drastyczna decyzja (próba ucieczki, myśli samobójcze), albo — właśnie dwójmyślenie. Póki uprawiamy podwójne myślenie, nie jesteśmy jeszcze „człowiekiem sowieckim”. Nie jesteśmy już jednak niewinni. W tym kontekście totalitaryzm wnika — można by powiedzieć — jeszcze głębiej. Stalinowskiemu „praniu mózgu” można się przeciwstawić, ale — paradoksalnie — kosztem wartości, których próbuje się bronić. No bo czym innym jest dwójmyślenie, jak nie kłamstwem, otwartym zapieraniem się wartości, w które się wierzy? Czy można zachować wierność tym wartościom, jeśli się im (na pewnej płaszczyźnie) zaprzecza? Kłamstwo jako ratunek prawdy — czy taki paradoks może być prawdziwy?
Pytania te zadaje sobie Hubert, a inni bohaterowie filmu — matka, ksiądz — nie potrafią mu odpowiedzieć. Film Zanussiego nie jest jednak tak ponurą wizją, jak Rok 1984 Orwella. Dlatego proponowana przez reżysera i scenarzystę odpowiedź na powyższe pytania jest niejednoznaczna, ale chyba pozytywna. Ciotce i Hubertowi udaje się, przy całym szaleństwie i wahaniach, nie zapomnieć o prawdziwym „ja”. A pomagają w tym… konie. Miłość do koni jest jedynym elementem, który pozostaje stały. Wszyscy ludzie kłamią — mówi w pewnym momencie Idalia — ale (jakkolwiek brzmi to dziwnie) koniom mówi się prawdę. Ujmując rzecz inaczej: w relacjach ze zwierzętami człowiek pozostaje sobą.
Konie — ten symbol sanacyjnego ustroju — Idalia wykorzystuje do nowej formy pracy organicznej, podobnie jak naukę języka francuskiego. Przedstawicielom władzy mówi to, co chcą usłyszeć (ubekom czy młodej, całkowicie zideologizowanej dyrektorce szkoły), a poza zasięgiem ich wzroku wpaja swym bliskim inne wartości. Nie teoretycznie, lecz praktycznie: starając się założyć kółko hippiczne i zmuszając wręcz do nauki języka francuskiego. Nie dziwne, że Zanussi wybrał akurat ten język: przełom lat 40. i 50. to okres gwałtownego odpływu znajomości języka przedwojennych elit i czas narzuconej ofensywy języka rosyjskiego.
Cwał zawiera wiele innych odniesień do realiów historycznych. Warto zwrócić uwagę na niektóre z nich. Po pierwsze — polska emigracja powojenna. W wyniku II wojny światowej (i zmiany granic państwa polskiego) kilka milionów Polaków musiało zmienić miejsce swego pobytu. Kilkaset tysięcy pozostało po wojnie na Zachodzie. Żołnierze AK, Polskich Sił Zbrojnych (walczących u boku Anglików, Francuzów i Amerykanów), dawni urzędnicy II RP — nawet jeśli chcieli wrócić do Polski, to nie wracali, zdając sobie sprawę, że w ojczyźnie czeka ich co najmniej inwigilacja, a najpewniej aresztowanie i może nawet śmierć. Przecież w pierwszych powojennych latach kilkadziesiąt tysięcy osób zostało osadzonych w więzieniach tylko za to, że kojarzyli się z minionym ustrojem. Nie byli to wyłącznie tzw. żołnierze wyklęci, którzy otwarcie walczyli z systemem. Jedyną winą wielu osadzonych było tylko to, że podczas wojny walczyli z Niemcami w szeregach Armii Krajowej — tego „zaplutego karła reakcji” (jak pisała komunistyczna propaganda).
Dlatego ojciec Huberta, żołnierz AK, który w nieznany nam sposób trafił na Zachód, pozostał za granicą, rozstając się z żoną i synem. Sytuacja była trudna nie tylko dla rodziny. Przymusowi emigranci, często wywodzący się z przedwojennej inteligencji, mierzyli się z niełatwą rzeczywistością powojennego kryzysu ekonomicznego. Często ulegali deklasacji, zapomniani przez dawnych sojuszników. Najlepszym tego przykładem jest los gen. Stanisława Maczka, który po wojnie pracował jako… barman w Edynburgu. Jednocześnie nowe, komunistyczne władze w Warszawie pozbawiły go polskiego obywatelstwa.
Próby kontaktu Huberta z ojcem ukazują jeszcze jeden fenomen stalinowskiej Polski: jej niemal całkowite odcięcie od zachodniego świata. Rozmowy telefoniczne są kontrolowane, jakakolwiek próba kontaktu z „faszystowskim zachodem” (telefoniczna, listowna, radiowa) jest torpedowana lub inwigilowana i może stać się przyczyną represji; jedynie pomarzyć można o legalnej emigracji. Ile biografii zostało złamanych przez to zamknięcie? Ile rodzin musiało żyć w przymusowej separacji? Nie sposób zliczyć tych pośrednich i „subtelnych” ofiar totalitarnego systemu.
W filmie pojawia się również wątek wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936–1939. Dla wielu komunistów był to „chrzest bojowy” — w tym również dla ochotników z Polski, tzw. dąbrowszczaków (nawiązujących do lewicowego działacza niepodległościowego z XIX w. Jarosława Dąbrowskiego). W stalinowskiej propagandzie „dąbrowszczacy”, a zwłaszcza Karol Świerczewski (generał zarówno ludowego Wojska Polskiego, jak i sowieckiej policji politycznej NKWD) stali się oficjalnym przedmiotem kultu. Wraz z partyzantami z komunistycznej Gwardii (Armii) Ludowej, nie mogącej przecież równać się liczebnością z AK, „dąbrowszczacy” mieli zastąpić w pamięci społecznej tradycje Polskiego Państwa Podziemnego.
Choć wizja totalitaryzmu, proponowana przez Zanussiego, jest ponura, reżyser — jak wspomniano — daje widzowi pewną nadzieję. Idalia potrafi sobie poradzić, ma swoje konie, umie wydobyć się z największych tarapatów, często z komiczną wręcz brawurą. Idea podwójnego myślenia — choć przecież nie prosta i nie cukierkowa — przeciwstawia się Zniewolonemu umysłowi Czesława Miłosza. U Miłosza totalitaryzm wciąga, „zasyca” osobowość człowieka, który próbuje prowadzić z nim grę. Podwójne myślenie Zanussiego to ostatnia linia obrony przed zmianą w „człowieka sowieckiego”.
W końcowej scenie reżyser we własnej osobie przypomina, że parę lat po tym, kiedy zakończył akcję swego filmu, nastała polityczna odwilż. W październiku 1956 roku Władysław Gomułka wskazał na „błędy i wypaczenia” stalinizmu, choć nie zgodził się na prawdziwe rozliczenia. Przejściowa liberalizacja polityczna stała się jednak faktem. Być może Hubert spotkał się wtedy z ojcem? Może Idalia mogła wreszcie „uśmiercić” swą wymyśloną bliźniaczkę?
Taką nadzieję można mieć jedynie z perspektywy czasu, wychodząc poza ramy filmowej narracji. Filmowy Hubert, żegnający się z ciotką, nie może tego wszystkiego wiedzieć. Nie wykluczone więc, że Zanussi traktował ten film, oparty na wątkach z własnego życia, jako formę autoterapii. Czy może być ona skuteczna również dla innych ludzi, którym przyszło praktykować podwójne myślenie w tamtych czasach?
tytuł: „Cwał”
gatunek: dramat, komedia
reżyseria: Krzysztof Zanussi
scenariusz: Krzysztof Zanussi
muzyka: Wojciech Kilar
zdjęcia: Jarosław Żamojda
obsada: Maja Komorowska, Bartosz Obuchowicz, Karolina Wajda, Piotr Adamczyk
produkcja: Polska
rok prod.: 1995
czas trwania: 103 min.