Etyka fabularzysty
Uwagi na marginesie „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy
Bartosz Zając
W wywiadach jakie ukazały się w prasie drukowanej i Internecie Maciej Pieprzyca, reżyser „Chce się żyć”, podkreślał wielokrotnie jakim wyzwaniem była realizacja filmu inspirowanego życiem Przemysława Chrzanowskiego, chłopca dotkniętego porażeniem mózgowym. Pomysł realizacji filmu opowiadającego o życiu osoby niepełnosprawnej budził szereg wątpliwości. Wiele osób sugerowało, że to trudny temat, budzący kontrowersje, że wymaga wejścia w świat, z którym najczęściej nie chcemy się stykać. Pojawiły się tez głosy wskazujące na aspekt komercyjny. Czy ktoś będzie chciał podobny film oglądać? Czy do kina pójdzie więcej niż tysiąc osób? Czy znajdą się pieniądze na realizację takiego projektu? Ostatecznie znalazły się. Film z pewnością osiągnął sukces artystyczny i frekwencyjny. Obraz Pieprzycy zbierał laury na zagranicznych i krajowych festiwalach – w Montrealu, Chicago, Gdyni i Toruniu. Ale sukces w przypadku filmów podejmujących podobny temat należy mierzyć nie tylko nagrodami i frekwencją. Na autorze, który decyduje się przedstawić problemy osób niepełnosprawnych w kinie ciąży duża odpowiedzialność. Trzeba bowiem odpowiedzieć na pytanie dla kogo i w jakim celu ten film powstaje. Podobnych pytań nie kierujemy pod adresem wszystkich filmów i wszystkich autorów. Nie każda historia i nie każdy człowiek zmusza nas do głębszej refleksji nad sposobami ukazania ich losów na ekranie. Bohater melodramatu, filmu sensacyjnego, komedii, czy wielu filmów obyczajowych to postać, którą można przedstawić sięgając po znane, wypracowane przez lata konwencje opowiadania. W przypadku osób niepełnosprawnych i ich historii sytuacja wygląda nieco inaczej. W niniejszym tekście postaram się przedstawić szereg pytań, jakie rodzą się po obejrzeniu „Chce się żyć”, odwołując się też do historii reprezentacji osób niepełnosprawnych w kinie światowym.
Bohaterem fabularnego filmu Macieja Pieprzycy jest Mateusz, chłopiec dotknięty porażeniem mózgowym – niepełnosprawny fizycznie, pełnosprawny intelektualnie. To z jego perspektywy opowiadana jest historia w „Chce się żyć”. Dramat Mateusza polega na niezdolności komunikacji ze światem zewnętrznym. Przez wiele lat nikt, nawet najbliższa rodzina, nie dostrzega w nim normalnego, myślącego człowieka, a jedynie „roślinę” niezdolną do samodzielnej egzystencji – swobodnego poruszania się, myślenia, komunikowania. Pieprzyca pokazuje nam codzienne zmagania Mateusza. Przedstawia nam pełne czułości relacje z ojcem, przyjaźń rodząca się między chłopcem a jego rówieśniczką – Anką. Różne okoliczności sprawiają, że te więzi zostają zerwane. Wreszcie Mateusz trafia do specjalistycznego zakładu, w którym zostaje ostatecznie już zdiagnozowany jako osoba niepełnosprawna umysłowo. Nikt nie próbuje nawet nawiązać z nim kontaktu. Do końca swych dni Mateusza ma być „rośliną”.
Emocjonalny związek widza z bohaterem opiera się właśnie na tej świadomości, której nie posiadają ludzie w jego otoczeniu. My – widzowie – wiemy, że w Mateuszu tkwi bogate życie psychiczne. Wiemy, że myśli, czuje, kocha. Angażujemy się emocjonalnie w dramat osoby, która nie jest w stanie skutecznie wyrazić wszystkich myśli i emocji towarzyszących jej w codziennej egzystencji.
Aby wprowadzić nas w świat Mateusza reżyser sięgnął po komentarz słowny naśladujący monolog wewnętrzny. Mateusz zdradza w nim widzowi skrywane myśli i uczucia. Obcy świat, w którym chłopiec nie jest w stanie swobodnie działać zostaje przefiltrowany przez wrażliwość i niewinność dziecka, a ostatecznie oswojony. Rzeczywistość schyłkowego PRL’u widziana oczami bohatera nie jest ukazana realistycznie, ale subiektywnie, a nawet sentymentalnie. Podlega tu idealizacji – to rzeczywistość domu rodzinnego, a później zakładu opieki, w którym bohater zawiązuje intymną relację z atrakcyjną wolontariuszką.
Pieprzyca opowiedział historię Mateusza, dla której inspiracją było życie kilku znanych mu osób dotkniętych porażeniem mózgowym w ramy konwencjonalnej narracji kina fikcji. Nie jest to przypadek odosobniony. Ludzie niepełnosprawni fizycznie, dotknięci różnego rodzaju kalectwem, czy też niepełnosprawni umysłowo byli bohaterami filmów fabularnych już w początkach kina dźwiękowego. W 1932 Tod Browning zrealizował „Dziwolągi” (Freaks) – film opowiadający o trupie cyrkowców dotkniętych fizycznymi deformacjami. Obraz Browninga nie był jednak przykładem eksploatowania fizycznej odmienności bohaterów. Przeciwnie – reżyser pozwalał „dziwolągom” na wzięcie odwetu na ludziach reprezentujących tę część społeczeństwa, która szykanuje ich i odmawiała im prawa do normalnego życia.
Film Browninga jest wyjątkowy z uwagi na rezygnację z obsadzenia w rolach osób dotkniętych kalectwem profesjonalnych aktorów. Historia kina fikcji zna wiele przypadków filmów opowiadających o ludziach niepełnosprawnych, w których role odgrywane są przez aktorów nie dotkniętych żadną formą kalectwa – a jedynie odgrywających, imitujących cielesną lub umysłową ułomność na potrzeby filmowej fikcji. Można to oczywiście łatwo uzasadnić względami praktycznymi. Jednym z powodów – kluczowych na obszarze kina fikcji – byłaby kwestia reżyserii – komunikacji autora z aktorami. Reżyserowi z pewnością trudniej byłoby osiągnąć pożądany efekt dramaturgiczny w kontakcie z osobą niepełnosprawną fizycznie, umysłowo, lub po prostu nie znającą techniki aktorskiej. W dużej mierze dlatego też w kinie fikcji dominuje tendencja do obsadzania osób pełnosprawnych w roli bohaterów dotkniętych różnymi formami kalectwa. Profesjonalni aktorzy w sposób jak najbardziej autentyczny i przekonujący starają się odtworzyć gesty, mimikę, sposoby reagowania – innymi słowy wszystko to, co składa się na „autentyczny”, wzięty z codziennego doświadczenia wizerunek ludzi niepełnosprawnych.
Przykłady takiej strategii castingowej odnajdziemy zarówno w kinie autorskim jak i w produkcjach bardziej komercyjnych. W wybitnym „Locie nad kukułczym gniazdem” Milosa Formana, jak i „Foreście Gumpie” Roberta Zemeckisa. Podobnie jak w przypadku filmu Pieprzycy, tak i tu, trudno zakwestionować komercyjny czy artystyczny sukces obu filmów. Pojawia się tu jednak kontrowersja etyczna. Jest ona może mniej istotna w przypadku filmu Formana, który stanowi przecież metaforę ustroju totalitarnego, a nie realistyczny obraz życia osób niepełnosprawnych umysłowo. Jednak w przypadku filmów Zemeckisa i Pieprzycy trudno tę kontrowersję wyeliminować. Pojawia się bowiem pytanie, dla kogo te filmy powstały i jaki jest cel ich realizacji – czemu służyło opowiedzenie tych historii w taki a nie inny sposób?
Sądzę, że nadrzędnym celem realizacji podobnych filmów powinno być oddanie głosu tym, o których te filmy opowiadają. W pewnym sensie można powiedzieć, że jest to kwestia realizmu, czy też autentyzmu, ale w istocie chodzi tu o etykę. Czy można konstruować fikcyjny wizerunek osoby niepełnosprawnej posługując się konwencją kina fabularnego tak samo jak w przypadku filmowania historii innych ludzi? Posłużmy się analogią. W filmie „Narodziny narodu” (Birth of a Nation, 1915) D.W. Griffitha role Afroamerykanów zostały powierzone „białym” z wymalowanymi na „czarno” twarzami. Rasizm w tamtym okresie manifestował się w kinie, które było „białe” – Afroamerykanie nie mieli do niego wstępu jako profesjonalni aktorzy. Ta sytuacja zmieniła się z czasem, ale jeszcze długo trzeba było czekać na pogłębione psychologicznie, pełnowymiarowe role Afroamerykanów odgrywanych przez Afroamerykanów. Dodajmy – role, które pozwoliłyby marginalizowanej, prześladowanej na punkcie rasowym części publiczności na zadowalającą identyfikację. Czy biały aktor mógł w sposób satysfakcjonujący widzów imitować wygląd osoby „czarnoskórej”? Być może na poziomie technicznym, tudzież estetycznym – tak. Ale czy taką obsadę zaakceptowałyby osoby oczekujące realistycznej reprezentacji – z pewnością nie. Decyzja obsadowa w „Narodzinach narodu” była wyraźnym przykładem rasizmu – odmawiała pewnej części społeczeństwa prawa do stanowienia o własnym wizerunku. W przypadku osób niepełnosprawnych umysłowo czy fizycznie mamy w kinie do czynienia z podobną sytuacją. Celem filmów, których autorzy decydują się opowiedzieć o osobach dotkniętych niepełnosprawnością – czy to fizyczną czy to umysłową powinno być przywrócenie, włączenie ich do społeczeństwa, a istotnym elementem tego procesu jest ich fizyczna obecność, której nie można odegrać, imitować, jak w przypadku każdej innej roli filmowej. Jeśli funkcją tych filmów jest „oddanie głosu” ludziom, którym do tej pory odmawiano mówienia własnym głosem, których ukrywano na marginesach społecznych, to zmiana tej sytuacji wymaga otwarcia kina na ich obecność – przede wszystkim na poziomie obsadowym.
Pozostają oczywiście kwestie praktyczne, o których była już mowa. Sięgnijmy tu do filmu „Chce się żyć”. Jak pozwolić przemówić bohaterowi, który nie jest zdolny do wypowiedzenia swoich myśli, który jest fizycznie ograniczony? Pieprzyca posłużył się ciałem profesjonalnego aktora i głosem narratora. A przecież mógł sięgnąć po inne rozwiązanie. Dokument Ewy Pięty „Jak motyl” (2004) otwiera wypowiedź Przemka Chrzanowskiego – tego samego, którego losy zainspirowały Pieprzycę – że dzięki językowi Blissa – pismu logograficznemu – będzie mógł nam, widzom, opowiedzieć o sobie. „To co usłyszycie to historia mojego życia, którą przeczyta Wam Bartek Woźniak – dźwiękowiec, z którym zaprzyjaźniłem się podczas nagrywania filmu”. Ta deklaracja i późniejsza narracja, jakkolwiek zapośredniczone, zupełnie inaczej ustawiają odbiór filmu i naszą relację z bohaterem. Komunikacja jest oczywiście ograniczona, ale autorka oddaje głos Przemkowi, który pojawia się na ekranie we własnej osobie.
Oglądając film Pieprzycy możemy podziwiać warsztat aktorski Dawida Ogrodnika, to jak przekonująco odgrywa rolę chłopaka z porażeniem mózgowym, jak stara się pokonywać fizyczne ograniczenia – ale to wciąż fikcja i nasze chwilowe zawieszenie niewiary nic tu nie zmienia. Reżyser posłużył się aktorami i stworzył fikcję rządzącą się takimi samymi prawami jak w każdym innym filmie fabularnym. Nie wykonał pracy pozwalającej pokonać barierę komunikacyjną między nami a prawdziwym bohaterem filmu. Nie dał nam też okazji zetknięcia się z człowiekiem, który na co dzień ukrywany jest przed naszym wzrokiem za drzwiami instytucji odosobnienia. Taką szansę daje póki co kino dokumentalne. To tam spotkanie i komunikacja stają się możliwe, i to tam nie dochodzi do zafałszowania produkującego jedynie chwilowe emocje, upewniające nas – widzów – w tym, że jesteśmy zdolni do empatii, do wzruszenia się losem innych.
Nota biograficzna
Maciej Pieprzyca – absolwent Studium Scenariuszowego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi; reżyser filmowy i telewizyjny. Dziennikarz, autor filmów dokumentalnych i spektakli telewizyjnych, a także seriali, m.in. „Na dobre i na złe”, „Samo życie”, „Kryminalni”.
Pytania pomocne w dydaktyce
1. Jakie zalety mogą wynikać z przedstawienia sytuacji osób niepełnosprawnych środkami właściwymi kinu fikcji?
2. Czy filmowy portret Mateusza jest realistyczny i przekonujący psychologicznie? – wskaż argumenty za i przeciw.
3. Podaj i omów krótko przykłady znanych ci filmów fabularnych portretujących osoby niepełnosprawne.